Reklama

Piast zaczął wygrywać. O pół roku za późno

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

26 kwietnia 2024, 20:24 • 3 min czytania 11 komentarzy

Kojarzycie ludzi, którzy na domówki wbijają na długo po północy? Impreza już dogorywa, muzyka nie gra, najlepsze żarty wybrzmiały, część gości już wyszła, ktoś zgonuje, inni tłumaczą świat w kuchni, ale to już bardziej „after” niż regularny balet. I wtedy pojawiają się ci spóźnialscy. Cali na biało. Cóż, wypisz-wymaluj Piast Gliwice z tego sezonu. 

Piast zaczął wygrywać. O pół roku za późno

Dobra informacja jest taka, że Piast wygrał trzeci mecz z rzędu. Zła, że przez wcześniejsze osiem miesięcy po komplet punktów podopieczni Aleksandara Vukovicia sięgali rozczarowująco rzadko: jesienią głównie remisowali, przez większość wiosny przeważnie przegrywali. I niby lepiej ogarnąć się późno niż wcale, ale pod koniec kwietnia jest już po ptakach, karty w Ekstraklasie zostały rozdane.

Warta drżeć będzie do Multiligi

Zresztą, oglądanie wreszcie punktującego na miarę potencjału Piasta wcale nie tworzy przestrzeni na rozważania pod tytułem: „A gdyby grali tak pół roku wstecz?”. Po 2:0 z Zagłębiem bardziej uderzająca była nijakość Miedziowych. Po 2:0 z Pogonią ważniejsza wydawała się mentalność „zero tituli” Portowców. Po 2:0 z Wartą więcej emocji budzi sytuacja gości.

Ci w drugiej połowie nie potrafili pokonać Frantiska Placha, choć świetne okazje mieli Niilo Mäenpää (obroniony strzał głową) i Adam Zrelak (trafił w słupek), a niefrasobliwy Jędrzej Grobelny zawinił przy obu golach dla Piasta. Szczególnie widoczne było to przy trafieniu Tomasiewicza, któremu wyłożył do pustej, próbując wyłapać piłkę lecącą na aut bramkowy.

Przewaga nad strefą spadkową jest niewielka. Na dole tabeli ścisk. Styl gry jak był kiepski, tak jest denny, a 5:2 ze Stalą to raczej wynaturzenie, a nie zapowiedź piorunującej końcówki sezonu. W Warcie, która od przyszłego sezonu ma grać na stadionie przy Bułgarskiej, gorąco będzie do samiutkiej Multiligi.

Reklama

Trzeba było tak pół roku temu

Piast znalazł się zaś w szarej strefie i nie walczy już o nic. Nie stanie się drugim Górnikiem Zabrze, który niespodziewanie wbił się do walki o europejskie puchary. Nie grozi mu też los Cracovii, która równie nieoczekiwanie musi drżeć przed perspektywą podzielenie losów Wisły Kraków i wylądowaniem w I lidze.

Vuković ma prawo czuć rozgoryczenie. Nawet w meczu ze słabą Wartą było widać, że dysponuje składem złożonych z bardzo solidnych ligowców. Nie ma Czerwińskiego, robotę robi Huk. Tomasiewicz i Dziczek tworzą środek pola, którym nie pogardziłaby większość klubów w tym kraju. Pyrka i Ameyaw samą szybkością przegonili i zmietli Mezghraniego, Matuszewskiego i Tiru. Umiejętności gry w piłkę odmówić nie można także zazwyczaj zawodzącym: Szczepańskiemu (udany występ faceta, który futbolówkę lubi z wzajemnością), Kostadinovowi (przytomna asysta) czy starzejącemu się Wilczkowi (pierwszy gol od roku).

Na papierze jest nieźle, naprawdę nieźle. Pewnie pamiętacie ich 3:0 w ćwierćfinale Pucharu Polski z Rakowem Częstochowa. Mogliby grać tak częściej. A nie grają. Z jakiego powodu? Vuko tłumaczy to różnie, ale chyba niezbyt przekonująco, bo coraz częściej słychać, że w czerwcu straci pracę. Tymi trzema kolejnymi 2:0 decyzji władzom Piasta nie ułatwia, ale…

Trzeba było tak pół roku wcześniej.

Czytaj więcej o Ekstraklasie:

Reklama

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

11 komentarzy

Loading...