Janusz Niedźwiedź gościł na antenie kanału “Weszłopolscy”. Menedżer Ruchu opowiedział tam o nastrojach, jakie zastał w szatni Ruchu, oraz powodach, dla których w ogóle pracę w Chorzowie przyjął.
Janusz Niedźwiedź wykręcił niezły wynik z Widzewem Łódź, po czym poszedł do znajdującego się w tragicznym położeniu Ruchu Chorzów. Było to pewne zaskoczenie, natomiast jak twierdzi sam zainteresowany, nie chciał on pozostawać zbyt długo bezrobotny.
– Czasem jest tak, że trenerzy przegapią jeden, drugi, trzeci moment i wypadają z karuzeli. Jeżeli trener ma jakieś pomysły i chęć, to uważam, że powinien iść pracować. Mogłem czekać do marca i czekać na propozycję ze środka tabeli, ale co gdyby nie nadeszła? Plus, uwielbiam takie wyzwania. Nie żałuję podjęcia tu pracy.
Następnie opisał emocje towarzyszące piłkarzom w czasie, gdy dopiero obejmował stery “Niebieskich”. Skrytykował także postronnych obserwatorów, którzy zupełnie nieumiejętnie określali umiejętności graczy z Chorzowa.
– Głosy z zewnątrz mówiły, że ci piłkarze się nie nadają do Ekstraklasy. Nagle się okazało, że ci ludzie zrobili ogromny postęp. Jak Szymański, czy Letniowski, który odszedł już do Widzewa i pokazuje tam sporą jakość. Tak jak Moneta, Sikora, teraz niestety kontuzjowany, ale do czasu kontuzji się rozwinął… mógłbym tak wymieniać i wymieniać.
– Mimo wszystko uważam, że piłkarze nie słuchali tych głosów z zewnątrz. Ale kiedy wchodziłem do drużyny, która wygrała jeden mecz i przegrywała nawet kontrolne sparingi, to trzeba było im na nowo pokazać, że istnieje jakieś wyjście. Od tego czasu zrobiliśmy ogromny postęp – dodał na sam koniec Niedźwiedź.
Więcej na Weszło:
- Kończmy już tę ligę, bo aż wstyd wyłaniać mistrza
- Od Kononowicza do Bizancjum. Dlaczego awans Lechii Gdańsk to zjawisko?
- Kosowski: Czy nasza liga jest wyrównana, czy może po prostu słaba?
Fot. Newspix