Co to był za sezon! Piłkarze Olympique Lyon dosłownie odbili się od dna, żeby zakończyć tę kampanię szaleńczą pogonią i w ostatniej kolejce zapewnić sobie udział w europejskich pucharach. Mało tego, będą mieli jeszcze okazję, aby po raz pierwszy od dwunastu lat podnieść trofeum, jeśli pokonają PSG w sobotnim finale Pucharu Francji. Oto historia jednego z najbardziej ekscytujących powrotów w trakcie sezonu. W ostatnich latach takiej wolty w topowych europejskich ligach nie dokonał nikt. Powrót giganta, który upadł i wrócił w tak spektakularnym stylu, to story iście filmowe. A gdy dodamy, że prezesem klubu znad Rodanu jest Amerykanin John Textor, to Hollywood ewidentnie powinno się tym zainteresować.
Lyon chwiał się od kilku lat. Po pierwszej dekadzie XX wieku, w której zdominował francuską scenę futbolową w sposób bezprecedensowy, druga okazała się dużo trudniejsza. W latach 2002-2008 zdobywał mistrzostwo siedem razy z rzędu, ale na poziomie Ligi Mistrzów szczytem był półfinał i to osiągnięty zaledwie raz. Dla drużyny, która miała w swoich szeregach gwiazdy francuskiej i europejskiej piłki, najczęściej sufitem były ćwierćfinały, w których w latach największej świetności odpadała najczęściej.
Dalej było jednak tylko gorzej, a Lyon coraz bardziej spadał w hierarchii. We Francji pojawili się nowi giganci, a zespół z Groupama Stadium coraz bardziej popadał w przeciętność, także w rozgrywkach europejskich. O ile w drugim dziesięcioleciu XX wieku wciąż był w ligowej czołówce, to w trzeciej dekadzie problemy sportowe zostały pogłębione przez tarcia na szczytach klubowej władzy i siła drużyny zaczęła realnie sięgać miejsc “tylko” w górnej połowie tabeli.
Jaka piękna katastrofa, czyli historia upadku giganta z Lyonu
W obecnym sezonie jednak OL zmierzał już prosto w przepaść. Eksperymenty trenerskie, które nad Rodanem nie przynosiły rezultatów. Nieudana, a wręcz niezrozumiała polityka transferowa. Do tego zmiana na szczytach władzy z głośnym odejściem legendarnego prezesa i patrona, Jean-Michela Aulasa, i nieustanne przepychanki w klubowych gabinetach. To wszystko zaczęło przynosić owoce właśnie w tej kampanii.
Mimo wciąż całkiem niezłego składu i głośnego nazwiska na ławce trenerskiej, Lyon rozpoczął tragicznie. Trzy porażki w czterech meczach pod wodzą Laurenta Blanca okazały się idealnym powodem do pożegnania z byłym reprezentantem Francji. Po jednomeczowej kadencji tymczasowego trenera Vuilleza, rządy objął Fabio Grosso. Pojawienie się u steru drużyny kolejnego mistrza świata w roli piłkarza oznaczało jednak dalszy ciąg degrengolady niedawnego potentata.
Włoch w siedmiu meczach zdobył pięć punktów, wygrywając ledwie raz i na stałe rozsiadł się na dnie tabeli. Dodatkowej dramaturgii okresowi jego pracy dodał jeszcze haniebny atak chuliganów z Marsylii na autokar piłkarzy Lyonu, po którym to właśnie trener ucierpiał najbardziej, a jego zakrwawiona twarz obiegła wszystkie serwisy sportowe.
Trener
Był listopad, przez Groupama Stadium przewinęło się już trzech szkoleniowców i nie było żadnej reakcji. Władze klubu postawiły na kolejne tymczasowe rozwiązanie. Pierre Sage, związany z klubem od wielu lat, ostatnio jako trener w klubowej akademii, miał zostać tylko na chwilę. Postawienie na niego w dłuższej perspektywie było ryzykownym posunięciem ze względu na brak doświadczenia w roli samodzielnego trenera, a biorąc pod uwagę delikatną sytuację drużyny zakrawało nawet na desperację.
– Jestem do usług mojego klubu. Mam ambicję pomóc piłkarzom i działaczom w naprawie sytuacji – zadeklarował podczas swojej prezentacji. Okazało się, że wiedza na temat metodologii pracy młodzieżowej i wspierania potencjału młodych zawodników działała na jego korzyść. Przejmował klub na samym dnie i choć początek był mocno niejednoznaczny (trzy zwycięstwa i cztery porażki w pierwszych siedmiu spotkaniach), pozwolił drużynie podnieść się z ostatniego miejsca w tabeli, a trenerowi zyskać względny spokój, po otrzymaniu propozycji pracy z drużyną do końca sezonu.
Wtedy ostatecznie kliknęło. Sage nie silił się na eksperymenty na boisku. Wciąż dysponował solidnym składem, jak na warunki francuskie. Postawił na podejście w stylu Vicente del Bosque: “po pierwsze nie szkodzić”. Uwolnił potencjał mentalny, a za nim pojawiły się wyniki sportowe. Odpowiednia osoba na ławce trenerskiej dostała jeszcze wsparcie od władz klubu, które zaliczyły pierwsze udane okienko transferowe od kilku lat.
Drużynę, w której już byli Francuzi Alexandre Lacazette, Corentin Tolisso, Rayan Cherki, czy aktualny mistrz świata Nicolas Tagliafico, wzmocnili doświadczeni Said Benrahma, Orel Mangala i Nemanja Matić oraz młodzi gniewni Gift Orban i Malick Fofana. Prawie wszystkie zimowe transfery okazały się trafione, a mądrze prowadzona ekipa stała się mentalnym killerem.
Killer mode
Od początku lutego podopieczni Sage’a rozpoczęli marsz w górę tabeli serią pięciu kolejnych zwycięstw. Najpierw złapali haust powietrza w końcu wynurzając się ze strefy spadkowej, a na początku marca byli już na dziesiątym miejscu w tabeli i wciąż w grze o Puchar Francji. Trener powiedział wtedy na konferencji prasowej: – To od nas zależy, czy podniesiemy poprzeczkę jeszcze wyżej.
Jeszcze kilka miesięcy wcześniej klub znajdował się w najgorszym okresie w swojej najnowszej historii. Z zaledwie jedną wygraną w czternastu meczach marniał na dnie tabeli, a cień spadku wisiał nad Groupama Stadium. Kilkanaście meczów później, Lyon miał już tylko osiem punktów straty do miejsca zapewniającego grę w Europie i był w półfinale Pucharu Francji po katastrofalnym początku sezonu.
Gracze znad Rodanu kolekcjonowali kolejne zwycięstwa, a do tego wygrywali w sposób nietuzinkowy, najczęściej odrabiając straty w thrillerach, w których aż sześciokrotnie strzelali decydującego gola tuż przed upływem dziewięćdziesięciu minut lub w doliczonym czasie gry, stając się francuskim odpowiednikiem Bayeru Leverkusen. Do tego były to najczęściej ekscytujące widowiska, kończące się rezultatami typu 4:3 (dwukrotnie) lub 3:2 (również dwa razy).
Na przykład szalony mecz z Brestem, w którym prowadzenie trzykrotnie przechodziło z rąk do rąk, zanim Lyon ostatecznie ograł ówczesnego wicelidera na własnym stadionie, znacznie po regulaminowym czasie gry. Brest prowadził 3:1 na dwadzieścia minut przed końcem, ale Lacazette, Tagliafico i Maitland-Niles zdobyli trzy gole i trzy punkty dla Lyonu. Gol Ainsleya Maitland-Nilesa z rzutu karnego w 16. minucie doliczonego czasu drugiej połowy (!) dał Lyonowi oszałamiającą wygraną 4:3 z Brestem, dzięki czemu drużyna gospodarzy zbliżyła się na dwa punkty do pucharowych miejsc i ostatecznie uwierzyła, że po fatalnym początku ligowego sezonu ma teraz realne szanse na zakwalifikowanie się do europejskich rozgrywek w przyszłym sezonie. – To pokazuje nam, że z tym zespołem wszystko jest możliwe, patrząc na końcówkę sezonu – powiedział wtedy Sage.
Na potwierdzenie tych słów, trzy kolejki później drużyna znowu powtórzyła ten spektakularny scenariusz. Tym razem na wyjeździe, Lyon pokonał Lille 4:3, przegrywając 0:2 do 65. minuty, a następnie 2:3 na dwie minuty przed końcem, Les Gones ostatecznie odnieśli cenne zwycięstwo, które pozwoliło im wskoczyć na siódme miejsce w lidze.
😱 𝐑𝐄𝐌𝐎𝐍𝐓𝐀𝐓𝐀 𝐎𝐋𝐘𝐌𝐏𝐈𝐐𝐔𝐄 𝐋𝐘𝐎𝐍𝐍𝐀𝐈𝐒 𝐖 𝐎𝐒𝐓𝐀𝐓𝐍𝐈𝐂𝐇 𝐌𝐈𝐍𝐔𝐓𝐀𝐂𝐇! 😱
85′ Bafodé Diakité daje Lille prowadzenie ⚽️🧐
89′ Alexandre Lacazette wyrównuje stan rywalizacji ⚽️🔥
90’+2 Mama Baldé bohaterem OL ⚽️💥Szalony mecz! 😳#modanafrancję🇫🇷 pic.twitter.com/dCYkhB8KaM
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) May 6, 2024
Od początku lutego zaliczyli dwanaście ligowych zwycięstw w piętnastu spotkaniach oraz pokonali trzy przeszkody w drodze do finału Pucharu Francji. 45-letni francuski trener przekazał klucze do drużyny swoim najlepszym zawodnikom (Caqueret, Cherki i Lacazette), a odpowiedź w postaci wyników przyszła zaskakująco szybko. – Lubię, gdy drużyna jest w posiadaniu piłki, a zawodnicy naprawdę lubią ją mieć. Nienawidzę być bierny – mówił trener po jednym ze spotkań.
Podkreśleniem tego hollywoodzkiego story była ostatnia kolejka. Będąc o krok od spadku na ósme miejsce, Lyon pokonał Strasbourg znowu, a jakże, w ostatnich minutach, dzięki rzutowi karnemu Alexandre Lacazette’a. Wygrywając 2:1 ostatecznie zajął szóste miejsce i awansując do Ligi Europy, sprawił, że ten sezon jest już historyczny.
🤯 ALEŻ KOŃCÓWKA SEZONU WE FRANCJI! 🤯
✅ A. Lacazette strzela ⚽ w ostatnich minutach i Olympique Lyonnais awansuje do europejskich pucharów
🏆 Stade Brest zagra w Lidze Mistrzów!#modanafrancję🇫🇷 pic.twitter.com/uxvPhrITOu— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) May 19, 2024
Napastnik wykorzystał jedenastkę w szóstej minucie doliczonego czasu gry, wprawiając całe Groupama Stadium w absolutną euforię. Lacazette w tym meczu oddał dwa strzały, dwa celne i zdobył dwie bramki. Choć strzelił w tym sezonie mniej goli niż w poprzednim, to po spotkaniu ze Strasbourgiem w klasyfikacji strzelców znalazł się tuż za Kylianem Mbappe, z licznikiem zamkniętym na dziewiętnastu trafieniach.
Transfery
Nie da się jednak oddzielić progresu Lyonu od ich agresywności w zimowym okienku transferowym. Byli klubem, który zainwestował najwięcej pieniędzy (55 milionów), ale wreszcie zrobili to mądrze. Malick Fofana, Gift Orban, Said Benrahma i przede wszystkim Nemanja Matić, który dodał dużo doświadczenia i spójności w środku pola. To była wreszcie wartość dodana po kompromitujących poprzednich ruchach transferowych klubowych władz.
Nowi piłkarze strzelali ważne gole, generowali asysty i byli ważnym elementem renesansu Les Gones. Są też w większości materiałem do rozwoju w kolejnych sezonach, jak 196-centymetrowy bramkarz z Brazylii, Lucas Perri, który zastąpi między słupkami symbol klubu, czyli Anthony’ego Lopesa.
A o ich rozwój zadba oczywiście Pierre Sage, co prezes Lyonu, John Textor, oficjalnie ogłosił tuż po niedzielnym zwycięstwie nad Strasbourgiem. Wiadomość ta była wyczekiwana i nikt nie był zaskoczony, gdy amerykański właściciel z uśmiechem na twarzy ogłosił prasie, kto będzie trenerem drużyny w przyszłym sezonie.
– Jego pierwszą misją było ugaszenie pożaru w płonącym domu. Nigdy nie rozmawialiśmy o jego przyszłości. Odkąd przybył, skupialiśmy się tylko na kolejnych zwycięstwach. Trener oczywiście zostaje, to logiczne, nikt nie myślał o innym rozwiązaniu. Zrobiłem z niego głównego szkoleniowca, a to uczyniło mnie dobrym prezesem – żartował właściciel klubu.
Textor już kilka tygodni temu podniósł pensję trenera, a nowa umowa powinna zostać podpisana tuż po finale Pucharu Francji. – To już jest historyczny sezon – powiedział Pierre Sage po ostatniej kolejce. – A naszym celem jest uczynienie go historycznym przez duże H.
Szkoleniowiec, od swojego przybycia na początku grudnia, zdobył ze swoją drużyną 46 punktów. W tym okresie nikt w Ligue 1, łącznie z paryskim mistrzem, nie zdobył więcej oczek niż Lyon. Sage może być tym, który wstawi w sobotę do klubowej gabloty pierwsze trofeum od dwunastu lat, a potem będzie miał następny sezon, aby spróbować zrobić kolejny skok, tym razem już co najmniej na miarę awansu do Ligi Mistrzów.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- „Mistrzostwo? Dziś mam większy luz”. Spokój Magiery, spokój Śląska
- Przegląd młodzieżowców. Który klub będzie szukał wzmocnień?
- Idealna logistyka i gościnność. Odwiedzamy bazę Polski na Euro 2024
- Trela: To nie Bayer przegrał finał Ligi Europy. To Atalanta go wygrała
- Powrót króla. Zwycięstwo rozsądku
Fot. Newspix