Kiedy Serbowie pojawiają się na imprezie rangi mistrzowskiej, niemal z automatu traktuje się ich jako potencjalnego czarnego konia turnieju. Tylko że zazwyczaj kompletnie nic z tego nie wychodzi, a ekipa “Orłów” na ogół prędziutko wraca do domu. I wszystko wskazywało na to, że EURO 2024 będzie kolejnym spektakularnym niepowodzeniem reprezentacji Serbii. Podopieczni Dragana Stojkovicia długo przegrywali dziś ze Słowenią 0:1, a taki wynik redukowałby ich szanse na wyjście z grupy do minimum. Ale – dosłownie w ostatniej akcji spotkania – Serbom udało się jednak wyrównać i jakimś cudem utrzymać przy życiu.
Może właśnie takiego impulsu potrzebowała ta kadra, by wreszcie w pełni rozwinąć skrzydła?
Kiepska pierwsza połowa
Wydawało się, że scenariusz tego spotkania może być tylko jeden: Serbia, po porażce z Anglią w pierwszej kolejce fazy grupowej, spróbuje natychmiast zdominować przeciwnika i jak najszybciej wyjść na prowadzenie, podczas gdy Słowenia – mająca już jeden punkt na swoim koncie po remisie z Danią – będzie szukać swoich szans w kontratakach. Proste, oczywiste, łatwe do przewidzenia. Czyż nie tak? Ale na boisku, przynajmniej w pierwszej połowie, wcale to tak nie wyglądało. Przede wszystkim z uwagi na naprawdę kiepską postawę Serbów, którzy najzwyczajniej w świecie nie potrafili zepchnąć swoich oponentów do głębokiej defensywy. W gruncie rzeczy to Słoweńcy lepiej weszli w mecz. Nie przełożyło się to może na naprawdę klarowne sytuacje strzeleckie, lecz podopieczni Matjaża Keka i tak udowodnili, że nie mają dziś zamiaru ograniczać się wyłącznie do sporadycznych kontr. Co tu dużo mówić, Słoweńcy po prostu w ogóle się Serbów nie przestraszyli.
Inna sprawa, że spotkanie nie porywało ani tempem, ani poziomem.
Jako się rzekło, Serbowie uderzali głową w mur, a Słoweńcy nie czuli potrzeby, by wyprowadzać swoje akcje ofensywne większą liczbą graczy. Nawet atmosfera na trybunach trochę rozczarowała, bo sympatycy obu ekip zdawali się być uśpieni niemrawą postawą zawodników. Zanosiło się więc na to, że ten mecz będzie jednym z niewielu podczas EURO 2024, które z czystym sumieniem zakwalifikujemy do grona słabych i zwyczajnie nudnych. Zresztą Serbowie nie porwali także w pierwszej kolejce grupowych zmagań, choć wtedy można ich było akurat potraktować ulgowo, bo fajerwerków spodziewaliśmy się raczej po ich rywalach.
Jednak dzisiaj to właśnie Serbia miała w końcu pokazać swój – rzekomo niebagatelny – ofensywny potencjał. To Serbia miała rzucić się przeciwnikom do gardła i wyszarpać komplet punktów. Nawet jeśli nie dzięki fantastycznej grze kombinacyjnej, to przynajmniej za sprawą szalonej intensywności, wojowniczości. Tymczasem Słoweńcy nie musieli się nawet przesadnie napocić przy odpieraniu ataków rywali. Grzechem głównym “Orłów” nie była bowiem niedokładność, schematyczność czy błędy w ustawieniu. Serbowie grzeszyli przede wszystkim niemrawością. Grali wolno, ospale, bez pazura. Jak gdyby satysfakcjonował ich dziś remis.
Gol w ostatniej akcji
Po przerwie ekipa Stojkovicia trochę się wreszcie rozruszała, ale nadal jej ataki toczyły się według prostych, łatwych do rozczytania schematów. Serbowie z uporem maniaka posyłali w pole karne dośrodkowania, licząc na skuteczność Aleksandara Mitrovicia. Tylko że niespełna 30-letni snajper nie spisywał się najlepiej ani w bezpośrednich, fizycznych konfrontacjach z obrońcami Słowenii, ani w pojedynkach z Janem Oblakiem. Choć na jego usprawiedliwienie trzeba zaznaczyć, że wiele z dogrywanych w jego kierunku piłek do niczego się nie nadawało. Mitrović robił zatem co w jego mocy, siłując się ze słoweńskimi defensorami, lecz w większości tego rodzaju sytuacji był z góry skazany na porażkę. A tymczasem jego koledzy ewidentnie nie mieli w zanadrzu innych wariantów rozegrania akcji w ofensywie.
Jak gdyby tego wszystkiego było mało, w 69. minucie spotkania Serbowie dali się zaskoczyć Słoweńcom pod własną bramką. Fenomenalną kontrę zainicjował Zan Karnicnik, który poszedł zresztą odważnie do końca za akcją i ostatecznie wykończył ją osobiście, zapewniając swojej drużynie prowadzenie. Słoweńcy mieli też parę okazji do dobicia rywali, lecz albo brakowało im skuteczności w wykończeniu, ale gubili się w rozegraniu kontrataków.
A Serbowie? Cóż, dalej grali swoje. Dośrodkowywali.
Widać było po nich narastającą złość i frustrację. Potęgowaną gwałtownymi reakcjami trybun, ponieważ rozjuszeni serbscy kibice obrzucali słoweńskich piłkarzy przeróżnymi śmieciami, chcąc wyprowadzić ich w ten sposób z równowagi. Tylko że to “Orły” sprawiały wrażenie coraz mocniej podenerwowanych, a gracze Słowenii nakręcali się kolejnymi udanymi interwencjami w defensywie i znakomitymi paradami Oblaka. Wszystko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmieniło się jednak w piątej minucie doliczonego czasu gry. Wreszcie wrzutka reprezentacji Serbii przyniosła bowiem pożądany skutek – dograna z bocznego sektora boiska futbolówka spadła na głowę Luki Jovicia, a ten skierował ją do siatki, studząc euforię Słoweńców i budząc szał radości w sektorach zajmowanych przez Serbów.
𝐎𝐬𝐭𝐚𝐭𝐧𝐢𝐚 𝐚𝐤𝐜𝐣𝐚❗
Bramkarz ruszył w pole karne… i 𝐆𝐎𝐎𝐎𝐎𝐋 ⚽ Luka Jović w 95. minucie na 1:1!
Serbia zachowuje nadzieje na awans!
Słowenia była sekundy od niemal pewnego awansu! pic.twitter.com/syiZNeeqUP— TVP SPORT (@sport_tvppl) June 20, 2024
***
Czy Serbowie zasłużyli na tego gola? Wydaje się, że – mimo wszystko – tak. Remis to sprawiedliwy rezultat, a przy okazji wynik gwarantujący nam olbrzymie emocje w grupie C. Słoweńcy mają na swoim koncie dwa udane występy, ale dwa wywalczone oczka niczego im jeszcze nie gwarantują. Z kolei Serbowie już pomału przymierzali się do pakowania walizek, a tymczasem ewentualne zwycięstwo w spotkaniu numer trzy zapewne zagwarantuje im udział w fazie pucharowej turnieju.
EURO 2024 po prostu nie zawodzi. Nawet te nudniejsze spotkania koniec końców potrafią zelektryzować.
Słowenia – Serbia 1:1 (1:1)
Z. Karnicnik 69′ – L. Jović 90+5′
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Gmoch: Patrzę na „xG” i głupieję. Jestem stary, ale muszę nadążać
- Jasna strona księżyca. Opowieść o kadrze Leo Beenhakkera
- Ronaldo na ratunek byłego NRD
- „Gruzja wygra EURO” – mówią ludzie. Gdy zaczęli mieć dość polityków, pokochali futbol
- Przełomowe EURO. Strzały z dystansu wróciły do łask
- Szczęście, kobiety, podstęp i amfetamina. Dlaczego Węgrzy nie zostali mistrzami świata?
fot. NewsPix.pl