Tylko jeden sezon trwało rozstanie Southampton z Premier League. Święci w obecności blisko 86 tysięcy widzów pokonali w finałowym barażu na Wembley Leeds United, co oznacza, że Jan Bednarek i jego koledzy wracają do elity. Rzadko jeden gol jest tyle wart. Trafienie Adama Armstronga, które pozwoliło pokonać Pawie, dla klubu z południa Anglii stanowi zastrzyk 140 milionów funtów, jakie otrzyma za awans.
Dla naszego reprezentanta jest jednak bezcenna – oznacza bowiem, że ponownie będziemy oglądać Bednarka na boiskach Premier League. Przynajmniej on ma taką nadzieję. Wiadomo, że przeskoczenie na wyższy poziom wiąże się często z gruntowną przebudową zespołu (przydatne są wspomniane fundusze). Ale prawda jest taka, że beniaminkowie zazwyczaj szukają graczy z doświadczeniem w Premier League. Bednarek już je ma. Zagrał w tej lidze 177 razy.
M.in. dlatego menedżer The Saints Russell Martin tak często stawiał na 56-krotnego reprezentanta Polski. I nasz rodak go nie zawiódł. Zresztą, najlepiej pokazują liczby – Bednarek zagrał w zakończonym właśnie sezonie łącznie 47 spotkań w lidze i pucharach, oznacza to blisko 4000 minut spędzonych na boisku. Sorry, ale nikt nie opierałby swoich nadziei na awans na zawodniku, któremu nie ufa.
Zaufania do Bednarka nie mają za to kibice reprezentacji. Dlatego ten wielki sukces teoretycznie powinien smakować nie tylko jemu, ale wszystkim fanom piłki nożnej w Polsce – oto zamiast obrońcy z Championship, pojedziemy na mistrzostwa Europy z obrońcą z Premier League. Brzmi to lepiej? A jednak są tacy, którzy zastanawiają się, czy Bednarek powinien w ogóle dostać powołanie. Są to rozważania tak absurdalne, że trudno w jakiś logiczny sposób z nimi polemizować.
Jesteśmy piłkarsko tak przebogatym krajem, że możemy wystawić pięć równych jedenastek, a rezygnacja z zawodników występujących w silnych ligach powinna być czymś zupełnie naturalnym, zamiast nich Michał Probierz powinien postawić na graczy z ekstraklasy. Przyznam szczerze, że w ostatnim magazynie 0:0 rozczulił mnie Kowal, który uznał, że nie powinniśmy brać Jakuba Modera na EURO. Nie no, jasne, to świetny pomysł, żeby zostawić w domu gościa, który ma za sobą mecze przeciwko Liverpoolowi czy Arsenalowi, a zamiast niego wziąć może kogoś, kto w CV ma zwycięstwo nad Wartą Poznań?
Im dłużej przyglądam się piłce z bliska, tym mniej potrafię z niej zrozumieć. Z jednej strony przywykłem, że internetowi selekcjonerzy rozdają karty według sobie tylko znanego klucza, z drugiej kolejne przypadki niczego nie uczą tych, jaki ich ładnie nazwał kiedyś Steve Bruce, „keyboard warriors”.
Przecież kiedy Jakub Kiwior przenosił się do Arsenalu, praktycznie żaden polski kibic się nie cieszył. Założyli oni gremialnie, że polski obrońca nie wstanie z ławki. Dobrze, że Mikel Arteta nie ma pojęcia o piłce i jednak go wystawił. I tak oto, cudem zapewne, wykorzystując jedynie kontuzje kumpli i inne zbiegi okoliczności, Kuba wycisnął z minionego sezonu łącznie 30 meczów w koszulce Kanonierów, 1587 minut czystej gry.
Być może jestem bardzo dziwny, ale kiedy polski piłkarz przenosi się do znanego i dużego klubu, to się cieszę. Gdy tam gra – radość jest jeszcze większa. A jeśli to rola pierwszoplanowa, nie zapchajdziura – jestem wniebowzięty. Natomiast gdy rodak przegrywa, popełnia błąd, spada z ligi, siedzi na ławce, to jest mi go szkoda i życzę mu, aby sytuacja jak najszybciej się zmieniła.
Jan Bednarek zbliża się do granicy 60 meczów w kadrze. W kilku z nich, jak to obrońca, popełnił kosztowne błędy. W paru innych zagrał solidnie, a w jeszcze innych dobrze. Od 2017 roku, roku, w którym przeniósł się do Southampton i zadebiutował w seniorskiej reprezentacji Polski, jego kariera miała kilka zakrętów (transfer do Aston Villi), ale ogólnie można ją uznać za udaną. Wyjechał jako młody chłopak za granicę, do zupełnie innej rzeczywistości, a dziś, mając 28 lat, może spojrzeć w lustro i z czystym sumieniem powiedzieć do siebie, że ogarnął temat należycie. Życzę każdemu być tak słabym w tym co robi, jak Bednarek.
To fakt, nie opinia. Bo niczyja opinia tego nie zmieni. Gość zagrał ponad 200 meczów w dużym klubie, z wielkimi tradycjami. Zdobył 9 bramek, co jak na obrońcę jest wynikiem więcej niż przyzwoitym. Pozostał przy tym normalnym facetem. Jest ambitnym sportowcem, czasem – to tylko moja prywatna impresja – ta ambicja go zżera, bo chce wszystkim udowodnić, że potrafi grać w piłkę, co w gruncie rzeczy brzmi bez sensu, bo już dawno nie musi.
Wiem też, że cały czas mocno nad sobą pracuje i wszyscy w klubie to widzą, dlatego darzą go tam wielkim szacunkiem i jeśli za x lat będzie chciał polecieć na jakiś mecz na St. Mary’s, zawsze powitają go z otwartymi ramionami.
Menedżer powiedział o nim niedawno tak: – Janek to jeden z najlepszych piłkarzy w lidze. Myślę, że ludzie nie doceniają tego, ile dla nas robi. Uwielbiam z nim pracować i mówię na niego „szef”. Umie zarządzać, ma odwagę i od niego zaczyna się wiele dobrych rzeczy dla zespołu. Jest wspaniały.
Wiadomo, że w Polsce nikogo nie obchodzą słowa Russella Martina. Wyroki i tak zostały wydane. Kiedy wpadniesz w tubę hype’u, to fruniesz wysoko, a kiedy przypną ci jakąś łatkę, to już jej nie odkleisz – Bednarek wie, że jest w tej drugiej grupie, ale przecież nic na to nie poradzi, może tylko robić dalej swoje. I to jedyne słuszne rozwiązanie. Odnoszę bowiem wrażenie, że światy równoległe, w których żyje: ten klubowy i ten reprezentacyjny, mogą się już nie spotkać.
A przed nim jeszcze kilka lat grania. To typ nowoczesnego sportowca – bardzo dobrze się prowadzi, nie wywołuje skandali, jeśli będzie mu dopisywać zdrowie, to licznik klubowych występów wybije potężne cyferki. W ojczyźnie malkontenci wciąż będą wieszać na nim psy, pisać z domowego zacisza, że „do niczego się nie nadaje”.
Oni się nadają, to jasne. Są pracownikami miesiąca, dostają podwyżki od swoich szefów, nie popełniają żadnych błędów – mielibyśmy pewność, że tak jest, gdyby tylko ktoś to transmitował.
WIĘCEJ O ANGIELSKIM FUTBOLU:
- Nasza jedenastka sezonu Premier League 2023/2024
- Szczęśliwa sztuczna szczęka z Walsall
- Premier League sprawdza VAR. Czy Anglicy wyrzucą technologię ze swojej ligi?
- Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował
- Quo Vadis Newcastle?
- Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship
Fot. Newspix