Pierwsze zaskoczenie – Legia Warszawa wygrała mecz w lidze, pokonując w Mielcu 3:1 Stal. Drugie – obejrzeliśmy Pawła Wszołka w ataku, praktycznie bez zadań defensywnych, i był najlepszy na boisku. Ale jest i trzecie zaskoczenie – sędzia Damian Sylwestrzak, który po fatalnych pomyłkach w poprzedniej kolejce, nie wiadomo dlaczego, dostał do prowadzenia ten mecz, tym razem uniknął kompromitujących błędów, choć musiał pomagać sobie bieganiem do monitora VAR.
Rafał Augustyniak ewidentnie chciał strzelać na bramkę, ale nie trafił w piłkę i ostatecznie dotknął ją piętą. Dotknął ją tak, że wyszła mu z tego znakomita asysta, jakby był wirtuozem, i chwilę później gola na 2:1 strzelił Bartosz Kapustka. W taki właśnie, mocno przypadkowy sposób, Wojskowi ograli Stal, która od kilku spotkań nie może wygrać w lidze, a w poprzedniej kolejce dostała pięć sztuk od Warty Poznań. Przed tym golem Legia w Mielcu męczyła się, męczyła i męczyła. Mogła coś strzelić, ale i mogła stracić. Ostatecznie wygrała 3:1, bo w doliczonym czasie gry dostała jeszcze rzut karny. Josue oddał piłkę krytykowanemu ostatnio Maciejowi Rosołkowi, a ten nie pomylił się z 11 metrów. Gdyby przed meczem ktoś powiedział nam, że Rosołek strzeli w nim gola, nie uwierzylibyśmy. Więc mamy i czwarte zaskoczenie.
Sprawdzanie Sylwestrzaka
Piłkarze obu zespołów, podobnie jak my, byli widocznie zdziwieni nominacją Sylwestrzaka na sędziego tego meczu. Przypomnijmy – w poprzedniej kolejce ten gość najpierw nie pokazał ewidentnej czerwonej kartki Afonso Sousie z Lecha, a później nie zauważył ostrego faulu obrońcy ŁKS w polu karnym na Portugalczyku, którego na boisku nie powinno już być. Może Sylwestrzak wyszedł z założenia, że w ten dziwny sposób w pewnym sensie naprawia swój błąd? Nie zgadniemy, choć to mało realne.
W każdym razie piłkarze Stali i Legii na początku spotkania powiedzieli mu “sprawdzam”. Najpierw Krystian Getinger zgłosił swój akces do ewentualnego sequela filmu “Wielki błękit”, bo efektownie zanurkował w polu karnym Legii. Kapitan Stali był bardzo zaskoczony, że dostał żółtą kartkę za symulowanie. W kolejnych minutach w polu karnym przeciwnika upadł Wszołek, pierwszy raz od dłuższego czasu ustawiony jako ofensywny skrzydłowy, a nawet napastnik. I nic, Sylwestrzak znów nie zagwizdał.
Później arbiter stanął przed najtrudniejszym zadaniem: powtórki pokazały, że Wszołek po zamieszaniu w polu karnym ewidentnie został kopnięty pod bramką Stali, tylko że wcześniej piłka dotknęła ręki Artura Jędrzejczyka. Gdy Sylwestrzak podbiegał do monitora (mógł zauważyć ten faul z boiska), komentatorzy Canal Plus byli przekonani, że ze względu na to wcześniejsze zagranie nie podyktuje jedenastki. A przecież istnieje przepis, mówiący, że jeżeli w takiej sytuacji piłka przypadkowo odbija się od ręki gracza, chwilę wcześniej dotykając innej części ciała (tak było w przypadku Jędrzejczyka), przewinienia się nie gwiżdże (o ile zawodnik nie zdobywa w ten sposób bramki). Okazało się, że Sylwestrzak go zna i mieliśmy rzut karny.
Z 11 metrów nie pomylił się Josue. Portugalczyk trafił do siatki, a chwilę później zaprezentował cieszynkę, polegającą na zamykaniu ust. Komu? Swoim krytykom? Kibicom? Dziennikarzom? Pewnie każdemu po trochu.
Białorusin jest za drogi
Najlepszym piłkarzem Stali, obok bramkarza Mateusza Kochalskiego, jest w tym sezonie Ilia Szkuryn. Białorusin w meczu z Legią najpierw próbował nieco nabrać Sylwestrzaka, upadając w polu karnym. Bez powodzenia. Jeszcze w pierwszej połowie Szkuryn trafił jednak do siatki – głową, po genialnym podaniu Macieja Domańskiego – takim w stylu najlepszych asyst Josue. Szkuryn wyrównał w ten sposób na 1:1. Dla Białorusina to już 14. gol w tym sezonie. Szkoda, że po nim prawdopodobnie opuści Stal i Polskę, bo nikogo w naszej lidze raczej na niego nie stać, a oferty z zagranicy ciągle napływają.
Druga połowa była wyrównana, z szansami dla obu zespołów. Ale jeżeli ktoś spodziewał się szturmu Legii na bramkę Stali, żeby za wszelką cenę zwyciężyć, ten się mocno zawiódł. Zespół Feio w końcu jednak dopiął swego, choć akcja bramkowa, jak już napisaliśmy, została rozegrana szczęśliwie, z przypadkową asystą. W Legii spotkanie rozpoczął od pierwszych minut Jędrzejczyk, który wskoczył do składu za niedysponowanego Radovana Pankova. Cóż, jego występ pokazał, dlaczego były reprezentant Polski regularnie siada ostatnio na ławce rezerwowych.
Goncalo Feio jest na razie trenerem, który błyszczy w krótkich wywiadach i na konferencjach prasowych. Po 90 minutach nudy ze Śląskiem przekonywał, że jego zespół nie zaprezentował się źle, w zasadzie trochę miał tak grać. Feio potrafił w sprytny sposób zbudować swoją opowieść, narrację. Portugalczyk odpowiada długo, ciekawie, skupiając się na taktyce. Tym razem pierwszy raz udało mu się wygrać, choć wydaje nam się, że zespół, dla którego celem minimum jest awans do europejskich pucharów, powinien jednak trochę lepiej grać w piłkę.
Szczęście Legii polega też na tym, że w następnej kolejce gra u siebie z Radomiakiem – drużyną śmiechu, którą ostatnio z łatwością leje każdy w lidze. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Legia Feio, jakkolwiek ją oceniamy, znów będzie zwycięska.
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Każdy chce grać z Radomiakiem!
- Feio nie widzi Josue w swoim planie
- Legia Warszawa i Jacek Zieliński. Sztuka stania w miejscu