Reklama

Paryska stacja przeglądowa. Barcelona odwróciła losy rywalizacji i uczy bezpiecznej jazdy

redakcja

Autor:redakcja

11 kwietnia 2024, 00:02 • 4 min czytania 23 komentarzy

Czasami zdarzają się szlagiery, do których można usypiać dziecko i rozgrywać partyjkę szachów. Regularnie jesteśmy rozczarowywani przez mecze Ligi Mistrzów, gdzie drużyny wychodzą – zwłaszcza na pierwsze mecze – defensywnie, licząc na rozstrzygnięcie w rewanżu. A czasem przydarzy się pojedynek PSG z Barceloną. Czyli jazda bez trzymanki.

Paryska stacja przeglądowa. Barcelona odwróciła losy rywalizacji i uczy bezpiecznej jazdy

Luis Enrique spędził na Camp Nou najpiękniejsze lata swojej kariery. To on dał barcelończykom ich ostatni puchar Ligi Mistrzów. Dziś jednak spotkał się z nimi w roli przeciwnika, który miał pozbawić ich szans na uszate trofeum. Jednocześnie za rywala miał swojego ucznia. Drogi Xaviego jeszcze jako zawodnika przecięły się z tymi Luisa Enrique, więc podpatrywał interesujące metody bardziej doświadczonego kolegi.

Aż szkoda, by tak obfita w pozameczowy kontekst rywalizacja skończyła się na nudnym 1:0, prawda?

PSG – Barcelona 2:3. Zardzewiałe hamulce w Ferrari

Widocznie zgadzali się z nami obaj szkoleniowcy, bo poszli na całość. W szatni dali jedno przyrzeczenie swoim podopiecznym: nieważne, co się będzie działo, wszystkie podania mają być progresywne.

Co prawda na początku spotkania wszyscy wzięli to sobie zbyt głęboko do serca, bo widzieliśmy tkany kolejnymi lagami chaos. PSG biło podania do przodu, licząc, że dobiegnie do nich Mbappe, a Barcelona liczyła na grę głową Roberta Lewandowskiego. Ale jakoś w okolicach dwudziestej minuty sytuacja okrzepła. I od tego momentu zaczęła się uczta.

Reklama

Było to w 37. minucie za sprawą Raphinhi. Brazylijczyk generalnie zasłużył sobie zdecydowanie na miano MVP, do czego jeszcze wrócimy, ale w tej sytuacji trudno znaleźć specjalny powód, by go oklaskiwać. Cała akcja zaczęła się od Roberta Lewandowskiego, który od środka boiska samodzielnie rozgrywał ten atak.

Prawdziwym bohaterem Barcelony przy pierwszej bramce był jednak Donnarumma. Włoch miał dziś fatalny dzień: nieumiejętnie wychodził wysoko, odsłaniając zdecydowanie za dużo bramki rywalom. Niecelnie podawał, a gdy popełniał indywidualny błąd, pokrzykiwał na kolegów z obrony, by przykryć swoją winę. Ale w tej sytuacji przerósł samego siebie. Rzucił się na futbolówkę, tyle że zamiast posłać ją w mniej zapalną strefę, odbił ją wprost pod nogi byłego gracza Leeds. Ten musiał trafić i tak też zrobił.

Na drugą połowę wychodziliśmy więc ze zwiększonym apetytem. Chcieliśmy zobaczyć więcej tego mięska, które pojawiło się pod koniec pierwszej części gry.

Dlatego postronny widz musiał się cieszyć jak dziecko, kiedy trzy minuty po wznowieniu od środka Ousmane Dembele nawinął jak juniora Frenkiego De Jonga i lewą nogą huknął pod poprzeczkę z siłą godną słynnej armaty w twierdzy Kłodzko. Zaczęło się pysznie, bo remis oznaczał, że obie drużyny będą musiały się otworzyć i iść do przodu po kolejnego gola.

Reklama

Trochę się więc zmartwiliśmy, gdy trzy minuty później piłkę do siatki wcisnął Vitinha. Dwa trafienia w tak krótkim odstępie czasu brzmią nieźle, natomiast istniało uzasadnione ryzyko, że PSG wrzuci ręczny i postara się jakoś dotrwać do ostatniej minuty. Ale na nasze szczęście, paryżanie to Ferrari z zardzewiałymi hamulcami. Nie potrafią się zatrzymać, a jedyna znana im droga to ta naprzód.

Szkoda tylko, że z jakiegoś powodu istnieją przeglądy samochodowe, które mają się upewnić o stanie technicznym pojazdu. W przeciwnym razie, jeżeli wyjeżdżasz na autostradę bez hamulców, jedyny możliwy finisz to ten na drzewie lub barierkach. Kiedy stało się jasne, że Barcelona nie da się stłamsić intensywności gospodarzy, kłopoty wisiały w powietrzu.

Okazało się, że nawet mają imię. Raphinha harował jak wół w defensywie przez całe spotkanie, a także niemal każda groźna akcja ofensywna przechodziła na pewnym etapie przez jego flankę. Jeżeli ktoś miał podpiąć na nowo kolegów pod tlen, to musiał to być ten pracowity skrzydłowy. W pełni sobie na to trafienie zasłużył, zwłaszcza że podarował przy okazji Pedriemu przepiękną asystę do CV.

Od tej pory to już była jedynie formalność. W 72. minucie piłkę między słupki po dośrodkowaniu z rzutu rożnego władował Christensen. Zresztą pod ręką Donnarumy, który powinien wyciągnąć to uderzenie w środek bramki.

Morał tej historii jest bardzo prosty. Szybka jazda jest fajna tylko wtedy, kiedy wiecie, że działa wam system hamowania. Kochajcie więc swoje stacje przeglądowe, bo nie wiecie, kiedy się wam przydadzą.

PSG 2:3 FC Barcelona

O. Dembele 48′, Vitinha 51′ – Raphinha 37′, 62′, A. Christensen 77′

Więcej na Weszło:

Fot. Newspix

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
2
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Liga Mistrzów

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
2
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

23 komentarzy

Loading...