Reklama

Lechia Gdańsk nadal bez straty punktów w tym roku, ale było nerwowo…

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

02 kwietnia 2024, 22:54 • 3 min czytania 14 komentarzy

Sześć meczów, komplet osiemnastu punktów, 17 goli strzelonych, 3 stracone. W 2024 roku na razie nie ma mocnych na Lechię Gdańsk. Biało-Zieloni wygrali kolejny mecz i nadal otwierają pierwszoligową tabelę, ale tym razem nerwy swoich kibiców wystawili na ciężką próbę.

Lechia Gdańsk nadal bez straty punktów w tym roku, ale było nerwowo…

Można mówić, że Lechia cztery z tych sześciu meczów rozgrywała u siebie. Można też podkreślać, że mierzyła się głównie z ekipami z dolnej części tabeli lub strefy spadkowej. To wszystko jednak nie zmienia faktu, że perfekcyjnie skorzystała z takiego, a nie innego terminarza, co w Ekstraklasie ostatnio nie udało się chociażby Rakowowi Częstochowa, który na trzech spotkaniach z beniaminkami ugrał trzy punkty.

Odra Opole była najtrudniejszą z przeszkód, którą Biało-Zieloni musieli w tym okresie sforsować. To drużyna niewygodna dla przeciwników, dobrze czująca się w obronie niskiej, groźna ze stałych fragmentów gry.

Nie dziwiło więc aż tak bardzo, że gospodarze dość długo mieli problemy ze stwarzaniem sytuacji. Od początku wyraźnie dominowali, przeprowadzali wielopodaniowe akcje, które nawet przyjemnie się oglądało, ale na końcu zawsze czegoś brakowało. Jeżeli już Artur Haluch musiał się trochę napocić, to po strzałach z dystansu Iwana Żelizki. Jakby tego było mało, Odra kilka razy odważniej wyszła z kontrami i po jednym z takich wypadów nieumiejętnie interweniujący Andrei Chindris władował się w Dina Sulę, co musiało skończyć się rzutem karnym. Rafał Niziołek wytrzymał próbę nerwów – nie wszystkim tego dnia będzie to dane – i goście niespodziewanie prowadzili.

Lechiści nie kazali czekać na przełom do przerwy i jeszcze przed nią zaczęli być konkretniejsi. Tomas Bobcek szansy nie wykorzystał, ale tuż przed gwizdkiem odsyłającym do szatni najlepszy na boisku Rifet Kapić perfekcyjnie przymierzył zza szesnastki. Bobcek błysnął tu inteligencją, sprytnie przepuszczając podanie zagrane ze środka pola.

Reklama

Odra dość obiecująco zaczęła drugą połowę, tyle że szybko Bobcek należycie wykończył ładną kombinację Kapicia z Neugebauerem i wydawało się, że to koniec większych emocji.

Nic bardziej mylnego.

Podopieczni Adama Noconia niedługo potem przez chwilę cieszyli się z remisu, ale ostatecznie Lechię uratował powrót do faulu na Maksymie Chłaniu, który pierwotnie sędzia Patryk Gryckiewicz zlekceważył i puścił grę. Z wielką ulgą odetchnął Dominik Piła, który na wślizgu nabił Żelizkę i gdyby nie VAR, Ukrainiec miałby na koncie samobója zawinionego przez kolegę.

Żelizko zresztą do samego końca miał los po swojej stronie. Lechia zdawała się kontrolować mecz, choć sytuacji raczej już nie stwarzała. Odra niby coś próbowała, ale przeważnie nawet nie pachniało to sytuacją. Aż tu nagle w ostatniej akcji, gdy Haluch wbiegł już w pole karne gdańszczan, Żelizko został trafiony w rękę. VAR, narada, kolejny rzut karny. Niziołka nie było już na boisku (jako rezerwowy dostał drugą żółtą kartkę) i do piłki podszedł Borja Galan. Hiszpan grał dziś słabo, rzadko podejmował optymalne decyzje. Zawiódł i tym razem – przyfanzolił w poprzeczkę, pozbawiając Odrę punktu, Żelizko rozgrzeszony. Gryckiewicz od razu po tym zdarzeniu zakończył mecz.

Lechia najtrudniejszy zestaw ma na samym końcu, gdy kolejno zmierzy się z GKS-em Tychy, Wisłą Kraków, Arką Gdynia i Miedzią Legnica. Jeśli jednak będzie punktować tak konsekwentnie, niewykluczone, że spotkania te będą miały głównie znaczenie prestiżowe.

Odra po kapitalnym początku sezonu totalnie wyhamowała. W ostatnich trzynastu kolejkach wygrała zaledwie dwa razy i powoli nawet baraże stają się dla niej odległą perspektywą.

Reklama

Lechia Gdańsk – Odra Opole 2:1 (1:1)

0:1 – Niziołek 26′ karny
1:1 – Kapić 45+5′
2:1 – Bobcek 53′

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Betclic 1 liga

Komentarze

14 komentarzy

Loading...