Reklama

Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

26 kwietnia 2024, 09:40 • 12 min czytania 20 komentarzy

Jeśli trener Dawid Szulczek ma kiedyś poprowadzić klub z najwyższej polskiej półki, raczej potrzebuje teraz pośredniego kroku, w którym udowodni, że to, co w Warcie dobre, było jego zasługą, a co złe, wynikało z ograniczeń Warty, nie jego. Gdzie byłoby o to najłatwiej?

Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Jeden z najzdolniejszych polskich trenerów młodego pokolenia buduje na razie karierę stopniowo i wielokrotnie podkreślał, że nie ma zamiaru śpieszyć się ze zdobywaniem kolejnych szczebli. Można więc podejrzewać, że i tym razem podejmie racjonalną decyzję. Ma ledwie 34 lata, a już cztery sezony przepracowane samodzielnie na szczeblu centralnym, w tym dwa i pół w Ekstraklasie. Już jest doświadczony, ale jeszcze długo będzie młody. Jednocześnie nie ma też osiągnięć Marka Papszuna, by już teraz wybrzydzać na oferty i zamykać się wyłącznie na kluby z najwyższej półki. On też raczej zdaje sobie sprawę, że potrzebuje zwyczajnie sensownego kolejnego kroku w karierze, a niekoniecznie od razu porwania się z motyką na słońce. Abstrahując od doniesień medialnych, dokąd mu blisko, a kto w ogóle go nie rozpatruje, warto przyjrzeć się, do którego klubu i pod jakimi względami najlepiej mógłby pasować.

KTÓRE KLUBY BYŁYBY DLA NIEGO AWANSEM?

Sprawa absolutnie podstawowa. Szulczek nie rozstaje się z Wartą dlatego, że musi. Praca w Ekstraklasie dla samej obecności w niej nie będzie więc jego priorytetem. Będzie raczej chciał pracować w klubie, który da mu większe możliwości niż Warta. Takich miejsc oczywiście nie brakuje.

Wydaje się, że takie grono należałoby zamknąć na dwunastu zespołach obecnej Ekstraklasy – z pominięciem ŁKS-u i Ruchu, które nieuchronnie spadną, Puszczy Niepołomice i naturalnie Warty. Stal Mielec, ze swoimi ograniczeniami finansowymi i Korona Kielce, z niepewną sytuacją organizacyjną, raczej też chyba nie powinny mieć wielkich nadziei, gdyby wpadły na pomysł wybrania telefonu Szulczka. Do dwunastu klubów z aktualnej Ekstraklasy można by jeszcze doliczyć Motor Lublin, ze swoim bogatym właścicielem, Lechię Gdańsk oraz Wisłę Kraków ze względu na format klubów, jeśli oczywiście zdołałyby dostać się do elity. Pozostali potencjalni beniaminkowie po awansie mogliby mieć możliwości porównywalne do Warty. Pierwszy filtr nowej pracy Szulczka wypluwa więc maksimum piętnaście klubów, zależnie od rozstrzygnięć w I lidze i na finiszu Ekstraklasy.

KTO BĘDZIE W LECIE SZUKAŁ KLUBU?

Ważniejszy z filtrów, bo znacznie zawężający liczbę potencjalnych posad. Praktycznie z miejsca można skreślić potencjalnych beniaminków. Jeśli Szymon Grabowski wprowadzi Lechię do Ekstraklasy, a Albert Rude lub Mateusz Stolarski zrobią to z Wisłą Kraków albo Motorem Lublin, nikt raczej nie będzie ich ruszał ze stanowisk. Posady w Legii, po niedawnej zmianie trenera, w Jagiellonii, Śląsku, Górniku i Widzewie po bardzo udanych sezonach, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa między rozgrywkami nie będą dostępne. Do tego grona będzie można raczej doliczyć także Pogoń Szczecin, jeśli zwieńczy sezon zdobyciem Pucharem Polski, kwalifikując się tym samym do europejskich pucharów. O dziewięciu z piętnastu atrakcyjnych posad tego lata raczej można zapomnieć.

Reklama

Teraz trzeba przejść w obszar medialnych spekulacji albo zwyczajnego zgadywania. W maksymalnym wariancie do zmiany trenera może w lecie dojść w sześciu klubach Ekstraklasy. Niemal pewne jest, że otworzy się posada w Lechu Poznań. Zagadką jest sytuacja w Cracovii, gdzie Dawid Kroczek na razie ma status tymczasowego trenera, ale w razie, gdyby końcówką sezonu się obronił, mógłby pozostać na dłużej. Jeśli się nie obroni, będzie to oznaczało spadek.

Kontrakty wygasają trenerom Piasta Gliwice i Zagłębia Lubin. Nie jest pewne, jak zachowa się właściciel Rakowa w obliczu bardzo prawdopodobnego braku awansu do europejskich pucharów. Minimalny znak zapytania, w zależności od rozwoju sytuacji na finiszu ligi, można też postawić obok Macieja Kędziorka, zatrudnionego w Radomiaku stosunkowo niedawno. Wydaje się, że to, jakie wrażenie pozostawi zespół w ostatnich pięciu kolejkach, może mieć znaczenie dla tego, jak w lecie zachowają się władze klubu. Jeśli jednak będzie lepsze niż po ostatnich dwóch spotkaniach, w Radomiu powinno być spokojnie. Dlatego sześć zmian to wariant maksymalny. Prawdopodobnie nie w każdym klubie, który można o to podejrzewać, do zmiany faktycznie dojdzie.

CZY DAWID SZULCZEK JUŻ JEST KANDYDATEM DLA KLUBU Z CZOŁÓWKI?

Kiedy przed rokiem Papszun rozstawał się z Rakowem, Szulczek należał do najczęściej wymienianych w kontekście jego zastąpienia. Sytuacja jednak się zmieniła. Nawet jeśli częstochowianie po roku znów będą szukać trenera, a Szulczek tym razem będzie dostępny, trudno go uznać za faworyta. On sam ma na rynku gorsze notowania niż przed rokiem, bo wówczas jego Warta kończyła ligę na ósmym miejscu i śmiało można ją było uznać za jedną z rewelacji rozgrywek, a obecnie do samego końca jest zamieszana w grę o utrzymanie.

Po drugie zmieniła się też pewnie optyka w samym Rakowie. Jeśli Szwarga zostanie zwolniony, będzie to przyznanie, że wyzwanie go przerosło. Szulczek byłby w tej sytuacji ryzykiem. W miejsce jednego młodego trenera zostałby bowiem zatrudniony następny. Bardziej doświadczony ogólnie, ale będący spoza środowiska Rakowa i niedoświadczony w prowadzeniu zespołów z czołówki. Wątpliwe, by Raków, zwalniając Szwargę, sięgnął po kogoś, kto pod wieloma względami byłby do niego podobny. To znaczy miał potencjalnie zbliżone zalety i deficyty. Gdyby Szulczek w czerwcu został ogłoszony nowym trenerem Rakowa, można by mówić o sensacji.

Jeszcze większą byłoby jednak zatrudnienie go przez Lecha. Klub z Poznania od lat pokazuje, że wyniki osiągane przez polskich trenerów w Ekstraklasie nie robią na nim większego wrażenia. Rynek wewnętrzny pod tym względem dla Kolejorza niemal nie istnieje. Większe szanse na zatrudnienie mają ci, którzy już pracowali w strukturach klubu, czyli mają mityczne „DNA Lecha”, niż ci, którzy nieźle radzili sobie w klubach mniejszego formatu. Jeśli Lech zatrudnia polskich trenerów z zewnątrz, to tylko z najwyższej półki, jak Maciej Skorża albo Adam Nawałka. Szulczek, choć pracuje w Poznaniu i dobrze się w tym mieście czuje, to jednak zupełnie inna półka pod względem trenerskiego statusu. A może także dlatego, że pracuje w Poznaniu. Warta to dla Lecha mniejsza sąsiadka. Wyniki ponad stan osiągane w niej raczej nie zrobią na nikim przy Bułgarskiej wrażenia.

Do tego dochodzą jeszcze kwestie typowo piłkarskie, prawdopodobnie obecnie najważniejsza przeszkoda Szulczka. Prowadząc Wartę, zaszufladkował się jako trener destrukcyjny, grający mało atrakcyjny futbol. Niemal w całej czołówce podkreślają, że wynik jest dla nich równie ważny, jak styl. 34-latek pokazał, że potrafi zapewnić rezultaty, ale w nowym klubie musi udowodnić, że jego zespoły mogą też grać efektownie w ataku pozycyjnym. Warta miewała takie momenty, ale nie trwały nigdy na tyle długo, by trenerowi udało się odkleić uwierającą łatkę.

Reklama

Wiąże się z tym kwestia indywidualnego rozwoju zawodników. W dużych klubach jeszcze mocniej liczy się, czy trener potrafi kogoś rozwinąć na tyle, by wypromować go do drogiej sprzedaży. Szulczek ma na koncie rozwój Kajetana Szmyta, ale nawet jego nie udało się Warcie sprzedać tak, jak zamierzała. Z zawodników, którzy debiutowali u niego w Ekstraklasie, tylko bramkarza Jędrzeja Grobelnego można dziś uznać za ważny punkt Warty. Nie mówiąc o wykreowaniu kogoś wyróżniającego się w skali ligi. Być może to kwestia ograniczeń klubu, w którym pracował, ale Szulczek będzie to musiał pokazać w nowym miejscu pracy. Potrzebuje historii w stylu Dominika Marczuka, czyli kogoś przychodzącego z niższej ligi, przystosowanego do gry na innej pozycji i wypromowanego do reprezentacji Polski. Jeśli Szulczek ma kiedyś poprowadzić klub z najwyższej polskiej półki, raczej potrzebuje pośredniego kroku, w którym udowodni, że to, co w Warcie dobre, było jego zasługą, a co złe, wynikało z ograniczeń Warty, nie jego.

KTO W TAKIM RAZIE ZOSTAJE?

Na placu boju zostają w takim razie cztery kluby z dość stabilną pozycją na ligowym rynku, przewyższające możliwościami Wartę, ewentualnie mogące szukać trenera i takie, dla których i Szulczek mógłby być atrakcyjny. To Radomiak, Zagłębie, Cracovia i Piast. Objęcie przez trenera Warty każdy z nich miałoby z perspektywy trenera sens. Największy znak zapytania stanowiłby z tego grona Radomiak, bo byłby to awans, ale najmniejszy z możliwych. Szulczek w porównaniu do pracy w Warcie cieszyłby się wprawdzie z pracy w klubie, który ma własny stadion, wypełnia go kibicami i pozyskuje lepszych zawodników, ale jednocześnie przy pierwszej możliwej okazji ich sprzedaje, ma najstarszą kadrę w lidze, wymagającą odmłodzenia, licznych obcokrajowców, których już kilku kolejnym trenerom nie udało się zagonić do pracy bez piłki.

Poza tym, atuty jego piłkarzy najlepiej widać, gdy mają piłkę przy nodze, podczas gdy Szulczek dotąd bazował na organizacji gry i pracy bez piłki. Dodatkowo Radomiak niezależnie od tego, kto go prowadzi, zwykle gra w systemie 4-2-3-1, podczas gdy Szulczek zarówno w Wigrach, jak i w Warcie zazwyczaj stawiał na trójkę z tyłu. Co istotne, Radomiak niedawno zatrudnił trenera. Jeśli udanie finiszuje, wątpliwe, żeby w ogóle szukał nowego. Posada będzie dostępna tylko w razie pogłębiającej się degrengolady z ostatnich tygodni.

Bardziej sensownie brzmi kandydatura Cracovii. Z perspektywy Szulczka to rozwiązanie z bardzo nielicznymi wadami. Kadra z potencjałem o wiele większym niż ostatnio notowane wyniki, budowana pod jego ulubiony system 3-4-2-1. Dobre warunki treningowe. Przyjemne do życia miasto. Brak wygórowanych oczekiwań. Teoretyczne idealne środowisko do dalszego budowania reputacji. Wprawdzie musiałby radzić sobie z dość ekscentrycznym i wszędobylskim prezesem, ale tego typu wyzwania, a często o wiele gorsze, czekałyby go praktycznie wszędzie. Większym problemem mogłaby być sytuacja finansowa. Comarch raczej oczekuje od Mateusza Dróżdża cięcia kosztów, a nie zwiększania nakładów na futbol. Pasy mogłyby zaoferować dobre warunki do czysto warsztatowej pracy, ale niekoniecznie eldorado w kontekście nakładów na drużynę, pensje czy transfery.

Dlaczego może do tego nigdy nie dojść, mimo doniesień medialnych? Prezes Dróżdż po remisie z ŁKS-em zaryzykował jakąś część autorytetu, zwalniając Jacka Zielińskiego i zatrudniając w jego miejsce trenera, którego sam sprowadził do klubu, bo kiedyś dwa razy dobrze zaprezentował się na tle Widzewa i jego rezerw. Jeśli Dawid Kroczek spadnie z Cracovią z ligi, temat Szulczka naturalnie zniknie. Jeśli natomiast ją utrzyma, prezes Dróżdż zewsząd będzie zbierał gratulacje za ryzyko, które się opłaciło, mimo trudnego terminarza. Przyjęcie trenera na kurs UEFA Pro usunęło też przeszkody formalne. Wydaje się więc, że zarówno w przypadku utrzymania Cracovii, jak i jej spadku, zatrudnienie Szulczka będzie mało prawdopodobne. By doszło do sytuacji, w której Cracovia się utrzymuje, ale Kroczek mimo to wraca do budowania rezerw, uniknięcie spadku musiałoby się odbyć w wyjątkowo fatalnym stylu. Niepozostawiającym wątpliwości, że to dla Kroczka za wcześnie, by prowadzić drużynę w Ekstraklasie.

FAWORYT, CZYLI ZAGŁĘBIE LUBIN

Według doniesień medialnych aktualnie najbliżej Szulczkowi do Zagłębia Lubin. I pod wieloma względami można to zrozumieć. Jeśli chodzi o warunki treningowe, klub ma te same zalety, co Cracovia, ale dysponuje lepszą akademią. Ma bardziej skomplikowaną sytuację właścicielską, co z samej jej natury czyni władze klubu niestabilnymi, ale za to dysponuje większymi nakładami na zespół i zachcianki trenera. Oczekiwania po latach stagnacji nie są wygórowane. Każdy przynajmniej przyzwoity sezon będzie już uznawany za sukces.

Wady też oczywiście istnieją. Nie przez przypadek od lat żaden trener nie potrafi odmienić oblicza Zagłębia. Mimo teoretycznych możliwości nie zmienia go w klub aspirujący do czołówki. Zawodnicy nadal tracą tam umiejętności z poprzednich drużyn, trenerów opuszczają moce. Znów Szulczek prowadziłby zespół wzbudzający niewielkie zainteresowanie, kojarzony z ligowym średniactwem i mało ekscytującym futbolem. Zamiast zerwać łatkę, którą zyskał w Warcie, mógłby ją jeszcze ugruntować, co znów wcale nie musiałoby wynikać z jego trenerskich ideałów, a ze specyfiki miejsca, w którym pracuje. Trudno w Zagłębiu i wokół Zagłębia rozpalić ogień. Gdyby było łatwo, komuś już by to się udało. Miejsca do życia dla rodziny też pewnie da się znaleźć bardziej atrakcyjne. Choć być może 160-kilometrowa odległość między Poznaniem a Lubinem to w wewnętrznych rozważaniach rodziny Szulczków atut, nie wada.

Podjęcie pracy w Zagłębiu niekoniecznie wymagałoby od trenera zmiany preferowanego ustawienia. Lubinianie w tym sezonie zwykle grają czwórką z tyłu, ale nawet poruszając się w obrębie obecnych nazwisk, dałoby się ich skład ustawić inaczej. Np.: Dioudis – Kopacz, Nalepa, Ławniczak – Kłudka, Dąbrowski, Makowski, Grzybek – Pieńko, Wdowiak – Kurminowski. Realnie patrząc, zarówno dla Zagłębia, jak i dla Szulczka, byłby to ruch mający więcej zalet niż wad. Oczywiście o ile w Lubinie nie zdecydują się na przedłużenie kontraktu z Waldemarem Fornalikiem.

CZARNY KOŃ: PIAST GLIWICE

Dotąd medialnie Szulczek nie był do tego klubu przymierzany. Przyszłość Aleksandara Vukovicia też nie jest znana. Ale gdyby w Piaście zdecydowano się na rozstanie z obecnym trenerem, pod wieloma względami byłby to ruch wart rozważenia. Poprzednie lata udowodniły już, w przeciwieństwie do Zagłębia, że z Piastem da się walczyć o najwyższe cele. To klub miejski, ale nie aż tak rozpolitykowany, jak kilka innych. Z regionu, z którego Szulczek pochodzi. Niemający wielkiej presji, ale dysponujący niezłymi możliwościami finansowymi. Styl gry preferowany przez Vukovicia w jakimś stopniu przypomina ten, jaki Szulczek wdrażał w Warcie, choć w obrębie innego ustawienia. Solidna defensywa, z elementami przyspieszenia rozegrania z piłką przy nodze. Agresywny doskok, aktywna gra bez piłki, czasem wysoko na połowie rywala. O ile przystosowanie kadry Radomiaka do futbolu Szulczka wymagałoby rewolucyjnych zmian, o tyle do kadry Piasta pasowałby całkiem nieźle.

Co więcej, w Poznaniu Szulczek udowodnił, że dobrze radzi sobie, pracując z zawodnikami doświadczonymi, od lat już obecnymi w lidze. Piłkarze tacy jak Dawid Szymonowicz, Adam Zrelak, Mateusz Kupczak czy Jakub Bartkowski, a wcześniej Jan Grzesik weszli przy nim na poziom, na jakim rzadko ich wcześniej widywano. W Piaście tego typu zawodników nie brakuje. Być może udałoby się mu, przy nowych bodźcach, wydobyć jeszcze więcej z graczy pokroju Patryka Dziczka, Grzegorza Tomasiewicza, Fabiana Piaseckiego czy Damiana Kądziora. Właściwie jedyną wadą tego rozwiązania jest kiepska baza treningowa oraz brak prężnie działającej akademii. Na razie nie słychać, by ktokolwiek w ogóle rozważał taki pomysł, bo nie jest klarowna przyszłość trenera Piasta. Ale teoretycznie dla obu stron mogłoby to być rozwiązanie, którego potrzebują.

Niezależnie jednak od rozstrzygnięć, najważniejsze, żeby Szulczek jak najszybciej wrócił do pracy w Ekstraklasie, a nie zniknął gdzieś w federacji jako trener kadry młodzieżowej, albo co gorsza, w zamrażarce, bo akurat jeden dyrektor sportowy z drugim uzna, że grał zbyt defensywnie, nic takiego nie osiągnął, bo nie zdobył z Wartą żadnego trofeum, a w ogóle to już jest z karuzeli, więc lepiej wziąć kogoś zupełnie świeżego. Ryzyko takiego rozwoju wypadków raczej jest jednak minimalne. Szulczek powinien być tego lata gorącym nazwiskiem na trenerskim rynku i raczej prędzej niż później znajdzie pracę, na jaką zasługiwał, regularnie osiągając w Poznaniu wyniki ponad stan.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

20 komentarzy

Loading...