Robert Lewandowski nie zagra z Holandią, a przecież nie można wykluczyć, że naderwanie mięśnia dwugłowego uda okaże się bardziej złośliwe i pauza kapitana reprezentacji Polski potrwa trochę dłużej. Nie ma co się oszukiwać – nie byliśmy przygotowani na taki scenariusz, a na pewno jeszcze nie na tym turnieju i to tuż przed jego rozpoczęciem. Może i “Lewy” ze względu na wiek nie jest już piłkarzem elitarnym, którego nieobecność na boisku obcina nam 50% potencjału w ofensywie, ale to nadal strata kogoś więcej niż po prostu piłkarza.
Mimo że do Roberta mam spore zastrzeżenia i już teraz zacząłbym ograniczać jego rolę na boisku na rzecz bardziej dynamicznych i przyszłościowych zawodników, nie przyznam jak ostatni ignorant, że jego nadchodzący brak w naszym meczu otwarcia obchodzi mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. No, nie – wpływ kapitana na kadrę wciąż jest na tyle zauważalny, że nie sposób się od niego odwrócić. Co by o nim nie mówić w kontekście niezwiązanym z boiskiem, w koszulce z orzełkiem na piersi wciąż potrafi dostarczyć jakości, jakiej nie mają inni polscy napastnicy. To fakt, tak jak 26 bramek i 9 asyst w minionym sezonie w barwach FC Barcelony. Nie masz Lewandowskiego w składzie? Wiesz, że rywale będą mieli mniej roboty.
Z drugiej strony byłbym niezgodny z samym sobą, gdybym powiedział, że brak Lewandowskiego na jednym czy dwóch meczach EURO 2024 to potencjalny kataklizm. Nie, bo uważam, że takie hasła zarezerwowane są (odpukać) dla Wojciecha Szczęsnego czy teraz także Nicoli Zalewskiego. Ta dwójka to najlepsze, co Michał Probierz ma za swojej kadencji. Lewandowski, mówiąc zupełnie uczciwie, od września 2023 roku, czyli początku pracy nowego selekcjonera, nie jest w ścisłej czołówce najlepszych reprezentantów.
A kiedy to piszę, dopadają mnie rozterki, że może jednak przesadzam i w istocie mówimy o przepisie na katastrofę. Bo przecież ten sam Lewandowski w ostatnich latach gwarantował nam gole na turniejach – trzy sztuki na EURO 2020, dwie i asysta na mundialu w Katarze. Do tego w pamięci wracają obrazki, jak nawet bez bramek potrafił wykonywać świetną robotę dla kolegów. Patrz: baraż z Walią, a wcześniej ze Szwecją (wtedy strzelił gola z rzutu karnego, ale więcej dał z samej gry). Ilekroć stawaliśmy w szranki z mocnym przeciwnikiem, “Lewy” zazwyczaj nie zawodził. Owszem, zdarzało mu się sporo słabszych meczów i jako redakcja byliśmy surowi w jego ocenie, ale sam na pewno nie doszedłbym do momentu, w którym deprecjonuję nie tyle zasługi, co jego przydatność. Ba, ona nie podlega dyskusji, gdy wyobrażam sobie obrońców do zwalczenia pokroju Van Dijka, de Ligta czy Ake.
Myślę, że uczucie rozdarcia to najlepsze określenie stanu, w jakim teraz znajduje się wielu kibiców reprezentacji Polski. To tak jak z Kowalem w Lidze Minus – doceniasz go bardziej, kiedy w programie go nie ma. Kiedy jest, czasami narzekasz, że powie to i tamto, wysyłając go przy okazji na urlop. Ale potem zdajesz sobie sprawę, że nie usuniesz go z zespołu, dopóki sam o to nie poprosi. Jest zbyt ważny. Zbyt koncentruje uwagę obrońców, ma wciąż zbyt wiele do zaoferowania, żeby liczyć na to, że ktoś z powodzeniem go zastąpi.
Dlatego mimo wszystko czuję, że brak Roberta będzie osłabieniem, ale raczej nie takim, jakim byłoby na ostatnich turniejach. To wniosek oparty na wrażeniach, jakie przed chwilą dostarczyła nam polska kadra, a one mówią: istnieje życie bez “Lewego”. Pozostaje jedynie obawa, że przecież nie chcieliśmy go jeszcze wprowadzać, bo jak na warunki turniejowe to byłby za duży eksperyment. Ale – niestety przez kontuzję w sparingu z Turcją – przynajmniej na jeden mecz musimy taki wprowadzić w życie. Za dwa lata, na mistrzostwach świata w Ameryce Północnej, to najpewniej będzie nasza rzeczywistość. Zaplanowana, nie atakująca z zaskoczenia. A teraz szokuje, budzi wątpliwości, choć z jeszcze jednego względu zauważyłbym, że nie sieje aż takiego popłochu wśród kibiców.
To proste. Nie napompowaliśmy balonika. Mamy niskie oczekiwania względem występu reprezentacji Polski. Sparingi wlały lekki optymizm, fajnie, ale wcześniej kubek był pusty. Czerwcowe zgrupowanie zaczynaliśmy od zera, a zatem wraz z brakiem “Lewego” pozostaje chyba powiedzieć, że do zera, punktu wyjściowego, trzeba dzisiaj wrócić. Bez niego zapewne będziemy inną reprezentacją na murawie, ale nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że w ten sposób na pewno okażemy się silniejsi. Inni, może bardziej nieprzewidywalni, a czy to zakończy się lepszym wynikiem z Holandią, dopiero się okaże. Zresztą, trudno to z czymkolwiek porównać, bo będziemy mieli tylko jedną i prawdopodobnie ostatnią próbkę do testu pt. “mecz otwarcia bez Lewandowskiego” w czasie jego kariery w reprezentacji.
Tak czy siak, pełnych portek mieć nie powinniśmy. W przeszłości bywały większe straty w reprezentacji, takie jak choćby Kamila Glika przed mundialem w 2018 roku, które rozsypują działanie całej formacji. W przypadku nieobecności Lewandowskiego aż tak drastycznych efektów ubocznych się nie spodziewamy. Pech jednego z naszych liderów boli, cholernie boli, ale nie zabija nadziei, że na EURO 2024 będziemy potrafili zaprezentować się z pełną godnością.
WIĘCEJ O ROBERCIE LEWANDOWSKIM:
- Jak Polska może teraz zagrać bez Lewandowskiego? Nie ma spalonej ziemi
- Ortopeda o kontuzji Lewandowskiego: Jestem dobrej myśli. To nie powinno być poważne
Fot. Newspix