W tym roku rozegrał już tyle samo minut, co w pierwszej rundzie po transferze. Przeszło 12 miesięcy zajęło mu wywalczenie miejsca w podstawowym składzie Arsenalu, choć w sezon wchodził nie jako stoper, tylko czwarty lewy obrońca. Niemrawo – jak to w Londynie – ale słońce zaczęło wychodzić nad głową Jakuba Kiwiora. Polak gra w jednej z najlepszych drużyn na świecie, zbiera dobre recenzje i może rozwiązać problem w defensywie reprezentacji. Nic tylko się cieszyć.
Szczególnie że nic nie zapowiadało tego przewrotu.
Nic nie mówi
Latem Arsenal kupił za 40 mln euro Jurriena Timbera – jeden z największych holenderskich talentów w defensywie. A przecież Jakub Kiwior miał już problem z grą w poprzednim sezonie. Nie był w stanie przebić się na stałe jako środkowy obrońca. Abonament na grę mieli wówczas Gabriel Magalhaes i William Saliba. Ich etatowym zastępcą pozostawał natomiast Rob Holding. I nawet mimo odejścia Anglika do Crystal Palace, droga do składu nie skróciła się Polakowi, szczególnie że miał problem z odpowiednią adaptacją w szatni.
Kiwior ma naturę introwertyka. Jeśli coś mówi – nawet podczas zgrupowań reprezentacji Polski – to zdawkowo. Cedzi słowa. A gdy masz trudności z przezwyciężeniem bariery językowej – a Kiwior nie władał najlepiej angielskim – robią się schody. I choć błyskawicznie 24-latek został wyrwany ze strefy komfortu – Ołeksandr Zinczenko wciągnął Polaka do środka kotła celebracji zwycięstwa nad Manchesterem United, zanim ten podpisał jeszcze kontrakt – to po parafowaniu umowy Kiwior bezgłośnie przysiadł w kącie szatni Arsenalu. Nie było wejścia z drzwiami i futryną, tylko bezszelestne przemknięcie. Z biegiem czasu małomówność stała się znakiem rozpoznawczym 24-latka, choć zakrawała nawet o śmieszność, co zdradził Gabriel Jesus.
– Najśmieszniejszy zawodnik w szatni? Jakub, ponieważ on nic nie mówi i zawsze jak na niego patrzysz, to wygląd tak – stwierdził Brazylijczyk, imitując minę Polaka, w rozmowie z Football Fits na TikToku.
@footballerfits Quick-fire questions with the with Arsenal boys. Gabriel Jesus is too funny 😂 #football #fashion #style #music #martinelli #ramsdale ♬ original sound – Footballer Fits 💧
Wszystko nowe
Wielu jest jednak zawodników, którzy w szatni są spokojni i opanowani, a na boisku wstępują w nich dzikie instynkty, przeobrażające ich w wojowników walczących o każdą piłkę na śmierć i życie. Kiwiora do tej kategorii nie zaliczymy. Na murawie biega z gracją. Gra z opanowaniem. Podania posyła z dużą precyzją. Ciężko wyprowadzić go również z równowagi. Jeśli wchodziłby w dyskusje z arbitrem i żywiołowo gestykulował rękoma, byłby obrońcą w klasycznym włoskim stylu. Jednak i tej ekspresji brak w grze Polaka.
To jeden z powodów, dlaczego tak długo czekał na swoją szansę.
Na początku nie wyróżniał się niczym specjalnym. Dodatkowo Kiwior nie był niezbędny do skompletowania składu. Wręcz przeciwnie, Polak został dokooptowany jako dodatkowy element dobrze naoliwionej maszyny. Zespołu, który chciał za kilka miesięcy świętować mistrzostwo Anglii. Nie przychodził w roli strażaka, gościa potrzebnego od zaraz, ale w roli uzupełnienie składu. Człowieka, który byłby dobrą alternatywą w obronie, bo na to wskazywały wszystkie algorytmy.
Co ma Laos do Kiwiora? Jak Arsenal znalazł Polaka i kiedy da mu szansę
Najpierw musiał jednak opanować wszystkie zawiłości taktyczne. Trener Mikel Arteta jest maniakiem pod tym względem. Rotuje ustawieniami, schematami, filozofiami na grę niczym wytrawny żongler. Na konferencjach prasowych lubi się zapomnieć i z dużym pietyzmem opowiadać o swoich taktycznych ideach kotłujących się w jego głowie. Raz stwierdził nawet, że jego zespół przeciwko Manchesterowi City zastosował 43 systemy.
Nowe państwo, nowa liga, nowa taktyka, a w zasadzie taktyki, zupełnie nowe realia. Kiwior po prostu miał problem, by się w tym odnaleźć.
Cierpliwość się opłaciła
W pierwszej rundzie rozegrał niespełna 500 minut. Latem zaczęło się mówić o jego potencjalnym wypożyczeniu. Taki los podzielił w przeszłości, i to aż trzykrotnie, wspomniany Saliba, który obecnie jest podstawowym środkowym obrońcą. Nic takiego się jednak nie stało. Dlatego 24-latek rozpoczął drugą rundę w Arsenalu jako głęboki rezerwowy. Do tego na nowej pozycji – lewej obronie. Wcześniej występował na środku i to bliżej prawej strony. Gra na boku nie była pierwszyzną dla Kiwiora – radził sobie tam solidnie w Żilinie, ale po raz ostatni występował na tej pozycji na początku sezonu 2020/21 i mowa o zaledwie o dziewięciu meczach. Jednak akurat ze wszystkich nowości w Londynie, występy na lewej obronie wyszły Polakowi na plus.
Początek nie był jednak zbyt obiecujący. W hierarchii lewych defensorów znajdował się na czwarty miejscu – za Timberem, Zinczenką i Takehiro Tomiyasu. I gdyby wszyscy byli zdrowi, nadal siedziałby na ławce, a może nawet nie grałby obecnie w Arsenalu. Zimą znowu zrobiło się głośno na temat jego transferu, bo w rundzie jesiennej rozegrał tylko 614 minut. Pech wspomnianej trójki okazał się jednak szczęściem dla Kiwiora. Już w drugim meczu dla Kanonierów Timber zerwał więzadła krzyżowe i nadal nie wrócił na boisko. Na początku grudnia Tomiyasu nabawił się urazu łydki. Wyleczył się, ale od razu wyjechał na Puchar Azji, gdzie nastąpił u niego nawrót problemów zdrowotnych. A w przerwie meczu z Liverpoolem Zinczenko również zgłosił kontuzję łydki i Arteta musiał sięgnąć po Kiwiora.
Cierpliwość się opłaciła, choć wystawiła na dużą próbę.
Wrzucony na głęboką wodę
Starcie przeciwko The Reds było dopiero ósmym występem Polaka w tym sezonie. Wrzucono go na głęboką wodę, bo Trent Alexander-Arnold napsuł krwi Arsenalowi swoimi szarżami prawą stroną. A na tej flance brylował również Cody Gakpo. Do tego po poprzedniej potyczce z Liverpoolem w Pucharze Anglii na Kiwiora spadły gromy. Strzelił gola samobójczego, zaliczył siedem strat, zszedł przed końcem meczu, a jego zespół odpadł już w trzeciej rundzie. Dodatkowo potencjalna przegrana z The Reds bardzo mocno skomplikowałaby drogę Kanonierów w walce o mistrzostwo Premier League. Strata do ekipy Jürgena Kloppa urosłaby do ośmiu punktów. Do tego wszystkiego Arsenal, który miał mecz pod kontrolą w pierwszej połowie, stracił gola do szatni i na przerwę obie ekipy schodziły z remisem 1:1.
Kibice Kanonierów mogli więc drżeć, widząc szykującego się do wejścia Kiwiora w przerwie meczu.
Dotychczas nie dał zbyt wielu argumentów na to, żeby mu zaufać. Sam fakt, że był czwarty w hierarchii lewych obrońców, wiele znaczył. Ale Polak nie spękał przeciwko Liverpoolowi. Mało tego, już po kwadransie Klopp zdecydował się na rotacje w składzie, wymieniając całą prawą flankę. Kiwior bowiem nie popełniał błędów, był solidny w defensywie – zaliczył trzy odbiory, przechwyt i dwa wybicia – i pokazał się w ataku, notując asystę. Nie możemy mówić jednak o jakimś fantastycznym dośrodkowaniu, czy podaniu w tempo, ale zagraniu głową do Leandro Trossarda, który odwalił całą czarną robotę, włącznie ze strzeleniem gola, choć i tak warte jest to podkreślenia, szczególnie że w kolejnych meczach Kiwiorowi zdarzyło się kilkukrotnie zapędzić do przodu.
Zapewnił stabilność z tyłu
Tym spotkaniem 24-latek wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Na razie wystąpił w trzech meczach z rzędu w jedenastce, ale może się czuć niezagrożony, bo konkurenci dalej walczą z kontuzjami. Niemniej jednak po ich powrocie Arteta wcale nie musi niczego zmieniać. U Polaka widać gołym okiem skok pewności siebie. Jego gra stała się pewniejsza. Podania są precyzyjne – ich celność w ostatnich trzech meczach względem całego sezonu wzrosła o pięć punktów procentowych. Dostrzegają to również koledzy, którzy chętniej zagrywają mu piłkę bez obawy przed stratą. Pokazuje to liczba wykonanych podań.
Pewna gra w wyprowadzeniu piłki to jedno, ale solidność w obronie to drugie. Tego najbardziej brakowało na lewej flance Arsenalowi. Zinczenko, choć miał pewny plac, to często notował straty. Jego gra obarczona była bowiem dużym ryzykiem. Ukrainiec często schodził do środka pomocy, zupełnie wywracając ustawienie taktyczne Kanonierów. Teraz ten ciężar spadł na prawego defensora – Bena White’a, a Kiwior ma się skupić na zabezpieczeniu tyłów i wychodzi mu to lepiej niż solidnie. Z nim na boisku Kanonierzy zachowali już trzy czyste konta w ostatnich czterech meczach. Notuje wiele odbiorów i przechwytów. W tym drugim aspekcie poprawił się blisko dwukrotnie. Jednocześnie narażony jest na ciągłe pojedynki ze znacznie szybszymi skrzydłowymi, przez co popełnia więcej przewinień, ale taka rywalizacja może go tylko rozwinąć, na czym może zyskać reprezentacja Polski. Na razie owoce zbiera Arsenal.
– Odkąd Kiwior zastępuje Zinczenkę, przestało się mówić: “Chodźmy pograć w środku z dodatkowym piłkarzem”. Jest bardziej naturalnym lewym obrońcą. Defensorem w pełni tego słowa znaczeniu. Nagle Arsenal wykreował White’a po jednej stronie, Kiwiora po drugiej, dzięki czemu ma czterech chłopaków, którzy pójdą do przodu. Ale wiecie co? Oni też potrafią bronić. I to zapewniło Kanonierom stabilność z tyłu – ocenił Craig Burley, były obrońca Chelsea, a obecnie ekspert ESPN.
Piękna twarz przemiany
To jeden z wielu komplementów, który spłynął na Polaka w ostatnich dniach.
Oprócz solidności w defensywie Kiwior przyniósł również nieoczekiwaną i nietypową efektywność z przodu. Asysta z Liverpoolem to zagranie głową na środku boiska. Wcześniej miał również okazję bramkową, strzelając z pola karnego wprost w Alissona Beckera. Asysta z Burnley to natomiast wrzut z autu z własnej połowy. W ostatniej kolejce w końcu zaliczył trafienie, wykorzystując dośrodkowanie Declana Rice’a z rzutu rożnego. Po drodze do siatki piłka odbijała się jeszcze od kilku rywali, ale i tak wylądowała w sieci, dzięki czemu mogliśmy oglądać inną, radosną, wręcz euforyczną twarz Jakuba Kiwiora.
JAKUB KIWIOR GOOOOOL!
Ależ to są tygodnie Polaka w Arsenalu. Były dwie asysty, teraz bramka w Premier League #domPremierLeague pic.twitter.com/OzY47W6kVO
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) February 24, 2024
I to jest właśnie twarz jego przemiany.
Z nieco zahukanego młokosa, zaskoczonego tym, jakiego tempa nabrała jego kariera, przeobraził się w pewnego siebie, solidnego obrońcę jednej z najlepszych drużyn Premier League. Wymagało to tygodni przesiedzianych na ławce. Cierpliwości i wiary w siebie, a nie pójścia na łatwiznę i powrotu do włoskiej strefy komfortu, skąd napływały oferty w dwóch oknach transferowych. Polak się nie poddał i dziś może fetować, bo z ułana stał się prawdziwym Kanonierem, na czym może zyskać tylko reprezentacja Polski. Obrońcy na takim poziomie i mieliśmy od czasów występów Kamila Glika w Monaco, natomiast defensora z takimi umiejętnościami na lewej defensywie chyba nigdy.
WIĘCEJ O ANGIELSKIM FUTBOLU:
- Już nikt mu tego gola nie zabierze. Liverpool z pierwszym pucharem w tym sezonie!
- Luty miesiącem Pana Piłkarza Jakuba Kiwiora
- Thiago Alcantara – genialny pechowiec czy ofiara La Masii?
Fot. Viaplay