Przed tym meczem można było usłyszeć sporo marudzenia, że będzie to najsłabsze widowisko pierwszej kolejki fazy grupowej Euro 2024. W końcu uda się wziąć trochę głębszy oddech i być może nawet odpuścić sobie oglądanie tego spotkania. Teraz już można śmiało to powiedzieć – jeżeli ktoś podjął taką decyzję, to szczerze współczujemy.
Okej, Turcja i Gruzja to z pewnością nie są zespoły, które wzbudzają najwięcej emocji spośród wszystkich uczestników Euro 2024. W końcu obie drużyny nie są naszpikowane gwiazdami, a w dodatku – i to łagodnie mówiąc – nie zachwycały w ostatnim czasie. Turcy ostatnie zwycięstwo odnieśli w listopadzie ubiegłego roku, a Gruzini dostali się na turniej tylnymi drzwiami po tym, jak w swojej grupie eliminacyjnej wygrali… zaledwie dwa spotkania – oba ze słabiutkim Cyprem. Szansę gry w barażach dostali jednak dzięki dobrodziejstwu Ligi Narodów.
Ale przecież to właśnie takie mecze są solą wielkich turniejów. To tam mogą się wydarzyć największe cuda, to tam piszą się zwykle najpiękniejsze historie.
Turcja – Gruzja 3:1. Tureccy kibice opanowali Dortmund
Gruzja swoją piękną historię już napisała, bo tak trzeba traktować pierwszy w historii awans na mistrzostwa Europy. Trudno było się więc spodziewać po tej reprezentacji fajerwerków, o ile oczywiście nie jest się Gruzinem. Postawę tej nacji wobec drużyny narodowej idealnie podsumował przed wtorkowym meczem Chwicza Kwaracchelia, który odpowiadając na pytanie o różnice pomiędzy fanami z jego ojczyzny, a tymi z pozostałych krajów, powiedział, że jego rodacy jako faworyta turnieju z absolutną powagą wskazują drużynę prowadzoną przez Willy’ego Sagnola.
Wszyscy to doskonale wiemy – Gruzini to naród waleczny, odważny i pewny siebie, nawet kiedy nie ma ku takiej postawie żadnych podstaw. We wtorek też ich niby nie było, ale z drugiej strony, z kim na takim Euro powalczyć, jak właśnie nie z Turcją. I gruzińscy piłkarze wzięli sobie to do serca.
Początek w ich wykonaniu był niemrawy, ale trudno było się spodziewać czegoś innego, skoro dla każdego z tych jedenastu facetów był to pierwszy występ na wielkim turnieju. Nie pomagała też niesamowita atmosfera stworzona na stadionie w Dortmundzie przez tureckich kibiców. Ci zgodnie z przewidywaniami pojawili się na trybunach znacznie liczniej – w końcu szacuje się, że w Niemczech mieszka ich około dwóch milionów. Dlatego też na tym meczu zdecydowanie było najgłośniej spośród wszystkich dotychczasowych na tym turnieju, a z każdym kolejnym występem ekipy Vincenzo Montelli będzie pewnie jeszcze głośniej.
Turcy mogli wyjść na prowadzenie już w 10. minucie, kiedy świetnym strzałem popisał się Kaan Ayhan, ale piłka uderzyła w słupek. Był to jednak też moment, w którym otrząsnęli się Gruzini. Już po chwili to oni mogli otworzyć wynik, ale strzał Georgiego Citaiszwiliego obronił Mert Gunok. Podopieczni trenera Sagnola nabrali wiatru w żagle, ale nie potrafili skierować piłki do bramki. Szczególnie wahadłowi sprawiali przeciwnikom sporo problemów, czyli wspomniany już Citaiszwili i Otar Kakabadze – były i wciąż aktualny zawodnik Ekstraklasy.
Nieskuteczność Gruzinów przyniosła skutek w postaci bramki dla Turków. I to jakiej! Robiący dzisiaj sporo zamieszania Kenan Yildiz dośrodkował w pole karne, jeden z gruzińskich obrońców zgrał piłkę głową, ale wprost na… piszczel Merta Muldura. Piszczelem, nie piszczelem, strzał był mocny, precyzyjny i w samo okienko.
To był moment, w którym wydawało się, że Turcja nie da sobie wyrwać zwycięstwa i debiut Gruzinów na mistrzostwach Europy zakończy się katastrofą. Już po niespełna 60 sekundach do siatki trafił bowiem Yildiz, ale po interwencji VAR okazało się, że zawodnik Juventusu był na dosłownie kilkucentymetrowym spalonym. Zadecydował duży palec u stopy.
I ta sytuacja dała drugie życie podopiecznym Sagnola, którzy już po chwili mogli powtórzyć wyczyn Turków. Najpierw fantastycznym zwodem popisał się Giorgi Koczorawszwili, który zakręcił Yildizem i precyzyjnie zagrał do Georgesa Mikautadze, a ten pokonał kiepsko ustawionego Gunoka, strzelając tym samym pierwszą, historyczną bramkę dla Gruzji w finałach mistrzostw Europy. Po chwili mógł stać się jeszcze większym bohaterem, ale fatalnie spudłował po tym, jak piłkę głową w polu karnym zgrał mu Kakabadze.
Turcja – Gruzja 3:1. Geniusz Ardy Gulera
Po zmianie stron obraz gry się nie zmienił, jednak to Turcy byli nieco konkretniejsi. Długo nie mogli tego udowodnić, ale w końcu od czego mają takie gwiazdy, jak Arda Guler. Młodziutki zawodnik Realu Madryt huknął jak z armaty sprzed pola karnego. Piłka nabrała takiej rotacji, że jakkolwiek Giorgi Mamardaszwili by się nie wyciągnął, to nie miał szans na odbicie jej. Stadion w Dortmundzie oszalał i nie ma się co dziwić. W końcu nie dość, że Turcy prowadzili, to jeszcze ich bohater niemal narodowy strzelił bramkę. W dodatku zostając najmłodszym zawodnikiem w historii mistrzostw Europy, który zdobył bramkę w debiucie. Do tej pory rekord należał do Cristiano Ronaldo.
Gruzini rzucili się po tej bramce do ataku, ale przez to nadziewali się na kontry Turków. Na ich własne szczęście mieli między słupkami Mamardaszwiliego, który był świetnie dysponowany i ratował sytuację. W doliczonym czasie gry pobiegł nawet w pole karne przeciwnika, aby pomóc przy rzutach rożnych, ale bramki strzelić nie zdołał. Podobnie jak Koczoraszwili, który miał na nodze dwie piłki meczowe, ale za każdym razem fatalnie pudłował. Raz Turków przed utratą bramki uchronił Samet Akaydin, wybijając piłkę głową z linii bramkowej.
Mamardzszwili był też w nie swoim polu karnym w 97. minucie, kiedy to na jego bramkę mknął Kerem Akturkoglu. Zawodnik Galatasaray dopadł do piłki wybitej po rzucie rożnym, nie miał przed sobą nikogo, więc po prostu kopnął piłkę do pustej bramki i przypieczętował zwycięstwo Turków.
Fani znad Bosforu mogą w końcu odetchnąć – powtórki z Euro 2020 nie będzie.
Turcja – Gruzja 3:1 (1:1)
Muldur 25′, Guler 65′, Akturkoglu 90+7′ – Mikautadze 32′
Noty:
Turcja: Gunok 4 – Muldur 6, Akayadin 7, Bardakci 4, Kadioglu 5 – Ayhan 6, Kokcu 5, Calhanoglu 5 – Guler 7, Yildiz 6 – Yilmaz 6.
Rezerwowi: Akturkoglu 6
Gruzja: Mamardaszwili 6 – Kwirkwelia 4, Kaszia 4, Dwali 4 – Kakabadze 5, Mekwabiszwili 4, Koczoraszwili 6, Citaiszwili 5, Czakwetadze 5– Kwaracchelia 5, Mikautadze 6.
Zmiany:
Legenda
Czytaj więcej na Weszło:
- Nie tylko magiczny lob z Portugalią. Historia Karela Poborsky’ego
- Adam i Polska. Para, której potrzebowaliśmy
- Koszulka przecięta na pół, podobnie serce. Bolesna miłość Turków
- Trela: Drużyna, w której żyłach płynie Red Bull. Austria zespołem klubowym na Euro
- „Gruzja wygra EURO” – mówią ludzie. Gdy zaczęli mieć dość polityków, pokochali futbol
Fot. Newspix