Marc Gual najlepszym piłkarzem 25. kolejki Ekstraklasy – chyba nikt nie odsądzi nas od czci i wiary, jeśli postawimy sprawę w ten sposób. Dopiero pierwszy raz w tym sezonie możemy wygłosić taką tezę, dopiero drugi raz umieszczamy hiszpańskiego napastnika w zestawieniu kozaków i dopiero po raz czwarty oceniamy go na notę wyższą niż wyjściowa (którą na naszym portalu stanowi nota 5 w skali 1-10). Generalna ocena wciąż panującego króla strzelców wygląda słabo. Czyżby ostatnie tygodnie sugerowały, że snajper Legii zamierza wrócić do formy sprzed roku?
Chcielibyśmy, bo przecież w zeszłym sezonie Marc Gual należał do grona nie tylko najlepszych, ale i najbardziej efektownych piłkarzy w naszej lidze, lecz niestety zapadł w chorobę charakterystyczną dla wielu piłkarzy, którzy przeprowadzają się do Warszawy. Taki Makana Baku potrafił rozstawiać przeciwników po kątach, gdy grał w Warcie (w Warcie!), a w Legii wyglądał tak, jakby na swoje miejsce przysłał kogoś z rodziny (ale akurat nie brata bliźniaka). To samo oglądaliśmy przy powrocie Carlitosa (przy jego pierwszym podejściu trochę też), a najbardziej skrajnym przypadkiem ostatnich lat jest chyba Joel Valencia (gwiazda w Piaście, kompletne badziewie przy Łazienkowskiej).
Na papierze w transferze Guala zgadzało się wszystko. Legia wzięła piłkarza przetestowanego na polskich boiskach, ewidentnego kozaka, w dodatku zrobiła to bez sumy odstępnego. Wysłała sygnał w kierunku całej ligi – patrzcie, może i mieliśmy ostatnio kryzys, ale już go zażegnujemy i znów jesteśmy atrakcyjnym punktem dla każdego zawodnika w naszym grajdołku. Sam Gual zdawał się być podjarany miejscem, do którego trafia. No a potem wyszło jak wyszło.
Lipiec: bez gola
Sierpień: trzy gole (Austria, Midtjylland, Ruch)
Wrzesień: bez gola
Październik: bez gola
Listopad: jeden gol (GKS Tychy)
Grudzień: bez gola
LEGIA MA INDYWIDUALNOŚCI, ALE CZY MA DRUŻYNĘ? [KOMENTARZ]
Zaczął siłą rozpędu, by szybko wyhamować. Wiosną ma już na swoim koncie cztery trafienia, a więc istnieją pierwsze oznaki, by sądzić, że zaczyna się odkręcać. Wczoraj dał prawdziwy popis – przy pierwszym golu przymierzył tak, że lepiej się chyba nie dało, przy drugim okazał się człowiekiem-orkiestrą – sam przechwycił piłkę, sam zakręcił obrońcami, sam sobie też wykończył. Wcześniej wiosną zaliczył dobre mecze z Koroną (gol i asysta) i Ruchem (bramka na wagę trzech punktów). Zdążyliśmy już obwołać Guala mianem niewypału, ale może będziemy zmuszeni oderwać tę łatkę?
Tak samo jak czas już (jeśli ktoś tego jeszcze nie zrobił) oderwać nieprzychylną łatkę od Mateusza Skrzypczaka, który na tle swoich kolegów z Jagiellonii nie odstaje. Były lechita ląduje po raz drugi w jedenastce kozaków głównie za sprawą bramki strzelonej Radomiakowi, ale i w szerszej perspektywie nie sposób go nie docenić. W zeszłym sezonie niewielu było gorszych stoperów. Samo za siebie mówi to, że przestrzeni rozgrywek 22/23 wystawiliśmy mu aż trzy jedynki. Popełniał babole i trochę nie rozumieliśmy, dlaczego wciąż jest wystawiany w drużynie z Podlasia.
Teraz rozumiemy. Przestał być ciałem obcym. Nie popełnia już tylu błędów. Ma swoją rolę w kreowaniu akcji – tak jak Diegueza postrzegamy jak najlepiej wyprowadzającego piłkę stopera w lidze, tak Skrzypczak należy pewnie do czołówki przerzutów na kilkadziesiąt metrów wśród defensorów. Patrzymy w statystyki – nieźle radzi sobie z podaniami w tercję ataku (jest pod tym względem czwarty wśród środkowych obrońców), jest solidny w zatrzymywaniu dryblingów (skuteczność – 71%), dobrze zakłada pressing (piętnaste miejsce w lidze pod tym względem).
Oby tak dalej.
Badziewiacy? Najgorszym zawodnikiem weekendu wybieramy Dante Stipicę, który w dwóch ostatnich meczach nie pomógł Ruchowi. Czy przesadą będzie stwierdzenie, że zawalił swojemu zespołowi Wielkie Derby Śląska? Chyba nie. Jaramy się oczywiście kapitalnym rajdem Kapralika, ale tym odbiciem piłki przed siebie chorwacki bramkarz rzucił mu koło ratunkowe z komunikatem „masz, strzel sobie, tak ładna akcja nie może przejść bez echa”. Przy golu Kozukiego też powinien się lepiej zachować – w końcu mówimy o strzale, który wleciał po krótki rogu.
To do Stipicy wędruje więc „podpaska” kapitana, a jego zastępcą niech będzie Jewgienij Szykawka, który wyszedł sam na sam przy wyniku 2:1 i powinien zakończyć emocje w meczu Korony z Pogonią. Oczywiście tego nie zrobił, a spotkanie zakończyło się remisem. Czy będziemy zdziwieni, jeśli Kuzera postawi teraz mocniej na Dalmau? Ani trochę.
W zestawieniu po 25. kolejce ogólnie znalazło się kilku piłkarzy, po których byśmy się tego raczej nie spodziewali. Wahlqvist dał się kompletnie zezłomować w pojedynku z Podgórskim. Kozak to raczej pozytywna twarz „Niebieskich”, ale zaliczył absurdalną zmianę. Wszołek znalazł się w stawce ze względu na swój brzydki faul.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Legia wciąż szuka formy. Ale dziś miała artystę i perfekcyjnego strzelca
- Legia ma indywidualności, ale czy ma drużynę? [KOMENTARZ]
- Przerwane styki nie tylko w serwerowni. Kibice Górnika bydłem na Stadionie Śląskim
Fot. FotoPyK