Reklama

Ronaldo bije rekord, Portugalia wygrywa w doliczonym czasie gry

Paweł Wojciechowski

Autor:Paweł Wojciechowski

18 czerwca 2024, 23:03 • 6 min czytania 41 komentarzy

W Lipsku faworyci z Portugalii mierzyli się z czeskim kopciuszkiem. Może gdyby nasi południowi sąsiedzi mieli Karela Poborskiego, tak jak 28 lat temu, dowieźliby chociaż remis, a tak to mistrzowie Europy z 2016 roku dołączyli do grupy faworytów, którzy w pierwszym meczu delikatnie mówiąc nie zachwycili, a zainkasowali trzy punkty. Portugalczycy swoją zwycięską bramkę strzelili dopiero w 92. minucie, męcząc się niemożebnie, ale ich prawdziwe Euro zacznie się dopiero po wyjściu z grupy.

Ronaldo bije rekord, Portugalia wygrywa w doliczonym czasie gry

To miał być mecz pod znakiem Cristiano Ronaldo, który dokonał w tym spotkaniu niemożliwego. 39-latek, wystąpił w finałach mistrzostw Europy po raz szósty, bijąc własny rekord. I to nie jako statysta, ale najczęściej największa gwiazda imprezy, a także dwukrotnie jej król strzelców. Mało tego, pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki strzelił na każdym z tych turniejów gole i miał apetyt, żeby jeszcze wyśrubować to niebywałe osiągnięcie.

W 2004 roku pojawił się na europejskim czempionacie po raz pierwszy jako 19-latek. Jeszcze nie jako wielki CR7, ale ambitny młokos, który miał wkrótce podbić futbolowy świat. Dwadzieścia lat, dwadzieścia pięć spotkań i czternaście goli później chce spuentować tę niesamowitą przygodę z Euro kolejnym medalem, a być może nawet końcowym triumfem w tej imprezie.

Mistrzowie Europy z 2016 roku przyjechali tu jako jeden z faworytów. W eliminacjach wygrali wszystkie dziesięć meczów, strzelając 36 bramek. Wydaje się, że odzyskali radość z gry, zmieniając selekcjonera z nienadążającego już za wielkim futbolem Fernando Santosa na wciąż głodnego sukcesów Roberto Martineza. Jednak radość z gry nie daje pucharów. Osiem lat temu, męczyli siebie i swoich kibiców, a na końcu to oni podnosili trofeum. Teraz pewnie nie obraziliby się na ten drugi scenariusz.

Dwaj czterdziestolatkowie (Pepe i CR7) oraz ich nieco młodsi koledzy mierzyli się w swoim meczu otwarcia z Czechami, których znamy doskonale, bo rywalizowaliśmy z nimi w grupie eliminacyjnej. Wspomnienie błyskawicznego łomotu, jaki od nich dostaliśmy w ciągu trzech pierwszych minut meczu w Pradze, do niedawna wciąż śniło się naszym reprezentantom. Jednak nasi południowi sąsiedzi nie byli faworytem ani do zdobycia punktów w tym spotkaniu, ani do wyjścia z tej średnio trudnej grupy. Wspominając z rozrzewnieniem jak 28 lat temu wyrzucali Portugalię z angielskiego Euro po kultowym golu Poborsky’ego, chcieli sprawić niespodziankę.

Reklama

I to oni faktycznie w pierwszych minutach wyglądali lepiej. Mecz nie rozpoczął się od jakichś huraganowych ataków reprezentantów Portugalii. To Czesi wydawali się bardziej zorientowani ofensywnie w pierwszych minutach. Potem to faworyci przejęli jednak inicjatywę, ale nie forsowali specjalnie tempa. Grali bardzo dostojnie i oszczędnie.

Dopiero po kwadransie, kiedy rzęsisty deszcz ustał, podopieczni Roberto Martineza włączyli wyższy bieg i od razu zrobiło się goręcej pod bramką Czechów. Ale chociaż do 30.minuty mieli niemal 80-procentowe posiadanie piłki, nadal niewiele z tego wynikało. Nasi południowi sąsiedzi z kolei biegali za piłką bez żadnego pomysłu w ofensywie, skupiając się głównie na tym, aby obrona była szczelna.

A Portugalczycy im dalej w mecz, tym byli groźniejsi. Metodycznie i konsekwentnie starali się rozbijać obronę albo prostopadłymi podaniami, albo dzięki dośrodkowaniom, szczególnie z lewej strony. Najwięcej zagrożenia stwarzali jednak wtedy, kiedy decydowali się na nietuzinkowe zagrania, jak piętka Ronaldo do Vitinhi, która mogła przynieść pierwszego gola. Przewaga południowców była w pierwszej części gry przygniatająca, ale niewiele brakowało, żeby to Czesi wyszli na prowadzenie wykorzystując jedyną szansę po dośrodkowaniu Coufala. Dwie doskonałe szanse miał za to nasz 39-letni rekordzista z Madery. Jednak jego dwa uderzenia obronił Stanek, a sędzia po tych niemrawych 45 minutach odesłał wszystkich do szatni.

W drugiej części niewiele się zmieniło. – Nuda, nic się nie dzieje proszę pana – jak w kultowym Rejsie. Przez długi czas wydawało się, że kilkadziesiąt minut po najlepszym, jak dotąd, meczu na Euro, dostaliśmy do obejrzenia najgorszy. Do tego gra się jakby wyrównała. To nasi południowi sąsiedzi mieli swoje szanse i strzały na bramkę zaraz po przerwie. Faworyci znów potrzebowali kilkunastu minut żeby się rozkręcić. W tym, aby to było niezapomniane widowisko nie pomagał też znów padający coraz mocniej deszcz.

Reklama

I kiedy Portugalczycy znowu zaciskali pętlę na gardłach coraz bardziej zmęczonych Czechów, nagle znikąd padł gol dla naszych eliminacyjnych rywali. Coufal dostał piłkę w narożniku pola karnego, zrobił zwód i podał do Lukasa Provoda, a ten strzelił nie do obrony, wprawiając w osłupienie portugalskich kibiców w 62. minucie.

Otwarcie wyniku dało jednak gwarancję, że ten mecz nie będzie jednak „zmarnowany”. Portugalczycy musieli odpowiedzieć i zrobili to już po 7 minutach. Po uderzeniu głową Mendesa bramkarz Stanek wybijając piłkę trafił nią w stojącego Robina Hranaca i znowu mieliśmy remis. I znów nam siadł ten mecz. Mieli swoje szanse Portugalczycy, mieli Czesi. Strzelali Barak i Soucek, walczył o swoją bramkę Ronaldo. Padł nawet gol, ale po główce Ronaldo i trafieniu Diogo Joty, ale sędzia odgwizdał spalonego.

Musiał jednak już wskazać na środek, kiedy do bramki w 90. minucie trafił Francisco Conceicao. Znowu Hranac stał nie tam gdzie powinien. Piłka przeleciała mu między nogami po dośrodkowaniu Neto i wpadła wprost pod nogi strzelca wprowadzonego kilka minut wcześniej. Dla 21-latka, syna byłej gwiazdy Selecao Sergio Conceicao, był to pierwszy gol w drużynie narodowej. 2:1 i Czesi już się po tym ciosie nie podnieśli.

To nie był dobry mecz Portugalii. Faworyci zawiedli, ale to turniej i liczy się to, kto wygra siódmy mecz a nie pierwszy. Jednak wszyscy faworyci, choć też męczyli się i często nie wyglądali dobrze, swoje mecze wygrali. Portugalia długo wydawało się, że w tej grupie się nie znajdzie, ale dołączyła do niej w doliczonym czasie gry, wiedząc, że dla nich prawdziwa gra zaczyna się dopiero od 1/8 finału.

Portugalia – Czechy 2:1 (0:0)

Hranac 69 sam., Conceicao 90+2 – Provod 62

Noty:

CZECHY: Stanek 5 – Holes 5 Hranac 2 Krejci 5 – Coufal 5 Soucek 5 Provod 6 Sulc 3 Doudera 3 – Kuchta 4 Schick 4

rezerwowi: Lingr 4 Chytil 4

PORTUGALIA: Costa 5 –  Dalot 5 Pepe 6 Diaz 6 – Mendes 6 B. Silva 6 Vitinha 6 Fernandes 5 Cancelo 4 – Leao 3 Ronaldo 5

rezerwowi: Jota 5 Inacio 4

 

WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Jakub Kochanowski: Nie nazwałbym się złotym dzieckiem polskiej siatkówki. Miałem wiele szczęścia [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Jakub Kochanowski: Nie nazwałbym się złotym dzieckiem polskiej siatkówki. Miałem wiele szczęścia [WYWIAD]
Polecane

Żenujące i zarazem idealne losowanie polskich siatkarzy. Jakie mamy szanse na półfinał? [ANALIZA]

3
Żenujące i zarazem idealne losowanie polskich siatkarzy. Jakie mamy szanse na półfinał? [ANALIZA]

EURO 2024

Polecane

Jakub Kochanowski: Nie nazwałbym się złotym dzieckiem polskiej siatkówki. Miałem wiele szczęścia [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Jakub Kochanowski: Nie nazwałbym się złotym dzieckiem polskiej siatkówki. Miałem wiele szczęścia [WYWIAD]
Polecane

Żenujące i zarazem idealne losowanie polskich siatkarzy. Jakie mamy szanse na półfinał? [ANALIZA]

3
Żenujące i zarazem idealne losowanie polskich siatkarzy. Jakie mamy szanse na półfinał? [ANALIZA]

Komentarze

41 komentarzy

Loading...