Reklama

Czołówka Championship, niespełnione talenty i krótka kołdra. Prześwietlamy Walię

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

26 marca 2024, 13:29 • 10 min czytania 6 komentarzy

Zapomnijcie o drwalach i brutalach z Championship. Reprezentacja Walii prezentuje intensywny, angielski futbol, jego bardziej nowoczesną odmianę, którą zachwyca się świat. Jednocześnie jest to jednak ekipa pełna gości, po których spodziewano się więcej. Jaka jest prawda o walijskiej drużynie narodowej? Czym może nas zaskoczyć, gdzie spróbować ją ukąsić?

Czołówka Championship, niespełnione talenty i krótka kołdra. Prześwietlamy Walię

W Cardiff na wspomnienie o wyspiarskim futbolu, w którym piłka śmiga nad głowami i trzeszczą kości, tylko się uśmiechają. Walijczycy nie będą rozbijać nam nosów łokciami. Spróbują raczej zamęczyć nas intensywnością gry. Pressing, kontrataki, jazda od bramki do bramki – The Dragons są soczewką całej brytyjskiej piłki, która zdystansowała resztę kontynentu.

Może nie w takim stopniu, jak reprezentacja Anglii, ale wystarczająco, żeby sprawić nam kłopoty.

Reportaż z Walii: Jak futbol walczy o język i kulturę kraju

Namiastkę tego, co może czekać biało-czerwonych na Cardiff City Stadium otrzymaliśmy na starcie eliminacji, gdy pojechaliśmy do Pragi. Czesi dali nam łupnia agresywnymi atakami w pierwszych minutach spotkania. Najpierw stłamsili nas mentalnie, potem fizycznie, na koniec piłkarsko. Nie rozegrali wybitnych dziewięćdziesięciu minut, jednak wiedzieli, w jakie czułe punkty uderzyć, żeby osiągnąć efekt.

Reklama

Robert Page jest sprytnym lisem, on też sporo wie. W półfinale oddał Finom piłkę, ci raz po raz sunęli na Connora Robertsa, ale skończyli z wynikiem 1:4 na tablicy. Czy to samo może spotkać nas?

Prześwietlamy reprezentację Walii. Championship? Walijczycy tam wymiatają

Widząc walijską paczkę z Championship można się uśmiechnąć – u nas drugoligowców z Anglii reprezentuje tylko Jan Bednarek, i tak wiecznie krytykowany za występy w kadrze. Krystian Bielik i Michał Helik uznania w oczach Michała Probierza nie znajdują. Porównując jedenastki obydwu drużyn przekonamy się zresztą, że Walijczycy wcale nie miażdżą nas poziomem. Natomiast gdy zerkniemy na tabelę Championship, rywale zyskają w naszych oczach większy szacunek.

Liderujące Leeds United opiera się na czterech reprezentantach tego kraju. No, niech będzie, że trzech, bo o ile Joe Rodon, Ethan Ampadu i Daniel James to pierwszoplanowe postaci, tak już Connor Roberts przegrywa rywalizację z Juniorem Firpo.

Największa niespodzianka rozgrywek, Ipswich Town, z którego trener Kierran McKenna (długoletni asystent w Manchesterze United) wyciska maksa, może się pochwalić liczbami Nathana Broadheada. Zimą dołączył do niego Kieffer Moore, który z miejsca robi robotę.

W walce o Premier League wciąż liczy się także Southampton, w którym odbudowę po ciężkiej chorobie uskutecznia David Brooks. No i Leicester City, choć akurat Danny Ward wkładu w sukces Lisów nie ma, przegrywa rywalizację nawet z Jakubem Stolarczykiem.

David Brooks – wygrał z chłoniakiem, wrócił do reprezentacji

Reklama

Niemniej Walijczycy nie grają w drugiej lidze angielskiej. Oni nią trzęsą. Przyjrzymy się temu z bliska, prześwietlając paczkę selekcjonera Page’a.

Krótka kołdra, brak zaplecza. Walia ma problemy szczególnie w pomocy

The Dragons mają dwa spore braki. Pierwszy to ogólna głębia kadry, której w krytycznych momentach trochę brakuje. Jasne, większość podstawowej jedenastki całkiem regularnie gra w Premier League i Championship, ale idąc od piętnastego miejsca w składzie w górę, ekskluzywność odzwierciedla tę z markowych sklepów na tureckim bazarze. Na każdej pozycji jest jakiś zgrzyt.

  • żaden z czterech bramkarzy nie jest starterem w klubie, to duża sztuka
  • na każdej pozycji w obronie brakuje jakościowej opcji B
  • w środku i w ataku zaplecze tworzą piłkarze na poziomie League One/League Two

Weźmy drugą linię. Rob Page w obydwu meczach barażowych zaprosił na trybuny Dylana Levitta ze szkockiej Premiership i potężnie zbudowanego Rubina Colwilla, już chyba ekstalent z Cardiff. Duet środkowych pomocników wygląda więcej niż dobrze. Ethan Ampadu to klasyczny holding midfielder, czyli szóstka o szerszych horyzontach. W Leeds United daje balans – przecina, rozgrywa, trzyma środek. Nie jest profesorem defensywny, ale ogarnie w powietrzu, rozegra piłkę. Nie ma przypadku w tym, że w młodym wieku ma pięćdziesiąt gier w kadrze, ani w tym, że stylizuje się na Ruuda Gullita – śladem holenderskiego idola chciałby pełnić każdą rolę, być jednocześnie szóstką, ósemką i dziesiątką.

Towarzyszy mu zawodnik jeszcze młodszy, jeden z ciekawszych talentów Championship – Jordan James z Birmingham City. Chłopak, którego wciąż można złapać na momentach zawahania i braku koncentracji, który mógłby się poprawić fizycznie, którego można minąć dryblingiem na dużej szybkości. Jednocześnie też naprawdę dobry piłkarz pod względem pokrycia przestrzeni i szybkości reakcji w fazach przejściowych (kluczowa sprawa w kadrze Walii), utalentowany “zbieracz” drugich oraz wolnych piłek, zdolny w pressingu i rozegraniu.

Problem pojawia się, gdy kogoś z nich trzeba wymienić. Charlie Savage nosi ślady energii charakteryzującej grę jego ojca, ale na ten moment nie wystarcza to nawet do tego, żeby przebić się w trzeciej lidze angielskiej. Aaron Ramsey dopływa do brzegu. Jego krytykom wciąż zamyka usta status walijskiej ikony, kogoś, kto mimo poważnego złamania nogi w młodym wieku, potrafił zrobić imponującą karierę. Upływ lat jest jednak widoczny, a innych opcji nie ma. Josh Sheenan też jest trzecioligowcem, bardzo przeciętnym.

Walia w ataku – dwumetrowy Moore z bandażem lub uniwersalny Johnson

Podobnie wygląda sytuacja na dziewiątce, gdzie ostatnio wystąpił uniwersalny Brennan Johnson, potencjalnie największa gwiazda zespołu, ale jednocześnie też piłkarz bardzo chimeryczny, nieregularny. Zdaniem wielu nie osiągnął jeszcze poziomu startera w Tottenhamie, wciąż musi walczyć o swoje. Johnsona Walijczycy traktują tak, jak przez lata Polacy traktowali Piotra Zielińskiego – fajnie, fajnie, ale mało konkretów. Jest kreatywny, stwarza zagrożenie na różne sposoby, ale jednocześnie odstaje od charakterystyki typowego walijskiego napastnika. W kontakcie radzi sobie średnio, wolałby unikać przemocy na boisku.

Rob Page przekwalifikował go jednak na dziewiątkę, bo snajperów mu brakuje. Nieśmiertelny Kieffer Moore z bandażem na czole ma kapitalne wejście w Ipswich Town (0,66 gola/90 minut), ale to wyrobnik po trzydziestce. Dwumetrowiec jest groźny w powietrzu, natomiast stracił już część witalności, która czyniła z niego maszynę do pressingu. Ciekawsza od niego jako piłkarza jest raczej jego biografia: to częściowo Chińczyk, dzięki pochodzeniu dziadka. Historia bandaża też jest niecodzienna, bo Moore lata temu poważnie rozbił głowę, co stawiało pod znakiem zapytania całą jego karierę.

Walijczyk ma też na koncie wegański epizod – w pewnym momencie swojej przygody z piłką postanowił radykalnie zmienić swoją dietę i… kompletnie stracił formę. Po kilku miesiącach eksperymentu mięsiwo wróciło do jego menu, a on sam stwierdził, że nigdy nie czuł się gorzej niż na diecie warzywnej. Moore nie ma za to rywala, bo trzeci snajper – Liam Cullen – to średniak ze Swansea. Nic dziwnego, że Walia poważnie rozważa powołanie do kadry gwiazdy czwartoligowego Wrexham, Paula Mullina.

Zestawiają go z Leninem, pchają do kadry. Paul Mullin – od anonima do idola Walii

Skrzydłowi – największy atut reprezentacji Walii

Johnson ustawiony na środku, a nie na boku, pozwala jednak na ciekawe kombinacje za jego plecami. Jeśli Robert Page mówi o komforcie wyboru, przeważnie tyczy się to skrzydłowych. Największym nazwiskiem wśród nich jest pewnie Daniel James, niegdyś sprzątnięty sprzed nosa Leeds przez Manchester United. Jego kariera potoczyła się jednak tak, że szybko w rzeczonym Leeds wylądował. James mecz z Finami zaczął na ławce, a jego występ w pierwszym składzie może sugerować, że Walia nastawi się na kontrataki.

26-latka sprofilujemy jako ultraszybkiego zawodnika, który potrafi utrzymać dobrą prędkość na długim dystansie i najlepiej czuje się na dużej przestrzeni. Jego charakterystyka jest dość prosta: zwykle idzie do końca, posyła dośrodkowanie za dośrodkowaniem i bardzo dużo biega. Centry w jego wykonaniu są jednak wybitnie precyzyjne, bez znaczenia, czy kopie prawą, czy lewą nogą.

David Brooks jest zaś odwrotnością kolegi z zespołu. Gdyby nie walka z chłoniakiem, byłby piłkarzem na miarę Premier League. Brooks stracił jednak dużo czasu i zdrowia, choć wciąż imponuje, jak szybko wrócił na wysoki poziom. W Southampton już zapewnia bramki oraz punkty. Jest jak ulepszona wersja Kamila Grosickiego. Kreatywny skrzydłowy, zagra też na dziesiątce, a nawet w roli centralnej postaci ataku. Haruje w pressingu, jest nieźle zbudowany, ma dużą wizję, odznacza się boiskową inteligencją. Odnajdzie się w polu karnym, zrobi przewagę na boku, pośle prostopadłe podanie, złamie linię, zawsze podejmie odpowiednią decyzję.

Uzupełnienie go Harrym Wilsonem to bardzo dobry pomysł, bo i jego można opisać jako skrzydłowego/dziesiątkę. Charakterystycznym zagraniem piłkarza Fulham jest zejście do środka i strzał z pogranicza pola karnego. Swego czasu w ten sposób gnębił pół Championship. To nieszablonowy piłkarz z dobrze ułożoną nogą.

W ostateczności na boku może zagrać też Nathan Broadhead, który przeżywa przyjemny sezon w Ipswich. Jest jak Karol Świderski, ale jeszcze ciężej pracujący w defensywie. Dobrze czuje się z piłką przy nodze, jednak lepiej wystawić go obok innego napastnika. Niezbyt szybki, choć mobilny, komfortowo czujący się w fizycznym starciu z rywalem mimo średniego wzrostu.

Walia w obronie – Rodon najlepszym stoperem Championship, Roberts szansą dla Polski

Walijska ofensywa jest ciekawą mieszanką. Jeśli The Dragons kojarzymy z fizolami, to z przodu raczej ich nie znajdziemy. Nie ma wątpliwości, że wybiegani atakujący będą chcieli wrzucić nas na kołowrotek i zastraszyć wysoką intensywnością. W futbolu trzeba też jednak bronić. Jeśli ekipa Roba Page’a postawi na wysoki pressing, nie sprawi to problemu jej obrońcom. Cała trójka bardzo dobrze radzi sobie w grze w wysokiej linii, szybcy zawodnicy nie sprawią jej problemów.

Nicola Zalewski na pewno może próbować szarż na Connora Robertsa. To najsłabszy element walijskiego muru, defensor na wskroś ofensywny. W grze do przodu oferuje wiele, przede wszystkim umiejętność przeniesienia piłki wyżej na dużym dystansie, zdobycie przestrzeni. Swego czasu był najlepiej podającym futbolówkę obrońcą w Championship. Obrona jest jednak jego bolączką. Z tyłu jest bardzo nieregularny, co lepsi dryblerzy niemiłosiernie nim kręcą. Podobny problem tyczy się też drugiego wahadłowego.

Neco Williams jest jednak solidniejszy od swojego vis a vis, gra na wyższym poziomie. Jest szybki, ale może mieć problem z timingiem w grze obronnej. W zasadzie to samo można powiedzieć o Zalewskim – w meczu z Estonią trochę umknęło nam, że i on nie popisał się przy straconej bramce.

Lata temu na boku hasał także Ben Davies, który z upływem czasu stracił mobilność. Walia widzi w nim jednak lidera na boisku i poza nim. To on przemawia w rodzimym cymraeg, dając kibicom powody do dumy. To on w Tottenhamie wspierał Dele Alego, gdy ten przechodził depresję. Jest sympatycznym gościem, który bierze na siebie rolę ostoi defensywy. Wyspiarskim twardzielem, który zrobił karierę ponad talent – praktycznie co chwilę wypychano go ze Spurs, a jednak spędził tam już dekadę.

Jeśli Robert Lewandowski chciałby wziąć kogoś na celownik, powinien skupić się raczej na Chrisie Mephamie. To stoper zdecydowanie słabiej radzący sobie w fizycznej walce z przeciwnikiem, solidny, ale z dużymi limitami. Ma skłonność do podłączania drużyny pod elektrycznego pastucha. Większą pewnością emanuje na pewno Joe Rodon, określany mianem najlepszego środkowego obrońcy Championship. W wyprowadzeniu piłki radzi sobie słabiej niż Jan Bednarek (tak, tak, w Anglii Bednarek uchodzi za szefa w tym aspekcie), ale to dzięki niemu Leeds mają topową defensywę i zmierzają do Premier League.

Walia i niespełnione talenty? Ampadu, Wilsona, Williamsa czy Jamesa stać było na więcej

Odkładając już na bok charakterystykę poszczególnych piłkarzy, warto wspomnieć o dwóch rzeczach, które dobrze oddają potencjał Walii. Po pierwsze jest to zespół młody, co w Cardiff i okolicach budzi całkiem słuszne przekonanie, że nawet po przejściu Garetha Bale’a na emeryturę futbol w krainie czterystu zamków nie popadnie w ruinę, jak większość wspomnianych średniowiecznych posiadłości. Druga strona medalu jest jednak taka, że mimo młodości, sporo w tej ekipie niespełnionych talentów.

Ethan Ampadu debiutował na EURO jako siedemnastolatek, wróżono mu wiele. Chelsea porzuciła już jednak marzenia o tym, że Walijczyk wykorzysta swój potencjał, sprzedała go do Leeds bez żalu. Sporo w tym winy samego Ampadu, którego kariera rozwija się w dziwaczny sposób. Do tej pory wybierał wypożyczenia do Venezii, Sheffield czy Spezii, celował nisko. Swoją drogą, w Leeds po raz pierwszy awansuje zamiast spaść z ligi, co przytrafiało mu się ze wspomnianą trójką. Ciężko klasyfikować go dziś jako piłkarza na poziomie Premier League.

Skrzydeł w pełni nie rozwinęli też Harry Wilson oraz Daniel James, którzy nie dali rady w klubach TOP6. Młodszemu od nich o pięć lat Neco Williamsowi Liverpool także już podziękował. O ile Johnson w Tottenhamie może się jeszcze odnaleźć, tak już Joe Rodon nie wydaje się zawodnikiem, który wróci do Spurs po wypożyczeniu. Wchodząc do kadry oferowali efekt wow, sugerowali, że zostaną na najwyższym poziomie.

Większość z nich robi karierę, której wielu może zazdrościć, niemniej spodziewano się po nich czegoś więcej i pewien niedosyt pozostaje. Walia jest dziś kadrą personalnie porównywalną z drużyną Michała Probierza. Trzeba ich szanować, nie trzeba się ich bać. Wydaje się, że jeśli będziemy szukać indywidualności, które robią różnicę, prędzej znajdziemy je w naszej szatni. Gdy jednak skupimy się na tym, kto ma ciekawszy pomysł w kontekście całego zespołu, przewagę mają rywale.

WIĘCEJ O MECZU Z WALIĄ: 

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Komentarze

6 komentarzy

Loading...