Reklama

Koledzy po transferze. Jak znajomości piłkarzy pomagają w negocjacjach

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

16 marca 2024, 08:35 • 8 min czytania 0 komentarzy

W ostatnim tygodniu lutego zamknęło się okno transferowe w Polsce. Do Ekstraklasy trafiło 58 piłkarzy, z czego połowa to obcokrajowcy. Ile podpisów poprzedziły indywidualne rozmowy zawodników obserwowanych przez kluby z przyszłymi kolegami? Tego nie wiemy, ale mamy pewność, że stanowią ważny, a w niektórych wypadkach wręcz kluczowy element powodzenia negocjacji.

Koledzy po transferze. Jak znajomości piłkarzy pomagają w negocjacjach

Trzecia minuta doliczonego czasu gry. Fran Alvarez dopada do bezpańskiej piłki wybitej za krótko przez obrońców Legii Warszawa. Oddaje mocny strzał, pokonując Dominika Hładuna. Zdobytą bramką Hiszpan wprowadził w ekstazę stadion Widzewa, który pokonał stołeczny zespół po raz pierwszy od 24 lat! Duża w tym zasługa Jordiego Sancheza.

Jordiego Sancheza? Chwila, moment. Przecież w ogóle go nie było na boisku.

Alvarez w Łodzi, Dieguez w Białymstoku

Snajper swoją robotę wykonał jednak znacznie wcześniej. Dziewięć miesięcy temu Sanchez przekonał Alvareza do tego, by przeniósł się do Łodzi, a nie Jagiellonii Białystok.

Fran Alvarez to zawodnik, którego chcieliśmy. Mieliśmy kilkukrotnie łączenia wideo. Pod względem warunków finansowych byliśmy dogadani. Wiem jednak, że dobrą rolę odegrał w Widzewie Sanchez, który przekonał go do transferu – powiedział Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy Jagiellonii Białystok w Lidze+ Extra po 21. kolejce.

Reklama

Nie ma tego złego, bo Jagiellonii w letnim oknie transferowym udało się sprowadzić innego wyróżniającego się obecnie w Ekstraklasie Hiszpana – Adriana Diegueza, który okazał się dużym wzmocnieniem obrony zespołu z Podlasia. Niebagatelną rolę w tym transferze odegrał Jesus Imaz. – Do transferu do Jagiellonii ostatecznie przekonał mnie Jesus Imaz, który w samych superlatywach opisywał zarówno klub, jak i miasto. Przychodząc tutaj, nie mam żadnych wątpliwości, są za to ciekawość i ekscytacja, ponieważ zaczyna się coś nowego – powiedział 27-letni Dieguez na oficjalnej stronie klubu.

Element miękkich negocjacji

Takich przykładów można mnożyć, bo jedną z pierwszych rzeczy, jaką robią piłkarze, gdy negocjacje z klubem nabierają końcowego kształtu, jest chwycenie za telefon i wykręcenie numeru do kolegi z boiska, który akurat przebywa w tej drużynie. Napisaliśmy „kolegi”, ale w zasadzie może to być każdy. Bliski przyjaciel, ziomek z byłego klubu, znajomy z dawnych lat, rywal z murawy albo po prostu rodak, który mówi w tym samym języku. Nie ma stałej zależności, bo chodzi jedynie o niezobowiązujące zdobycie informacji.

Rozmowy o sytuacji w klubie, opowieści o planach i ambicjach, a nawet drobne zachęty do transferu to częste tematy tych dialogów. A im rozmówca bardziej zaprzyjaźniony, tym więcej można się dowiedzieć. I nie powinno się nie doceniać tych pogadanek, bo to element miękkich negocjacji, które na finalnym etapie mogą zadecydować o tym, czy dany zawodnik przyjdzie do klubu, czy też nie.

Element miękkich negocjacji. To dobre określenie – zauważa na wstępie Masłowski, pytany przez nas o swoje słowa o Alvarezie, po czym dodaje. – Dlaczego Alvarez przeszedł do Widzewa? Nie wiem. Warunki kontraktowe raczej nie były decydującym czynnikiem. Myślę, że tak jak my Widzew zaproponował mu odpowiedni projekt, ścieżkę rozwoju. Przychodził do nowego kraju, więc i Łódź, i Białystok, byłyby dla niego nowymi miastami, więc być może decydującego czynnika można upatrywać w osobie Jordiego Sancheza.

Duet z Albacete

W tym przypadku dyrektor sportowy ma pełne przekonanie, że ważną rolę odegrał w tym transferze napastnik Widzewa. Grali wspólnie w Albacete. Przyszli do niego w tym samym oknie i spędzili razem sezon. Sanchez zdobył osiem bramek i zanotował dwie asysty, Alvarez strzelił trzy gole i zaliczył trzy ostatnie podania, w tym jedno do swojego aktualnego kolegi. W Łodzi obaj ponownie mogli połączyć siły, co rzeczywiście się udało, bo to oni wypracowali pierwszego gola w tym sezonie dla RTS. Tym razem zamienili się rolami, bo egzekutorem został Alvarez, a asystentem Sanchez. Ponownie dali o sobie znać w derbach z ŁKS-em, gdy po dośrodkowaniu Alvareza Sanchez zdobył fantastyczną bramkę głową.

A stało się tak tylko dlatego, że Alvarez wybrał ofertę Widzewa kosztem Jagiellonii.

Reklama

Imaz jako strona w negocjacjach

Ale o ile Imaz przegrał tę rywalizację z Sanchezem, o tyle w przypadku Diegueza może czuć się podwójnie zwycięski. Bo przekonał do transferu obrońcę, a ten pociągnął za sobą klubowego kolegę z Ponferradiny – Jose Naranjo. Obaj są wartością dodaną Jagiellonii w tym sezonie.

To normalne, że korzystasz z zawodników w klubie, żeby dać sobie większe szanse w procesie transferowym. A że to naturalny proces, że piłkarz pyta drugiego o to, jak wygląda wszystko od środka, może tylko pomóc w podjęciu finalnej decyzji. Szczególnie jeśli mówimy o zagranicznych graczach, telefon wykonany do swojego rodaka, który przebywa już w nowym kraju, mieście i lidze od dłuższego czasu jest wielce pomocny. Wydaje mi się, że to nieznaczny procent całego procesu transferowego, ale czasem te niewielkie procenty potrafią przechylić szalę powodzenia na czyjąś stronę. Później też się to przydaje w odpowiednim procesie aklimatyzacji – opowiada nam Masłowski.

Ja nie mam problemu, żeby podczas negocjacji transferowych z zawodnikiem – powiedzmy Hiszpanem – dać mu numer do Jesusa Imaza czy innego gracza z tego kraju w naszym zespole, by obaj porozmawiali w ojczystym języku, co zawsze wychodzi bardziej naturalnie, i przedyskutowali to, jak funkcjonuje klub i szatnia Jagiellonii. Nie zawsze to się dzieje, ale czasem zdarzają się takie sytuacje. Nierzadko sam piłkarz ma ochotę porozmawiać ze swoim rodakiem. Na pewno nie dopuszczam do sytuacji, w której jakiś zawodnik angażuje się i próbuje nakłaniać drugiego piłkarza do przyjścia. Jeśli dochodzi do tego typu rozmów, zależy mi, żeby były szczere i nie zaklinały rzeczywistości, bo później każda ze stron mogłaby być rozczarowana, szczególnie że jako klub nie mamy się czego wstydzić – uzupełnia, pokazując nam pewne zagrożenie takich rozmów.

O co pytają piłkarze?

Klub nie ma w zasadzie żadnej kontroli nad tym, o czym zawodnicy rozmawiają między sobą. Nie posądzamy nikogo o działanie na szkodę klubu, ale podczas takiej niezobowiązującej rozmowy można coś nieopatrznie palnąć albo zrównać swoją pozycję z pozycją nowego piłkarza, co później w rzeczywistości może nie mieć żadnego pokrycia. Zawodnik w dobrej wierze może powiedzieć o swoich odczuciach. Jednak taki gracz jak Imaz w polskiej piłce występuje już od siedmiu lat. Ma wyrobioną markę i status, na który ktoś nowy musi dopiero zapracować i te dwie perspektywy za kilka miesięcy mogą się zupełnie różnić.

Do rozmów między zawodnikami dochodzi również bez wiedzy klubu. – Akurat tego, że Adrian i Jesus rozmawiali, nie wiedziałem – mówi szczerze Masłowski.

Czasami to natomiast inicjatywa agenta piłkarza, o czym szerzej opowiada nam Mariusz Mowlik z agencji 11-Football Players. – Jeżeli dany piłkarz ma znajomego w klubie, do którego zamierzamy go wytransferować, chcemy dowiedzieć się informacji o mniejszych lub większych sprawach. Jedną taką ważną kwestią, o którą pytamy jest to, czy pieniądze są płacone na czas. Transfer piłkarza to bardzo złożony proces, w którego trakcie człowiek musi podjąć decyzję dotyczącą swojej przyszłości, rozwoju, miasta do życia dla siebie i rodziny. Jeśli wszystkie te elementy współgrają ze sobą, zawodnik może podjąć właściwą decyzję. Nie chcę mi się zatem wierzyć, że podejmuje ją wyłącznie po rozmowie z kolegą – wyjaśnia były gracz m.in. Lecha Poznań.

O co zatem pytają zawodnicy? W skrócie o wszystko, bo zależy to od samego piłkarza. Kluczowe, czy ma rodzinę, czy jest sam. W tym pierwszym wypadku rozmowa może zejść na tematy dot. szkół dla dzieci, natomiast w drugim zamienia się w dyskusję na temat miejsc rozrywki. A pytania o ścieżkę rozwoju – w atmosferę w szatni.

– Już jako piłkarz, który zmieniał kluby głównie w Polsce, dzwoniłem do swoich kolegów i pytałem, jak trener, szatnia, zarząd, dyrektor sportowy, baza treningowa, miasto, o ile czegoś nie znałem. To normalne, że chce się dowiedzieć, w jakim środowisku będzie się pracowało przez najbliższy rok, dwa czy trzy w zależności od tego, ile obowiązuje kontrakt – wyjaśnia Masłowski.

Słabe kluby dają się wykolegować

I choć teraz nad transferami pracują całe zaprzęgi ludzi i systemy analityczne, to wciąż na piłkarskiej mapie Polski można bez problemu wskazać miejsca, gdzie piłkarze z polecenia mają rację bytu i wciąż są powszechnie tolerowani. I o ile nakłanianie kolegi do transferu jest jednostkowe, to raczej ciężko to wyłapać. Jednak jeśli dochodzi do masowych tego typu wzmocnień, w prostej linii prowadzi to do jednego – podziałów w szatni, a te najmocniej widać, gdy jest ona wielokulturowa.

U nas piłkarze nie decydują o tym, czy dany zawodnik przyjdzie do klubu, czy też nie. Do tego rozważnie podchodzimy do budowy zespołu i jeśli pozyskujemy kolejnego piłkarza tej samej narodowości, mamy świadomość ewentualnych zagrożeń i możliwych tworzenia się grup, co może powodować podziały w szatni. Staramy się jednak zachowywać odpowiednie proporcje, ale mamy przykłady z naszego rynku, choćby Wisły Kraków, gdzie 75% szatni, trener i dyrektor sportowy to Hiszpanie. Dla mnie to lekko niebezpieczne. To na pewno nie strategia dla mnie – uważa dyrektor sportowy Jagi.

– Wiele jest innych czynników, które mają większy wpływ na podjęcie decyzji transferowej. Zawodnicy patrzą teraz na siebie, swój rozwój, zarobki, a nie czy w zespole jest dobra atmosfera. Jednak gdy jest już bardzo blisko finalizacji rozmów, kluby stosują różne sztuczki, by przekonać zawodnika do siebie. Jeśli jednak klub dopuszcza do sytuacji, w której zawodnik przekonuje się do transferu dopiero po rozmowie z kolegą, to fatalnie świadczy o tym klubie – słabym skautingu czy pionie sportowym – dodaje Mowlik.

„Jaki numer mam wykręcić? Do kogo z was?”

Sytuacje, w których koledzy ściągają swoich ziomków, przez co sprowadzają zespół na dno, są rzadkością i nasi rozmówcy nie widzą w tym realnego zagrożenia. Jeszcze rzadziej można spotkać sytuację odwrotną, czyli taką, w której wychodzi to klubowi na dobre. Przez moment mogliśmy to oglądać w GKS-ie Bełchatów, który bez wielkich pieniędzy, ale potrafił skrzyknąć i dokoptować do Marcina Żewłakowa, Jacka Popka, Grzegorza Fonfary czy Patryka Rachwała – Kamila Kosowskiego i Macieja Szmatiuka, dzięki czemu w sezonie 2011/12 udało się utrzymać w Ekstraklasie. „Kolesiostwo” trafiło jednak na podatny grunt bowiem oprócz nakłaniania się do transferu, była też wzajemna motywacja do ciężkiej pracy.

Niezauważenie telefony stały się silną bronią w orężu negocjacji transferowych. Wykręcenie odpowiedniego numeru, o co już wiele lat temu pytał Grzegorz Ciechowski z Republiki w utworze „Telefony”, może mieć ogromny wpływ i historyczne znaczenie. Trafienia i asysty Alvareza są tylko jednym z wielu tego przykładów.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...