Pierwszy start Bartosza Zmarzlika wprawił fanów zgromadzonych na Stadionie Narodowym w ekstazę. Zaczęli oni jeszcze bardziej wierzyć, że może siódma edycja zawodów z cyklu Grand Prix zorganizowana w Warszawie, okaże się tą szczęśliwą, w której wreszcie zwycięży Polak. Kolejne biegi z udziałem polskiego mistrza były jednak wielką sinusoidą. Na szczęście jej górne wahania przychodziły w decydujących momentach – półfinale, który Zmarzlik wygrał w wielkim stylu, oraz finale, gdzie zajął drugie miejsce. I choć do pierwszej wygranej Polaka znowu zabrakło, to najlepszy występ 29-latka w karierze na Stadionie Narodowym!
Może i na Stadionie Narodowym atmosfera jest świetna. Może kibice dopisują. Ale pod względem czysto sportowym, Narodowy jest dla polskich żużlowców pechowy. W końcu na sześć do tej pory rozegranych edycji Grand Prix na tym obiekcie, żadnemu z naszych rodaków nie udało się zwyciężyć. Ale ta niechlubna statystyka nie mąciła wiary w zgromadzonych na trybunach kibicach. Ci, pytani przez nas o potencjalnego zwycięzcę dzisiejszych zawodów, wymieniali niemalże wyłącznie jedno nazwisko: Bartosz Zmarzlik.
I nic to, że nasz czterokrotny mistrz świata na Narodowym tylko raz stał na podium. Dla polskiego fana – i nie tylko – Bartek jest najlepszy i powinien zwyciężać zawsze.
SINUSOIDA MISTRZA
A Zmarzlik w swoim pierwszym starcie jeszcze bardziej rozbudził nadzieje publiczności. 29-latek znakomicie wyszedł z czwartego pola i już na wjeździe w pierwszy łuk rozwiał wątpliwości, kto tu jako pierwszy przekroczy linię mety. Było to zwycięstwo tym cenniejsze, że jako trzeci do mety przejechał Jack Holder, czyli zwycięzca pierwszej rundy tegorocznego cyklu Grand Prix w Gorićan.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Rzecz w tym, że sztucznie usypane nawierzchnie potrafią diametralnie zmienić swoją specyfikę w zasadzie z biegu na bieg. I tak w drugim starcie wyglądało na to, że Polak źle dobrał ustawienia. Słabo wyszedł spod taśmy, a na trasie zdołał ograć tylko Szymona Woźniaka… który w swoim premierowym występie zdobył 3 punkty. Co tylko jeszcze dobitniej pokazywało, jak łatwo było pogubić się w przełożeniach poszczególnym żużlowcom i ich mechanikom.
Trzecia seria startów pokazała Zmarzlika wyraźnie poirytowanego poprzednim niepowodzeniem. Wciąż nie był demonem szybkości, stąd musiał przepychać się na trasie z Leonem Madsenem i Kaiem Huckenbeckiem. W ferworze walki na jednej z prostych zamknął Niemcowi ścieżkę tak, że ten został postawiony przed nieciekawym wyborem: dać się wkomponować w bandę lub odpuścić i zadowolić się jazdą na drugiej pozycji. Na swoje szczęście, Kai rozsądnie wybrał tę drugą opcję
Szkoda tylko, że w następnym biegu ponownie zobaczyliśmy Bartosza męczącego się na trasie. Polak nawet nie nawiązał walki z Mikkelem Michelsenem i Andrzejem Lebiediewem. Jeden wywalczony punkt zawdzięczał temu, że już na starcie maszyna odmówiła posłuszeństwa Fredrikowi Lindgrenowi, więc bieg potoczył się w trójkę. Z kolei w ostatnim starcie rundy zasadniczej… walczył o wygraną z najlepiej dziś dysponowanym Jasonem Doylem. I zabijcie nas, wtedy już zupełnie nie wiedzieliśmy w którą stronę pójdzie występ Polaka. Jazda Zmarzlika stanowiła wielką sinusoidę, która mogła w wielkim stylu zawieźć go na podium lub zatrzymać w półfinale.
WARSZAWA PRAWIE ODCZAROWANA
Ale zanim o półfinałach, parę słów należy się pozostałym polskim żużlowcom. No i nie ma co owijać w bawełnę – dwóch z nich w Warszawie spisało się słabiutko. Mateusza Cierniaka w tym wszystkim można jeszcze usprawiedliwiać. 22-latek jechał na Narodowym z dziką kartą. Nie miał wielkiego doświadczenia z jazdą na sztucznych torach. Stąd trudno dziwić się, że w rywalizacji z żużlową elitą zdobył ledwie 3 punkty. Choć pewną osłodę stanowił dla niego fakt, że ładnie pożegnał się z warszawskimi zawodami, ponieważ wspomnianą trójkę dowiózł w swoim ostatnim starcie. I to ze sporą przewagą. Znacznie więcej można było za to oczekiwać od Dominika Kubery. Kolega klubowy Cierniaka (i Zmarzlika) to w końcu jeden z najlepszych jeźdźców PGE Ekstraligi. Tymczasem na Narodowym zaliczył marne zawody, na które złożyły się ledwie 2 punkty.
Jednak był też pozytyw: w Warszawie bardzo dobrze (poza wpadką w drugim starcie) spisywał się Szymon Woźniak. Dziką satysfakcję musiał czuć ten chłopak, rywalizując wśród elity jak równy z równym. Przecież przed sezonem nie brakowało głosów mówiących, że w Grand Prix Woźniak będzie głównie wąchał kurz spod szprycy motorów rywali. A tu proszę, po 6 zdobytych punktach w Gorićan, Woźniak fazę zasadniczą na Narodowym zakończył z 9. oczkami na koncie i mógł przygotowywać się do występu w półfinale imprezy.
Tam zaś Szymon spotkał się z Bartoszem Zmarzlikiem. W idealnym świecie mogliśmy sobie wyobrażać, że obaj Biało-Czerwoni objeżdżają rywali – Martina Vaculika i Dana Bewleya – i wchodzą do głównego biegu wieczoru. Jednak przy dobrze dysponowanym Słowaku (12 punktów po fazie zasadniczej) było to niezwykle ciężkie zadanie. Jednak przez jakąś chwilę fani zgromadzeni w Warszawie żyli w tej pięknej bajce. Tak się bowiem okazało, że Zmarzlik znakomicie wyszedł ze startu, a do niego doszlusował Woźniak! I tak panowie jechali przez dwa kółka niczym w czasach wspólnych startów w Stali Gorzów. Jednak tutaj o żadnej współpracy nie mogło być mowy, każdy jechał na własny rachunek. Bartosz, który był wyraźnie szybszy, prędko uciekł od Szymona, a ten miał spore problemy na trasie. Ostatecznie dał się wyprzedzić Vaculikowi i Bewleyowi. Ale przez samo dojście do półfinału Woźniak może mieć dziś powody do zadowolenia. Pokazał bowiem kawał dobrego żużla.
W finale poza Polakiem i Słowakiem znaleźli się jeszcze Doyle i Robert Lambert, który na ostatnich metrach zdołał ograć Jacka Holdera. Na szczególną uwagę zasługuje postawa 38-letniego weterana z Australii. Doyle już w Gorićan zajął znakomite drugie miejsce, a uległ tam tylko Holderowi. Mało tego, chociaż Zmarzlik dziś w finale gonił starego Kangura jak oszalały, to nie zdołał wyszarpać mu wygranej. Tym samym Jason dość niespodziewanie wyrósł na największego rywala Zmarzlika w walce o mistrzowski tytuł. Dziś bowiem ponownie okazał się lepszy od naszego mistrza… który zajmując drugie miejsce i tak ma spore powody do zadowolenia.
PIERWSZA ÓSEMKA GP POLSKI
1. Jason Doyle 20 (3,3,2,3,3,3,3).
2. Bartosz Zmarzlik 15 (3,1,3,1,2,3,2).
3. Robert Lambert 12 (3,2,1,2,1,2,1).
4. Martin Vaculik 14 (1,3,2,3,3,2,0).
5. Jack Holder 11 (1,1,3,3,2,1).
6. Szymon Woźniak 9 (3,0,2,2,2,0).
7. Daniel Bewley 9 (2,2,3,0,1,1).
8. Kai Huckenbeck 9 (2,1,2,1,3,w).
Z WARSZAWY
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj więcej o żużlu: