Reklama

Koniec okresu ochronnego. Dwa miesiące prawdy przed Gholizadehem

Piotr Rzepecki

Autor:Piotr Rzepecki

01 kwietnia 2024, 10:51 • 6 min czytania 32 komentarzy

Rynek transferowy jest trudny. Właściwie można byłoby rzucić maksymą z Forresta Gumpa, parafrazując ją na język piłkarski: „dokonywania transferów jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz”. Czasem wpadnie ci w sieć perełka za bezcen i po rundzie okrzykną cię wizjonerem, innym razem ryzykujesz, bijesz rekord transferowy nie tylko klubu, ale i całej ligi, a osiem miesięcy później kibice i obserwatorzy mają więcej pytań niż odpowiedzi. I właśnie ten drugi przypadek to ściągnięcie Aliego Gholizadeha.

Koniec okresu ochronnego. Dwa miesiące prawdy przed Gholizadehem

Znamy masę lepszych i pewniejszych inwestycji za 1,8 mln euro, ale po pierwsze nie będziemy moralizować i dawać wykłady, jak powinno zarządzać się takim kapitałem, a po drugie, jak wspomnieliśmy wcześniej, rynek transferowy to kraina niespodzianek. Tu nie zawsze dwa do dwóch daje cztery, mimo że operuje się dużymi kwotami.

W każdym razie śmiało można już rozliczać i punktować Lecha Poznań, który zdecydował się na ruch piekielnie ryzykowny. No bo jak inaczej nazwać ściąganie zawodnika (co prawda z ciekawym CV) ale ze świadomością, że przez pierwsze kilkanaście tygodni nie będzie on do dyspozycji trenera, bo leczy uraz? W tle majaczył jeszcze Puchar Azji z udziałem Iranu, reprezentacji, której Ali Gholizadeh pełni ważną rolę.

Podsumujmy na początek: „Kolejorz” za 1,8 mln euro pozyskał piłkarza, który miał być gotowy na wrzesień/październik i którego nie będzie na przełomie stycznia i lutego.

Nie zaczynało się to najlepiej.

Reklama

I to oczywiście nie jest nic specjalnie odkrywczego. Wiedział o tym zarząd klubu, który musiał kalkulować, ściągając piłkarza za cenę „promocyjną”. Podkreślamy kwotę, za którą 28-latek trafił na Bułgarską, bo w polskich realiach to bardzo dużo (w końcu mówimy o rekordzie), jednak jak na reprezentanta kraju i uczestnika mundialu oraz zawodnika z blisko 150 spotkaniami dla belgijskiego Charleroi, to nie była kwota specjalnie wygórowana. Haczykiem były oczywiście problemy zdrowotne piłkarza.

I tutaj pojawia się pytanie, które możemy śmiało zadać po ośmiu miesiącach Gholizadeha w Poznaniu: było warto?

Czy naprawdę takie pieniądze trzeba było wyłożyć za:

  • 11 spotkań,
  • 594 minuty,
  • 0 bramek,
  • 0 asyst.

I oczywiście powyższe liczby są wystarczającym argumentem, by zakończyć dyskusje. My jednak pójdziemy dalej, nie będziemy koncentrować się tylko na przestrzelonej decyzji Lecha, tylko zapytamy też samego piłkarza – czy naprawdę grałeś na takim poziomie i notowałeś liczby, które znajdujemy na transfermarkcie?

Przytoczmy najlepszy okres Aliego Gholizadeha w Belgii:

  • 2019/20 – 25 meczów, 4 bramek, 8 asyst
  • 2020/21 – 37/8/7
  • 2021/22 – 31/7/4

Mówimy więc o 19 bramkach i takiej samej liczbie ostatnich podań na przestrzeni 93 spotkań. To wynik więcej niż przyzwoity, najlepszy sezon 2020/21 porównywalny do wyników Jakuba Kamińskiego z jego ostatniego sezonu dla Lecha – 36/9/8. Zdecydowanie jednak gorszy od bilansu Michała Skórasia, kiedy żegnał się z „Kolejorzem” – 53/16/8.

Reklama

Spójrzmy na to z perspektywy kibica Lecha, który przeżył z klubem dwa ostatnie naprawdę godne sezony. W rozgrywkach 2021/22 klub z Bułgarskiej świętuje mistrzostwo, a rok później „Kolejorz” dociera aż do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Lech jednocześnie promuje piłkarzy z akademii, poza wynikiem sportowym dostarcza kolejnych zawodników reprezentacji (obaj zresztą zagrali na mundialu). Jest też plan na przyszłość: kolejnym Kamińskim czy Skórasiem ma być Filip Marchwiński przygotowywany do wyjazdu za granicę, a pewnie zaraz po nim Filip Szymczak, jednak jeśli chodzi o skrzydło, to jest tu ewidentnie pustka. Nie można powiedzieć, że Gholizadeh jakoś nawiązuje do tamtych zawodników.

Rumak: Brak mistrzostwa? To nie byłaby porażka, tylko niezrealizowany cel

Bylibyśmy arogantami, gdybyśmy nie wspomnieli o Kristofferze Velde, który obecnie jest najlepszym piłkarzem Lecha i wydaje się gra swoją ostatnią rundę w tym klubie, ale to w kimś innym „Kolejorz” upatrywał wielkiej gwiazdy i zawodnika z nazwiskiem. No bo w końcu po to Gholizadeh został do Poznania sprowadzony. Kwota miała zrobić wrażenie, a skrzydłowy miał być gwarantem jakości.

Póki co jest jedynie zagadką, nie pokazał dotąd właściwie nic. Zadebiutował pod koniec października z Zawiszą Bydgoszcz w Pucharze Polski. Czy zapamiętaliśmy coś z jego występu? Niespecjalnie.

Spójrzmy dalej: kilka minut z Ruchem Chorzów, blisko pół godziny z Widzewem, prawie cały mecz z Koroną, ale to widowisko jest poza oceną. Toczyło się w śniegu. To połączenie szczęścia, przypadku i błysku Velde sprawiło, że ówczesny zespół Johna van den Broma wywiózł z Kielc trzy punkty. Następnie: ponad godzina z Piastem, trzydzieści minut z Jagiellonią, ponad siedemdziesiąt ze Śląskiem, pół godziny z Pogonią w Pucharze. Kolejne trzy spotkania (Raków, Górnik, Warta) to mecze, które 28-latek zaczynał od początku, ale grał w zasadzie z braku innych opcji. Zwyczajnie z innych zawodników nie mógł skorzystać trener Mariusz Rumak.

Pomijamy oczywiście będącego w katastrofalnej formie Adriela Ba Louę czy Dino Hotica, wystawianego przez Rumaka raz na flance, raz w środku.

Więc i ocena Irańczyka będzie prosta – grał, bo w zasadzie musiał. Bo powinien. Bo klub wyłożył kasę i absurdem byłoby, gdyby zdrowy i przepłacony piłkarz zwyczajnie oglądałby mecze z ławki, a w jego miejsce trener wstawiłby młodych i nieopierzonych zawodników.

Raz, że Rumak musi punktować i zdecydowanie perspektywa krótkoterminowa (walka o tytuł lub w gorszym przypadku o europejskie puchary) jest dla niego kluczowa. Na budowę i zaszczepienie pomysłu przyjdzie czas. Być może tym zajmować się będzie inny szkoleniowiec w nowym sezonie, ale to wróżenie z fusów.

A dwa, że Gholizadeh to… Gholizadeh. Musi się zacząć spłacać. Zwyczajnie. Podpisał umowę na trzy lata, pierwszy rok ma już prawie za sobą. Przed „Kolejorzem” dziewięć spotkań. Trzech beniaminków, Cracovia i Korona będące tuż nad kreską, trudny mecz z wymagającą Stalą Mielec, prestiżowe starcia z Pogonią, Legią i Widzewem.

Jeśli Irańczyk nie zanotuje na przykład trzech asyst i czterech bramek (a oczywiście, że nie zanotuje), to śmiało powiemy, że jego roczny pobyt to wręcz kosmiczne rozczarowanie. Póki co stawiamy tezy, ale za dwa miesiące, już pierwszy rok z trzech z kontraktu zostanie odhaczony i w gabinetach pojawi się myśl – co tu robić?

Pensja piłkarza mała nie jest, a presja w Poznaniu jest zawsze. Kibice są świadomi i nie będą chcieli słuchać bajek o dochodzeniu do optymalnej formy po okresie rekonwalescencji. Zwłaszcza, że w Lechu akurat kontuzjowanych piłkarzy z nazwiskami to nie brakuje. Mowa o Afonsie Sousie czy Filipie Dagerstalu. Mikaela Ishaka możemy zobaczyć już dziś w Mielcu. – Jest coraz bliżej, częściowo bierze udział w treningach. Był nieobecny przez 8 tygodni, dlatego na pewno nie jest gotowy do gry przez 90 minut – mówił Rumak na przedmeczowej konferencji.

Jest jak jest. Jeśli Lech wygra, to awansuje na przyzwoite trzecie miejsce. Po derbowym zwycięstwie nad Wartą przed zgrupowaniem na kadrę, skończyło się odliczanie minut bez gola. „Kolejorz” się przełamał, teraz czas na przełamanie liderów.

Także, panie Gholizadeh, do boju. Jeszcze nie skreślamy. Nazwiemy dużym rozczarowaniem, ale jeszcze nie pomyłką. Skończył się okres ochronny. Kibice czekają na udane występy. Na pokazanie, że liczby na transfermarkcie to nie ściema.

Zaczęliśmy od parafrazy cytatu z Forresta Gumpa, zakończymy przerobieniem legendarnego już twitta Andrzeja Twarowskiego. 1,8 mln euro to można dać za całą kolekcję obrazów Muhammada Ali’ego, nie na Aliego Gholizadeha (ikona boksu tworzyła w latach 60. i 70. obrazy, niektóre przy pomocy flamastrów, dzieła były manifestem na łamanie praw człowieka).

Oczami wyobraźni widzimy te klubowe korytarze…

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

32 komentarzy

Loading...