Reklama

Iga Świątek panuje i w Rzymie! Polka znów lepsza od Sabalenki

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

18 maja 2024, 18:55 • 5 min czytania 12 komentarzy

W Madrycie zagrały wielkie, fenomenalne spotkanie. Dziś aż takich emocji nie było, choć dobrej gry nie brakowało. Z dwójki tenisistek, które około 17 wyszły na centralny kort w Rzymie, zdecydowanie lepsza była jednak Iga Świątek. Polka w dwóch setach pokonała Arynę Sabalenkę i po raz trzeci w karierze sięgnęła po tytuł w turnieju WTA 1000 w stolicy Włoch.

Iga Świątek panuje i w Rzymie! Polka znów lepsza od Sabalenki

Najlepszy możliwy finał

W tenisie wyczekuje się takich właśnie spotkań. Meczów, w których naprzeciwko siebie stają dwie absolutnie najlepsze zawodniczki na świecie. Wiadomo, ze względu na rozstawienie możliwe jest to dopiero w finale, a o to wcale nie tak łatwo. Dość napisać, że na mecz Igi Świątek z Aryną Sabalenki czekaliśmy niedawno całe… pół roku. Ostatni raz grały ze sobą bowiem w WTA Finals, a potem nie udało się ani razu. Gdy Aryna dochodziła do finałów – w Brisbane i Australian Open – Iga albo w turnieju w ogóle nie grała, albo odpadała wcześniej. Gdy robiła to Świątek (w Dosze i Indian Wells), to Sabalenki brakowało w meczu o tytuł.

Aż przyszedł turniej w Madrycie.

Tam obie przeszły przez poprzednie rundy, choć w absolutnie różnym stylu. Iga pewnie, przegrywając po drodze tylko jednego seta – w ćwierćfinałowym meczu z Beatriz Haddad Maią. Aryna zupełnie inaczej, po drodze do finału zgromadziła rekordową liczbę gemów. Niemal co mecz miała problemy, często wisiała już nad przepaścią, ale w ostatniej chwili wracała na bezpieczny teren. A w finale była niezwykle bliska tego, by Polkę pokonać, miała już przecież nawet piłki meczowe. Iga zresztą też. Obie przez jakiś czas nie były jednak w stanie zamknąć spotkania.

Reklama

CZYTAJ TEŻ: IGA ŚWIĄTEK KRÓLOWĄ MADRYTU!

Aż wreszcie zrobiła to Świątek. Wygrała 7:5, 4:6, 7:6 (7), a po meczu rzuciła do mikrofonu zdanie, które najlepiej podsumowywało tamten finał: “Niech teraz ktoś powie, że tenis kobiet jest nudny”. Iga i Aryna zagrały w Madrycie najdłuższy w dziejach finał turnieju WTA 1000, na korcie spędziły 3 godziny i 11 minuty. To była wojna na wyniszczenie. Wojna nerwów. Wojna dwóch najlepszych zawodniczek świata. Którą finalnie wygrała ta minimalnie lepsza.

Stąd gdy okazało się, że w meczu o tytuł w Rzymie dostaniemy rewanż, mogliśmy tylko zacierać ręce. I spodziewać się, że znów będzie to wybitne spotkanie.

Królestwo Igi

Tym razem Aryna przeszła przez turniej lepiej, choć Elina Switolina w 1/8 finału sprawiła jej ogromne problemy. Sabalenka wygrała wtedy po tie-breaku trzeciego seta, do siedmiu. Świątek za to… na drodze do finału nie straciła ani jednego seta. A najwięcej gemów – osiem – urwała jej w IV rundzie Angelique Kerber. Dla rywalek była zabójcza, grała swój najlepszy tenis.

W sumie nic dziwnego.

Rzym to przecież jej miejsce na ziemi. Kocha włoską kuchnię, uwielbia tamtejsze przekąski, zdaje się też lubić włoski styl życia. W dodatku wygrywała tam już dwukrotnie – w 2021 roku w finale Karolinie Pliskovej nie oddała… nawet gema. A potem powtórzyła ten triumf rok później, choć Ons Jabeur ugrała nieco więcej, bo cztery gemy. W 2023 się nie udało, przez uraz skreczowała w ćwierćfinale z Jeleną Rybakiną. W tym sezonie przyjechała jednak odzyskać, co jej. Choć wygrywając w Madrycie, triumfowała w miejscu, w którym na mączce najlepiej radzi sobie Sabalenka.

Reklama

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Teraz ta sama Sabalenka chciała zdobyć ten tytuł na “wrogim terenie”. Tam, gdzie Iga rządzi i gdzie to Polka gra najlepszy tenis. Białorusince się to jednak nie udało, a sam mecz, jeśli ktoś miał nadzieję na widowisko, jak z Madrytu, mógł rozczarować. Choć nie nas.

Terzo titolo

Od samego początku to Świątek grała w tym spotkaniu lepiej. Już w trzecim gemie przełamała serwis Sabalenki. Dobrze returnowała, szybko nacierała na rywalkę, która w dodatku często jej pomagała, popełniając sporo niewymuszonych błędów. Iga za to niemal się nie myliła. Odgrywała wszystko, często tuż pod linię. Była niezwykle dokładna, precyzyjna. Od początku grała tak, jak to sobie zaplanowała przed meczem i to dawało efekty.

Sabalenka? Nerwowa. Po przegranym serwisie w przywołanym trzecim gemie załamała rakietę. Często wykrzykiwała coś w stronę własnego boksu. Nie była w najlepszej dyspozycji, to rzucało się w oczy. Na returnie niewiele mogła zdziałać, przez całego seta nie wywalczyła ani jednego break pointa. A Iga zrobiła to po raz kolejny i po raz kolejny okazała się skuteczna, przełamując Arynę raz jeszcze. Wynik na tablicy po tym gemie brzmiał 5:2.

Chwilę później zrobiło się z tego 1:0. W setach.

W drugiej partii Sabalenka nieco odżyła. Wydawało się, że postawiła wszystko na jedną kartę. Grała jeszcze bardziej ofensywnie, agresywnie atakowała serwis Igi. Sama też lepiej podawała we własnych gemach. Już w drugim gemie seta miała aż pięć break pointów. Iga jednak doskonale się w tamtych momentach broniła, mimo że często nie trafiała pierwszym podaniem, to i tak była w stanie utrzymać serwis. Wydawała się wręcz nieporuszona tym, że Aryna tak na nią naciska.

Zresztą podobnie było i w kolejnym gemie serwisowym, gdy wyszła ze stanu 15:40 i utrzymała podanie. Nie przejmowała też się przesadnie tym, że Sabalenka wydawała się pewna swojego serwisu. Po prostu czekała na swój moment. I ten nadszedł w siódmym gemie. Polka wywalczyła sobie break pointa i – w przeciwieństwie do rywalki – nie czekała ani chwili. Wykorzystała już pierwszą okazję na przełamanie serwisu Aryny. Wyszła na prowadzenie 4:3, po chwili utrzymała serwis, a potem… zanotowała kolejnego breaka.

A tym samym wygrała całe spotkanie.

To trzeci tytuł Igi w Rzymie, ale też trzeci w tym sezonie. Za każdym razem wygrywała turniej rangi WTA 1000. Na ten moment jest zdecydowanie najlepszą zawodniczką sezonu, w rankingu Race ma ponad 1400 punktów przewagi nad drugą Sabalenką. W rankingu ogólnym zgromadziła już 11695 oczek. Druga Aryna – 8138. Na standardy tenisowe to przepaść. I nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by tak zostało również po kolejnym turnieju.

Teraz czas przecież na Roland Garros, gdzie Polka powalczy o czwarty triumf w karierze. Patrząc na to, co pokazała w Madrycie i Rzymie – nie wypada wątpić w to, że go zdobędzie.

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
0
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Polecane

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
0
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

12 komentarzy

Loading...