Reklama

Ruch obudził się za późno. Wygrał trzeci mecz z rzędu, ale i tak leci z ligi

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

13 maja 2024, 21:20 • 4 min czytania 25 komentarzy

Już przed meczem z Radomiakiem Ruch Chorzów był zdegradowany do I ligi. Mimo to Niebiescy z dużą radością wyszli na to spotkanie, ograli Zielonych, którzy po raz kolejny tej wiosny pokazali się ze słabej strony, i udowodnili, że spadać z Ekstraklasy można z uśmiechem.

Ruch obudził się za późno. Wygrał trzeci mecz z rzędu, ale i tak leci z ligi

Po zwycięstwie nad Wartą Poznań Puszcza Niepołomice wykluczyła z walki o utrzymanie Ruch Chorzów. Niebiescy przed poniedziałkowym spotkaniem nie mieli już nawet matematycznych szans na pozostanie w Ekstraklasie. Stało się zatem to, na co zanosiło się przez cały sezon. Mimo to za punkt honoru ekipa Janusza Niedźwiedzia postawiła sobie rozstanie w dobrym stylu.

Zaczęło się już dwa tygodnie temu zwycięstwem 3:2 nad wciąż aktualnym kandydatem do mistrzostwa Polski Śląskiem Wrocław. Później przyszła wygrana z Lechem Poznań, co po wczorajszym występie Kolejorza w starciu z Legią Warszawa nie wygląda jak wielki sukces, ale nadal mowa o prestiżowym triumfie. Na dokładkę Ruch ograł Radomiaka, który wciąż musi drżeć o ligowy byt. A winnego tego stanu rzeczy należy upatrywać w osobie Rafała Wolskiego.

Fatalny Wolski

Zieloni wyciągnęli doświadczonego pomocnika po spadku Wisły Płock. Ten ruch jawił się jako wręcz doskonały. W poprzednim sezonie Wolski zanotował 15 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Był nie tylko wyróżniającą się postacią w zespole Nafciarzy, ale również w całej Ekstraklasie. Dodatkowo nie należało tworzyć komina płacowego, by sprowadzić tego zawodnika. Miało być zatem tanio i jakościowo. Tyle mówiła teoria, a praktyka pokazała coś zupełnie innego.

Wolski jak dotąd gra w Radomiu przeciętnie, by nie powiedzieć słabo i mówimy to, wiedząc, że zanotował już dziewięć ofensywnych konkretów. 31-latek był po prostu zawodnikiem na dobrą pogodę. Jak szło całemu zespołowi, to szło i jemu. Wystarczy popatrzeć, w jakich meczach zdobywał bramki lub dogrywał kolegom:

Reklama
  • Górnik Zabrze 2:0
  • Pogoń Szczecin 2:0
  • ŁKS Łódź 3:0
  • Widzew Łódź 3:0
  • Legia Warszawa 3:0

Nawet jeśli Wolski wydatnie pomógł drużynie w ważnym meczu na styku, to potrafił zawalić spotkanie w inny sposób. Tak było w rewanżu z ŁKS. Zaliczył asystę przy wyrównującym trafieniu, po czym wyleciał z boiska za dwie żółte kartki. Równie słabo zaprezentował się w starciu z Ruchem. Pomimo dużej przewagi Radomiak nie potrafił zdobyć bramki. Duża w tym wina Wolskiego, który po niespełna kwadransie rozpoczął błyskawiczną kontrę. Pognał przez ponad połowę boiska z piłką, Zieloni stanęli w sytuacji 3 na 1, a mimo to nie skończyło się to golem. Pomocnik fatalnie zachował się w polu karnym, wpadając w poślizg przed strzałem. Później zmarnował jeszcze dwie sytuacje, m.in. posyłając w krzaki Szymona Szymańskiego i na koniec fatalnie pudłując po lobie nad Dante Stipicą.

17-latek bohaterem

To, że Radomiak nie zapewnił sobie ostatecznie utrzymania, jest nie tylko zasługą fatalnych pudeł Wolskiego, ale również bardzo dobrej formy Chorwata, który trzymał przy życiu Ruch. Zaskoczyć próbował go Vagner Dias strzałem z ostrego kąta, a także środkowi obrońcy Luka Vusković i Raphael Rossi uderzeniami głową. Za każdym razem stawał na wysokości zadania, dzięki czemu Niebiescy mogli po cichu liczyć na swoje momenty. I tak się stało, a kluczowi okazali się rezerwowi.

Szczególnie przebojowe wejście zanotował Bartłomiej Barański. 17-latek na murawie pojawił się już po kwadransie z powodu kontuzji Juliusza Letniowskiego. Dotychczas rozegrał tylko 76 minut w Ekstraklasie. W starciu z Radomiakiem niemal podwoił tę liczbę. Młokos był odważny, przebojowy i odpowiedzialny. Żółtej kartki, jaką otrzymał za przerwanie kontry Damiana Jakubika, gratulowali mu wszyscy koledzy. Chwilę później mogli z nim celebrować debiutanckiego gola. Barański pewnie wykorzystał składną akcję swojego zespołu i mądre wycofanie piłki przez Somę Novothny’ego.

Po tym trafieniu trener Janusz Niedźwiedź dokonał dwóch zmian. Wypuścił w bój Filipa Wilaka i Adama Vlkanovę. Obaj raz po raz stwarzali duże zagrożenie pod bramką Gabriela Kobylaka, ale nie mieli farta. Raz wypożyczony z Lecha zawodnik został złapany na spalonym. Innym sędzia Bartosz Frankowski dopatrzył się faulu na bramkarzu. Szczęście uśmiechnęło się w doliczonym czasie gry. Wilak zagrał długie prostopadłe podanie do Vlkanovy, który zdobył drugą bramkę w poniedziałkowy wieczór, ustalając wynik spotkania na 2:0.

Reklama

Dla Ruchu to trzecie zwycięstwo z rzędu, co oznacza, że w ostatnich trzech meczach zanotował więcej wygranych niż we wcześniejszych dwudziestu dziewięciu kolejkach. To za mało, żeby myśleć o utrzymaniu, ale chociaż piłkarze Niedźwiedzia zostawiają po sobie dobre wrażenie, czego nie można powiedzieć o Radomiaku, który raz po raz się kompromituje i z całą pewnością zasługuje na miano najgorszej drużyny wiosny, którą może za chwilę zostać, bo w tabeli za 2024 roku spadł po tej porażce na przedostatnie miejsce. Wciąż jednak ma bezpieczną przewagę nad strefą spadkową i do utrzymania potrzebuje tylko punktu, co biorąc pod uwagę formę Korony Kielce, wydaje się całkiem prawdopodobne.

 

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

25 komentarzy

Loading...