Znacie to uczucie, kiedy siadacie do dobrego thrilleru lub horroru i pojawia się napis, że film został oparty na faktach? Po plecach przechodzi dreszcz i wszystko wydaje się znacznie poważniejsze. Ale czy podobny zabieg można zastosować przy bajce? I to z happy endem, czyli najbardziej ckliwym i oklepanym motywem w całej kinematografii. Mogłaby wyjść z tego szmira. Poznajcie jednak historię Sergio Rico. Hiszpański bramkarz znajdował się o pół centymetra od śmierci, a niespełna rok później ponownie pojawi się na boisku i kto wie, czy nie znajdzie się w składzie PSG na finał Ligi Mistrzów.
Dawno, dawno temu…
No wcale nie tak dawno, bo zaledwie rok temu, 30-letni jegomość, zamieszkujący na co dzień Park Książąt, udał się na południowo-zachodnie rubieże Hiszpanii. W zasadzie powrócił do domu, gdzie ściągała go nostalgia za dawnymi sukcesami. W końcu trzy lata z rzędu znajdował się na ustach wszystkich Andaluzyjczyków, gdy triumfował z innymi sewilczykami w Europie. Te podboje skłoniły go do spróbowania sił w Paryżu, lecz tam królował osławiony nie najlepszą sławą blisko dwumetrowy Włoch. Humoru nie poprawiały mu ani kolejne triumfy nad klanami z Lyonu, Marsylii czy Nicei, ani duże pieniądze regularnie zapełniające jego sakwę.
W zasadzie Francja kojarzyła mu się ze smutkiem. To tam w pięknym, zabytkowym i obrzydliwie bogatym Neuilly-sur-Seine okradziono go z biżuterii, zegarków i gotówki liczonej w dziesiątkach tysięcy. Dwa miesiące po tych wydarzeniach zmarł jego ojciec. Dlatego tak usilnie pragnął wrócić do ojczyzny. Pierwszy krok postawił, gdy przeniósł się tymczasowo na Majorkę. Ale to było za mało. 30-latka ściągało do pociętej przez góry Sierra Nevada oraz doliny Gwadalkiwiru i Genil Andaluzji. Dlatego każdą wolną chwilę poświęcał na podróż do Huelvy, gdzie w delcie rzek Tinto i Odiel majowym popołudniem wybrał się na przejażdżkę konną. I choć tęsknota za domem była bolesna, to dopiero wtedy rozpoczął się jego prawdziwy koszmar.
Spłoszony wierzchowiec zerwał się do kłusu, zrzucając swojego jeźdźca z grzbietu. Opadając, kopnął go jeszcze w głowę, przez co mężczyzna momentalnie stracił kontakt z rzeczywistością. Przytomności nie odzyskiwał przez wiele dni.
– Nie zostawiaj mnie, mój kochany. Przysięgam, nie potrafię, nie umiem żyć bez ciebie. Tak bardzo cię kocham – łkała jego ukochana.
Przez miesiąc najlepsi medycy walczyli o zdrowie mężczyzny. W końcu jednak odzyskał przytomność, stopniowo wracał do zdrowia, z ukochaną założył rodzinę, żyli długo i szczęśliwie. Bo ta bajka zakończyła się happy endem. Problem w tym, że to nie była bajka, tylko rzeczywistość, a ta historia spotkała Sergio Rico.
W maju zeszłego roku podróżował konno. Zwierzę z dużą siłą kopnęło go w głowę. Natychmiastowo przewieziono go do szpitala Virgin del Rocio w Sewilli, gdzie stwierdzono, że doznał poważnego urazu wewnątrzczaszkowego. Oprócz tego miał wstrząs mózgu i złamał krąg szyjny. Jego życiu zagrażało duże niebezpieczeństwo, dlatego konieczna była natychmiastowa operacja. Bramkarza PSG wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej i nie wybudzano przez 26 dni. Właśnie wtedy cytowaną wyżej wypowiedź opublikowała w mediach społecznościowych żona Rico Alba Silva.
O tym, w jak poważnym stanie znajdował się Rico, najdobitniej świadczą słowa jego lekarza, opublikowane w raporcie, do którego dotarto w programie „’Ya es mediodia”. – Piłkarzowi brakowało tylko pół centymetra, by zginął na miejscu – napisano.
5 milimetrów to granica, która dzieliła Rico od śmierci.
Ale bramkarz pozostał przy życiu, choć 26 dni śpiączki ciągnęło się w nieskończoność szczególnie dla żony zawodnika.
– W końcu widzimy światełko w tunelu. Robimy postępy krok po kroku. Wiedziałam od początku, że przejdziemy przez to, bo to urodzony mistrz. Musimy być jednak cierpliwi – przekazała Alba Silva.
Żona Alba była największym wsparciem w powrocie do zdrowia dla piłkarza.
Sam piłkarz nie był świadomy skali dramatu, jaki przechodził. Jego mózg wyłączył się na blisko miesiąc. Rico nie pamięta, w jaki sposób uległ wypadkowi. Nie odczuwał również bólu. Niczym Śpiąca Królewna zapadł w głęboki sen, z którego został wybudzony po 26 dni.
– Dzięki Bogu wyszedłem z tego. Mózg jest sprawny i usuwa tak traumatyczne zdarzenia. To było jak sen i po prostu obudziłem się w szpitalu. Nie pamiętam przebudzenia. Myślę, że były wtedy ze mną moja żona oraz mama. Na pewno to dla nich było trudne. Rodzina odwiedzała mnie, a ja po prostu spałem i nie mogłem odpowiedzieć na ich słowa. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Ale wiem jedno. Nie zmieniłem się. Jestem takim samym człowiekiem, jak przed wypadkiem. Mam nadzieję, że wszystko zakończy się dobrze – powiedział na antenie radia „COPE”.
Jego ciało dało mu jednak sygnał, że coś się zmieniło. Choć psychicznie czuł się dobrze, nie miał koszmarów czy paraliżujących wspomnień, to fizycznie był już innym człowiekiem. Stracił 20 kilogramów. Jak sam przyznał, wyglądał jak wykałaczka, wychudły i patykowaty. Ale żywy.
– Dobry wieczór wszystkim. Czuję się całkiem dobrze. To ważne, żebym zachował teraz ciszę i spokój, kontynuując leczenie w domu. Chciałbym podziękować mojej żonie i rodzinie za wsparcie, jakie otrzymałem. Również chciałbym podziękować całemu piłkarskiemu światu za mnóstwo wiadomości wsparcia. Wszystkim, którzy zatrzymali się na minutę, by podnieść mnie na duchu. Pierwszego dnia, kiedy tu przyjechałem, Biris [fani Sevilli przyp. red.] odwiedzili mnie. Jestem im wdzięczny za daną mi miłość. Oczywiście, chciałbym również podziękować szpitalowi Virgen del Rocio i wszystkim osobom w nim pracującym za ich profesjonalizm najwyższej klasy – powiedział dziennikarzom po wyjściu ze szpitala Rico, którego cytuje „The Athletic”.
Gdy Rico mówił o wsparciu z całego świata, nie pomylił się. Piłkarze Sevilli, w której nie grał od trzech lat, podczas finału Ligi Europy założyli okolicznościowe koszulki z napisem „Dalej Rico, jesteśmy z Tobą”. Kibice PSG zrobili wielką sektorówkę ze zdjęciem bramkarza, Kylian Mbappe po strzelonym golu z Clermont wzniósł koszulkę z numerem „16” i nazwiskiem Hiszpana, a Marquinhos podniósł trofeum za wygranie Ligue 1 w trykocie Rico. Największe wsparcie golkiper otrzymał jednak od rodziny.
– Jestem bardzo wzruszony. Dziękuję przede wszystkim mojej żonie, która spędzała ze mną prawie 20 godzin dziennie – wycedził Rico, po czym zalał się łzami, po czym dodał: Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy.
Rico opuścił szpital 18 sierpnia, blisko trzy miesiące po wypadku.
Tak wyglądał Sergio Rico w dniu opuszczenia szpitala.
Od razu chciał wrócić do treningów, ale najpierw musiał wzmocnić swoje ciało. – Nie mogę się doczekać, aż lekarz da mi trochę więcej wolności, ponieważ czuję się dobrze. Chcę wrócić do codziennych obowiązków i znów poczuć się jak piłkarz. Podchodzę do tego spokojnie, nie mogę nic więcej zrobić. Gdybym mógł, od razu wróciłbym do zajęć. Stosuję się jednak do poleceń lekarzy prowadzących i tych, którzy uratowali mi życie. Po wypadku schudłem prawie 20 kilogramów. Ważyłem wcześniej 92 kilogramy, schudłem do 72, ale teraz wróciłem już do 88. Po wyjściu ze szpitala widziałem zdjęcia, wyglądałem fatalnie – powiedział w „COPE” Rico, który z mozołem wracał do zdrowia.
¡Que lindo tenerte de vuelta en casa, @sergiorico25 ! 🧤🇪🇸#PSGNEW pic.twitter.com/q4ul82GAo4
— Paris Saint-Germain (@PSG_espanol) November 28, 2023
W listopadzie pojawił się po raz pierwszy od wypadku na Parc de Princes. Już wtedy wyglądał znacznie lepiej niż w dniu wyjścia ze szpitala. W miejsce bladej, wychudzonej, wręcz udręczonej twarzy pojawiła się opalenizna i szeroki uśmiech. Mogliśmy znowu zobaczyć człowieka z jasnym celem do zrealizowania. Rico zapowiedział, że przed końcem sezonu zamierza wrócić do treningów z drużyną. Właśnie teraz szykuje się do pierwszych zajęć z zespołem mistrzów Francji. Kto wie, czy niebawem zobaczymy go na ławce Les Parisiens w jednym z meczów, co byłoby uhonorowaniem jego blisko rocznej walki o powrót do odpowiedniej sprawności, choć warto odnotować, że bramkarz sprawił już sobie mały prezent.
Wspólnie z żoną Albą ogłosili ostatniego dnia marca za pośrednictwem mediów, że spodziewają się dziecka. – Jak promień światła po burzy… tak pojawiasz się w naszym życiu, kochanie. Jeszcze Cię nie znamy, a już Cię kochamy – napisała Silva pod postem z ogłoszeniem ciąży. Para postanowiła nadać córce imię Carla, które pochodzi od męskiego imienia Karol, czyli po prostu „silny” lub „mocny”. Właśnie taki przez ostatnie miesiące był Rico, który z żoną Albą i córką Carlą mają zamiar żyć długo i szczęśliwie.
I tu mógłby być koniec tej historii, ale kto wie, czy życie nie dopisze jeszcze jednego rozdziału. W końcu PSG bije się o awans do Ligi Mistrzów, a Rico jest coraz bliżej, by co najmniej zasiąść na ławce rezerwowych.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Musiolik: Podolski jest bezcenny. Nie ma takich ludzi w polskiej piłce
- Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona
- Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”
Fot. Newspix