Kiedy jechałem z Wrocławia do Częstochowy, towarzyszyło mi słońce, przy jakim chętnie wylegiwałbym się na wakacjach. Zaburzyła to chwila opadów deszczu, ale dosłownie chwila, tak żeby akurat zamoczyć opony i trochę wyczyścić karoserię. Nic groźnego, a na pewno pikuś przy tym, co bóg Ekstraklasy zesłał do Częstochowy pół godziny przed planowanym rozpoczęciem meczu.
Jest tutaj pewna symbolika. Inny bóg zapukał do bram Jasnej Góry i być może stwierdził – jak kiedyś Bóg sprawdził Arkę Noego – że rzuci wyzwanie stadionowi Rakowa. Posłał burzę, silny deszcz i grad. Murawę, dosłownie w zaledwie 15 minut, zalało, a ktokolwiek chciał wystawić się na strzały z niebios, mógł poczuć duży dyskomfort przez małe, białe kulki.
Powódź pod Jasną Górą – tak, to byłby świetny tytuł, gdyby nie fakt, że sytuację ostatecznie udało się uratować. Ale jednocześnie współczuję kibicom i piłkarzom, a szczególnie tym pierwszym, że musieli przeżyć ostrą nawałnicę bez zadaszenia. Gdyby można było ocenić stadion Rakowa na Bookingu, dostałby ode mnie okrąglutkie 2 na 10. Kiedy pogoda dopisuje, daje radę i na jego mankamenty można przymknąć oko. Ale jeśli pojawia się jakiekolwiek oberwanie chmury, chce się wysłać ten obiekt w diabły.
DRAMATYCZNA POGODA W CZĘSTOCHOWIE.
Silne opady deszcze i gradu. Mecz może zostać opóźniony, a nie zdziwię się, jeśli taka pogoda nie ustanie, i zostanie wręcz przesunięty daleko na inną godzinę.
Nie da się w tym stać bez ochronu dachu.#RCZŚLĄ pic.twitter.com/S78uqPj7xj
— Kamil Warzocha (@WarzochaKamil) May 25, 2024
Tym drugim, czyli piłkarzom, współczuję ze względu na stan murawy. Sam wiem i widziałem na przykładzie innych, ile szkód potrafi wyrządzić doszczętnie zalane boisko. Inna sprawa, że w takich warunkach po prostu trudno gra się w piłkę, choć z drugiej strony – jakie to miało znaczenie? Kiedy mecz Rakowa ze Śląskiem zaczynał się z prawie godzinnym opóźnieniem, mieliśmy już pobite gary. Jagiellonia zdążyła wbić Warcie trzy bramki i jeśli wcześniej Jacek Magiera wyprawił jakąś mowę motywacyjną, miała ona taki termin ważności jak topniejące dzisiaj kulki lodu na Limanowskiego.
Szkoda, że ten mecz nie miał sensu w chwili swojego rozpoczęcia. Raz, że czasami piłka słuchała się zawodników jak głuchy ślepego, dwa – emocje związane z walką o mistrzostwo Polski w multilidze totalnie opadły. Ba, taka to była multiliga, że spotkanie w Częstochowie mogłoby równie dobrze w ogóle się nie odbyć.
Od pewnego momentu najciekawsze były wydarzenia boiskowe, ale w Poznaniu. Trybuna prasowa razem z piłkarzami Rakowa, nieobecnymi w kadrze meczowej, zdecydowanie chętniej zaglądała do spotkań o utrzymanie, czemu trudno się dziwić. Raz wydawało się, że spada Korona, a chwilę później, że z hukiem zleci jednak Warta. Na takim tle, opisując śląskowe granie, czułem się, jakbym wykonywał najbardziej niepotrzebną rzecz na świecie.
A przecież to był materiał na kapitalną filmową historię, multiligę, jakiej dotąd nie widzieliśmy. Wyobraźcie sobie, że “Jaga” remisuje albo przegrywa, kończy swój mecz, a Śląskowi zostaje jeszcze 45 minut gry z wynikiem na styku. Wtedy cała Polska patrzyłaby właśnie na to, co dzieje się pod Jasną Górą, a tak będzie ze śmiechem jedynie wspominać, jak pewnego dnia zalało “kurnik” Rakowa.
Przy czym muszę zaznaczyć, że Śląsk absolutnie nie ma się czego wstydzić. Nie dostał co prawda okazji na zawalczenie o mistrzostwo Polski w ostatniej kolejce, ale skończył ze srebrnym medalem i zwycięstwem z ustępującym mistrzem. Przegrał jedynie szansę przez okoliczności niezależne, nie cały sezon. Bo ten, patrząc na ostatnie lata, zapisze się w historii klubu jako jeden z najlepszych w XXI wieku. Z jednej strony będzie więc niedosyt, z drugiej w pełni uprawniona feta na ulicach Wrocławia. Świętowanie po sezonach przeciętnych i wręcz dramatycznych WKS-owi się po prostu należy.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Wielki przegląd zmarnowanych szans. Kto zaliczył największe pudła w Ekstraklasie?
- Siedem wypowiedzi przedstawicieli Lecha Poznań, które fatalnie się zestarzały
- Szwarga zostaje w Rakowie? To byłaby decyzja „odważna” jak gra jego drużyny
- Pertkiewicz: Od rewanżu ze Śląskiem czułem, że mistrzostwo naprawdę jest możliwe
- Szanse polskich klubów na dojście do fazy ligowej europejskich pucharów
Fot. Newspix