Gdybyśmy pod koniec ubiegłego roku mieli sporządzić ranking ekstraklasowców, którzy najprędzej wyjadą z ligi w zimowym mercato, Kajetan Szmyt z pewnością znalazłby się w czołówce, a być może nawet zajął pierwsze miejsce. Wydawało się, że w jego przypadku spełnione są wszystkie warunki sprzyjające transferowi i pytanie nie brzmi “czy?”, tylko raczej “gdzie?”. Luty jednak dobiegł końca, większość lig pozamykała okienka, a 21-latek nadal jest piłkarzem Warty Poznań. Szukamy odpowiedzi, dlaczego.
W Warcie nikt nawet nie próbował ukrywać, że sprzedaż Szmyta zimą jest jasno określonym celem.
– Planujemy to, zdecydowanie. Rynek transferowy, zwłaszcza zagraniczny, ma to do siebie, że trzeba budować swoją historię sprzedażową. Kajetan na pewno jest dziś zawodnikiem, którym interesuje się wiele klubów. Chcemy pokazać, że są piłkarze, którzy za istotne kwoty mogą wypływać z Warty na szersze wody i będą w nich swobodnie pływać. Jak najbardziej, jest to element naszej strategii – mówił nam na początku grudnia nowy prezes “Zielonych” Artur Meissner.
Kilka razy wrażenie pogodzonego z odejściem swojego podopiecznego sprawiał trener Dawid Szulczek. – Uważam, że jest gotowy na każdą okoliczność. Zarówno na to, żeby wyjechać z kraju, odejść do mocniejszego klubu w naszej lidze, jak i pozostać w Warcie, żeby się jeszcze rozwijać. Niezależnie od tego, jak sytuacja potoczy się w okienku zimowym, to Kajtek wykona krok do przodu – to na przykład cytat z drugiej połowy stycznia z wywiadu dla “Przeglądu Sportowego”.
Mijały dni. Mijały tygodnie. Minął ponad miesiąc. Z jednej strony odejście Szmyta było wkalkulowane przez sztab szkoleniowy. Z drugiej, skoro chłopak niczego nie sfinalizował, normalnie przepracował obóz i od początku rundy niezmiennie gra w podstawowym składzie. Nowy rok rozpoczął od gola z Rakowem Częstochowa.
A przecież patrząc z boku dochodziło się do wniosku, że sprzedaż Szmyta to dość łatwa sprawa. Czynników sprzyjających, przynajmniej pozornie, znaleźlibyśmy sporo: wiek, rozsądna cena (która potem jeszcze spadała), wiodąca rola w dotychczasowym klubie, powołania do młodzieżówki.
Czemu zatem wyszło inaczej? Zasięgnęliśmy języka wśród osób ze środowiska, głos zabrał także prezes Artur Meissner.
– Na papierze wszystko może wyglądać pięknie, ładnie, a na końcu wychodzi inaczej. Ze swojej strony zrobiliśmy to, co mogliśmy i co zakładaliśmy, żeby taki transfer doszedł do skutku. Skoro się nie udało, o powody w pierwszej kolejności należałoby pewnie pytać kluby, które ostatecznie nie zdecydowały się na zakup Kajetana – komentuje teraz prezes Meissner.
– Na pewno decydowały tu kilka czynników, chociażby fakt, iż generalnie w zimowym oknie o wiele trudniej sprzedać zawodnika. Zazwyczaj kluby wydają w przerwie między rundami mniej niż przed nowym sezonem, a w tym roku zimą pieniędzy na rynku było wyjątkowo mało. O reszcie powodów nie chciałbym mówić, choć mam swoje przemyślenia – dodaje.
Inni na szczęście te przemyślenia mieli. Chyba najczęściej powtarzaną przyczyną takiego obrotu sprawy był styl gry Warty. Delikatnie mówiąc, nie promuje on ofensywnych zawodników, którzy już na starcie we wszelakich filtrach przeważnie nie wypadają imponująco, a to zawsze w jakimś stopniu wpływa na ich postrzeganie.
Futbol “Zielonych” opiera się przede wszystkim na solidności defensywnej i rzetelnym wypełnianiu założeń w tym aspekcie. Na ofensywę nie zostaje wiele energii, często trzeba liczyć na indywidualne przebłyski któregoś z atakujących. Każdy, kto w miarę regularnie śledzi Ekstraklasę, nie będzie polemizował z tą tezą. Statystyki też jednoznacznie ją potwierdzają. Mniej bramek od poznaniaków mają jedynie skrajnie niedowartościowany w tym aspekcie Piast i zamykający stawkę ŁKS. Warta ma drugi najniższy expected goals w lidze (gorszy tylko ŁKS), oddaje średnio najmniej strzałów na mecz (6.09) i razem z ŁKS-em najmniej celnych strzałów na mecz (2.77). Zero przypadku.
Na dłuższą metę takie granie jest męczące w odbiorze, nawet jeśli daje akceptowalne wyniki. Początek wiosny jest w tym aspekcie jaskrawy. Podopieczni Szulczka mocno zaczęli z Rakowem, szybko zdobyli dwie bramki, ale później w zasadzie skupili się wyłącznie na obronie, o co akurat trudno mieć większe pretensje. Gorzej, że z Ruchem i Radomiakiem z przodu od początku do końca wypadli beznadziejnie i w tym czasie nie stworzyli sobie praktycznie żadnej sytuacji. Jeżeli ktoś wtedy obserwował Szmyta, wielu punktów zaczepienia nie znalazł. W takich warunkach naprawdę trudno regularnie się wyróżniać i wybijać ponad ligową średnią.
– Styl gry Warty? Wszystko może mieć znaczenie w takiej sytuacji. Dyspozycja piłkarza, styl gry jego drużyny, styl gry drużyny, do której miałby pójść i tak dalej. Znów wracamy do tego, że o szczegóły trzeba byłoby pytać kluby, które interesowały się Kajetanem, a jednak go nie kupiły – wtrąca prezes Meissner.
Drugim ważnym czynnikiem jest czas od momentu, w którym postrzegamy Szmyta jako łakomy kąsek na transferowym rynku. Fakty są takie, że regularnie w Ekstraklasie zaczął grać dopiero na przełomie października i listopada 2022, a z najlepszej strony dał się poznać w drugiej części rundy wiosennej poprzedniego sezonu. W ostatnich dziesięciu występach strzelił trzy gole i zanotował trzy asysty. Mniej więcej wtedy po raz pierwszy pojawiły się przymiarki do Lecha Poznań. Okres weryfikacji był jeszcze wyjątkowo krótki. Wcześniej Szmyt zaliczył kilkanaście epizodów na najwyższym szczeblu bez większej historii, a głównym punktem odniesienia mogła być obiecująca runda w I lidze na wypożyczeniu w Górniku Polkowice. Mimo wszystko to mało, zwłaszcza dla innego polskiego klubu, który miałby wydać milion euro.
Dla zagranicznego w sumie również. Chętni byli, zwłaszcza z MLS. Dyrektor generalny jednego z klubów przyjeżdżał nawet do Polski na rozmowy, ale sprawy przybrały niespodziewany obrót. Zawodnik na pozycji Szmyta, który rozczarowywał i planowano skrócić jego wypożyczenie, nagle wystrzelił z formą i wkrótce potem został wykupiony. Bywa i tak. Tej zimy najbardziej konkretne były tematy z Danii i Turcji (pisano o Antalyasporze). Zawsze jednak czegoś brakowało.
Usłyszeliśmy opinie, że na niekorzyść Szmyta działa także fakt, iż jego profil jest trochę nieoczywisty. Nie mówimy bowiem o klasycznym skrzydłowym, wyróżniającym się szybkością już na pierwszy rzut oka, ani o typowej “dziesiątce”. To bardziej zawodnik na pozycję 10,5, najlepiej czujący się w roli odwróconego skrzydłowego schodzącego do środka lub jako jeden z dwóch zawodników za napastnikiem. W efekcie liczba drużyn, do których by pasował, zawęża się. Ponadto zawodników o tego typu cechach na Zachodzie nie brakuje i nieszczególnie są oni poszukiwani na takich rynkach jak polski. Pokazuje to również historia największych transferów z Ekstraklasy. Z piłkarzy ofensywnych najłatwiej sprzedać u nas skrzydłowego z gazichem – potencjalnie mogącego zasuwać na wahadle – lub środkowego napastnika. Zawodnicy o bardziej zniuansowanym profilu mają trudniej, choć ich wyjazd w ciekawe miejsce oczywiście nie jest niemożliwy, co za ostatnie lata pokazali chociażby Sebastian Szymański czy Damian Kądzior. Oni jednak albo dłużej ugruntowywali swoją pozycję i to w znacznie lepszym klubie (Szymański), albo po prostu notowali kapitalny sezon (Kądzior).
To wszystko sprawiało, że choć wiele klubów wyrażało zainteresowanie i obserwowało Szmyta, w jakimś punkcie nie było w stu procentach przekonanych do transferu tu i teraz, mimo niewygórowanej ceny. Początkowo pisano o milionie euro, z czasem oczekiwania Warty miały spaść i to dość znacznie.
Artur Meissner: – Nigdy nie ogłaszaliśmy, że cena jest precyzyjnie ustalona i wynosi tyle czy tyle. Zawsze mówiliśmy, że czekamy na oferty. Takie, które by nas satysfakcjonowały, nie wpłynęły. Ile ofert wpłynęło do klubu? Dziś nie ma to większego znaczenia. Znaczenie ma to, że nie doszło do transferu.
Z otoczenia zawodnika słyszymy, że dla niego pozostanie w Warcie nie jest żadnym rozczarowaniem i motywacji na pewno nie straci. Szmyt nie chce odchodzić za wszelką cenę. Jest otwarty na wyjazd, ale zależy mu, żeby nowy klub wiązał z nim poważne plany, a nie sprowadzał go na zasadzie “bierzemy cię głównie dlatego, że jesteś tani i zobaczymy”. Jak dla nas, rozsądne podejście.
Tu jednak wracamy do tego, że potencjalny chętny często zatrzymywał się na którymś z powyższych znaków zapytania, zwłaszcza że w odniesieniu do zachodnich standardów, wiek już raczej nie należał do wielkich atutów reprezentanta U-21. Szmyt w maju skończy 22 lata, więc jego nowy pracodawca nie patrzyłby tylko na potencjał, ale od razu oczekiwał określonej jakości. PESEL mógł być mocnym argumentem Aleksandra Buksy, gdy jako 16-latek zaczynał strzelać w Ekstraklasie dla Wisły Kraków. W przypadku pomocnika Warty, wiek to powoli raczej czynnik neutralny.
I być może w ogóle byśmy o nim nie wspominali, gdyby Szmyt znajdował się w najlepszej formie sprzed roku. Tak jednak nie jest, jego obecną dyspozycję prędzej można byłoby określić jako niezłą, przyzwoitą. W tym sezonie bardzo długo jedyne ofensywne konkrety uzyskiwał z rzutów karnych. Wykonał ich pięć, na gola zamienił cztery (ze Śląskiem Wrocław trafił w słupek). Z drugiej strony, trudno było mu zarzucać wielką nieskuteczność. Zwyczajnie nie było z czego rzeźbić, zwłaszcza w obliczu poważniejszej kontuzji Adama Zrelaka, na którym opierała się cała gra do przodu i który brał na siebie rozbijanie się z obrońcami, ułatwiając zadanie pozostałym.
Szmyt jedenastkowy trend przełamał dopiero w 13. kolejce, gdy w “normalny” sposób znalazł drogę do siatki Piasta Gliwice. Tydzień później po efektownej akcji wypracował gola Martinowi Eppelowi na Widzewie, a przed świętami zdążył jeszcze uratować remis w Szczecinie, wykorzystując sytuację sam na sam. 2024 rok zaczął od gola z Rakowem. Coś się ruszyło, ale nie na tyle, by być rozchwytywanym.
Brak transferu jest większym problemem dla samej Warty niż piłkarza. – Bez wątpienia to pewne utrudnienie dla klubu, ale nie pozostaje nam nic innego, jak sprostać tej sytuacji. Na tym polega funkcjonowanie w branży sportowej: trzeba być przygotowanym na to, że nie zawsze pewne sprawy ułożą się tak, jak sobie zakładaliśmy i należy się wtedy dostosować do warunków – mówi prezes.
Jednocześnie zostawia on sobie lekko uchyloną furtkę. – Nadal niektóre rynki są otwarte i nadal nie możemy wykluczyć, że ten transfer jednak będzie miał miejsce, choć zdajemy sobie sprawę z tego, że pole manewru jest już mocno ograniczone.
Aby zrealizował się taki scenariusz, musiałoby chodzić o transfer poza Europę na egzotyczne rynki typu Korea Południowa czy Japonia lub ponowne przyspieszenie z MLS, gdzie okienko zamyka się dopiero 23 kwietnia.
Znacznie więcej jednak wskazuje na to, że Szmyt dogra sezon w Poznaniu, a później zostanie podjęta kolejna próba zmiany barw. Pytanie, czy rok do końca kontraktu nie sprawi, że Warta będzie miała znacznie słabszą pozycję negocjacyjną. – Uważam, że latem jeszcze nie powinno być dodatkowych problemów ze sprzedażą Kajetana, zwłaszcza wtedy, gdy dobrze zaprezentuje się w rundzie wiosennej – przekonuje sternik “Zielonych”.
Nie boi się on kolejnej jasnej deklaracji, że klub zamierza spieniężyć tego piłkarza. – Oczywiście, latem będziemy chcieli sprzedać wychowanka naszej akademii, taki będzie cel.
Warta będzie już wówczas na musiku, jeśli liczy na godny zarobek. Innych kandydatów mogących zapoczątkować poważną historię sprzedażową Warciarzy zwyczajnie nie widać.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- “Warta lubi startować jako underdog, ale nie czujemy się już kopciuszkiem Ekstraklasy” [WYWIAD]
- Babiarz: Mogłem grać dalej, ale propozycja Dawida Szulczka była nie do odrzucenia [WYWIAD]
- Alomerović: Na giełdzie jak w futbolu. Mam strategię i zmniejszam ryzyko [WYWIAD]
- “Auty nie są seksowne”, ale Puszcza ma to gdzieś. O niedocenianym elemencie piłki
- Więźniowie lokalnego podwórka. Kto najdłużej czeka na grę w europejskich pucharach?
Fot. Newspix/FotoPyK