Paweł Jeż został niedawno prezesem Zagłębia Lubin. Znowu bowiem piętnaście lat temu miał już przyjemność kierować Miedziowymi. Teraz przyznaje, że wcześniej zastał klub w o wiele gorszej kondycji.
– Poskładanie tego to było jedno z większych wyzwań w moim życiu, które wiele mnie nauczyło. W tych okolicznościach utrzymaliśmy poziom sportowy, który pozwolił nam powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. Do dzisiaj uznaję to za jeden z moich największych sukcesów – mówi Jeż w rozmowie z Przeglądem Sportowym, przywołując czasy swojej pierwszej prezesury. – Potrafiliśmy przebudować zespół, a każdy, kto interesuje się sportem, wie, że spadek do niższej klasy rozgrywkowej wpływa na znaczne ograniczenie budżetu, choćby z tytułu praw medialnych. A nasza degradacja nie wynikała z przyczyn sportowych – przypomina.
Woli jednak rozmawiać o teraźniejszości i pierwszych dniach po powrocie do Zagłębia: – Pierwsze wrażenie? W zespole była sportowa złość po trzech porażkach z rzędu i w związku z zajmowaną pozycją. Nie było załamywania się, była chęć rewanżu, żeby szybko zapewnić sobie spokojne utrzymanie i patrzeć tylko do przodu – mówi Jeż. – Nie ma wątpliwości, że jest niedosyt. Osiągnięty sukces musi się jednak opierać na trwałych podstawach, żeby nie dochodziło do sytuacji, że najlepsi zawodnicy odejdą z zespołu i nastąpi kolejna przebudowa, która ponownie doprowadzi go do punktu wyjścia lub regresu poziomu sportowego – twierdzi prezes klubu z Lubina.
– Czasami w naszej piłce chcemy mieć wszystko na tu i teraz, a ja jestem zwolennikiem systematycznej pracy i kontynuacji obranego kierunku, czyli rozwoju i konsekwentnej realizacji planu. Tylko w ten sposób w sporcie zespołowym można osiągnąć trwały efekt – przekonuje Paweł Jeż w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Kraków kocha zwycięzców
- Żegnaj, ŁKS-ie. Na pewno było z tobą wesoło
- Pogoń Szczecin i pakt o pampersach
- Kwiatkowski: Nie wypaczyłem wyniku finału Pucharu Polski
fot. NewsPix.pl