Reklama

Błąd Kosa przy golu Wisły, tylko 10 kamer na meczu! Szef sędziów: To był spalony

Maciej Wąsowski

Autor:Maciej Wąsowski

02 marca 2024, 16:28 • 8 min czytania 45 komentarzy

Nie milkną echa po środowym spotkaniu 1/4 finału Pucharu Polski. Wisła Kraków po dogrywce pokonała Widzew Łódź 2:1. Największe kontrowersje wzbudziła wyrównująca bramka dla Białej Gwiazdy. Dziś wiemy już, że sędzia Damian Kos popełnił błąd, uznając trafienie Angela Rodado w 19. minucie doliczonego czasu gry przed dogrywką. Znamy nowe fakty, które rzucają nieco inne światło na całą sprawę. Mamy też rozmowę z szefem sędziów. Tomasz Mikulski otwarcie mówi, że Kos podjął złą decyzję: – Niestety, tutaj mieliśmy do czynienia z błędem w ocenie i interpretacji arbitra głównego – mówi Tomasz Mikulski, przewodniczący zarządu Kolegium Sędziów PZPN.

Błąd Kosa przy golu Wisły, tylko 10 kamer na meczu! Szef sędziów: To był spalony

Przypominamy, że Widzew złożył oficjalny protest. Łódzki klub domaga się powtórzenia spotkania. Potwierdzają to wczorajsze wpisy prezesa Michała Rydza i rzecznika Marcina Tarocińskiego.

O co dokładnie chodzi? W momencie, kiedy Rodado oddawał strzał (przy trafieniu na 1:1) na pozycji spalonej znajdował się zawodnik Wisły Igor Łasicki. Co więcej popchnął on Mateusza Żyrę z Widzewa. Obrońca gości, gdyby nie pchnięcie, znajdowałby się na linii lotu piłki i teoretycznie mógłby odbić futbolówkę głową. Zachowanie Łasickiego uniemożliwiło mu to.

Reklama

Błąd Kosa w meczu Wisła – Widzew. Nie było kamer „high behind”

Będący sędzią VAR – Daniel Stefański zgłosił swoje wątpliwości, co do słuszności gola i wezwał przed monitor Damiana Kosa. Ten po obejrzeniu dostępnych powtórek… uznał bramkę.

Dostaliśmy informację na temat tego, jak przebiegała analiza VAR. Sędzia Kos, kiedy zobaczył ponownie sytuację na monitorze, miał poprosić kolegów z VAR o pokazanie ujęcia zza którejś z bramek. Od razu dostał informację, że jest to niemożliwe. Na meczu nie było kamer za bramkami. W żargonie te kamery nazywa się „high behind” (widać je na grafice poniżej). Jak słyszymy, w ocenie tej konkretnej sytuacji pomogłyby one stwierdzić czy pchnięcie Łasickiego faktycznie pozbawiło możliwości zagrania piłki przez Żyrę. Takich ujęć nie było, więc Kos – mimo wątpliwości sędziego Stefańskiego na VAR – ostatecznie uznał trafienie.

damian-kos-blad-puchar-polski-wisla-krakow-widzew-lodz-kontrowersje-kulisy-realizacja-produkcja-polsat

Słyszymy, że główny rozjemca swoją decyzję tłumaczył tym, że po dostępnych powtórkach nie mógł jednoznacznie stwierdzić czy Łasicki rzeczywiście mocno pchnął Żyrę i jak pozycja spalona zawodnika Wisły wpłynęła na piłkarza Widzewa. Przypominamy, że VAR może interweniować tylko w sytuacjach czarno-białych, czyli przy oczywistych błędach.

Reklama

Nam mimo wszystko wydaje się, że po dostępnych powtórkach sędzia Kos powinien dostrzec oczywiste pchnięcie Łasickiego. Ten wykorzystał swoją pozycję spaloną, żeby przeszkodzić zawodnikowi Widzewa w interwencji. Do zmiany decyzji zabrakło mu jednak pewności, którą mogła mu zapewnić kamera zza bramki. Po meczu na Twitterze/X pojawiła się taka perspektywa na nagraniu jednego z kibiców.

Na meczu było 10 kamer. Polsat produkował sygnał

Zwróciliśmy się do PZPN z pytaniem o liczbę kamer, która obsługiwała spotkanie w Krakowie. Okazuje się, że było ich tylko 10. Tylko, bo w Ekstraklasie standard transmisji, do którego przyzwyczajeni są arbitrzy, jest nieco inny. W najwyższej klasie rozgrywkowej w zależności od meczu jest od 14 do 24 kamer. Ustaliliśmy, że w Ekstraklasie nawet przy tej najmniejszej liczbie bardzo często przynajmniej jedna kamera „high behind” znajduje się za którąś z bramek.

W Ekstraklasie produkcją sygnału telewizyjnego, a co za tym idzie również ustawieniem kamer, zajmuje się firma Ekstraklasa Live Park. W Pucharze Polski jest inaczej. Tutaj za produkcję odpowiada telewizja Polsat, która na mecz Wisła – Widzew wysłała 10 kamer.

W obecnej umowie Ekstraklasy SA z Canal+ jest dokładnie wskazana liczba kamer na poszczególnych meczach. W zależności od rangi spotkania (są tzw. „małe” i „duże” mecze) wysyłane na miejsce jest od 14 do nawet 24 kamer. To może mieć potężny wpływ na ocenę różnych sytuacji boiskowych przez VAR. Czy w umowie między Polsatem, a PZPN jest wskazana konkretna liczba kamer na spotkania ćwierćfinału Pucharu Polski? Ustaliliśmy, że minimalna liczba kamer to 6. Jest to zawarte w kontrakcie. Ze strony Polsatu uzyskaliśmy jeszcze informację, że obsadzenie liczby kamer ponad minimalny standard zawarty w umowie, to w przypadku Pucharu Polski zawsze ich wewnętrzna decyzja.

Błąd wypaczył wynik. PZPN musi wyciągnąć wnioski

Czy przy Reymonta zabrakło kamer „high behind”? Tak, ale jak słyszymy od innych sędziów – Damian Kos z dostępnych powtórek powinien dostrzec albo spalonego Łasickiego, albo jego faul za pchnięcie Żyry, albo przeszkadzanie w interwencji i wykorzystanie swojej pozycji spalonej. Czemu tego nie zrobił? Po prostu popełnił błąd, bo uważał, że przedstawione na VAR powtórki nie są wystarczające do zmiany decyzji z boiska. Zdarza się. Niestety ten błąd wypaczył wynik meczu, a Widzew kosztuje odpadnięcie z rozgrywek.

PZPN powinien wyciągnąć lekcje z tej sytuacji. Piłkarska centrala musi dążyć do tego, żeby na meczach Pucharu Polski było jak najwięcej kamer. OK, może na spotkania 1/32 czy 1/16 finału będzie trudno wysłać tyle samo kamer, co w każdej kolejce Ekstraklasy, bo meczów na tym etapie Pucharu Polski jest zdecydowanie więcej niż w jednej ligowej serii gier ESA. Jednak już od 1/8 czy 1/4 finału można spokojnie dążyć do standardów znanych z najwyższej klasy rozgrywkowej. W końcu to krajowy puchar rozstrzyga, kto będzie nas reprezentował w eliminacjach Ligi Europy.

Może od kolejnego sezonu i umowy z nowym nadawcą Pucharu Polski, czyli Telewizją Polską, warto byłoby zapisać konkretne liczby kamer na konkretne rundy rozgrywek. Być może to pozwoliłoby uniknąć takich kontrowersji i błędów, jakie mieliśmy ostatnio przy Reymonta.

Protest Widzewa niczego tu nie zmieni. Powtórzenie meczu byłoby precedensem, który mógłby doprowadzić do tego, że później każdy kolejny klub kontestując jakieś decyzje, domagałby się anulowania wyniku i powtórzenia spotkania.

Fakty są jednak takie, że sędzia Kos popełnił błąd. Nie będziemy ukrywać, że przed publikacją tego tekstu rozmawialiśmy z kilkoma oficjelami. Niestety, większość z nich nie chciała być cytowana, bo sprawa jest zbyt świeża i wzbudza zbyt wiele emocji.

***

Chwilę przed publikacją tekstu dostaliśmy informację, że w temacie błędu sędziego Kosa chciałby się wypowiedzieć przewodniczący zarządu Kolegium Sędziów PZPN Tomasz Mikulski, który wyjaśnił jak wygląda sprawa z jego perspektywy. Szef sędziów otwarcie przyznał, że arbiter główny meczu Wisła Kraków – Widzew Łódź (2:1)… popełnił błąd.

ROZMOWA Z SZEFEM SĘDZIÓW O MECZU WISŁA KRAKÓW – WIDZEW ŁÓDŹ

Czy decyzja o uznaniu bramki na 1:1 w meczu 1/4 finału Pucharu Polski: Wisła Kraków – Widzew Łódź (2:1 po dogrywce) była błędem?

TOMASZ MIKULSKI (przewodniczący zarządu Kolegium Sędziów PZPN): Rzadko udzielam wypowiedzi w takich tematach na bieżąco, ale uznaliśmy, że tego wymaga sytuacja. W czwartek wieczorem mieliśmy warsztaty VAR. Wspomnianą sytuację dokładnie i wszechstronnie przeanalizowaliśmy. Rozstrzygaliśmy, co powinien zrobić sędzia główny i VAR. Nasze stanowisko jako prezydium Kolegium Sędziów PZPN jest jasne – sędzia Damian Kos popełnił błąd. Źle ocenił sytuację. Nie będziemy szukać usprawiedliwień. Chociaż z całą pewnością obecność kamery zabramkowej byłaby bardzo pomocna. Niemniej, na podstawie materiału wideo, który był w czasie meczu, stwierdzam, że należało podjąć inną decyzję. Taką było anulowanie bramki.

Bardziej chodzi o pchnięcie Mateusza Żyry przez Igora Łasickiego czy może decydujący jest tutaj spalony, na którym znajdował się zawodnik Wisły w momencie oddania strzału?

Nie braliśmy pod uwagę pchnięcia, bo było zbyt lekkie. Nie rozpatrywaliśmy tego w kategorii artykułu 12 (faulu – przy. red.). W tej konkretnej sytuacji decydujący był spalony. Zawodnik będący na pozycji spalonej w sposób ewidentny przeszkadzał przeciwnikowi. Tym samym ograniczył mu szanse i możliwość odbicia piłki, lecącej do bramki. Kryteria przeszkadzania były spełnione. Tak przedstawiliśmy to sędziom na naszych czwartkowych warsztatach. Mieliśmy pełną zgodność ze wszystkimi arbitrami. Nie było dyskusji. Błąd i tyle.

Będzie pan wyciągał jakieś konsekwencje wobec sędziego Kosa?

Doskonale zdaje sobie pan sprawę, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.

Na stronie Łączy Nas Piłka pojawiają się „Klipy Tygodnia”, w których pan osobiście tłumaczy najbardziej kontrowersyjne sytuacje. Czy w najbliższym czasie możemy spodziewać się analizy z meczu Wisła – Widzew?

Szczerze mówiąc, nie planowałem tego. Uważam, że sytuacja jest dość jasna, jeżeli chodzi o interpretację. Tak jak mówiłem, nasza ocena nie wzbudziła dyskusji wśród sędziów. To był po prostu spalony.

Dopytam jeszcze o jedną sprawę. Czy to sędzia Daniel Stefański jako VAR miał wątpliwości, żeby uznać gola Rodado i to była jego sugestia, żeby zaprosić sędziego Damiana Kosa przed monitor?

Powiem więcej, nie tyle sędzia Stefański miał wątpliwości, co jego zdaniem oraz zdaniem AVAR-a Marcina Borkowskiego – był spalony. Dlatego sędzia Stefański zarekomendował koledze Kosowi ponowną analizę przy monitorze. To była sytuacja interpretacyjna. Nie było to rysowanie linii i rozstrzyganie pozycji spalonego typu „factual”. Chodziło o interpretację zdarzenia, dotyczącego przeszkadzania przez zawodnika wracającego z pozycji spalonej. W takiej sytuacji VAR rekomenduje analizę sytuacji przy monitorze, a decyzję ostateczną podejmuje sędzia. Niestety, tutaj mieliśmy do czynienia z błędem w ocenie i interpretacji arbitra głównego.

Czy faktycznie sędzia Kos poprosił o ujęcie zza którejś z bramek, a tych ujęć nie było, bo na meczu była mniejsza liczba kamer?

Sędzia Damian Kos nie prosił o ujęcia zza bramek, bo od razu został poinformowany, że ich nie ma. Miał informację, że ogląda najlepsze dostępne powtórki.

Podsumowując, była to trudna decyzja do podjęcia czy może bardzo trudna? Na pewno niewdzięczna.

Pełna zgoda – to była bardzo niewdzięczna decyzja. Niestety sędzia główny nie podjął dobrej. Myślę, że trzeba to powiedzieć jasno i wyraźnie opinii publicznej: tak, to był błąd. Dlatego też bez oporów i dość wyjątkowo tak „na gorąco” zgodziłem się udzielić tej wypowiedzi.

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

Rocznik 1987. Urodził się tego samego dnia, co Alessandro Del Piero tylko 13 lat później. Zaczynał w tygodniku „Linia Otwocka”, gdzie wnikliwie opisywał m.in. drugoligowe losy OKS Start Otwock pod rządami Dariusza Dźwigały. Od lutego 2011 roku do grudnia 2021 pracował w „Przeglądzie Sportowym”, gdzie zajmował się głównie polską piłką ligową. Lubi pogrzebać przy kontrowersjach sędziowskich, jak również przy sprawach proceduralnych i związkowych. Fan spotkań niższych klas rozgrywkowych, gdzie kibicuje warszawskiemu PKS Radość (obecnie liga okręgowa). Absolwent XXV LO im. Józefa Wybickiego w Warszawie i Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
5
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Piłka nożna

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
5
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

45 komentarzy

Loading...