Reklama

Wygrał walkę z chłoniakiem, teraz czas na Polskę. Nowe życie Davida Brooksa

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

24 marca 2024, 10:04 • 11 min czytania 3 komentarze

To jedna z tych wiadomości, która momentalnie wywraca życie człowieka do góry nogami. David Brooks, jeden z liderów reprezentacji Walii, usłyszał ją dwa i pół roku temu. Wystarczyła zwykła prośba o paracetamol skierowana do lekarza kadry, aby kilka dni później 24-latek usłyszał, że choruje na nowotwór. Dokładnie na chłoniaka Hodgkina, dość rzadko spotykany, ale stosunkowo agresywny nowotwór, który potrafi szybko rozprzestrzenić się po organizmie. 

Wygrał walkę z chłoniakiem, teraz czas na Polskę. Nowe życie Davida Brooksa

Był październik 2021 roku. David Brooks przyjechał na zgrupowanie reprezentacji Walii przed ważnymi meczami eliminacji mistrzostw świata z Czechami i Estonią. Od kilkunastu dni czuł się źle, pojawiły się problemy ze snem, nocne poty, zauważalny spadek wagi. Mimo wszystko zdecydował się nie niepokoić nikogo i wywiązywać się normalnie ze swoich obowiązków.

“Rozklejasz się dopiero, kiedy zostaniesz sam”

Podczas zgrupowania znów nie mógł spokojnie przespać nocy. Udał się więc do lekarza reprezentacji, aby poprosić go o zwykły paracetamol. Opisał wszystkie objawy, które od niedawna mu doskwierają. Przyznał, że w ciągu tygodnia stracił około sześciu, siedmiu kilogramów. Już po minie swojego rozmówcy widział, że coś go wyjątkowo zaniepokoiło. Jego prośba została jednak spełniona, więc mógł wrócić do pokoju.

Jakieś 20 minut później usłyszałem pukanie do drzwi. Lekarz oczywiście nie chciał tego robić przy chłopakach. Powiedział mi, że objawy, o których mu wspomniałem, mogą wskazywać na nowotwór – opowiadał Brooks w rozmowie z mediami klubowymi Bournemouth. – Nie za bardzo wierzysz w to, co mówi. Trochę płaczesz, ale masz nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. W ciągu 24 godzin piłkarz przeszedł badania krwi i biopsję, a kolejni lekarze mówili mu, że naprawdę wygląda to na nowotwór. – Powiedzieli mi, że muszę się przygotować na tę wiadomość.

Reklama

Od pojawienia się na pierwszych badaniach Brooks mógł liczyć na wsparcie najbliższych – rodziców i dziewczyny, Flory. – Kiedy przyszli na pierwsze spotkanie ze mną, widziałem, jak mój tata płakał. Bardzo trudno wtedy zachować spokój, ale rozklejasz się dopiero, kiedy zostaniesz sam. 

Żaden z lekarzy, z którymi miał do czynienia Brooks od momentu prośby o paracetamol, się nie mylił. Nie minęły nawet dwa dni, a już pojawiła się diagnoza – nowotwór.

Był to konkretnie chłoniak Hodgkina, w drugim stadium. To nowotwór układu limfatycznego, który jest bardzo ważnym elementem układu odpornościowego. Objawy są słabo dostrzegalne, najczęściej bezbolesny obrzęk węzłów chłonnych. Rocznie w Wielkiej Brytanii diagnozuje się go u około 2100 osób, częściej mężczyzn, zwykle w wieku około 20 lat lub znacznie starszych, powyżej 70 roku życia.

Zdecydowanie nie jest to najgorszy rodzaj nowotworu, ale pozostaje też stosunkowo agresywny. Potrafi błyskawicznie rozprzestrzenić się po organizmie, ale dość łatwo go wyleczyć. Większości chorych udaje się go pokonać, ale niezbędna jest chemioterapia, a w skrajnych przypadkach także radioterapia.

Może nieść on za sobą także sporo skutków ubocznych. Jest spore ryzyko, że nigdy nie wróci się do pełnej sprawności. Może doprowadzić do niepłodności, ale przede wszystkim u wyleczonych pacjentów znacznie zwiększa się ryzyko zachorowania na inny rodzaj nowotworu w przyszłości.

Reklama

“Nigdy nie przestałem próbować”

Było więc spore ryzyko, że David Brooks nigdy już na boisko nie wróci. – Myśl, że mogę nie być w stanie robić tego, o czym marzyłem przez całe życie, była trudna – wspominał reprezentant Walii. – Ale nigdy nie przestałem próbować.

Wizja tego, że Brooks może już nie wrócić do grania w piłkę, przerażała nie tylko jego samego i jego rodzinę, ale także wszystkich kibiców reprezentacji Walii i Bournemouth. Jeżeli ktoś śledzi uważnie Premier League od dłuższego czasu, to z pewnością pamięta przebojową ekipę “Wisienek” prowadzoną przez Eddiego Howe’a. Walijczyk był jedną z wiodących postaci tamtego zespołu, który wziął z zaskoczenia najlepszą ligę piłkarską na świecie.

Brooks urodził się i wychował w Warrington, miejscowości położonej mniej więcej w połowie drogi między Liverpoolem a Manchesterem. W wieku siedmiu lat trafił do akademii City i to właśnie tam stawiał pierwsze kroki w piłce. Po dekadzie grania w drużynach młodzieżowych “The Citizens” przeniósł się do Sheffield United, gdzie rozpoczął swoją przygodę z piłką seniorską i zadebiutował na drugim poziomie rozgrywkowym. I właśnie dopiero po niezłych występach w barwach “The Blades” w sezonie 2017/18 znalazł się na celowniku Bournemouth, które dopiero co wywalczyło awans do Premier League.

“Wisienki” dały za utalentowanego skrzydłowego 11,5 miliona funtów. Pomimo tego, że Brooks radził sobie solidnie na zapleczu, to zapłacenie za niego takiej kwoty było pewnym zaskoczeniem. Eddie Howe znany jest jednak z niekonwencjonalnych pomysłów i budowania graczy, którzy na pierwszy rzut oka zdają się nie mieć w sobie nic wyjątkowego.

I tak właśnie było w przypadku reprezentanta Walii. Choć był moment, że wychowanek Manchesteru City poważnie się zastanawiał, które barwy narodowe wybrać.

Utracone marzenia o mistrzostwach świata

Urodził się i spędził całe życie w Anglii, jego ojciec był Anglikiem, ale matka wychowała się Llangollen w północnej Walii. Ostatecznie syn zdecydował się dołączyć do grona “Smoków”.  W seniorskiej drużynie narodowej zadebiutował 10 listopada 2017 roku w towarzyskim meczu z Francją. Była to kadencja Chrisa Colemana, który nieco ponad rok wcześniej poprowadził Walię do półfinału mistrzostw Europy.

Już w pierwszym sezonie po przenosinach na Vitality Stadium Brooks dał się poznać z najlepszej strony. Wraz z Callumem Wilsonem, Joshuą Kingiem i Ryanem Fraserem stworzyli kwartet ofensywny, który nie bał się żadnej drużyny w Premier League. W debiutanckiej kampanii Walijczyk rozegrał 30 spotkań ligowych, w których zdobył siedem bramek i zaliczył pięć asyst. Błyskawicznie zrobiło się więc o nim głośno.

Niestety, w kolejnej kampanii przypałętały się pierwsze problemy zdrowotne, które mocno wyhamowały rozwój jego kariery. Kontuzja kostki, której nabawił się przed startem sezonu 2019/20, wymagała leczenia operacyjnego, przez co Brooks stracił większość sezonu. Rekonwalescencję utrudniała dodatkowo pandemia i wprowadzony lockdown. Po wznowieniu rozgrywek skrzydłowy wrócił do gry, ale przed ich końcem nie zdążył wrócić do pełnej sprawności.

Kolejny sezon był zdecydowanie bardziej udany. Brooks wrócił do optymalnej dyspozycji i znów stał się kluczowym elementem układanki Eddiego Howe’a. Najważniejsze było dla niego jednak to, że dzięki temu otrzymał od Roberta Page’a powołanie do reprezentacji na Euro 2020. Skrzydłowy może i nie dostał tam zbyt wielu szans, ale występ w barwach narodowych na wielkim turnieju był  jednym z jego największych marzeń. Tym bardziej liczył więc później na to, że uda mu się odegrać ważną rolę w osiągnięciu sukcesu, jakim miał być pierwszy od 64 lat awans “Smoków” na mistrzostwa świata.

Robert Page widział w nim ważne ogniwo zespołu przed zbliżającymi się eliminacjami katarskiego mundialu. Pierwsze problemy pojawiły się jednak już na samym początku sezonu 2021/22. Brooks zaczął kiepsko, a w dodatku znów zaczynały mu doskwierać drobne problemy zdrowotne. Opuścił przez to kilka spotkań w klubie, ale też nie otrzymał powołania na wrześniowe zgrupowanie, podczas którego “Smoki” rozpoczynały walkę o wyjazd na mistrzostwa świata od spotkań z Białorusią i Estonią.

Przed kolejnym wyjazdem na kadrę jego sytuacja w Bournemouth nie zmieniła się, ale tym razem selekcjoner zdecydował się wysłać mu zaproszenie. Dlatego też Brooks traktował to jako niepowtarzalną szansę i oznakę wielkiego zaufania ze strony Roberta Page’a. I z tego powodu do samego końca nie chciał dać po sobie poznać, że z jego organizmem dzieje się coś niepokojącego.

Diagnoza, którą Brooks usłyszał podczas tego niezwykle ważnego dla siebie zgrupowania, była dla niego prawdziwym dramatem również z tego powodu. Wiedział doskonale, że przegrywa właśnie swoje marzenia i nie ma na to żadnego wpływu. Jak wszyscy dobrze wiemy, jego koledzy osiągnęli historyczny sukces, awansując na mistrzostwa świata po raz pierwszy od 1958 roku. Wygrany mecz barażowy z Ukrainą Brooks oglądał przed telewizorem.

“To był inny rodzaj życia”

Wówczas jeszcze nie wiedział, że niespełna dwa miesiące później dowie się, że osiągnął jeszcze większy i ważniejszy sukces, nawet niż awans na mistrzostwa świata. Dokładnie 3 maja 2022 roku David Brooks oznajmił światu, że pokonał chłoniaka.

To był jednak dopiero początek drogi do miejsca, w którym 26-latek znajduje się dzisiaj. Leczenie chłoniaka Hodgkina w jego przypadku wiązało się z regularnym przyjmowaniem chemii przez sześć miesięcy. – Przychodziłem raz na dwa tygodnie. Zwykle trwa to od trzech do czterech godzin. Kroplówka, która pompuje leki tak naprawdę zabijające wszystkie komórki w organizmie – opowiadał Brooks. – Chemia była na początku trochę myląca. Podczas pierwszej sesji nie było tak strasznie. Uderza mocniej w drugiej i trzeciej części, a następnie staje się łagodniejsza. 


Nie sama sesja była jednak najtrudniejsza. – Trudną rzeczą było to, że w dwutygodniowym okresie pomiędzy sesjami czułeś się lepiej dopiero na kilka dni przed kolejnym zabiegiem. W poniedziałek miałem chemioterapię, czułem się okropnie i przez następny tydzień nie byłem w stanie wstać z łóżka. Powoli zaczynałem się poruszać, ale przez kilka następnych dni nie czułem się świetnie. A potem, kiedy poczułem się dobrze, musiałem wrócić i robić to wszystko od nowa. To był inny rodzaj życia niż ten, do którego jestem przyzwyczajony.

Na szczęście przyszedł wspomniany maj i David Brooks mógł o tym wszystkim zapomnieć. Choć niewątpliwie o czymś takim zapomnieć jest niezwykle trudno. Przede wszystkim pojawiła się jednak ulga, czyli coś, czego wcześniej poczuć się nie dało. – To był trochę dziwny dzień. Obudziłem się, a po południu miałem iść na spotkanie, żeby dowiedzieć się, jakie są wyniki. W końcu jednak do mnie zadzwonili i po prostu powiedzieli, że możemy to zrobić przez telefon. Kiedy się dowiedziałem, to było niespodziewane! Było bardzo miło, łzy rodziny i dziewczyny. Byłam wniebowzięty, że to zadziałało.

Najtrudniejsze zadanie

W tamtym momencie kolejny cel mógł być tylko jeden – powrót na boisko. Oczywistym było jednak to, że doprowadzenie się do pełnej sprawności może być jeszcze trudniejsze, niż samo pokonanie chłoniaka. – Miałem za sobą sześć miesięcy, przez które nie robiłem absolutnie niczego. Ledwo mogłem chodzić po schodach, byłem całkowicie wyczerpany. W zasadzie tylko spałem. Przed leczeniem straciłem sześć lub siedem kilogramów, zszedłem do 65 kg, czyli absurdalnie nisko, a po leczeniu ważyłem chyba 86 kg. Wszystko przez sterydy i jedzenie. Przede wszystkim musiałem więc schudnąć i zwiększyć masę mięśniową.

I akurat to udało się dość szybko. Za szybko.

Brooks wspominał, że już po trzech miesiącach był blisko powrotu do składu meczowego. Ale organizmu nie da się tak łatwo oszukać. Podczas jednego z treningów w drużynie młodzieżowej Bournemouth zerwał ścięgno podkolanowe i marzenia o powrocie na boisko prysnęły. Trzeba je było odłożyć o kilka kolejnych miesięcy.

Udało się dopiero w marcu 2023 roku. David Brooks wszedł na boisko w 79. minucie meczu z Aston Villą w 28. kolejce Premier League, zmieniając Adama Smitha. Minęło dokładnie 536 dni, odkąd ostatni raz zagrał w barwach Bournemouth.

Później był wprowadzany stopniowo, w międzyczasie zaliczając pojedyncze występy w drużynie młodzieżowej. W jednym z nich, z Portsmouth, wygranym 5:2, skompletował hat-tricka w 12 minut. W czerwcu wrócił też do gry w reprezentacji Walii, co nie było najszczęśliwszym momentem w jego życiu, ponieważ ekipa Page’a skompromitowała się wówczas przed własną publicznością, przegrywając 2:4 z Armenią i komplikując sobie sytuację w eliminacjach mistrzostw Europy.

Pomimo pewnych komplikacji, od tamtej pory cel dla Brooksa jest tylko jeden – awans na Euro 2024.

Nic do stracenia

W tym celu 26-latek zdecydował się zimą na wypożyczenie do grającego w Championship Southampton. W Bournemouth nie mógł się na dobre przebić do pierwszego składu, więc zdecydował się zrobić krok w tył. I radzi sobie całkiem nieźle. W ośmiu meczach rozegranych dotychczas na zapleczu zdobył już dwie bramki i zaliczył trzy asysty. Dzięki temu dziś jest pewniakiem do gry w reprezentacji Walii, co pozostaje bardzo złą wiadomością dla Polski.

Brooks pokazał bowiem co potrafi w półfinałowym meczu baraży z Finlandią. Stworzył zabójcze trio ofensywne “Smoków” wraz z Harrym Wilsonem i Brennanem Johnsonem. To właśnie ta trójka fantastycznych zawodników przeprowadziła już w 3. minucie spotkania na Cardiff City Stadium modelową kontrę, zakończoną trafieniem Davida Brooksa, co już na starcie podcięło skrzydła Finom.

Ostatecznie skończyło się zwycięstwem 4:1, a Brooks do bramki dołożył jeszcze asystę przy trafieniu Brennana Johnsona na samym początku drugiej połowy, które w zasadzie zamknęło temat tej rywalizacji. Prawy skrzydłowy ekipy “Smoków” był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem tego spotkania obok Wilsona.

Jego dynamiczne rajdy nękały niemiłosiernie obrońców rywali, w szczególności tych ustawionych po lewej stronie, czyli dobrze nam znanego Roberta Ivanova i Mattiego Peltolę. To właśnie pomiędzy tę dwójkę – lewego i półlewego defensora notorycznie próbował się wciskać 26-latek. Odnajdywał się w tym doskonale, co może być dla nas alarmujące, zważywszy na to, jak ofensywnie nastawiona jest nasza lewa flanka, czyli Kiwior i Zalewski. W dodatku zdając sobie sprawę z tego, jak wielkie problemy z grą w defensywie ma ten drugi.

David Brooks jest więc zdecydowanie jednym z tych zawodników reprezentacji Walii, których powinniśmy się obawiać najbardziej. Wiemy już doskonale, że dla niego wtorkowy mecz będzie zdecydowanie ważniejszy niż dla pozostałych przeciwników. Do stracenia ma niewiele, do zyskania całkiem sporo.

On już najważniejszą walkę w swoim życiu wygrał.

Czytaj więcej na Weszło:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Komentarze

3 komentarze

Loading...