Reklama

Mecz odrodzonych nadziei. Tylko dla jednych będzie szczęśliwy

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

26 maja 2024, 09:40 • 8 min czytania 10 komentarzy

W taki sposób ułożyła się tabela I ligi, że w ostatniej kolejce dojdzie do bezpośredniego starcia dwóch kandydatów do awansu do Ekstraklasy. Albo Arka Gdynia, albo GKS Katowice wywalczą automatyczną promocję, natomiast drugą z ekip czeka gra w barażach. Bez względu na to, jaki będzie finał tej potyczki, już teraz wiadomo, że w obu klubach odrodziła się nadzieja na Ekstraklasę po miesiącach wewnętrznych rozterek.

Mecz odrodzonych nadziei. Tylko dla jednych będzie szczęśliwy

Na domowe spotkania przychodziła garstka kibiców. Tygodniami trwały przepychanki w gabinetach. Zespoły kilkukrotnie zawodziły swoimi wynikami w lidze. Choć genezy tych problemów są różne, to opierają się na tym samym schemacie. Właśnie dlatego niedzielne starcie będzie albo dla Arki Gdynia, albo GKS-u Katowice nowym otwarciem.

Zespół, który zakończy to spotkanie na tarczy, wciąż będzie miał szansę na awans do Ekstraklasy, ale historia pokazuje, że nie będzie to łatwe. Zazwyczaj trzecia drużyna jest pierwszą przegraną i tylko raz od momentu wprowadzenia baraży zapewniła sobie promocję do elity. Była nią Warta Poznań cztery lata temu w pierwszym sezonie nowej formuły.

Utkwili w I lidze

Z tego powodu spotkanie w Gdyni będzie tym z gatunku wszystko albo nic. Potencjalnie kolejny rok na zapleczu będzie rozczarowaniem dla każdej ze stron. Arka walczy bowiem o awans od momentu spadku z Ekstraklasy. W pierwszym sezonie zajęła czwarte miejsce, tracąc do lidera pięć punktów, w drugim uplasowała się pozycję wyżej i tylko punkt za Widzewem Łódź, a i tak się nie udało. W obu przypadkach gdynianie zakończyli baraże na półfinale. Natomiast w zeszłym roku się nawet do nich nie dostali, a zespół do końca prowadził Ryszard Wieczorek, co wiele mówi o tym, w jakim położeniu znalazł się ekipa z Pomorza.

Gieksa natomiast przez dekadę utkwiła na zapleczu. W jedenastym sezonie, gdy coraz mocniej na trybunach wybrzmiewała śpiewka “Ekstraklasa albo śmierć”, zleciała do II ligi. Degradacja była jak potwarz dla fanów katowickiego klubu. I nawet jeśli udało się awansować po dwóch latach, to zespół Rafała Góraka uplasował się w środku tabeli I ligi bez większych perspektyw na poprawę. Ten marazm dało się wyczuć jeszcze jesienią.

Reklama

Teoretycznie możesz dziś powiedzieć, że GKS walczy o awans do Ekstraklasy poprzez baraże, bo kręci się w okolicach szóstego. Tylko dla kibica walka o awans to coś, co robi Wisła Kraków, Motor Lublin czy GKS Tychy. Próbujesz dostać się do pierwszej dwójki, cały czas przesuwasz się po miejscach barażowych, ciągle coś się dzieje. My od września do rewanżowego meczu z Resovią nie byliśmy w górnej części tabeli po pełnej kolejce. Na miejscach 1-9!jeszcze w marcu mówił nam Piotr Koszecki z portalu „GieKSa.pl”.

Studium Arki: bez kibiców

Arka od 14. kolejki znajduje się na miejscach, dających bezpośredni awans do Ekstraklasy, choć już w sierpniu zaistniała jednak groźba, że zawodnicy nie będą mieli wypłacanych pieniędzy na czas. Prezes Michał Kołakowski przekazał nawet taką informację drużynie z zastrzeżeniem, że stanie się to faktem, jeśli klub nie sprzeda Karola Czubaka. Napastnik stanął wtedy przed decyzją, czy odchodzić z zespołu, pomimo wątpliwości, czy narazić siebie i swoich kolegów na brak płynności finansowej.

Mimo tych problemów Arka punktowała z wysoką skutecznością i mógł podobać się jej styl. Wojciech Łobodziński stworzył zespół chcący operować piłką i w nią grać. Szczególnie mocno wyróżniali się Olaf Kobacki czy Hubert Adamczyk, po których zgłaszały się kluby z polski i zza granicy.

I co z tego? Nic, bo nikt tego nie oglądał. Kibice obrazili się na klub zarządzany przez prezesa Michała Kołakowskiego. Przestali przychodzić na stadion przy Olimpijskiej, przez co frekwencja na niektórych meczach sięgała zawrotne kilkuset widzów. Niechlubny rekord wyniósł 523 osoby w starciu z Motorem Lublin. A teraz ci sami fani, olewający zespół przez cały sezon, przyszli na trening i próbowali “zmotywować” zawodników przed meczem z Gieksą “kilkoma mocnymi słowami.”

Studium Arki: nowy właściciel

– W niedzielę macie szansę zmazać całą plamę. Kurwa, macie mega możliwość naprawienia błędu. Jeśli tego nie zrobicie, smród będzie się za wami ciągnął w nieskończoność. Liczymy na was. Macie nasze wsparcie. Ale chcemy widzieć, że każdy z was da z siebie wszystko. Jeżeli ktoś czuje, że nie wytrzymuje presji, niech dzisiaj powie trenerowi, że nie da rady zagrać. My, kurwa, nie chcemy widzieć, że ktoś wyjdzie i podda się w tym meczu. Mamy to wygrać, a nie wychodzić i grać na remis – powiedział jeden motywator.

Drugi dodał: – Jebać te derby i jebać te kurwy z Gdańska. To już nie jest ważne. Mamy nowy cel. Przyjeżdżają do nas te jebane, brudne pastuchy na nasz teren. Gramy według własnych zasad, tak? Każdy daje z siebie 100%, serce i charakter. Do końca, kurwa. Jak ktoś da dupy, będzie później rozliczony. Grać do końca. To będzie nasz dzień, nasze święto. 

Reklama

Ufff. Mogli sobie pomyśleć piłkarze Arki. W końcu mamy okazję zmazać plamę i zagrać dla swoich kibiców, którzy mieli nas gdzieś przez większość sezonu, bo klub prowadził inni właściciel niż ten, którego chcieli. I pewnie do tej rozmowy wychowawczej by nie doszło, bo dzielni panowie nadal byliby obrażeni na klub, gdyby wciąż prowadził go Kołakowski. Syn agenta piłkarskiego zdecydował się jednak sprzedać Arkę Marcinowi Gruchale.

Wtedy momentalnie nad Gdynią wyjrzało fanowskie słońce. Widzowie zaczęli przychodzić na stadion w większej liczbie, która rośnie w tysiącach, ale pomimo zapowiedzi nowego właściciela, że żółto-niebiescy są już jedną nogą w Ekstraklasie, to drugiej wciąż nie udało się im dostawić, a zawodnicy zaczęli się potykać na najprostszych przeszkodach jak Podbeskidzie Bielsko-Biała, Znicz Pruszków czy ostatnio grająca przez większość meczu w dziesiątkę Lechia Gdańsk.

Studium GKS Katowice: nowy prezes

W kwestii wsparcia kibiców piątkę z zawodnikami Arki mogliby zbić piłkarze GKS-u. W Katowicach nie ma również atmosfery do wspierania swojej drużyny. Najpierw trener Górak wstawił się za skonfliktowanym z fanami prezesem Markiem Szczerbowskim, czym zraził fanów. Później próbował zmienić barykadę, ale wyszedł na tym, jak Zabłocki na mydle. Na stanowisku utrzymał się wyłącznie dzięki temu, że miał rzekomo wysoką odprawę, czemu zaprzeczył w naszym programie. Po środowisku rozeszła się fama i szkoleniowiec stał się antagonistą trybun.

Z tego też powodu z dużymi nadziejami przyjęto zatrudnienie nowego prezesa. Krzysztof Nowak zaczął wprowadzać porządki w klubie, ale nie obyło się bez problemów. Podczas jego nieobecności w gabinecie jego poprzednik – Marek Szczerbowski – powrócił do klubu i jak gdyby nigdy nic, dywagował z byłymi współpracownikami. Była to sytuacja co najmniej dziwna, dlatego też nowy prezes zdecydował się przyjąć dość agresywną politykę zarządzania Gieksą.

Niemal od razu zdecydował się wyprowadzić mocne działa, próbując przyciągnąć na swoją stronę fanów, stając w opozycji do trenera. W styczniu działacz wprost powiedział, że fani wytrzymali z Górakiem cztery i pół roku, więc niech wytrzymają jeszcze pięć miesięcy do końca jego kontraktu.

To policzek wymierzony we mnie, w moją drużynę i sztab – skomentował to w TVP Sport Górak, po czym dodał na łamach goal.pl:

Często w życiu trenera jest tak, że wszyscy się od niego odwracają. Nie tylko mam tutaj na myśli klub, ale nawet w ognisku domowym może być tak, że człowiek musi zostać ze swoimi problemami sam. To jest ogromna skala emocji i ogromna trudność, aby z czymś takim się zgadzać. Ważne, aby ktoś, kto podejmuje takie decyzje, miał tyle odwagi, aby przyszedł do ciebie i powiedział to w prosto w oczy. Wydaje mi się, że zawsze musi chodzić o dobro klubu.  Nie jest tajemnicą również to, że prezes ustalał warunki współpracy też z innym trenerem. Przykre było tylko to, że parę razy w szatni deklarował pełne wsparcie i uznanie, co do naszej pracy.

Studium GKS Katowice: nowy stadion

Problem w tym, że krytykowana za bylejakość Gieksa Góraka zaczęła grać najbardziej efektowny futbol w I lidze. Zdobyła już 67 bramek, co daje przeszło dwa trafienia na mecz. W jednym spotkaniu ze Stalą Rzeszów potrafiła strzelić aż osiem goli. Katowiczanie stracili punkty tylko w czterech starciach w tym roku i passa kilku potyczek ze zwycięstwem przerodziła się w fantastyczny wiosenny pościg za czołówką, który rozbudził nadzieje na lepsze dni.

Te wiążą się również z oddaniem do użytku nowego obiektu. Nowoczesny stadion, mogący pomieścić 15 tysięcy widzów ma być wizytówką nowego Gieksy, niejako odcięciem się grubą kreską od smutnej XXI-wiecznej przeszłości, którą klub spędził na peryferiach poważnego futbolu. Gdzie w końcu będą sprawne łazienki, o co teraz mogą mieć pretensje widzowie przychodzący na obiekt przy Bukowej.

I tak w ostatniej kolejce spotkają się kluby, które mają ogromne możliwości. Na Arce znowu pokazali się kibice, a nowy właściciel ma być gwarantem organizacyjnego i finansowego spokoju. Gieksa natomiast może liczyć na spore wsparcie miasta, a trener skupia zespół na celu, jakim jest awans do Ekstraklasy, w której zespół mógłby grać na nowym stadionie. Robi to na tyle usilnie, że zabronił zawodnikom rozmawiać z mediami.

Wciąż jednak dużo w tych ekipach pierwszoligowej przaśności. Bo Górak mimo wywalczenia awansu może stracić pracę, a piłkarzom Arki po porażce może się dostać od fanów, którzy przez większość sezonu ich nie wspierali. Dlatego niedzielne zwycięstwo bądź nawet remis, jaki wystarcza gdynianom, nie naprawi wszystkich błędów przeszłości. Będzie jednak nadzieją na lepsze jutro.

WIĘCEJ O I LIDZE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
6
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Betclic 1 liga

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
6
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

10 komentarzy

Loading...