Jeszcze za wcześnie, żeby napisać mityczne, wyczekiwane przez wszystkich w Częstochowie „Raków wreszcie ma napastnika”, ale bez cienia wątpliwości można już napisać, że zostawianie miejsca Ante Crnacowi nie jest najlepszym pomysłem. Niedawno skarcił Koronę, teraz ustrzelił Ruch. W dodatku po wielu miesiącach do gry wrócił Ivi Lopez. To musiało być całkiem udane południe dla mistrzów Polski, ale nie jest – drużyna Szwargi dała sobie wydrzeć zwycięstwo w doliczonym czasie gry. Raków mierzył się w marcu z trzema beniaminkami. Z żadnym nie wygrał.
Przesądni powiedzą, że suma szczęścia doszła do zerowego poziomu, przecież dwa tygodnie temu Raków ratował wynik z ŁKS-em właśnie w ostatniej akcji meczu. Wiele o zespole z Częstochowy mówi fakt, że Ruch chciał na jego stadionie grać w piłkę. Wiecie – wychodził podaniami z własnego pola karnego, tworzył akcje, momentami przeważał, nie bał się inicjatywy.
Ogólnie całkiem dobrze ogląda się „Niebieskich”, od kiedy prowadzi ich Janusz Niedźwiedź. Na tyle dobrze, że w głowach chorzowskich kibiców pewnie kłębią się myśli, że gdyby trener podobnego kalibru wcześniej zaczął pracę przy Cichej, to dzisiaj może nie mówilibyśmy o punkcie, który w końcowym rozrachunku pewnie na niewiele się zda, a o punkcie, który może okazać się bezcenny w kontekście walki o utrzymanie. Pięć oczek – tyle Ruch traci na ten moment do Puszczy i Korony, które zmierzą się w tej kolejce z Radomiakiem (Puszcza) i Widzewem (Korona).
I trochę szkoda, że Ruch jest tak zakopany, bo głupio byłoby go nie chwalić za to, jak dzisiaj wyglądał, a ten gol Monety po zgraniu Szymańskiego to ukoronowanie całkiem niezłego meczu w wykonaniu piłkarzy ze Śląska. Czy ten remis jest zasłużony? Jeszcze jak. Chwilę wcześniej zresztą Kovacević już kapitulował po strzale Szczepana – na szczęście gospodarzy, Kozak podawał zza lini końcowej. Ruch wykazywał większą energię. Nie zrażał się. Mógł sobie pluć w brodę, że Novothny nie skorzystał z wymarzonego prezentu od Berggrena (Szwed podał mu piłkę w pole bramkowe, lecz Węgra przerosło przyjęcie piłki), ale cisnął po ligowe punkty, których potrzebuje jak tlenu.
A Raków? W miarę szybko strzelił gola i stwierdził, że nie musi już podkręcać tempa. Słowa uznania należy wysłać do Ante Crnaca, który efektownie uderzył z dystansu. Ten gol padł w zasadzie z niczego – Racovitan wygrał główkę w środku i nagle zrobiła się masa miejsca (a to zwykła główka, w sytuacji jakich w meczu wiele). Szymański był za daleko, defensywni pomocnicy zaspali. Stipica niby miał piłkę na rękach, ale bronił tak, jakby ktoś przykleił mu nogi do podłoża.
Pocieszenie dla częstochowskich kibiców może stanowić tylko powrót Iviego Lopeza, który doznał groźnego urazu podczas pierwszego meczu letnich przygotowań. Choć wszedł ledwie na kilka minut, to już zdążył pokazać swoją magię – jego podanie do Baratha było palce lizać i trochę wstyd, że pomocnik Rakowa nie potrafił zrobić z niego żadnego użytku (to bez dwóch zdań nie był dzień Węgrów).
Czy to zwiastun lepszych czasów dla Rakowa?
Trudno o taki wniosek. Problemów w tej drużynie jest cała masa, z pewnością będzie łatwiej stawiać im czoła mając do dyspozycji tego, od którego w Rakowie zależy najwięcej (na boisku). Niemniej – taki bilans nie przystoi. Wydawało się, że drużyna Szwargi ma idealne okoliczności do tego, by pożegnać trapiące ją demony. Grała bowiem z Puszczą, Koroną, ŁKS-em i Ruchem, czyli czterema najgorszymi drużynami w całej stawce. Ile ugrała punktów? Sześć. Wygrała ledwie w Kielcach. Z Puszczą, ŁKS-em i Ruchem zremisowała 1:1. Ktoś kiedyś ładnie powiedział, że mistrzostwa Polski nie zdobywa się w Warszawie czy Poznaniu, ale właśnie na boiskach znacznie mniejszych drużyn – to tam trzeba zachować największą regularność.
W myśl tej zasady, Raków z obroną tytułu będzie miał wielki problem.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]
- Przepis o młodzieżowcu. Opieszałość PZPN i apel dyrektorów: zmiany nie na ostatnią chwilę
- Warta Poznań. Ekologiczny ewenement na piłkarskiej mapie Polski
Fot. newspix.pl