Reklama

Historyczny sezon Olympique Lyon. Od zera do bohatera

Paweł Wojciechowski

Autor:Paweł Wojciechowski

24 maja 2024, 11:05 • 8 min czytania 8 komentarzy

Co to był za sezon! Piłkarze Olympique Lyon dosłownie odbili się od dna, żeby zakończyć tę kampanię szaleńczą pogonią i w ostatniej kolejce zapewnić sobie udział w europejskich pucharach. Mało tego, będą mieli jeszcze okazję, aby po raz pierwszy od dwunastu lat podnieść trofeum, jeśli pokonają PSG w sobotnim finale Pucharu Francji. Oto historia jednego z najbardziej ekscytujących powrotów w trakcie sezonu. W ostatnich latach takiej wolty w topowych europejskich ligach nie dokonał nikt. Powrót giganta, który upadł i wrócił w tak spektakularnym stylu, to story iście filmowe. A gdy dodamy, że prezesem klubu znad Rodanu jest Amerykanin John Textor, to Hollywood ewidentnie powinno się tym zainteresować.

Historyczny sezon Olympique Lyon. Od zera do bohatera

Lyon chwiał się od kilku lat. Po pierwszej dekadzie XX wieku, w której zdominował francuską scenę futbolową w sposób bezprecedensowy, druga okazała się dużo trudniejsza. W latach 2002-2008 zdobywał mistrzostwo siedem razy z rzędu, ale na poziomie Ligi Mistrzów szczytem był półfinał i to osiągnięty zaledwie raz. Dla drużyny, która miała w swoich szeregach gwiazdy francuskiej i europejskiej piłki, najczęściej sufitem były ćwierćfinały, w których w latach największej świetności odpadała najczęściej.

Dalej było jednak tylko gorzej, a Lyon coraz bardziej spadał w hierarchii. We Francji pojawili się nowi giganci, a zespół z Groupama Stadium coraz bardziej popadał w przeciętność, także w rozgrywkach europejskich. O ile w drugim dziesięcioleciu XX wieku wciąż był w ligowej czołówce, to w trzeciej dekadzie problemy sportowe zostały pogłębione przez tarcia na szczytach klubowej władzy i siła drużyny zaczęła realnie sięgać miejsc “tylko” w górnej połowie tabeli.

Jaka piękna katastrofa, czyli historia upadku giganta z Lyonu

W obecnym sezonie jednak OL zmierzał już prosto w przepaść. Eksperymenty trenerskie, które nad Rodanem nie przynosiły rezultatów. Nieudana, a wręcz niezrozumiała polityka transferowa. Do tego zmiana na szczytach władzy z głośnym odejściem legendarnego prezesa i patrona, Jean-Michela Aulasa, i nieustanne przepychanki w klubowych gabinetach. To wszystko zaczęło przynosić owoce właśnie w tej kampanii.

Reklama

Mimo wciąż całkiem niezłego składu i głośnego nazwiska na ławce trenerskiej, Lyon rozpoczął tragicznie. Trzy porażki w czterech meczach pod wodzą Laurenta Blanca okazały się idealnym powodem do pożegnania z byłym reprezentantem Francji. Po jednomeczowej kadencji tymczasowego trenera Vuilleza, rządy objął Fabio Grosso. Pojawienie się u steru drużyny kolejnego mistrza świata w roli piłkarza oznaczało jednak dalszy ciąg degrengolady niedawnego potentata. 

Włoch w siedmiu meczach zdobył pięć punktów, wygrywając ledwie raz i na stałe rozsiadł się na dnie tabeli. Dodatkowej dramaturgii okresowi jego pracy dodał jeszcze haniebny atak chuliganów z Marsylii na autokar piłkarzy Lyonu, po którym to właśnie trener ucierpiał najbardziej, a jego zakrwawiona twarz obiegła wszystkie serwisy sportowe.

Trener

Był listopad, przez Groupama Stadium przewinęło się już trzech szkoleniowców i nie było żadnej reakcji. Władze klubu postawiły na kolejne tymczasowe rozwiązanie. Pierre Sage, związany z klubem od wielu lat, ostatnio jako trener w klubowej akademii, miał zostać tylko na chwilę. Postawienie na niego w dłuższej perspektywie było ryzykownym posunięciem ze względu na brak doświadczenia w roli samodzielnego trenera, a biorąc pod uwagę delikatną sytuację drużyny zakrawało nawet na desperację. 

– Jestem do usług mojego klubu. Mam ambicję pomóc piłkarzom i działaczom w naprawie sytuacji – zadeklarował podczas swojej prezentacji. Okazało się, że wiedza na temat metodologii pracy młodzieżowej i wspierania potencjału młodych zawodników działała na jego korzyść. Przejmował klub na samym dnie i choć początek był mocno niejednoznaczny (trzy zwycięstwa i cztery porażki w pierwszych siedmiu spotkaniach), pozwolił drużynie podnieść się z ostatniego miejsca w tabeli, a trenerowi zyskać względny spokój, po otrzymaniu propozycji pracy z drużyną do końca sezonu.

Reklama

Wtedy ostatecznie kliknęło. Sage nie silił się na eksperymenty na boisku. Wciąż dysponował solidnym składem, jak na warunki francuskie. Postawił na podejście w stylu Vicente del Bosque: “po pierwsze nie szkodzić”. Uwolnił potencjał mentalny, a za nim pojawiły się wyniki sportowe. Odpowiednia osoba na ławce trenerskiej dostała jeszcze wsparcie od władz klubu, które zaliczyły pierwsze udane okienko transferowe od kilku lat. 

Drużynę, w której już byli Francuzi Alexandre Lacazette, Corentin Tolisso, Rayan Cherki, czy aktualny mistrz świata Nicolas Tagliafico, wzmocnili doświadczeni Said Benrahma, Orel Mangala i Nemanja Matić oraz młodzi gniewni Gift Orban i Malick Fofana. Prawie wszystkie zimowe transfery okazały się trafione, a mądrze prowadzona ekipa stała się mentalnym killerem.

Killer mode

Od początku lutego podopieczni Sage’a rozpoczęli marsz w górę tabeli serią pięciu kolejnych zwycięstw. Najpierw złapali haust powietrza w końcu wynurzając się ze strefy spadkowej, a na początku marca byli już na dziesiątym miejscu w tabeli i wciąż w grze o Puchar Francji. Trener powiedział wtedy na konferencji prasowej: – To od nas zależy, czy podniesiemy poprzeczkę jeszcze wyżej.

Jeszcze kilka miesięcy wcześniej klub znajdował się w najgorszym okresie w swojej najnowszej  historii. Z zaledwie jedną wygraną w czternastu meczach marniał na dnie tabeli, a cień spadku wisiał nad Groupama Stadium. Kilkanaście meczów później, Lyon miał już tylko osiem punktów straty do miejsca zapewniającego grę w Europie i był w półfinale Pucharu Francji po katastrofalnym początku sezonu.

Gracze znad Rodanu kolekcjonowali kolejne zwycięstwa, a do tego wygrywali w sposób nietuzinkowy, najczęściej odrabiając straty w thrillerach, w których aż sześciokrotnie strzelali decydującego gola tuż przed upływem dziewięćdziesięciu minut lub w doliczonym czasie gry, stając się francuskim odpowiednikiem Bayeru Leverkusen. Do tego były to najczęściej ekscytujące widowiska, kończące się rezultatami typu 4:3 (dwukrotnie) lub 3:2 (również dwa razy).

Na przykład szalony mecz z Brestem, w którym prowadzenie trzykrotnie przechodziło z rąk do rąk, zanim Lyon ostatecznie ograł ówczesnego wicelidera na własnym stadionie, znacznie po regulaminowym czasie gry. Brest prowadził 3:1 na dwadzieścia minut przed końcem, ale Lacazette, Tagliafico i Maitland-Niles zdobyli trzy gole i trzy punkty dla Lyonu. Gol Ainsleya Maitland-Nilesa z rzutu karnego w 16. minucie doliczonego czasu drugiej połowy (!) dał Lyonowi oszałamiającą wygraną 4:3 z Brestem, dzięki czemu drużyna gospodarzy zbliżyła się na dwa punkty do pucharowych miejsc i ostatecznie uwierzyła, że po fatalnym początku ligowego sezonu ma teraz realne szanse na zakwalifikowanie się do europejskich rozgrywek w przyszłym sezonie. – To pokazuje nam, że z tym zespołem wszystko jest możliwe, patrząc na końcówkę sezonu – powiedział wtedy Sage.

Na potwierdzenie tych słów, trzy kolejki później drużyna znowu powtórzyła ten spektakularny scenariusz. Tym razem na wyjeździe, Lyon pokonał Lille 4:3, przegrywając 0:2 do 65. minuty, a następnie 2:3 na dwie minuty przed końcem, Les Gones ostatecznie odnieśli cenne zwycięstwo, które pozwoliło im wskoczyć na siódme miejsce w lidze.


Od początku lutego zaliczyli dwanaście ligowych zwycięstw w piętnastu spotkaniach oraz pokonali trzy przeszkody w drodze do finału Pucharu Francji. 45-letni francuski trener przekazał klucze do drużyny swoim najlepszym zawodnikom (Caqueret, Cherki i Lacazette), a odpowiedź w postaci wyników przyszła zaskakująco szybko. – Lubię, gdy drużyna jest w posiadaniu piłki, a zawodnicy naprawdę lubią ją mieć. Nienawidzę być bierny – mówił trener po jednym ze spotkań.

Podkreśleniem tego hollywoodzkiego story była ostatnia kolejka. Będąc o krok od spadku na ósme miejsce, Lyon pokonał Strasbourg znowu, a jakże, w ostatnich minutach, dzięki rzutowi karnemu Alexandre Lacazette’a. Wygrywając 2:1 ostatecznie zajął szóste miejsce i awansując do Ligi Europy, sprawił, że ten sezon jest już historyczny.

Napastnik wykorzystał jedenastkę w szóstej minucie doliczonego czasu gry, wprawiając całe Groupama Stadium w absolutną euforię. Lacazette w tym meczu oddał dwa strzały, dwa celne i zdobył dwie bramki. Choć strzelił w tym sezonie mniej goli niż w poprzednim, to po spotkaniu ze Strasbourgiem w klasyfikacji strzelców znalazł się tuż za Kylianem Mbappe, z licznikiem zamkniętym na dziewiętnastu trafieniach.

Transfery

Nie da się jednak oddzielić progresu Lyonu od ich agresywności w zimowym okienku transferowym. Byli klubem, który zainwestował najwięcej pieniędzy (55 milionów), ale wreszcie zrobili to mądrze. Malick Fofana, Gift Orban, Said Benrahma i przede wszystkim Nemanja Matić, który dodał dużo doświadczenia i spójności w środku pola. To była wreszcie wartość dodana po kompromitujących poprzednich ruchach transferowych klubowych władz.

Nowi piłkarze strzelali ważne gole, generowali asysty i byli ważnym elementem renesansu Les Gones. Są też w większości materiałem do rozwoju w kolejnych sezonach, jak 196-centymetrowy bramkarz z Brazylii, Lucas Perri, który zastąpi między słupkami symbol klubu, czyli Anthony’ego Lopesa.

A o ich rozwój zadba oczywiście Pierre Sage, co prezes Lyonu, John Textor, oficjalnie ogłosił tuż po niedzielnym zwycięstwie nad Strasbourgiem. Wiadomość ta była wyczekiwana i nikt nie był zaskoczony, gdy amerykański właściciel z uśmiechem na twarzy ogłosił prasie, kto będzie trenerem drużyny w przyszłym sezonie.

Jego pierwszą misją było ugaszenie pożaru w płonącym domu. Nigdy nie rozmawialiśmy o jego przyszłości. Odkąd przybył, skupialiśmy się tylko na kolejnych zwycięstwach. Trener oczywiście zostaje, to logiczne, nikt nie myślał o innym rozwiązaniu. Zrobiłem z niego głównego szkoleniowca, a to uczyniło mnie dobrym prezesem – żartował właściciel klubu.

Textor już kilka tygodni temu podniósł pensję trenera, a nowa umowa powinna zostać podpisana tuż po finale Pucharu Francji. – To już jest historyczny sezon – powiedział Pierre Sage po ostatniej kolejce. – A naszym celem jest uczynienie go historycznym przez duże H.

Szkoleniowiec, od swojego przybycia na początku grudnia, zdobył ze swoją drużyną 46 punktów. W tym okresie nikt w Ligue 1, łącznie z paryskim mistrzem, nie zdobył więcej oczek niż Lyon. Sage może być tym, który wstawi w sobotę do klubowej gabloty pierwsze trofeum od dwunastu lat, a potem będzie miał następny sezon, aby spróbować zrobić kolejny skok, tym razem już co najmniej na miarę awansu do Ligi Mistrzów.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Francja

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

8 komentarzy

Loading...