W młodości był lekkoatletą: biegał na 100 metrów, z niezłym rekordem życiowym. Dziś jest słynnym muzykiem, gwiazdą disco polo, która na Polach Elizejskich słyszy od młodego Fina: „Are you Zenek from Akcent?”. W rozmowie z Weszło Zenon Martyniuk mówi o fascynacji Zbigniewem Bońkiem, graniu w piłkę z Cezarym Kuleszą i kulisach, związanych z wielkim hitem „Przez Twe Oczy Zielone”. Martyniuk opowiada też o Jagiellonii Białystok, która zmierza po mistrzostwo Polski. Zresztą tuż przed ostatnim ligowym meczem to właśnie on z płyty stadionu spróbuje zainspirować piłkarzy do walki.
Jakub Radomski: Kto zostanie w tym sezonie mistrzem Polski?
Zenon Martyniuk: piosenkarz, gitarzysta, lider zespołu Akcent: Mam wielką nadzieję, że Jagiellonia, ale pamiętajmy, że zostały dwie kolejki. Wystarczy zdobyć w nich cztery punkty, ale z Piastem w Gliwicach na pewno nie będzie łatwo. A może Jagiellonia wygra, Śląsk potknie się z Radomiakiem i wszystko wyjaśni się już w ten weekend? Choć z drugiej strony pewnie lepiej, by napięcie trwało do ostatniej kolejki i meczu w Białymstoku z Wartą Poznań. Staram się oglądać jak najwięcej spotkań Jagiellonii z tego sezonu. Często gram koncert w weekend, ale nagrywam mecz i włączam go po powrocie do domu.
To prawda, że tuż po meczu z Wartą na stadionie odbędzie się koncert Akcentu? Widziałem taką informację jakiś czas temu w mediach społecznościowych.
Taki był plan, zgadza się, ale we wtorek ustaliliśmy, że koncert odbędzie się na stadionie, tyle że przed meczem. Spotkanie jest o 17.30, a my zaczniemy pewnie przed 16.00. Kibice będą się schodzić, ale w taki dzień zakładam, że wielu będzie już na trybunach. Zaśpiewam nie tylko „Przez twe bramki, brameczki strzelone”, ale też „Pszczółkę Jagę”, czyli przeróbkę naszej „Pszczółki Mai”.
No właśnie – od kilku lat, gdy na stadionie przy Słonecznej pada bramka dla Jagiellonii, rozlega się dżingiel, w którym śpiewa pan: „Przez twe bramki, brameczki strzelone, oszalałem!”. Jakie są kulisy jego powstania?
Był 2016 rok i ludzie z Jagiellonii wpadli na pomysł, by wykorzystać popularność piosenki „Przez Twe Oczy Zielone”, nagrać singiel, lekko zmieniając słowa i odgrywać go na meczach, właśnie po strzelonym golu. Spodobała mi się ta idea. Przyjechałem do Polskiego Radia Białystok, spotkałem się tam z piłkarzami Jagiellonii, którzy trochę pomogli mi ułożyć tekst. Najbardziej udzielał się Rafał Grzyb, dużą inicjatywę wykazywali też Karol Świderski i Taras Romanczuk. Pamiętam, że nagraliśmy to w środę, a już w piątek Jagiellonia grała mecz ligowy u siebie (przeciwko Arce Gdynia – przyp. red.). I właśnie w piątek dzwoni do mnie kolega. Mówi: „Zeniu, nie uwierzysz. Masz chyba szczęście, bo twój utwór rozbrzmiewał już cztery razy”. Bardzo się ucieszyłem. Jagiellonia wygrała tamten mecz 4:1.
Pan się w ogóle spodziewał, że utwór „Przez Twe Oczy Zielone” będzie aż takim hitem? Dziś w serwisie Youtube ma ponad 200 milionów wyświetleń.
Pierwszy raz wykonałem go na festiwalu w Ostródzie w 2014 roku i już wtedy to mocno do mnie dotarło. Na widowni tłum, jakieś 14 tysięcy ludzi. Gdy drugi raz śpiewałem refren, ludzie włączyli się i robili to razem ze mną. Mieli uśmiech na twarzy, falowali. Później zacząłem dostawać wiadomości z gratulacjami. Ktoś napisał, że fajna piosenka, świetna aranżacja. Ktoś inny – że miał dreszcze, włosy stawały mu dęba.
Ponad rok później byłem w Stanach Zjednoczonych, gdzie nagrywałem teledysk. Podchodzi do mnie Artur Kropiwnicki – kolega, który organizował nam pierwszą trasę koncertową w USA – i pokazuje filmik, na którym Kamil Grosicki, z którym się znał, siedzi sobie gdzieś w jacuzzi i śpiewa „Przez Twe Oczy Zielone”. To było we Francji, „Grosik” był wtedy piłkarzem Rennes. Artur zadzwonił wtedy do niego i chwilę porozmawialiśmy.
W październiku 2015 roku Polska wygrała 2:1 z Irlandią i awansowała na EURO 2016. Obejrzałem mecz, poszedłem spać. Rano, było jakoś wpół do siódmej, obudził mnie telefon. Dzwonił jakiś dziennikarz, chyba z TVN 24. „Czy pan wie, co się stało?” – pyta rozemocjonowany. Ja mówię: „Pewnie, że wiem. Awansowaliśmy na mistrzostwa, wielkie święto”. A on: „A nie widział pan, co stało się później? To proszę szybko telewizję włączyć, zaraz pan się dowie”. Włączyłem i zobaczyłem, jak Grosicki rozkręca po meczu imprezę w szatni. „Jedziemy, ale refren ostro, wszyscy” – mówi, a później zaczyna śpiewać „Przez Twe Oczy Zielone” i dołącza się cała kadra.
Byłem w szoku, zacząłem się śmiać. Wtedy piosenka zyskała naprawdę wielką popularność, co przełożyło się też na mnie. Rozdzwoniły się telefony, dostawałem zaproszenia z różnych stacji. Pamiętam, że wziąłem gitarę i pojechałem do białostockiego studia TVN 24. Opowiadałem o tej piosence, jak ona w ogóle powstała. A podczas koncertu w Warszawie otrzymałem medal od szefostwa Stadionu Narodowego.
Zenon Martyniuk, z nagrodą za 30-lecie pracy artystycznej
Zacząłem mówić publicznie o tym, że bardzo interesuję się piłką i sam w dzieciństwie trochę w nią grałem. Zresztą jeszcze niedawno zbieraliśmy się z byłymi piłkarzami Jagiellonii i graliśmy w piłkę w starej hali tego klubu. Przychodził Darek Czykier, z którym byłem w jednym liceum, ale też Darek Bayer, Jarek Michalewicz, Mirek Car, był też Cezary Kulesza. Ja znam tych wszystkich piłkarzy, którzy w sezonie 1986/87 wywalczyli z Jagiellonią pierwszy, historyczny awans do najwyższej ligi. To było wielkie święto dla całego Białegostoku, na mecze waliły tłumy.
Jak pan się poznał z Kuleszą?
Kojarzyłem go jako zawodnika Jagiellonii, ale poznaliśmy się na początku lat 90. To były moje początki muzyczne. Zaczynałem w 1983 roku jako wokalista zespołu Akord, później grałem m.in. w zespole Centrum. W 1989 roku z połączenia tych dwóch nazw powstał Akcent. W 1992 roku Czarek miał dyskotekę Scorpio, niedaleko Kuleszy Kościelnych. Czasami łączyły nas interesy. W weekend trwała zabawa, a po niej, najczęściej w poniedziałki, zaczęliśmy się spotykać, żeby pograć w piłkę. A to na jakimś boisku, a to na hali. Czarek często mi mówił: „Zenek, jaki ty szybki jesteś”. Miał rację.
W liceum chodziłem do klasy sportowej i uprawiałem lekkoatletykę. Biegało się na 100 metrów. Nie miałem wielkich osiągnięć, ale startowałem w zawodach, jeździłem też na zgrupowania: a to na Mazury, a to do Szklarskiej Poręby. Pamiętam, że na setkę osiągnąłem kiedyś 11,02 s. To były czasy, gdy Marian Woronin przebiegł ją w równe 10 sekund. Można więc powiedzieć, że dobiegłbym na metę 11 metrów za nim (śmiech). Czasami nie było łatwo. Sobota? Zabawa. Niedziela? To samo, przez całą noc. Bywało, że nie szedłem w ogóle spać, tylko prosto z zabawy przyjeżdżałem na stadion i szedłem wystartować.
Spodziewał się pan, że Kulesza jako działacz dojdzie w sporcie tak daleko?
Ciężko powiedzieć. Ale na pewno widać było u niego taki zmysł organizatora, predyspozycje do bycia menedżerem. Kiedy przestał grać w piłkę, kręcił się blisko Jagiellonii. Mówiłem mu wtedy: „Czarek, może byś wziął ten klub w swoje ręce?”. On się tylko uśmiechał i odpowiadał: „Zobaczymy, może kiedyś”. Nikt wtedy nie przypuszczał, że on zostanie prezesem Jagiellonii, a później Polskiego Związku Piłki Nożnej. Ale dobrze się stało, bo Kulesza ma odpowiednie podejście do ludzi. Potrafi ich zebrać do kupy, zmobilizować.
Zenon Martyniuk podczas koncertu
Słyszałem, że w dzieciństwie pana idolem był były prezes PZPN, Zbigniew Boniek.
Jego postać mnie fascynowała, to prawda. Kiedy byłem mały, jeździłem z mamą do fryzjera do Bielska Podlaskiego. Miałem osiem, może dziewięć lat. Tam na ścianach wisiały fotosy piłkarzy. Pamiętam wielki plakat, prawie na całą ścianę, z drużyną z mistrzostw świata w 1974 roku. „Skąd oni to mają?” – zastanawiałem się. Był też pojedyncze plakaty: Jerzy Gorgoń, Jan Tomaszewski, Antoni Szymanowski, Mirosław Bulzacki, Andrzej Szarmach, Kazimierz Deyna. Cała ekipa. Kolejny mundial – Argentyna, 1978 rok. Też mieli spory plakat. Później podobny, nieco mniejszy, sam zdobyłem i wisiał u mnie w pokoju. Ze względu na te plakaty chciałem nieustannie jeździć do tego fryzjera. Mówię: „Mamo, a może byśmy tam znowu skoczyli?”, a ona: „Ale przecież byliśmy tydzień temu”.
Najlepiej pamiętam mistrzostwa świata z Hiszpanii z 1982 roku. Do dziś mam w głowie każdy mecz, każdy wynik. Gdyby Boniek nie pauzował za kartki w półfinale z Włochami, kto wie, jak by się skończył tamten mecz. Miałem wtedy 12 lat: wsiadałem na rower w Gredelach, z których pochodzę i pedałowałem do najbliższego kiosku, do Bielska, żeby kupić „Przegląd Sportowy”, „Sportowca” czy „Piłkę Nożną”. Jeździłem tam codzienne albo co dwa dni. Wycinałem plakaty piłkarzy, wszystkie wieszałem na ścianie. Prowadziłem kilka zeszytów, w których lądowały wycinki z gazet. Wszystkie informacje – jaki mecz, kto z kim, kto i w której minucie zdobył bramkę.
Szczególnie dużo było tam informacji o Bońku: nawet jakieś wpisy z czasopism typu „Nowa Wieś”. Boniek opowiadał, jak trenuje, jak się rehabilituje, dziennikarz pisał o jego poobijanych nogach albo o tym, że „Zibi” lubił grać na nierównych boiskach. Że nie przeszkadzało mu, gdy piłka odskakiwała na takiej murawie, bo uczył się bardziej technicznego grania. Boniek był wtedy moim wielkim idolem. Poprosiłem nawet kiedyś babcię, by wyszyła mi na koszulce numer dziewięć, bo on grał właśnie z nim albo z dwudziestką na plecach.
Jeszcze jeden piłkarz w tamtym czasie robił na mnie duże wrażenie. Piotr Skrobowski, taki blondynek. Ale to nie było to samo, co „Zibi”. Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś dzwoni do mnie Czarek Kulesza. Nie był jeszcze szefem PZPN, ale działał już w jego władzach. „Słuchaj, ktoś tutaj chce z tobą porozmawiać. Daję ci do słuchawki prezesa” – mówi. Ja tylko: „Ale jakiego prezesa?”. Po chwili słyszę w słuchawce: „Dzień dobry, panie Zenku, Zbyszek Boniek z tej strony”. Zamurowało mnie. To prawda, czy ja śnię? Oszalałem, jak w tej mojej piosence. Powiedziałem mu od razu, jak bardzo się cieszę, że mogę z nim porozmawiać. Że wzorowałem się na nim i gdy grałem w piłkę, chciałem być jak on. A on: „I bardzo dobrze, tak musi być”.
Właśnie wtedy nagrałem poświęconą Bońkowi piosenkę (Martyniuk zaczyna śpiewać): „Legenda boisk, dwudziestka w koronie. Same do braw składają się dłonie. Bello di notte, piłkarz półwiecza, to Zbigniew Boniek, nikt nie zaprzecza”.
To może, jeżeli Jagiellonia zdobędzie mistrzostwo, czas na piosenkę o Adrianie Siemieńcu? To też niezwykła historia, bo mówimy o najmłodszym szkoleniowcu w lidze, który wcześniej prowadził rezerwy klubu.
Nie wykluczam, bo to niesamowite, co robi z Jagiellonią. Pamiętam, jak w maju ubiegłego roku byłem na stadionie. Mój kolega realizuje projekt „Młoda ULTRA” i na meczu pojawiło się prawie sześć tysięcy dzieciaków z regionu. Tylko że Jagiellonia była wtedy zagrożona spadkiem. A dziś, choć nie minęło wiele czasu, jest faworytem walki o mistrzostwo Polski.
Ma pan jakąś swoją ulubioną piosenkę o sporcie?
Była taka fajna piosenka w latach 70. (odpowiadając na to pytanie, Martyniuk wyśpiewuje tekst obu piosenek): „A ty się bracie nie denerwuj, tam Lubński gra. Nerwy swoje zwiąż na supeł, obok Deynę ma. A ty się bracie nie denerwuj, damy pokaz gry. Tylko dłonie ściśnij mocno, sprawdzą nam się sny”. Andrzej Dąbrowski ją wykonywał. No i oczywiście klasyka, Bohdan Łazuka: „Uliczkę znam w Barcelonie. W uliczkę wyskoczy Boniek. Będzie słychać na stadionie: Brawo Polonia, brawo ten Pan. A my przy telewizorach, na pewno w różnych humorach, czy szampana, czy nervosan, pić będziemy – okaże się!”
Jest jakiś pana utwór, do którego ma pan szczególny sentyment?
Nie mam takiej jednej piosenki, choć sentyment mam do ballad, wolniejszych piosenek. Mimo że wykonuję też np. „Życie To Są Chwile” czy „Pragnienie Miłości”, na pewno najwięcej osób kojarzy „Przez Twe Oczy Zielone”. To piosenka, którą ludzie poznają od najmłodszego. Często dostaję filmiki, na których wykonują ją dzieci albo nawet osoby w podeszłym wieku. Tak już chyba musi być. Wiele zespołów ma jeden szlagier, który najbardziej zostaje ludziom w głowie. Podobnie jest z Queen czy Modern Talking.
Jest pan bardzo popularną osobą. To bywa męczące?
Nie, to najczęściej miłe. Miałem kiedyś długie włosy i postanowiłem ja ściąć. Niedługo po wizycie u fryzjera rozmawiam z kimś, a ta osoba mówi: „O rany, to pan!”. I dodaje: „Poznałem pana dopiero w momencie, gdy pan się odezwał, bo tego głosu nie da się pomylić z żadnym innym”. Innym razem, już trochę później, jesteśmy w Paryżu, spacerujemy po Polach Elizejskich. Nagle podchodzi jakiś chłopaczek, przejęty, i pyta: „Are you Zenek from Akcent?”. Mówi, że jest z Finlandii. Na początku myślałem, że chodzi o Irlandię, bo kiedyś grałem tam koncert, konkretnie w Irlandii Północnej. Ale nie, Fin. Zaczyna tłumaczyć, że ma wielu znajomych w Polsce, którzy polecili mu Akcent i uwielbia słuchać moich piosenek. Chciał koniecznie zrobić sobie ze mną zdjęcie. Nie ma problemu, to było fajne zaskoczenie.
Później koledzy z zespołu mówią: „Zeniu, ty się nawet w Paryżu przed fanem z Finlandii nie ukryjesz!”. Ale tak już jest, choć głównie zaczepiają mnie rodacy na wczasach lub przedstawiciele Polonii. To regularnie ma miejsce w Chicago, Nowym Jorku, włoskiej Bolonii, a ostatnio nawet w meksykańskim Cancun. Cieszy mnie to. Nie odmówię zrobienia wspólnej fotki, czasami mam ze sobą jakieś zdjęcia, które mogę rozdać, ze swoim podpisem.
Szczerze? Ja nigdy nie przypuszczałem, że śpiewając takie pioseneczki, stanę się tak charakterystyczną i rozpoznawalną osobą.
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ W WESZŁO EXTRA: