Reklama

Whisky i do spania. Jak futbol tequila wprowadził Mallorkę do finału Pucharu Króla

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

28 lutego 2024, 11:19 • 7 min czytania 2 komentarze

Javier Aguirre częściej używa zwrotu hijos de puta niż buenos días. Jego Mallorca broni dziesięcioma piłkarzami, a z przodu straszy kosowskim wojownikiem Vedatem Muriqim. Oskarżają go o prehistoryczny futbol, ale stara szkoła jeszcze nie wymarła. Minimum środków, maksimum efektów. Jak przyszło do strzelania karnych z Realem Sociedad, to nie było po nich widać cienia zawahania. Wręcz szarpali się, kto będzie strzelał. Nie mają Samuela Eto’o ani Waltera Pandianiego, ale po 21 latach znów zagrają w finale Pucharu Hiszpanii. – Szklaneczka whisky, Lagavulin, zawsze z dwiema kostkami lodu i do spania – może rzucić klasykiem Aguirre.

Whisky i do spania. Jak futbol tequila wprowadził Mallorkę do finału Pucharu Króla

Mallorca to definicja futbolu cynicznego.

Pierwszy półfinał z Realem Sociedad? 0:0 i 0 celnych strzałów.

Rewanż w San Sebastian? 1 celny strzał, czyli akurat wystarczyło do 1:1. 120 minut oczekiwania na rzuty karne, a później wykonanie ich, jakby to była najprostsza rzecz świata.

– Powiem szczerze, że nie ćwiczyliśmy jedenastek. Jakoś nie było do tego warunków: zawsze na wyspie padało albo mieliśmy okropny wiatr, więc nawet o tym nie myśleliśmy. Ale kiedy zobaczyłem nastawienie chłopców, to wiedziałem, że będzie dobrze. Nikt się nie krył, wszyscy chcieli strzelać, każdy z nich był gotowy – opowiadał na konferencji Javier Aguirre, czyli trener finalisty Copa del Rey.

Reklama

Te obrazki zaskakują, bo przecież seria jedenastek to zawsze potworny stres. A u nich? Uśmiechy, przepychanki, sceny jak z imprezy w ogrodzie, gdzie wszyscy krzyczą: dawajcie, robimy to, będą emocje!

Najpierw pressowali wysoko i agresywnie Real Sociedad, później bronili się w jedenastu na własnej połowie, a jak już dotrwali, wykonali pewnie 5/5 rzutów karnych i po 21 latach wrócili do finału Pucharu Hiszpanii.

REKLAMA ANTYFUTBOLU, ALE SKUTKUJE

Umówmy się: wszyscy przeciwnicy dogrywek w futbolu powinni załączyć to spotkanie jako materiał dowodowy, który jednoznacznie przeważy, że po 90 minutach przechodzimy prosto do karnych. Nie dało się na to patrzeć. Ten rewanż w San Sebastian mógłby trwać ze 3 albo 4 godziny, a Mallorca i tak dojechałaby do jedenastek.

To potężna niespodzianka, bo w lidze wyspiarska ekipa broni się przed spadkiem. Ma 6 punktów przewagi nad czerwoną strefą i miałaby poważne kłopoty, gdyby nie zbiorowa beznadzieja Almerii, Granady czy Cadizu.

Reklama

https://twitter.com/sport_tvppl/status/1762730602346725625

Mallorca dała się poznać jako królowa remisów i wysysania emocji ze spotkań. W LaLiga zremisowała 12 z 26 spotkań w myśl zasady: nie możemy wygrać, ale wy też nas nie pokonacie. Męczył się z nią Real czy Atletico, więc nic dziwnego, że w systemie pucharowym napsuli krwi dosłownie każdemu.

W 2018 roku grali jeszcze w trzeciej lidze hiszpańskiej i byli w największym kryzysie, jaki pamiętają kibice Mallorki.

W 2021 roku grali jeszcze w Segunda División.

W 2024 cyniczny futbol Javiera Aguirre zaprowadził ich do finału Copa del Rey. Saudyjczycy zdziwią się, gdy na przyszłą edycję Superpucharu przyjedzie do nich ekipa broniąca się w dziesiątkę, wybijająca każdą piłkę do przodu i biegająca za nią z wywieszonymi jęzorami.

Mallorca nikogo w sobie nie rozkocha, ale te skurczybyki potrafią zajechać każdego. Girona w tym sezonie przegrała wyłącznie z Realem Madryt, Athletikiem i… Mallorcą w ćwierćfinale. Real Sociedad rywalizował jak równy z równym z PSG, ale poległ po 210 minutach i karnych z ferajną Javiera Aguirre.

Finał będzie dla nich kwestią otwartą, ale już teraz was uprzedzamy: to nie będzie piękny mecz. Drużyna z Balearów chce przeciwnikom obrzydzić spotkanie, a później dobić ich jedną akcją.

https://twitter.com/sport_tvppl/status/1762619565740048568

KLASYK: WHISKY I DO SPANIA

Meksykanin Javier Aguirre ma w Hiszpanii doskonałą sławę, ale przede wszystkim ze względu na status złotoustego na konferencjach prasowych. Jest bezpośredni, nie czaruje i rzuca tekstami, które przechodzą do klasyki gatunku. Kraj pokochał go od samego początku, gdy swobodnie przeklinał na spotkaniach z dziennikarzami, a wszelkie kulisy spotkań były podręcznikiem meksykańskich wulgaryzmów.

Chinga tú madre, hijo de puta!

No seas hijo de puta, cabrón!

Madre, chingada madre!

Ze względu na swoją bezpośredniość dostał ksywkę: El Vasco. Bo na północy kraju w Kraju Basków ludzie najbardziej nie gryzą się w język.

Aguirre oczarował Hiszpanię, gdy opowiadał o planach na świętowanie po awansie do półfinału. Znamy to już z konferencji Michała Probierza, ale Meksykanin rzucił: „Plan na wieczór? Whiskacz i do spania. Lagavulin. I koniecznie z dwoma kostkami lodu. Zawsze!”.

Przed samym rewanżem opowiadał, że ma do wyboru jeszcze raz obejrzeć i przeanalizować mecz z Sociedad albo skończyć książkę. I wybrał lekturę, bo już ile można oglądać rywala.

Ma mnóstwo bon motów, które sprawiają, że trudno się nie uśmiechnąć. Ale tym samym trywializuje rzeczywistość i zdejmuje presję ze swoich graczy. Zamiast budować podniosłą narrację, sprawia, że wszystko staje się proste. Tak jak futbol Mallorki.

– Co tu dużo mówić… udało się, ale my nie mieliśmy dużo do stracenia. Oni mieli presję faworytów i musieli wygrać. Gdybyśmy odpadli, to świat by się nie zawalił. Mogliśmy, ale nie musieliśmy. Z taką świadomością zawsze gra się łatwiej – tłumaczył Meksykanin.

A po meczu w swoim stylu odebrał prywatny telefon na konferencji prasowej:

– Patxi? Gdzie jesteś? Czekaj, bo jestem na konferencji. Którędy wychodzimy? Czekaj na mnie przy bramie. Jak to której? Dobra, zadzwonię do ciebie, jak się z tym uwinę, cześć!

I wszyscy uśmiechają się szeroko. Urzeka prostotą. Nie lubi komplikować spraw. Wchodzi w zwarcia z dziennikarzami i patrzy na życie w bardzo przyziemny sposób.

– Krytykujecie mnie, ale nie jesteśmy w strefie spadkowej, odkąd przejąłem drużynę. Jak się tam znajdziemy, to możesz wrócić i wtedy mnie atakować – rzucał bezpośrednio do lokalnego dziennikarza, gdy zaczęła się seria gorszych rezultatów.

Dla Majorki ta edycja Pucharu Króla to zdecydowanie będzie „przed i po” w ich karierach. – Większość moich graczy ma w gablocie spadki, a nie trofea. Zrobiliśmy wielką rzecz – tłumaczył Aguirre.

https://twitter.com/GradaBpro/status/1762778437800857941

MALLORCA WRACA PO 21 LATACH

Kiedy w 2003 roku Mallorca wygrywała Puchar Króla, z przodu biegali młody Samuel Eto’o oraz Walter Pandiani. Dzisiaj w tej ekipie nie ma wielkich, perspektywicznych postaci, bo indywidualności trzeba schować do kieszeni w myśl dobra ogółu. Urugwajczyk Giovanni Gonzalez czasem podszczypuje trenera: „Idźmy wyżej, mamy potencjał na ładniejszą grę, trenerze!”. I najczęściej słyszy w kontrze: „Gio, ty się zajmij bieganiem, jeśli chcesz mieć dobre rezultaty”.

Bohaterami tej edycji są m.in. Abdón Prats – człowiek z Balearów, najbardziej charakterystyczny wąs LaLiga, dusza artysty, która w wolnych chwilach chodzi na zajęcia z ceramiki, a w Pucharze Króla zdobył 6 bramek w 7 meczach. Dominik Greif myślał, że Majorka będzie ziemią obiecaną, gdy trafiał tu ze Slovana Bratysława, ale przez ponad dwa sezony ledwo co uzbierał 10 meczów. Wieczny rezerwowy wskoczył do bramki w tej edycji i wybronił dwa decydujące karne, a we większości spotkań zachowywał czyste konto. A reszta ma pracować jak jeden organizm – pięciu w defensywie, trzech w pomocy, ale wszyscy nastawieni na bieganie jak bulteriery i agresywne uprzykrzanie rzeczywistości rywalom. Nie zawsze to skutkuje, ale w Pucharze dało wielki sukces.

Hiszpania śmieje się, że metody treningowe Aguirre są przeklejone jeszcze z dawnej Jugosławii, a selekcja zawodników polega na tym, że biorą tych, którzy straszniej wyglądają. Jak Vedat Muriqi. Ale dzięki temu Baleary wyślą kilkuset kibiców do Sewilli, gdzie czeka na nich przygoda życia. Gdy w San Sebastian kibice bawili się i „robili Poznań”, 500 fanów z Balearów próbowało przebić się ze swoimi okrzykami. Byli w zdecydowanej mniejszości, lecz porównywali ten wyjazd do 300 Spartan jako całkowici outsiderzy.

Na styl gry drużyny Javiera Aguirre mówi się „futbol tequila”, by podkreślić wpływ Meksykanina na tę ekipę. Wszystko tam musi być ułożone pod jego dyktando. Ciężka, tytaniczna praca, ale z uśmiechem na ustach i rodzinna, przyjazna atmosfera. Te rzuty karne dla wielu z nich były najważniejsze w życiu, a oni śmiali się i wyglądali na pewnych, jakby już znali ten scenariusz. Nie ma w nich żadnego strachu ani presji. Boją się tylko jednego: że strzelą gola przed 60. minutą i będą musieli zacząć murować zbyt wcześnie. To czasem bywa niebezpieczne, tak samo jak rezultat 2:0.

Póki co w Pucharze Króla Hiszpanie upajają się „futbolem tequila” w wykonaniu Mallorki. Jest jak łyk podrabianego meksykańskiego trunku: wykrzywia, męczy, nie sprawia przyjemności, ale ostatecznie daje oczekiwane efekty.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

W drużynie Guardioli wciąż nie jest kolorowo. Haaland marnuje karnego, City remisuje

Arek Dobruchowski
1
W drużynie Guardioli wciąż nie jest kolorowo. Haaland marnuje karnego, City remisuje

Hiszpania

Anglia

W drużynie Guardioli wciąż nie jest kolorowo. Haaland marnuje karnego, City remisuje

Arek Dobruchowski
1
W drużynie Guardioli wciąż nie jest kolorowo. Haaland marnuje karnego, City remisuje

Komentarze

2 komentarze

Loading...