Wirtz. Can. Aebischer. Barella. Gakpo. Janża. Stanciu. Marin. Provod. Guler. Akturkoglu. Co łączy tych jedenastu piłkarzy poza faktem, że reprezentują swoje kraje na EURO 2024? Gole. Gole z dystansu, których w pierwszej kolejce fazy grupowej było całe mnóstwo. Dość powiedzieć, że na komplet dwunastu meczów w aż ośmiu ktoś cieszył się ze strzału oddanego zza szesnastki. W skali nie tylko turniejowej, ale też jak na standardy dzisiejszego futbolu, to prawdziwa anomalia.
Na EURO 2016, które Eder zwieńczył w finale strzałem z dystansu, zobaczyliśmy łącznie 17 takich bramek. Na EURO 2020 – 19. A że mówimy o pełnych turniejach, wszystkich kolejkach i fazach pucharowych, wynik dopiero na początku obecnych mistrzostw Europy tym bardziej robi wrażenie.
To nie jest przypadek, że w ośmiu na dwanaście spotkań komuś, mówiąc kolokwialnie, wpadło. To przede wszystkim zasługa licznych prób, spośród których prędzej czy później któraś po prostu kończy się golem. Na przykład Turcja w meczu z Gruzją oddała aż 11 uderzeń z dystansu, co jest rekordem pierwszej kolejki. Co prawda tylko dwa były celne, ale jedno z nich, autorstwa Ardy Gulera, ostatecznie powiększyło szeroką już kolekcję.
12 meczów, 11 goli. Magia strzałów z dystansu wróciła
Widać po wielu zespołach, nawet tych z wyższej półki, że nie traktują tego elementu gry jako ostateczność. Ba, tacy Rumuni ze strzałów z dalszej odległości zrobili skuteczną broń na Ukraińców, konkretnie na Łunina, któremu Stanciu z Marinem będą śnili się po nocach. Fakt, to był bardzo słaby mecz bramkarza Realu Madryt, ale to absolutnie nie zaburza argumentu, że…
Strzelanie z dystansu na tym turnieju zwyczajnie się opłaca. Trochę wbrew logice, w sporze z modelem wyliczającym xG, który podpowiada, że zdecydowanie lepiej da się spożytkować ostatnie dotknięcie piłki w akcji ofensywnej. Zresztą sami zobaczcie:
- Erik Janża – 0,01
- Razvan Marin – 0,02
- Arda Guler – 0,02
- Michel Aebischer – 0,04
- Lukas Provod – 0,04
- Cody Gakpo – 0,05
- Nicolae Stanciu – 0,05
- Emre Can – 0,05
- Florian Wirtz – 0,06
- Nicolo Barella – 0,08
- Kerem Akturkoglu – 0,47
To oczywiście grupa zawodników, którzy w pewnym momencie meczu podjęli ryzyko i mieli z tego tytułu naprawdę fajne korzyści. No, powiedzmy, że niekoniecznie Akturkoglu, który w swojej sytuacji na 3:1 dla Turków musiał jedynie wbić piłkę do pustej bramki. Ale nawet bez niego teza o opłacalnych strzałach z dystansu ma mocne podstawy. To wciąż jeden z najtrudniejszych sposobów na strzelenie gola, ale powtarzany wielokrotnie, szczególnie w realiach reprezentacyjnych, najwyraźniej staje się wartością dodaną.
EURO 2024 pracuje na swój znak rozpoznawczy
Pod tym względem zupełnie inne były ostatnie MŚ w Katarze. Tam można było zauważyć, że piłkarze za wszelką cenę próbują skończyć akcję w polu karnym, więcej podawać, szukać wolnych stref tuż przed bramką, mniej ponosić się fantazji. Może jakiś wpływ na to miał okres rozgrywania turnieju połączony z trendami klubowymi. Mundial był rozgrywany w środku sezonu ligowego, piłkarze mogli być bardziej zaprogramowani na to, co grają w klubach. Nie zdążyli się przestawić na tryb pewnej “dzikości”, mając w podświadomości myśl, że za chwilę wracają do konkretnie ułożonych mechanizmów często wyrugowanych o ten element gry.
A my przecież trochę zapominamy, że piłka reprezentacyjna jest opatrzona jeszcze większą losowością niż piłka klubowa. Że w niej nie da się wypracować tych samych schematów, że więcej pola oddaje się kreatywności i emocjom. Nie bez przyczyny kiedyś zaczęto mówić, że z dozą wątpliwości trzeba podchodzić do transferów robionych na podstawie występów na mistrzostwach. Bo kiedy wiesz, że to może być twoja jedyna okazja na grę na takiej arenie w całym życiu, jako piłkarz możesz zagrać na innym poziomie zaangażowania. Możesz być jak ten Vincent Kompany, który nagle łamie schemat i oddaje strzał życia.
Wystarczy przyjrzeć się piłkarzom z bramkami z dystansu na koncie, żeby zdać sobie sprawę, że w większości na co dzień to nie są mistrzowie tego rzemiosła. Że zwykle do takiej decyzji w trakcie meczu popycha ich chęć bycia bohaterem całego narodu. Wtedy, co jest zupełnie zrozumiałe, chłodna kalkulacja schodzi na dalszy plan.
Może szykuje się mały zwrot w piłkarskich trendach?
Inna sprawa, że futbol ewoluuje, a strzały z dystansu na przykładzie EURO 2024 mogły nabrać znaczenia z jeszcze innego względu. Drużyny, podchodząc do analiz swoich rywali, zazwyczaj zakładają, że najważniejsza jest obrona w obrębie własnego pola karnego. A co za tym idzie: blokowanie dośrodkowań z bocznych sektorów, antycypowanie zagrań po ziemi, podwajanie krycia skrzydłowego, generalnie już nawet automatyczne założenie, że wszystko, co najgroźniejsze, dzieje się przed polem bramkowym. Wobec tego nagły zwrot w stronę prób z dystansu wydaje się być wejściem w naturalną lukę.
Pisząc to, nie mamy wrażenia, że to teoria stworzona pod tezę. Na razie ten turniej udowadnia, że warto być odważnym, stąd piękne bramki, ale też pomoc szczęścia przy rykoszetach (patrz: Janża czy Gapko). Idąc ideologią Johana Cryuffa, nie strzelisz gola, jeśli nie spróbujesz uderzyć na bramkę. Trend w ostatnich kilkunastu latach się zmienił, liczba trudniejszych strzałów z dystansu wyraźnie spadła choćby w Premier League (z 45% wszystkich strzałów do 32% w latach 2014-2024), ale być może nadszedł czas na lekką modyfikację standardów. Istnieje niemałe prawdopodobieństwo, że ME w Niemczech właśnie nam to pokazuje.
Czytaj więcej o Euro 2024:
- Francuzi na barykadach. Polityka wygrała z futbolem
- Dlaczego Zieliński powinien być kapitanem reprezentacji
- Kacper Urbański – młody człowiek skazany na sukces. „On ma coś z Johana Cruyffa”
Fot. Newspix