Reklama

Lewy rządzi na Metropolitano! Reaktywacja polskiego napastnika przed barażami

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

17 marca 2024, 22:57 • 6 min czytania 41 komentarzy

Jeśli Barcelona będzie rozwijać się w takim tempie, to Xavi powinien sobie przemyśleć, czy na pewno chce odchodzić z tej drużyny. Kilka dni po awansie do ćwierćfinału Ligi Mistrzów Katalończycy obili 3:0 Atletico Madryt na ich stadionie na Metropolitano. Bohaterem został Robert Lewandowski – strzelec gola i autor dwóch asyst. A my z radością przed barażami możemy odtrąbić: wrócił! Koszmary zostawił za sobą, Lewy znów prowadzi Barcę, czuje się pewnie i ma spory wpływ na grę.

Lewy rządzi na Metropolitano! Reaktywacja polskiego napastnika przed barażami

Musimy to napisać: Atletico ma kompleks Barcelony. Przynajmniej w ostatnim czasie, bo chociaż kiedyś nie pozostawiali złudzeń co do swojej jakości w tych rywalizacjach, tak ostatnio zawsze gasną, kiedy muszą zagrać z ekipą Xaviego. Często to ten sam schemat: chwalimy Atleti, grają piękną piłkę albo mają za sobą jakiś duży sukces, a później na tle Barcelony okazują się konkretnym zawodem. Aby nie być gołosłownym, tak wyglądały ostatnie bezpośrednie mecze:

Barcelona – Atletico 4:2

Atletico – Barcelona 0:1

Barcelona – Atletico 1:0

Reklama

Barcelona – Atletico 1:0

Atletico – Barcelona 0:3

5 poprzednich spotkań, 5 zwycięstw Blaugrany. Byliśmy na dwóch z nich na trybunach i to 1:0 wyglądało jak najmniejszy wymiar kary. Oczekiwania wobec bandy Cholo były wielkie, a później wyglądali jak ten przestraszony piesek z mema. Teraz spotkały się dwie drużyny naładowane awansem do ćwierćfinału Ligi Mistrzów i miały zagrać o podbicie tego entuzjazmu. I cała radość po wyeliminowaniu Interu na Metropolitano zdążyła wyparować.

Wróg publiczny numer jeden

Nie trzeba specjalnie przypominać, że oczy wszystkich w Madrycie były skierowane na Joao Felixa, czyli formalnie piłkarza Atletico wypożyczonego do Barcelony. On już sympatię na Metropolitano stracił całkowicie. Jego tablica przy stadionie Atletico została zdewastowana przez kibiców Los Colchoneros, stał się niechcianym gościem w okolicach tego obiektu, a internet obiegły obrazki, jak fani palili koszulkę z jego nazwiskiem właśnie na wmurowanej w ziemię tablicy zadedykowanej Portugalczykowi.

Jeśli cokolwiek na Metropolitano ma im jeszcze przypominać o Joao, madrytczycy najchętniej by się tego pozbyli.

Musicie więc sobie wyobrażać, jakim wbiciem noża w plecy było trafienie Portugalczyka na 1:0. Przed meczem został potwornie wygwizdany, wyjście na rozgrzewkę wiązało się z bluzgami, nie mógł poczuć, że wraca do domu, a po wszystkim to on otworzył wynik spotkania. Będąc uczciwym: Joao Felix był zupełnie niewidoczny, objawił się nam dopiero, kiedy przyszło mu skierować piłkę do bramki po dobrym podaniu Lewandowskiego.

Reklama

https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1769465325865640377

Portugalczyk nie cieszył się z bramki. Jego gesty były przepraszające i okazujące szacunek jego cały czas formalnemu pracodawcy. I chociaż ta relacja została już całkowicie zerwana, nie chciał jej jeszcze pogarszać. Dla Metropolitano jego trafienie było najbardziej bolesnym możliwym ciosem.

Felix przed tym spotkaniem mógł się dobitnie przekonać, jak złe emocje wywołuje w Madrycie. Kibice podchodzili do jego tablicy pamiątkowej, aby ją opluwać, wylewać tam drinki, wycierać ją butami, a nawet… obsmarowywać kałem. Dosłownie, bo po sieci krąży filmik jak jeden z kibiców odważył się nawet na to. To brutalne, ale na boisku Portugalczyk zrewanżował się dość konkretnie.

Kapitan kadry odzyskany na baraże

Przy „otwarciu puszki”, czyli pierwszym trafieniu, kluczowy był Ilkay Guendogan, bo zdobył mnóstwo przestrzeni i wypatrzył Roberta Lewandowskiego, ale Polak też zasługuje na konkretne pochwały. Zanim popisał się asystą, to świetnie zabrał się z futbolówką i ustawił ją sobie do kluczowego podania w polu karnym. Tego dnia 35-latek był bardziej asystentem, niż strzelcem, ale możemy odtrąbić jednoznacznie: on wrócił!

Miesiącami wydawało się, że znęcamy się nad Robertem Lewandowskim, ale to nic personalnego – po prostu staraliśmy się na niego patrzeć jak na każdego innego zawodnika, a nie konkretnie na Polaka. Teraz chwalimy, bo od kilku tygodni złapał formę i to trzeba podkreślać. Treningi indywidualne przyniosły efekty, zeszło ciśnienie i pojawił się większy luz, z każdym kolejnym trafieniem wzrasta pewność siebie.

I nawet jeśli to nie jest Lewandowski z pierwszych miesięcy w Barcelonie, bo do takiego poziomu trudno będzie już dorównać, to dzisiaj kapitan reprezentacji Polski daje drużynie to, czego się od niego oczekuje.

Pierwszy gol? Świetnie zabranie się z piłką i asysta do Felixa.

Drugi? Podanie od Raphinhi, które nie było idealne, ale Lewy powalczył, zabrał się z piłką i trafił z trudnej pozycji.

Trzeci? Zszedł do boku, zrobił miejsce, dorzucił kapitalnie na głowę Fermina Lópeza.

A tych sytuacji było więcej, bo nawet raz blisko asysty był Marc-Andre ter Stegen, gdy zobaczył Polaka wybiegającego na wolne pole. I to też symptomatyczne, bo w końcu tych ruchów jest więcej niż zwykle w wykonaniu doświadczonego napastnika. Jeśli schodzi niżej albo w boczne sektory, to mądrze, by zrobić innym miejsce. Jego pierwszy kontakt z piłką jest pewniejszy. Przede wszystkim uczestniczy regularnie w akcjach bramkowych i nie irytuje się, gdy znika na dłuższy czas, więc w wielu aspektach Lewandowski pozwolił nam zapomnieć o dawnych mękach.

Na Metropolitano był absolutnie kluczowy, ale powiedzmy sobie wprost: złapał formę na baraże o Euro 2024. To w ogóle od dłuższego czasu wygląda bardzo obiecująco.

W lutym odebrał nagrodę dla najlepszego zawodnika miesiąca LaLiga. Klasa. A potem poszedł za ciosem. Mecz w Neapolu? Jedyny i bardzo ważny gol w niełatwej sytuacji. Rewanż? Mniej widoczny, ale swoje wykończył i zamknął rywalizację. Z Atletico trzy udziały bramkowe. Z Getafe czy Athletikiem goli nie było, ale to już inne granie niż w poprzednich miesiącach. I z tego możemy być bardzo zadowoleni, bo na kadrę przyjedzie napastnik pewny siebie, odbudowany, po doskonałym meczu z ćwierćfinalistą LM.

Lewy 2024 to już 11 goli, ale też znacznie lepsza dyspozycja poza samymi bramkami, dlatego gigantyczny szacunek za odwrócenie złej karty.

Emocjonalny Xavi zostanie?

Po raz kolejny Katalończycy byli lepsi. Wydawało się, że zmiany Cholo w przerwie odmienią to spotkanie, ale zanim Koke czy Antoine Griezmann rozgościli się na murawie, to już dostali kolejne ciosy od Blaugrany. Mamy przerwę na kadrę, ale powiedzmy sobie uczciwie: Barca powolutku odżywa. Jest w najlepszej ósemce Starego Kontynentu, czeka z nadziejami na dwumecz z PSG, punktuje w lidze hiszpańskiej i chce więcej.

Xavi ostatnio co rusz jest napominany przez sędziów, bo dawno nie widzieliśmy tak emocjonalnego szkoleniowca Barcelony. Czasem pozwala sobie na tyle samo co inni, ale wylatuje z boiska wyjątkowo często. I na Metropolitano też zobaczył czerwień jeszcze w pierwszej połowie, gdy nie dowierzał, że sędzia odgwizdał faul po wysokim pressingu Guendogana (MVP meczu obok Lewego). Później tylko powtarzał do arbitra technicznego jak nakręcony: „Co to ma być?”.

Ale możemy zadać to samo pytanie: co to ma być, że Barcelona zaczęła się tak dobrze ogarniać? Wygrywa bardzo ważny mecz z dwoma dzieciakami w obronie, bo znowu swoje zrobił 17-letni Pau Cubarsi, czyli świeżo upieczony reprezentant Hiszpanii, ale godnie też Joao Cancelo zastąpił Hector Fort na lewej obronie. Kolejny 17-latek też nie ma się czego wstydzić. Rezultat był pewny do tego stopnia, że nawet 20-letni Marc Casado dostał szansę z ławki.

Jeśli Barca będzie rosnąć w takim tempie, w głowie Xaviego na pewno pojawią się myśli: a może by tu zostać? Oczywiście pewnie przy pierwszym zakręcie przypomni sobie, jak niewygodna jest praca w stolicy Katalonii. Ale póki co ma przed sobą dwa tygodnie przerwy, kiedy z dumą będzie patrzył w lustro. Bo naprawdę ostatnio Blaugrana poszła we właściwym kierunku.

ATLETICO MADRYT – FC BARCELONA 0:3 (0:1)

Joao Felix 38′, Robert Lewandowski 47′, Fermin Lopez 65′

Czerwona kartka: Nahuel Molina 90+2′.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix.pl

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

41 komentarzy

Loading...