Reklama

Pięć nieuznanych goli w Mielcu! ŁKS znów bez punktów

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

28 lutego 2024, 21:27 • 3 min czytania 11 komentarzy

To był jeden z najdziwaczniejszych meczów obecnego sezonu. Po pierwsze, sędzia Sebastian Krasny nie uznał dziś aż pięciu bramek! W czterech sytuacjach nie można mieć wątpliwości co do jego decyzji (dwa spalone gospodarzy, jeden gości, jeden faul łodzian), przy jednej pozostają – raczej drobne – kontrowersje. Po drugie, przez 57 minut piłkarze ŁKS-u prezentowali się koszmarnie. Gdyby kurierzy dostarczali paczki z taką werwą, z jaką oni “grali”, te dochodziłyby do adresatów po roku. Coś strasznego. I kiedy wydawało się, że łodzianie dostaną zaraz gola na 2:0 i będzie pozamiatane… ruszyli jak szaleni na bramkę Mateusza Kochalskiego. 

Pięć nieuznanych goli w Mielcu! ŁKS znów bez punktów

Goście strzelili w tym meczu trzy gole. Jednego z ewidentnego spalonego. Drugiego po faulu Huseina Balicia na Krystianie Gettingerze. Austriak podczas oddawania strzału tak mocno kopnął kapitana Stali, że przez chwilę zastanawialiśmy się, czy… nie wyleci z boiska. Serio, zagranie było ostre, takie na pomarańczową kartkę. Do anulowania bramek w tych sytuacjach nie możemy mieć zastrzeżeń.

Nieco bardziej nieoczywista była akcja z 61. minuty meczu. Rahil Mammadov wyskoczył wówczas w powietrze i mocnym strzałem głową pokonał Mateusza Kochalskiego. Sęk w tym, że tuż przed nim popracował rękami i delikatnie odepchnął Mateusza Matrasa. Zawodnik Stali, gdy tylko poczuł dłonie rywala na plecach, padł oczywiście na murawę. Krasny anulował bramkę, a my oglądając tę sytuację, przychylamy się do jego decyzji, ale tak w 80%. Pozostałe 20% to lekkie obiekcje, czy obrońca gospodarzy nie dodał tam za dużo od siebie.

Matras był zresztą kluczową postacią przy akcji zakończonej jedyną uznaną bramką.  Po dośrodkowaniu od Macieja Domańskiego asystował głową do Ilji Szkurina. Ten dopełnił formalności, ale że to ekstraklasa, to Mateusz musiał oczywiście po wszystkim przyznać, że wcale… podawać nie zamierzał. 

Chciałem dać kozioł po długim słupku. Strzelałem. Fajnie, że Ilja się tam znalazł – powiedział w przerwie reporterowi Canal +. Szanujemy szczerość, tak jak szanujemy, że po ciężkiej, liczącej 254 km podróży z Łodzi do Mielca piłkarze ŁKS-u uznali, że należy im się odpoczynek. Trochę dziwnie, że na chillout wybrali pierwszą połowę meczu, ale cóż, nie takie cuda widziała nasza liga. W tym czasie czerwona latarnia grała tragicznie. Najdobitniejszym potwierdzeniem tej tezy była właśnie bramkowa akcja, w której po lewej stronie pola karnego kompletnie niepilnowani pozostali Matras ze Szkurinem właśnie. 

Reklama

– Nie wiem, jakim cudem nie było tam naszego zawodnika – powiedział w przerwie przed kamerami bramkarz przyjezdnych Aleksander Bobek. My natomiast nie wiemy, jakim cudem dodał potem, że “nie uważa, że wyglądaliśmy jakoś bardzo słabo”. Gdyby nastolatek dostał piłką w głowę, moglibyśmy uznać, że jest w szoku i bredzi. Ale tak się nie stało, więc ciężko wytłumaczyć jego zachowanie.

Trudno też zrozumieć, co stało się po niespełna godzinie gry. Kiedy wydawało się, że Stal wygra to spotkanie dwoma lub trzema bramkami, łodzianie wreszcie się przebudzili. Doprowadziło to do nieco absurdalnej sytuacji – bohaterem wygranej drużyny został… jej bramkarz, który przez godzinę był kompletnie bezrobotny. Kilka interwencji Kochalskiego było dziś spektakularnych, chłop zaliczył trzeci mecz z czystym kontem z rzędu. Nie pokonali go zawodnicy Śląska Wrocław i Rakowa Częstochowa, uznał więc, że byłoby głupio, gdyby zrobili to piłkarze ostatniej drużyny w tabeli. Szanujemy takie podejście i jesteśmy ciekawi, czy Mateusz podtrzyma tę passę 4 marca w Radomiu.

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

11 komentarzy

Loading...