Reklama

Kylian i jego ego. Francuz już nie będzie większy niż klub i musi to zaakceptować

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

03 czerwca 2024, 19:50 • 9 min czytania 23 komentarzy

Kiedy Real Madryt po raz ostatni przeprowadzał transfer tego kalibru, była to odpowiedź na chude lata. W lipcu 2009 roku zresztą tak naprawdę sprowadził do klubu dwóch zawodników ze ścisłej czołówki najlepszych graczy świata. Kaka okazał się co najwyżej transferem przeciętnym, a Cristiano Ronaldo zrobił dokładnie to, czego od niego oczekiwano. Drużynę, która – jak na nią i jej możliwości – była w kryzysie, odmienił i przez lata prowadził do sukcesów. Kylian Mbappe przyjdzie do tego samego klubu, ale znajdującego się w zupełnie innym miejscu. Nie ma odmienić jego losów. Wręcz przeciwnie – ma sprawić, by Real przez kolejną dekadę nie zszedł z drogi, na którą wkroczył w ostatnich latach. Kluczem do tego musi być ujarzmienie ego Francuza, które w ostatnich latach – co tu kryć – mogło zostać rozdmuchane.

Kylian i jego ego. Francuz już nie będzie większy niż klub i musi to zaakceptować

***

Trudno o zespół, w którym dobitniej niż w Realu Madryt byłaby wcielana w życie maksyma, że nikt nie może być większy od klubu. Gdy Cristiano Ronaldo – po dziewięciu latach i setkach goli oraz asyst – zechciał z klubu odejść, pozwolono mu na to właściwie z miejsca. Kiedy Sergio Ramos stawiał zaporowe warunki przy okazji negocjacji nowego kontraktu, ówczesnego kapitana wypuszczono z klubu wraz z jego końcem. Po Karimie Benzemie, nawet jeśli niektórym zaszkliły się oczy, na dłuższą metę nikt nie płakał. Oczywiście, niektóre odejścia było załatać trudniej, niektóre łatwiej. W buty Ramosa wszedł Eder Militao. Dziurę po Benzemie zalepiono systemem, a pomógł w tym fenomenalny sezon Jude’a Bellinghama. W przypadku CR trzeba było chwilę poczekać, ale w końcu nastąpiła eksplozja talentu Viniciusa.

Podobnie w końcu wyczerpywała się cierpliwość wobec zawodników, którzy do klubu trafiali.

Eden Hazard od pewnego momentu nawet nie próbował udawać, że jeszcze się stara? No to niemal nie podnosił się z ławki. Luka Jović nie był w stanie realizować potencjału, który pokazywał w Bundeslidze? Pożegnano się z nim z ulgą. Gareth Bale wolał golfa od piłki? Mecze oglądał między innymi z trybun. A Walijczyk, w przeciwieństwie do Belga czy Serba, zapracował przecież wcześniej na miano legendy klubu. W Realu po prostu nie ma sentymentów. Zjeżdżasz poniżej pewnego poziomu – godzisz się z rolą rezerwowego albo odchodzisz. Przekonywali się o tym przecież też tacy piłkarze, jak Iker Casillas czy Marcelo, do niedawna rekordzista pod względem liczby zdobytych w białej koszulce trofeów.

Reklama

Królewscy to zespół ukierunkowany na wygrywanie. Jeśli nie możesz mu w tym pomóc, nie jesteś już potrzebny. Tak to wygląda.

Wydaje się, że dziś w Madrycie wszyscy to rozumieją. Wydaje się też, że dawno nie było tam tak dobrej atmosfery. Filmiki z kolejnych meczów, treningów i wreszcie celebracji, bo przecież w ostatnim miesiącu Los Blancos dwukrotnie mogli świętować, obiegają Internet. Małe i duże szaleństwa Antonio Rudigera. Czysta zabawa Eduardo Camavingi. Wspólne świętowanie Jude’a Bellinghama i Viniciusa, dwóch największych gwiazd. Tańce Carlo Ancelottiego. Docenianie Toniego Kroosa. Wszystko to pojawia się w mediach i sprawia, że o szatni Realu można wręcz powiedzieć, że ta jest przykładem na to, jak powinna wyglądać atmosfera w wielkim klubie. Bez tego pewnie nie byłoby ani mistrzostwa, ani – tym bardziej – Ligi Mistrzów. To jeden z kluczowych elementów tych dwóch sukcesów.

Teraz w środek tego wszystkiego ma jednak zostać wrzucony kolejny element. Dodatkowy składnik. Pytanie brzmi: przyjmie się czy tworzona przez Florentino Pereza mikstura buchnie mu prosto w twarz?

***

Gdzieś w równoległej rzeczywistości Kylian Mbappe trafił na Santiago Bernabeu przy pierwszej możliwej okazji, jeszcze w 2017 roku. Nie jest przecież tajemnicą, że Perez już dawno zakochał się w talencie Francuza i marzył o jego sprowadzeniu. W konsekwencji Kylian miał okazję zagrać sezon ze swoim idolem, Cristiano Ronaldo. Może – o ile wszystko poza tym potoczyło się tak, jak w naszym świecie – już wtedy wygrał Ligę Mistrzów, po którą Real sięgnął w 2018 roku. Może dołożył do tego już kilka mistrzostw Hiszpanii i kolejne triumfy w Europie, pracując na status legendy w klubie, któremu kibicuje od dziecka.

Reklama

W jeszcze innym wymiarze przyszedł zapewne w 2020. W kolejnym w 2021. Znalazłby się i taki z transferem w 2022, kiedy w naszej rzeczywistości miał już porozumienie z Królewskimi, ale ostatecznie został w Paryżu. Każdy z tych scenariuszy w jakiś sposób zmieniałby znaną nam historię. Co jednak istotne – zmiany tak naprawdę wymaga głównie historia po stronie Kyliana. Real w ostatnich latach przecież nie ma na co narzekać.

Kylian Mbappe

Mbappe w pojedynku z Danim Carvajalem. Sezon 2021/22. Kylian strzelił dwie bramki w dwumeczu, ale PSG przegrało z Realem 2:3, a Królewscy sięgnęli potem po Ligę Mistrzów. Fot. Newspix

Jasne, może gdyby w 2017 roku udało się sprowadzić Mbappe, odejście Cristiano nie byłoby w konsekwencji tak bolesne i sezon 2018/19 nie skończyłby się solidną wywrotką w każdych możliwych rozgrywkach. Z drugiej strony, czy rozwinąłby się wtedy Vinicius, któremu regularne szanse zaczął dawać Santiago Solari, zatrudniony w roli trenera po zwolnieniu Julena Lopeteguiego? Czy gdyby był Mbappe, to Real sprowadziłby – odpowiednio w 2021 i 2022 roku – Eduardo Camavingę oraz Aureliena Tchouameniego, dziś dwóch kluczowych dla swoich celów zawodników, czy też może zadowolił się tylko jednym lub w ogóle zmienił plany? Nie wiadomo. Tak naprawdę Kylian, zostając w Paryżu, sprawił, że Real wzmocnił się może nawet bardziej niż gdyby sam tam przyszedł.

Efektem dwa dodatkowe puchary za triumfy w Lidze Mistrzów w gablocie na Bernabeu. W tej w Paryżu nadal nie stoi ani jeden.

Sam Francuz musi czuć, że przez ostatnie lata w PSG swoje powygrywał, ale równocześnie zdaje się, że zmarnował kolejne sezony. Utknął w toksycznym środowisku, przygnieciony jego presją, której trudno było nie ulec, skoro o pozostanie w stolicy Francji prosił go nawet… prezydent tego kraju. Wreszcie jednak postanowił się wyrwać. Z opóźnieniem, na którym stracił głównie on. Nie tylko sportowo, ale ostatecznie również w oczach fanów – zarówno tych PSG, jak i Realu.

Nikt w stolicy Hiszpanii nie przywita go już przecież jak zbawcy. Ba, mało kto uważa go tam zapewne w tej chwili za najlepszego piłkarza świata, którym to statusem mógłby się w oczach madridistas cieszyć, gdyby przyszedł do klubu w 2022 roku. Pod tym względem to już nie transfer Cristiano Ronaldo. Real nie sprowadza sobie niezaprzeczalnego lidera. Bierze do siebie gwiazdę, jedną z największych w świecie piłki, ale mając w składzie zawodników i tak zdolnych królować w Europie. Kylian przyszedł przecież do ekipy broniącej tytułu w Lidze Mistrzów. Bliżej temu do sprowadzenia na przykład Luisa Figo w 2000 roku.

Mbappe będzie gwiazdą. Będzie wielki. Ale będzie też musiał zapracować na zaufanie, a przy tym – nie będzie, przynajmniej w oczach kibiców, najważniejszym ogniwem zespołu. Przynajmniej na początku.

Czy to wszystko zrozumie?

***

Ego Francuza w pewnym momencie mogło się zdawać rozdmuchane do granic możliwości. Z drugiej strony trudno, żeby nie było, skoro w Paryżu mógł otrzymać właściwie wszystko, o co tylko poprosił. Trenera, jakiego sobie wymarzył. Kolegów, jakich tylko chciał w zespole. Pieniędzy, ile tylko by zażądał. Dla Nassera Al-Khelaifiego jego zatrzymanie w 2022 roku – tym bardziej dlatego, by nie trafił do Realu – stało się tak ważne, że gdyby mógł, oddałby mu też pół królestwa, księżniczkę za żonę, a na koniec dorzucił stołek prezesa w Katarskiej Federacji Tenisowej, który z jakiegoś powodu piastuje. A kto wie, czy Emmanuel Macron nie dorzuciłby na przykład Wersalu czy Notre Dame.

A przecież w PSG w tamtym okresie grali jeszcze Leo Messi, Neymar czy Sergio Ramos. Każdy z nich – a nawet wszyscy razem wzięci – w Paryżu nie miał jednak podjazdu do statusu Mbappe. Francuz stał się właściwie bożyszczem, ze sługami gotowymi spełniać każde jego życzenie. Gdyby poprosił o wodę z kostkami lodu z Mount Everest, szejk wysyłałby pewnie do Nepalu prywatny samolot z ekipą himalaistów.

Kylian Mbappe był większy niż klub.

To ostatecznie odbiło się i na nim, i na PSG. Ale to już przeszłość, niech błędy analizują sobie w Paryżu. Dziś Mbappe jest piłkarzem Realu. Wchodzi do szatni wypchanej gwiazdami, ale i świetnymi kumplami. Do szatni ze znakomitą atmosferą, w której w ostatnich latach odnajdywał się właściwie każdy. Nawet Eden Hazard, bo Belg na boisku mógł być cieniem samego siebie i przechodzić obok meczów, ale poza nim był lubiany przez wszystkich. Kylian z pewnością wniesie do tejże szatni ogrom bramek i asyst. Wniesie mistrzostwo świata, którego – po odejściu Toniego Kroosa – nie będzie miał tam nikt inny. Wniesie swój status jednego z najlepszych piłkarzy globu.

I wniesie też swoje ego.

Od tego, co z nim zrobi, może zależeć jego przyszłość. Przy czym wcale nie musi z niego rezygnować, by się tam odnaleźć. Cristiano przez lata miał swoje własne ambicje i one go napędzały, ale wykorzystywał je dla dobra zespołu. Vinicius też wyraźnie je ma, choć w tym sezonie regularnie przyznawał, że to Bellingham jest najlepszym piłkarzem na świecie (a Jude mówił dokładnie odwrotnie). Zdrowa wewnętrzna rywalizacja jest dla klubu ożywcza. Czy ta jednak będzie zdrowa? Kylian przecież pierwszy raz od dawna znajdzie się w sytuacji, w której nie będzie ani ukochanym dzieckiem, ani największą gwiazdą – tą jest Vinicius, bezapelacyjnie – zespołu. Odnajdzie się? Czy może raczej zagubi?

Gdybyśmy mieli stawiać nasze pieniądze, wybralibyśmy opcję numer jeden. Z prostego powodu.

***

Powód zwie się Carlo Ancelotti. Włoch jak nikt inny potrafi zarządzać kadrą i rozumie potrzeby każdego piłkarza. Ze wszystkimi potrafi rozmawiać i do każdego dotrzeć. Jeśli nie jesteś w stanie porozumieć się z tym trenerem, problem najwidoczniej leży w tobie. Gdy po sezonie 2014/15 Carletto zwolniono z Realu, nie było zawodnika, który by tego nie żałował. Kiedy wrócił do Madrytu po siedmiu latach, okazało się, że nadal potrafi dogadać się z weteranami (Toni Kroos, Luka Modrić, Karim Benzema), ale też doskonale rozumie się z młodymi piłkarzami (Eduardo Camavinga, Vinicius, Rodrygo), dla których jest wręcz jak drugi ojciec.

Każdy w Madrycie kocha Carletto. Carletto kocha każdego.

Jeśli ktoś ma sprawić, że Kylian Mbappe w Realu odnajdzie się jak w domu i stanie kolejnym ukochanym członkiem rodziny, to nie ma do tego lepszego człowieka. Choć prawda jest taka, że Włoch ma swoich pomocników. Jude Bellingham przy okazji świętowania kolejnej Ligi Mistrzów na stadionie, otwarcie mówił, że z “Mbappe Real wejdzie na wyższy poziom”. Vinicius już kilkukrotnie w ciągu sezonu wysyłał sygnały, że jest podekscytowany grą z takim zawodnikiem w składzie. I nie boi się ani o miejsce, ani o swój własny status. Bo z Kylianem Królewscy mogą osiągnąć więcej sukcesów. A co za tym idzie – więcej osiągnie też sam Vini.

Jeśli Mbappe to zrozumie i w najbliższych tygodniach, miesiącach, a w końcu i latach, tak właśnie podejdzie do tej sprawy. Jeśli ujarzmi swoje ego (a przy okazji też ego matki i innych doradców, które, zdaje się, rownież w ostatnich latach znacznie urosły). I wreszcie jeśli wkomponuje się w zespół, którego ma być ostatnim, brakującym elementem, finalnym przesunięciem pędzlem wielkiego artysty w osobie Florentino Pereza. Jeśli to wszystko się wydarzy, wtedy Real może dokonać kolejnych historycznych rzeczy.

A jeśli nie? Cóż, ostatnie lata pokazały już, że to Mbappe bardziej potrzebował Realu, niż Real jego.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

23 komentarzy

Loading...