Reklama

Awans w bólach. Arsenal dopiero po rzutach karnych eliminuje Porto!

Arek Dobruchowski

Autor:Arek Dobruchowski

13 marca 2024, 00:01 • 5 min czytania 13 komentarzy

Arsenal ma niesamowity potencjał ofensywny, który pokazuje praktycznie w każdym kolejnym spotkaniu Premier League. Strzela mnóstwo goli. A w Lidze Mistrzów FC Porto z 41-letnim Pepe w środku defensywy znalazło sposób na zatrzymanie „Kanonierów”. „Smoki” wytrzymały napór lidera angielskiej ekstraklasy, doprowadziły do dogrywki i przegrały dopiero po rzutach karnych. David Raya bohaterem Arsenalu!

Awans w bólach. Arsenal dopiero po rzutach karnych eliminuje Porto!

Arsenal – FC Porto 1:0, 4:2 po rzutach karnych. „Smoki” przyleciały do Londynu, żeby przetrwać za wszelką cenę

W pierwszym meczu, na Estadio do Dragao, FC Porto wygrało z bezzębnym w ataku Arsenalem 1:0 po fenomenalnym golu Galeno w doliczonym czasie gry. Do Londynu podopieczni Sergio Conceicao wybierali się z minimalną zaliczką, ale też z takim przeświadczeniem, że ci „Kanonierzy” to nie są tacy straszni, jak ich malują.

W Premier League drużyna prowadzona przez Mikela Artetę wygląda bardzo dobrze. Wygrała osiem ostatnich ligowych spotkań, w których strzeliła aż 36 goli. Arsenal szczególnie w ofensywie prezentuje się wyśmienicie, a w starciu z FC Porto na wyjeździe nie był w stanie oddać nawet jednego celnego strzału na bramkę Diogo Costy. To pierwsze spotkanie pokazało „Smokom”, że można zachować czyste konto nawet w pojedynku z takim rywalem. Co więcej, portugalska ekipą była jedyną, której „Kanonierzy” nie strzelili gola w 2024 roku.

I trzeba powiedzieć to otwarcie, że FC Porto przyleciało do Londynu, żeby obronić to 1:0, choć Conceicao na konferencji prasowej zaznaczał, że jeśli jego drużyna chce awansować, to musi na Emirates Stadium, strzelić przynajmniej jednego gola. Efekt był jednak taki, że „Smoki” zaparkowały autobus, zacisnęły zęby i próbowały wyeliminować wszelkie atuty gospodarzy. Dlatego też przez większość pierwszej połowy oglądaliśmy po prostu nudne spotkanie.

Arsenal był częściej przy piłce, próbował przebić się przez portugalski mur, ale długimi fragmentami nie potrafił nic na to poradzić. A gdyby nie David Raya, który w świetnym stylu obronił strzał Evanilsona, „Kanonierzy” przegrywaliby w dwumeczu 0:2. Jednak to był jedyny ofensywny przebłysk FC Porto w pierwszej połowie. Z kolei gospodarze zadali jeszcze cios przed zejściem do szatni, wyrównując stan rywalizacji. Piłkę do siatki precyzyjnym strzałem w kierunku dalszego słupka wpakował Leandro Trossard.

Reklama

Jednak największą robotę przy tej bramce zdecydowanie zrobił Martin Odegaard. Geniusz. Magik. Pan piłkarz. Norweski De Bruyne. Pomocnik Arsenalu w tej akcji przypominał Belga – spokój, panowanie nad piłką, boiskowa inteligencja, oczy dookoła głowy i na samym końcu fenomenalne prostopadłe podanie. Klasa sama w sobie. Można oglądać i oglądać tę akcję.

Kiwior z pewnymi problemami, ale bez konsekwencji

Po zmianie stron FC Porto grało odważniej. To już nie było nastawienie się tylko na defensywę. Wyższy pressing i wychodzenie z groźnymi, szybkimi kontratakami. „Smoki” śmielej poczynały sobie w ataku. Jakub Kiwior tym spotkaniu rzadko podłączał się do ofensywy, był bardziej skoncentrowany na zabezpieczaniu tyłów, ale miał spore problemy z Galeno, Pepe Aquino czy Francisco Conceicao. Polak raz dał się bardzo prosto ograć w polu karnym i dopuścił do bardzo groźnego dośrodkowania. A innym razem będąc spóźnionym, sfaulował tuż przed swoim polem karnym zawodnika rywali. Do tego wykonał kilka niedokładnych podań, narażając zespół na kontry.

Na jego szczęście goście nie byli w stanie znaleźć właściwej drogi do bramki i Arsenal finalnie zachował czyste konto w tym spotkaniu. „Kanonierzy” szczególnie w końcowej fazie meczu nadepnęli na pedał gazu, pokazując tym samym, że chcą za wszelką cenę uniknąć dogrywki. Odegaard, który momentami był po prostu genialny, wpakował nawet piłkę do siatki, ale ten gol nie mógł zostać uznany, gdyż chwilkę wcześniej Havertz faulował Pepe.

Trzeba też podkreślić, że Gabriel Jesus wniósł sporo ożywienia. Już w pierwszej akcji po wejściu na boisko, mógł wpisać się na listę strzelców, ale w ostatniej chwili Diogo Costa zdążył ze skuteczną interwencją. Bramkarz FC Porto wyciągnął też w świetnym stylu uderzenie Saki, choć należy zaznaczyć, że wybił piłkę przed siebie, a nie do boku, przez co Odegaard miał na nodze gola na 2:0. Norweg jednak nieczysto uderzył piłkę i ta wylądowała obok bramki „Smoków”.

Reklama

Goście wytrzymali opór gospodarzy i doprowadzili do upragnionej dogrywki.

Dogrywka się odbyła

Czy te dodatkowe trzydzieści minut jest komuś potrzebne? Nie można od razu przejść do rzutów karnych? Takie dogrywki jak ta zmuszają nas do takiej refleksji. Bo wynudziliśmy się niemiłosiernie. FC Porto wróciło do pomysłu z pierwszej połowy, żeby postawić autobus we własnym polu karnym, a Arsenal nie miał już wystarczająco dużo paliwa w baku, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Po prostu nie działo się nic.

W serii rzutów karnych obie ekipy zaczęły od pewnie wykonywanych jedenastek. Pierwszy pomylił się Wendell. Jego strzał wylądował na słupku, piłka odbiła się jeszcze od pleców bramkarza Arsenalu, ale na jego szczęście nie znalazła drogi do bramki. Dwie serie później David Raya wyczuł intencję Galeno, pewnie wyjął jego uderzenie i zapewnił „Kanonierom” awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.

Arsenal – FC Porto 1:0 (1:0), 4:2 po rzutach karnych

L. Trossard 41′

Rzuty Karne:

M. Odegaard – strzelony 1:0
Pepe Aquino – strzelony 1:1
K. Havertz – strzelony 2:1
Wendell – słupek 2:1
B. Saka – strzelony 3:1
M. Grujić – strzelony 3:2
D. Rice – strzelony 4:2
Galeno – obroniony przez Rayę 4:2

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Entuzjasta młodzieżowego futbolu. Jest na tym punkcie tak walnięty, że woli oglądać Centralną Ligę Juniorów niż Ekstraklasę. Większą frajdę sprawia mu odkrywanie nowych talentów niż obserwowanie cały czas tych samych twarzy, o których mówi się, że są „solidnymi ligowcami”. Twierdzi, że szkolenie dzieci i młodzieży w Polsce z roku na rok się prężnie rozwija, ale niestety w Ekstraklasie dalej są trenerzy, którzy boją się stawiać na zdolnych młodych chłopaków. Aczkolwiek nie samą juniorską piłką człowiek żyje - masowo pochłania również mecze Premier League, a w jego żyłach płynie niebieska krew sympatyka londyńskiej Chelsea.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

13 komentarzy

Loading...