Reklama

Gual: Nie zrobiłem nic złego, celebrując gola

Bartek Wylęgała

Opracowanie:Bartek Wylęgała

08 kwietnia 2024, 16:42 • 2 min czytania 6 komentarzy

Marc Gual w ostatnim czasie odnalazł zgubioną po transferze formę. Napastnik Legii wrócił do regularnego strzelania, o czym w niedzielnym meczu przekonała się Jagiellonia Białystok, były klub Hiszpana. O emocjach związanych z meczem piłkarz opowiedział krótko po zakończonym spotkaniu.

Gual: Nie zrobiłem nic złego, celebrując gola

Wojna, ukrywanie się w bunkrze, techno i „Dragon Ball”. Nietuzinkowe życie Marca Guala

Na początku Marc Gual wrócił myślami do swojego trafienia. Po golu, który dał Legii prowadzenie w spotkaniu, Hiszpan nie ukrywał emocji i rozpoczął celebrację. Część osób odbierała świętowanie zdobytej przeciw byłemu klubowi bramki jako przejaw braku szacunku.

–  Mam olbrzymi respekt do “Jagi”. Nie sądzę, bym zrobił cokolwiek złego, celebrując gola. Wykonałem to, co zawsze. Wierzę, że nikt się na mnie nie zdenerwuje i zostanie zauważony szacunek, który mam do mojego poprzedniego klubu.

Następnie snajper (choć, jak sam twierdzi, raczej już w tej roli w Warszawie nie gra) szukał powodów odnalezienia przez siebie formy. Choć całkowicie zawodził po swoim transferze na Łazienkowską, to ostatnie mecze pokazują, że znajduje się na dobrej ścieżce do odbudowy.

Reklama

– Kiedy przeszedłem do Legii, to wiedziałem, że nie będę takim samym piłkarzem. To inny klub, trzeba się dostosować do stylu. W Jagiellonii byłem środkowym napastnikiem, w Warszawie gram trochę inaczej, bardziej na “dziesiątce”. To też nieco zmienia moją rolę. W Białymstoku broniłem dużo mniej, a tutaj znacznie więcej. Biegam zdecydowanie częściej w defensywie, co też ma wpływ na moją grę. Teraz mam to szczęście, że znów regularnie strzelam gole, a pewność siebie wraca.

– Nie da się wypracować aż takiego zrozumienia, jak z Jesusem Imazem. Wystarczy, że na siebie spojrzeliśmy i już wiedzieliśmy, co zrobi drugi z nas. Dla mnie, ale też dla niego wszystko było po prostu bardzo łatwe, kiedy mogliśmy razem grać. Szukaliśmy siebie we wszystkich akcjach. W trakcie całej kariery nie znajdę drugiego zawodnika, któremu będę mógł tak łatwo oddać piłkę.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Nie Real, nie Barcelona, a Jordan-Sum Zakliczyn. Szczerze wierzy, że na około stumiejscowy stadion z atrakcyjnym dojazdem zawita jeszcze kiedyś Puchar Mistrzów. Do tego czasu pozostaje mu oglądanie hiszpańskiej i portugalskiej piłki. Czasem lubi także dietę wzbogacić o sporty walki, a numerowane gale UFC są dla niego świętem porównywalnym z Wielkanocą. Gdyby mógł, to powiesiłby nad łóżkiem plakat Seana Stricklanda, ale najpierw musi wymyśleć jak wytłumaczy się z tego znajomym.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

6 komentarzy

Loading...