Motor Lublin w szalonych okolicznościach awansował do Ekstraklasy. Dokonał tego jako beniaminek, wygrywając baraże z Arką Gdynia. To wielki sukces nie tylko dla klubu, ale również miasta, dlatego porozmawialiśmy o nim z lublinianinem i autorem kryminałów Maxem Czornyjem. Czy historia Motoru to materiał na książkę? Czy Goncalo Feio grałby w niej rolę czarnego charakteru? I czy beniaminek dorówna Rakowowi? O tym rozmawiamy z pisarzem.
Jak Pan zareagował na awans Motoru Lublin do Ekstraklasy?
Max Czornyj: Natychmiast po zakończeniu meczu stwierdziłem, że teraz trzeba wykonać następny krok. Zawsze myślę w perspektywie czasowej i obecny sukces traktuję jako początek wyzwania na kolejny rok. A nawet na kolejne lata. Tyle że to wyzwanie to jednocześnie początek nowej, wyjątkowej zabawy. Niech się dzieje.
Jak często chodził Pan na mecze Motoru?
Nigdy nie byłem regularnym kibicem, ale zawsze obserwowałem wyniki. Znacznie bardziej od patrzenia na murawę interesowały mnie układy tabeli. Mam ścisły umysł, lubię spoglądać na papier oraz wykresy, a chaos gry czasem mnie przerasta. Choć ostatnio tego chaosu na szczęście oczywiście było zdecydowanie mniej. I tak trzymać.
Czy był moment, w którym zraził się Pan do działań Motoru?
W tym radosnym czasie szkoda mówić o niemiłych momentach. Nie ma sensu tracić energii na dogłębne analizowanie przeszłości, problemów oraz niesnasek, lecz trzeba spoglądać ku przyszłości. I czerpać z dobrych doświadczeń, odrzucając złe. Skończmy z tą wieczną, piłkarską martyrologią i cierpiętnictwem.
Jak ocenia Pan kadencję Goncalo Feio?
To on zbudował ten zespół, on dał energię i zaczyn awansowi. Drużyna buduje się nie tylko w trakcie gry, ale przede wszystkim poza nią. Feio to zrobił. Choć kuluarowo wiem, że często był poza drużyną, lecz jednocześnie stał za nią murem.
Czy wybryki Feio – przepychanki z ochroną, uderzenie kuwetą na dokumenty, słowne ataki na rzeczniczkę prasową – nieco podkoloryzowane nadają się na fabułę książki?
Pewnie. Tak jak wiele wydarzeń zostało podkoloryzowanych, tak i w fabule książki należałoby dodać to i owo, legenda pisałaby się dalej, a do tego sprawa dostarczyłaby paliwa mediom na wypromowanie pozycji. Przecież bez problemu można dorzucić rozbój, pobicie, zniknięcie ważnych dokumentów, malwersacje finansowe… Wszyscy to znamy. Choć zdaje się, że ten scenariusz już pisało życie.
Kontynuując wątek literacki, kiedyś napisaliśmy tak o kolejnej absurdalnej konferencji prasowej Zbigniewa Jakubasa: “Przecież to jest gotowy scenariusz na piąty sezon „Ozark”: Bogaty biznesmen przejmuje klub, wykłada własną kasę, dostaję kasę od miasta i musi z niego zbudować solidnego pierwszoligowca. Nikt jednak nie przypuszcza, jakie problemy czyhają na naszego bohatera. Gdy pewnego dnia znikają pracownicy sklepu, atmosfera w klubie zaczyna gęstnieć. I to niekoniecznie od bączków”. Czy zatem przez moment prowadzenie Motoru można było śledzić niczym serial bądź nieśmieszny film?
To jest temat nie tylko na film albo jednosezonowy serial, ale na całą sagę. Pamiętajmy, że kwestie zawirowań właścicielskich oraz inwestycyjnych w Motorze mają długą tradycję. Pamiętam serię przejęć własnościowych z początku XXI wieku i walkę o nazwę zespołu. Ba, wystarczy wspomnieć spory o logo…
Wyświetl ten post na Instagramie
Motoru nie było w Ekstraklasie 32 lata. Czy w jakikolwiek sposób starał się Pan przypomnieć te wydarzenia?
Nie mogłem ich sobie przypomnieć, bo właściwie, gdy Motor po raz ostatni występował w Ekstraklasie, byłem berbeciem. Ale wielokrotnie dziadek opowiadał mi o meczach ze złotej ery klubu. Może ja też kiedyś będę miał tyle tematów…
Zbigniew Jakubas zapowiadał, że chce być jak Raków Częstochowa. Wierzy Pan w te zapewnienia, czy raczej sądzi, że Motor powinien podążać swoją drogą?
Należy skupić się na jednym, co Raków osiągał – pozostaniu w Ekstraklasie i ambitnym planie na kolejne lata. Choć trzymam kciuki, by Motor sezon rozpoczął z mocnym impetem. Już teraz oczy świata piłkarskiego są na nim skupione. Warto korzystać i odcinać z tego kupony, a następnie mądrze inwestować. Równie ważny jak gra, będzie poziom marketingu. Wypromowanie klubu w świadomości kibicowskiej kraju, a w przyszłości nawet Europy. To dopiero byłoby coś. Zaplecze pięknego miasta przecież już mamy, wszystko doskonale się dopełnia. Nie myślmy kategoriami kompleksów, mierzyć trzeba jak najwyżej. Musimy mieć marzenia. Zamiast śnić o Motorze utrzymującym się w Ekstraklasie, pomyślmy o Motorze w Lidze Mistrzów. I zrealizujmy to.
Jak Pan ocenia kadencję Jakubasa, który m.in. deklarował podnoszenie cen biletów, jeśli zachowanie kibiców się nie zmieni?
Kibice powinni się bawić, wyrażać emocje i żyć piłką. Od tego jest sport. To temat na znacznie szerszą rozmowę, choć jednocześnie należy zrozumieć kontekst współczesnego świata związków oraz zasad. Jedna strona patrzy na pieniądze, a druga chce “chleba i igrzysk”, niestety czasami tego się nie da pogodzić.
Czy awans do Ekstraklasy to duża sprawa dla Lublina i jego mieszkańców?
Wystarczy powiedzieć, że po raz pierwszy w ostatnich tygodniach widziałem piłkarskie święto na ulicach miasta. Dokładnie takie jak widuje się w innych miastach. Autobusy oraz ogródki restauracji pełne kibiców, przemarsze śpiewających fanów, to naprawdę piękne. Buduje tożsamość.
W Lublinie rządzi żużel. Czy zatem futbol będzie mu w stanie dorównywać?
Sport to sport. Nie ma ku temu żadnych przeciwskazań, a wręcz przeciwnie – jest ogromny potencjał.
Czy Lubelszczyzna będzie w stanie na dłużej zagościć w Ekstraklasie? Wcześniej epizody notował Górnik Łęczna, a poza tym mowa o czarnej plamie.
Lubelszczyzna nie jest w niczym gorsza od Wielkopolski czy Małopolski. Jest jednym z najdynamiczniej rozwijających się regionów, przyciągającym inwestycje oraz turystów. Lublin już jakiś czas temu pobił rekord miliona odwiedzających w ciągu sezonu, kiedyś wydawało się to nieprawdopodobne. Należy mierzyć wysoko. Dawnym igrzyskom przyświecało motto “citius, altius, fortius” i ja tego się trzymam.
Jakie ma Pan oczekiwania wobec gry Motoru w Ekstraklasie? Jego miejsca satysfakcjonowałoby Pana?
Jeszcze raz powtórzę. “Citius, altius, fortius” – to moje oczekiwania. Bez odwracania się, bez patrzenia na innych, bez symulowania. Sto procent emocji. Jak w książkach.
ROZMAWIAŁ SZYMON PIÓREK
WIĘCEJ O MOTORZE LUBLIN:
- Mateusz Stolarski: Wierzę, że dyscyplina zaprowadzi mnie do wielkich rzeczy (WYWIAD)
- Motor po 32 latach w Ekstraklasie! Gdynia znowu we łzach
- Żądza ponad logiką, czyli Motor wrócił do Ekstraklasy
Fot. Newspix