To, co najbardziej podoba nam się w Kamilu Grosickim, to konsekwencja. O ile w poprzednim sezonie znalazły się głosy kwestionujące jego wybór na najlepszego piłkarza Ekstraklasy, tak w tym już nikt nie powinien mieć wątpliwości, że nim pozostaje. To samo, jeśli chodzi o wypracowywanie trafień przeciwnikami. W starciu z Cracovią dokonał trzeciego tego typu osiągnięcia i również dzięki czemu Pogoń Szczecin pokonała Pasy 3:1.
Szarża lewą stroną boiska, dośrodkowanie zewnętrzną częścią stopy, przecięcie wrzutki i gol. Nie, to nie jest wspomnienie bramki zdobytej przez Roberta Lewandowskiego w 1/4 finału Euro 2016 z Portugalią po asyście Kamila Grosickiego, a kolejne świetne podanie “Grosika” w Ekstraklasie. W taki sposób dograł futbolówkę w pole karne Cracovii, po czym samobójcze trafienie zaliczył Eneo Bitri. Jednak nawet gdyby Albańczyk – swoją drogą dość przeciętne ma wejście do Ekstraklasy i niebawem pewnie straci miejsce w składzie, bo coraz bliżej powrotu na boisko jest Kamil Glik – nie przeciął dośrodkowania, gola strzeliłby prawdopodobnie nabiegający Efthymios Koulouris.
Po tym zagraniu Grosicki wskazał symbolicznie na swój but, jakby chciał pokazać wszystkim, że tak dogrywa tylko szef. Bo niekwestionowanie skrzydłowy Pogoni szefem w Ekstraklasie jest. Już nie trzeba dywagować, czy nagroda dla najlepszego piłkarza w poprzednim sezonie została przyznana mu tylko przez awersję do Josue. W tym “Grosik” nakrywa czapką Portugalczyka, szczególnie gdy popatrzymy na ich statystyki indywidualne. Do tej kolejki Grosicki zdobył 11 bramek, zanotował 8 asyst i 4 asysty drugiego stopnia. Dokonania Josue to odpowiednio 7 goli, asysta i 2 asysty drugiego stopnia. Polak wykreował dwa i pół razy więcej trafień, bez których Portowcy mieliby o 13 punktów mniej. W przypadku Portugalczyka mowa tylko o pięciu “oczkach”.
Grosicki pozostaje obecnie najlepszym piłkarzem Ekstraklasy, choć żeby regularnie grać w reprezentacji Polski, to i tak za mało. Raz, bo zespół Michała Probierza gra w innym systemie, który nie premiuje skrzydłowych, a wahadłowych. Dwa, że kadra to jednak wyższy poziom niż nasza kopana. Trzy, bo strzałem z 17. minuty, gdy nieatakowany w polu karnym posłał piłkę z całej siły w trybuny dziesiątki metrów od bramki, pokazał, że w drużynie narodowej są lepsi. Mimo to nie ulega wątpliwości, że “Grosik” przerasta Ekstraklasę.
Bo przecież w Wielką Sobotę nie dołożył jedynie asysty drugiego stopnia – tak klasyfikujemy dogranie przy samobójczym trafieniu rywala. Swoją drogą “Grosik” stał się specjalistą od wykorzystywania przeciwników do zdobycia bramek. Wcześniej dokonał tego w starciach z Ruchem Chorzów (swojak Macieja Sadloka) i Wartą Poznań (Jakub Bartkowski). Skrzydłowy Pogoni zanotował również asystę i to już w 46. sekundzie. Pognał klasycznie lewą stroną boiska, dograł piłkę na przedpole i z okolic rzutu karnego Fredrik Ulvestad pokonał debiutującego w tym sezonie w Ekstraklasie Lukasa Hrosso, zakładając mu siatkę.
Na tę akcję “Grosika” Cracovia zdołała jeszcze odpowiedzieć i to błyskawicznie, bo już 40 sekund po wznowieniu gry od środka. David Kristjan Olafsson dograł precyzyjnie z rzutu rożnego do Benjamina Kallmana, który zdobył siódmą bramkę w tym sezonie. Islandczyk i Fin to dwa najjaśniejsze punkty w grze Pasów. Pierwszy z nich ma wręcz piorunujące wejście do Ekstraklasy. Debiut z Koroną Kielce – gol. Drugie spotkanie z Widzewem Łódź – asysta. Z Pogonią znowu zanotował asystę i dokonał tego celowo. Podniósł jedną rękę, dośrodkował na pierwszy słupek, tak jak miał w zamiarze, czym wypracował trafienie. Nasza liga widziała już wiele przypadków, że tego typu sygnalizacje to nic pewnego.
Fiński napastnik natomiast niezłomnie walczy o każdą piłkę, mocno pracuje dla zespołu i zaczął go wspierać również swoimi trafieniami oraz ostatnimi podaniami, bo oprócz siedmiu bramek, zaliczył również tyle samo asyst w tym sezonie. 14 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej to już pokaźny wynik.
Co z tego, skoro jego koledzy w obronie dają się ogrywać rywalom w prosty, wręcz w błahy sposób. Gdy Pasy próbowały dociskać przeciwników w końcówce meczu, jeden stały fragment gry i to rozegrany krótko, ostatecznie podciął im skrzydła. Bramkową akcję zrobili rezerwowi. Marcel Wędrychowski podał w pole karne do Wahana Biczachczjana, a ten po ograniu zwodem na zamach Otara Kakabadze, wpakował piłkę do siatki, ustalając wynik meczu na 3:1.
Ale ciężko wyzbyć się nam wrażenia, że gdyby rywalem Portowców była ciut lepsza drużyna niż Cracovia, mogliby oni stracić punkty. Pomimo prowadzenia gry, nie było to tłamszenie rywala i totalna dominacja, dlatego nie ma co popadać w hurraoptymizm w Szczecinie, bo kluczowe mecze dopiero przed ekipą Jensa Gustafssona: w środę w półfinale Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok i w niedzielę za tydzień z Lechem Poznań. Te starcia zdefiniują, czy Pogoń będzie w grze o coś w tym sezonie.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Jagiellonia miażdży ŁKS 6:0! Tak gra mistrz?
- Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]
- Przepis o młodzieżowcu. Opieszałość PZPN i apel dyrektorów: zmiany nie na ostatnią chwilę
Fot. Newspix