W 2013 roku nie było niczego. Byli kolegami, dokładali do siatkówki, nie było ich stać na mecze u siebie. Dziś Bogdanka LUK Lublin to rewelacja PlusLigi. Działacze potrafią ściągnąć pierwszego libero reprezentacji Brazylii. Ważną postacią zespołu jest też zawodnik, który wyszedł z uzależnień dzięki zjednoczeniu z Bogiem. Świetne wyniki osiąga włoski trener, którego zatrudniono w dość szczęśliwych okolicznościach. LUK awansował do turnieju finałowego o Puchar Polski, a w nim, jak słyszymy, mierzy w trofeum. Na Weszło opisujemy, jak z niczego w Lublinie powstał silny siatkarski klub.
Lubelski Klub Przyjaciół Siatkówki – tak się nazywali. I trzeba przyznać, że nazwa pasowała, bo w sezonie 2013/2014 nowo otworzony zespół siatkarski, grający w III lidze, tworzyła grupa kumpli. Krzysztof Skubiszewski i Maciej Krzaczek wcześniej byli zawodnikami Cukrownika Lublin. Gdy drużyna się rozwiązała, stwierdzili, że fajnie byłoby samemu zbudować nowy zespół. Było lato 2013 roku. Spotkali się, usiedli na kanapie i przegadali całą noc. Ta rozmowa zapoczątkowała projekt, o którym po ponad 10 latach jest bardzo głośno.
LUK Lublin. W dekadę od III ligi do walki o trofea
Grali tylko na wyjazdach
– Do drużyny zaprosiliśmy znajomych. Początki były specyficzne: śmialiśmy się, że naszym atutem był brak atutu własnej hali. Mieliśmy jednego sponsora, który płacił nam miesięcznie 2000 zł. To były wszystkie środki, resztę organizowaliśmy we własnym zakresie. Uznaliśmy, że nie będziemy wydawać pieniędzy na wynajęcie hali, sędziów, medyków, więc wszystkie mecze graliśmy na wyjeździe. Jeździliśmy prywatnymi autami, kosztem było tylko paliwo. Każdy zawodnik płacił sam za swój strój – wspomina w rozmowie z Weszło Skubiszewski, który w tym pierwszym sezonie był jednocześnie zawodnikiem i trenerem, bo kogoś trzeba było wpisać do protokołu. Dziś, po 10 latach, jest prezesem Bogdanki LUK Lublin, która robi furorę w PlusLidze i Pucharze Polski. Krzaczek to wiceprezes klubu. Ich drużyna stała się w tym sezonie postrachem najlepszych.
W drugim sezonie istnienia zespół z Lublina awansował do II ligi. Udało się pozyskać środki finansowe od miasta, pojawiło się kilku drobnych sponsorów i nieduże stypendia dla niektórych zawodników. Drużyna mecze rozgrywała u siebie. W klubie postawiono sobie za cel, by gracze nie dokładali już do siatkówki i udało się to zrealizować. Po kolejnych czterech latach, w 2019 roku, zrealizowano kolejny cel – awans do I ligi. Zmieniał się klub, zmieniała się też otoczka wokół niego.
– Ne mecze Cukrownika przychodziło około 100 osób. Gdy jako Politechnika występowaliśmy w I lidze, mieliśmy po 300-400 kibiców. Baliśmy się trochę, co będzie z frekwencją, gdy w 2021 roku, po sezonie covidowym, granym bez publiczności, awansowaliśmy do PlusLigi. Tym bardziej, że przenosiliśmy się do hali Globus, mieszczącej 4200 ludzi. Tymczasem rozgrywamy pierwszy mecz, przeciwko Jastrzębskiemu Węglowi, a przychodzi 3500 kibiców. Ulice były zablokowane, mieliśmy mały paraliż. Wszystko dlatego, że nie mieliśmy pojęcia, jak organizuje się takie mecze – opisuje ze śmiechem Skubiszewski. W dwóch pierwszych sezonach w elicie jego zespół miał średnio drugą frekwencję w lidze. Tak Lublin cieszył się, że wróciła do niego wielka siatkówka.
Krzysztof SkubiszewskiWyszedł z uzależnień
Z obecnych zawodników LUK-u najdłużej w drużynie jest Jakub Wachnik. Przyjmujący trafił do klubu w 2020 roku, gdy zespół z Lublina był jeszcze w I lidze. Jest osobą, która sporo przeszła, by odnaleźć swoją drogę w życiu. Jako młody człowiek pogubił się, uzależnił od alkoholu i pornografii. Wrócił na właściwą ścieżkę, jak mówi, dzięki Bogu, z którym zaczął się jednoczyć, gdy dzięki namowom koleżanki poszedł na Kurs Alpha. Wszystko zaczęło się od kolacji, podczas której poznał innych ludzi, również mających problemy.
– Byłem bardzo młody, gdy trafiłem do seniorskiej siatkówki. Miałem 19 lat, byłem w Czarnych Radom. Pojawiły się presja, stres, różne wymagania. Przerosło to mnie od strony emocjonalnej. Wszystko zaczęło się szybko, a ja zacząłem sięgać po różne używki. Takie już jest życie, że człowiek może się w każdej chwili pogubić. Moment przełomowy nastąpił, gdy trafiłem na kurs. Tam zacząłem relację z panem Bogiem, który zaczął zmieniać moje podejście i uczynił mnie lepszym człowiekiem. Choć podchodzę z katolickiej rodziny, wcześniej porzuciłem wiarę i popłynąłem w złą stronę. Powrót do Kościoła odmienił moje życie, przywrócił mu sens, którego nie dostrzegałem. Dziś jestem szczęśliwy, bo zyskałem wiele w życiu. Sport jest ważny ale relacja z Bogiem sprawia, że człowiek przewartościowuje swoje życie – przekonuje Wachnik w rozmowie z Weszło.
– Co doradziłby pan dzisiaj ludziom, którzy się pogubili? – pytamy Wachnika.
– Powiedziałbym im, żeby nie bali się prosić o pomoc, jeżeli mają z czymś problem. Żeby rozmawiali z ludźmi, którym ufają i nie przejmowali się opiniami innych, bo to zamyka nas czasami na relacje. W dzisiejszym świecie wszyscy mówią czy komentują w Internecie, to może nas przerosnąć. Najlepiej robić swoje, samemu poznać swą wartość. Mało który człowiek może nas obiektywnie ocenić, skoro nie chodził w naszych butach – odpowiada pewnym siebie głosem siatkarz, którego droga, koncentrując się na wątku odbudowywania się i stawania lepszym, przypomina trochę historię lubelskiej siatkówki.
Jakub WachnikRodzina ważniejsza od pieniędzy
Wachnik nie jest podstawowym przyjmującym LUK-u, ale często pojawia się na boisku i pełni ważną rolę w szatni. Największą gwiazdą drużyny jest Thales Hoss, w ostatnich latach pierwszy libero reprezentacji Brazylii, której siły nie trzeba przedstawiać. Wiele osób było zaskoczonych, że 10. drużynie ubiegłego sezonu PlusLigi udało się sięgnąć po takiego gracza. Jak słyszymy, zrobiono to sposobem. Właściciele klubu zastanawiali się, jak na konkretnych pozycjach ma wyglądać skład na nowy sezon. Szukali odpowiednich graczy, a później ich analizowali. W LUK-u patrzy się nie tylko na statystyki boiskowe, ale również zbiera informacje na temat sytuacji zdrowotnej siatkarza oraz, co bardzo ważne, na temat jego podejścia do życia, odnajdywania się w grupie i charakteru. – To dla nas kluczowe, bo uważamy, że siatkówka jest najbardziej zespołowym ze wszystkich popularnych sportów – mówi nam Skubiszewski.
Thales jest człowiekiem, który ponad pieniądze stawia szczęście i komfort swojej rodziny. Ma żonę, dwójkę dzieci. Do 2022 roku grał w swoim kraju, by w końcu przenieść się z nimi do Europy. Poprzedni sezon spędził we francuskim Chaumont. LUK, oprócz ciekawego projektu drużyny i niezłych zarobków, skusił go właśnie dobrym otoczeniem dla bliskich: przedstawiono mu wizję, w której jego dzieci mogą uczęszczać do bardzo dobrego przedszkola i szkoły międzynarodowej. Podziałało, Brazylijczykowi zaimponowało też duże zaangażowanie ze strony działaczy. W obecnym sezonie, czego należało oczekiwać, jest jednym z najlepszych libero PlusLigi.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Świetnym wzmocnieniem okazał się też przyjmujący Tobias Brand, ściągnięty z mniej znanego niemieckiego SWD Powervolleys Duren. – Długo go analizowaliśmy i wiedzieliśmy, że może się okazać ciekawym ruchem, ale muszę przyznać, że tym, co prezentuje w tym sezonie, zaskoczył nawet nas. Jeżeli chodzi o defensywę, to absolutny top PlusLigi, a w innych elementach Tobias jest niewiele słabszy – tak Skubiszewski ocenia gracza, który w 2022 roku został wybrany najlepszym siatkarzem w Niemczech.
LUK tworzą dziś gracze niedoceniani albo tacy, którzy mają coś do udowodnienia. Po ostatniej piłce ćwierćfinałowego meczu Pucharu Polski w Rzeszowie z Asseco Resovią, który drużyna z Lublina wygrała 3:1, wyjątkowo cieszył się Marcin Komenda. Trudno mu się dziwić, bo to rozgrywający, który kilka lat temu miał być przyszłością reprezentacji Polski. Wydawało się, że ma nie mniejsze perspektywy, niż Marcin Janusz. Sezon 2019/2020 spędził właśnie w Resovii, miał ją poprowadzić do dużych wyników, tymczasem tamten czas okazał się katastrofą. Teraz Komenda odżywa, prowadząc grę zespołu z Lublina.
Działacze mieli szczęście
W klubie postawili też na nieoczywistego trenera. W ostatnich latach w Polsce pojawiali się różni szkoleniowcy z Włoch, niekiedy z dużym nazwiskiem. Część ruchów krytykowano, przekonując, że polski trener poradziłby sobie prawdopodobnie lepiej, bo nie ma gorszego warsztatu, a zna dobrze ligę i zawodników. W Lublinie przed tym sezonem pojawił się mało znany szerszej publice Massimo Botti. Jak go ściągnięto? Prawda jest taka, że włodarzom LUK-u trochę dopisało szczęście. Nie jest tajemnicą, że z klubem z Lublina dogadany był Michał Mieszko-Gogol. Polak, kilka lat temu asystent Vitala Heynena w reprezentacji Polski, miał już podpisany kontrakt, ale skusiła go oferta poprowadzenia japońskiego JTEKT Stings. – Zostawił nas – mówi dziś wprost Skubiszewski. Działacze musieli szukać trenera. Sytuacja była trudna, prawie każdy klub miał już zaklepanego szkoleniowca.
Teraz przenieśmy się do Włoch. Botti pod koniec 2022 roku awansował z asystenta na stanowisko pierwszego trenera Piacenzy. To zespół, którego pierwszą szóstkę, może poza pozycją libero, tworzą wielkie gwiazdy, które jednak – tak się wydawało – mają problem, by stworzyć kolektyw. Drużyna pod jego wodzą niespodziewanie sięgnęła jednak po Puchar Włoch, a ligę zakończyła na zadowalającym trzecim miejscu. Botti słyszał od włodarzy, że widzą postęp w grze drużyny i zostanie na kolejny sezon. Nagle wszystko się zmieniło: w klubie powiedziano mu, że umowa nie zostanie przedłużona. Działacze zdążyli się dogadać z Andreą Anastasim.
Botti został na lodzie, tak samo jak LUK, dlatego agent szkoleniowca skontaktował się z szefami klubu. Wszystko potoczyło się szybko. Skubiszewski: – Po kilku dniach już u nas był. Przyleciał z agentem, chciał poznać miasto i nasz klub od środka. Był bardzo zaangażowany i okazało się, że ma ogromną wiedzę o siatkówce. Dogadaliśmy się bardzo szybko.
Przemawiał też Czarnek
Drużyna z Lublina awansowała do PlusLigi w 2021 roku. Pierwszy sezon w elicie zakończyła na 11. miejscu, a drugi na 10. pozycji. Już wtedy play-offy były o krok, zabrakło jednego punktu. Dziś LUK zagra u siebie z Aluronem CMC Wartą Zawiercie, czołowym zespołem w kraju. Gdy spojrzeć na oba zespoły, widać wiele podobieństw. LUK został założony w 2013 roku, Wartę reaktywowano dwa lata wcześniej. W obu przypadkach z grupki znajomych, odbijających piłkę bardziej dla frajdy, powstał zespół, który przeskakuje kolejne szczeble i ciągle rośnie w siłę. W Lublinie gra dzisiaj zresztą trzech siatkarzy, którzy występowali w Zawierciu, gdy ono robiło już furorę w PlusLidze: portugalski przyjmujący Alexandre Ferreira, środkowy Marcin Kania i atakujący Mateusz Malinowski.
– Przyznaję, są pewne podobieństwa, ale my nie kopiujemy Zawiercia, tylko idziemy własną drogą. W każdym sezonie chcemy się poprawiać, a za kilka lat regularnie grać o medale – przekonuje Skubiszewski.
CZYTAJ TEŻ: ALURON CMC WARTA ZAWIERCIE. W 2010 ROKU NIE ISTNIELI, TERAZ WALCZĄ O MEDALE
Nie jest tajemnicą, że klub ma większe możliwości finansowe dzięki temu, że przed obecnym sezonem jego sponsorem tytularnym została kopalnia „Bogdanka”. W sierpniu 2023 roku odbyła się uroczysta konferencja prasowa, na której obok przedstawicieli drużyny i sponsora pojawił się również Przemysław Czarnek, związany z tamtym regionem kraju.
– Mówimy o klubie reprezentującym dyscyplinę sportu, do której doszliśmy w Polsce na poziom absolutnie arcymistrzowski, zarówno za sprawą drużyny narodowej, jak i klubów. Gdy byłem młodszym chłopcem i sprowadziłem się na Lubelszczyznę, to takich sukcesów nie mieliśmy i nawet o nich nie marzyliśmy. Dziś jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że reprezentacja jest wielokrotnym mistrzem świata, a polskie kluby grają w finale Ligi Mistrzów. Kiedy chodziłem do liceum, nie marzyłem też o tym, że w Lublinie będzie klub siatkarski, który będzie mógł rozwijać tę dyscyplinę sportu, dzięki stabilizacji. A to się dzieje – mówił wtedy były już minister nauki i edukacji.
Skubiszewski: – Współpraca z „Bogdanką” pozwala myśleć z dużymi ambicjami o przyszłości. To nie tylko wzmocnienie pod kątem finansowym, ale też pod kątem stabilności i prestiżu. Jesteśmy lepiej postrzegani przez otoczenie, a zawodnicy, którymi się interesujemy, są bardziej chętni, by do nas przyjść.
Grają ponad stan
Jeżeli chodzi o sam budżet, LUK jest prawdopodobnie ósmą drużyną PlusLigi, tymczasem obecnie zajmuje piątą pozycję, z perspektywami, by dogonić czwartą w tabeli Asseco Resovię. Pytam Wachnika, z czego wynika tak świetna postawa zespołu. – Idzie nam bardzo dobrze, ale musimy dalej podchodzić do wszystkiego ze spokojem i pokorą. Tworzymy bardzo zgrany zespół i chyba dlatego wszystko tak gra – mówi. A o trenerze Bottim wypowiada się tak: – To człowiek, który konsekwentnie dąży do celu i wierzy w swój zespół. On buduje każdego zawodnika, dając mu przestrzeń. Sprawia, że każdy siatkarz czuje się gotowy, ma w głowie, że może się przydać. To zwiększa pewność siebie, nie tylko wśród zawodników pierwszej szóstki.
W kolejny weekend zespół z Lublina uda się do Krakowa, gdzie wystąpi w turnieju finałowym o Puchar Polski. Przed sezonem mało kto się ich tam spodziewał. W sobotę 2 marca LUK zmierzy się w półfinale z Jastrzębskim Węglem. Kilka godzin później w drugim meczu tej fazy Aluron zagra z Projektem Warszawa.
Wachnik: – Dla nas sukcesem jest już sam fakt, że jedziemy do Krakowa. To będzie ogromny zaszczyt wystąpić w takim turnieju. Ale skoro tam pojedziemy, to chcemy walczyć. Jesteśmy blisko, więc na pewno podejmiemy rękawicę. Nie jesteśmy faworytem tego spotkania, a to daje nam wolność w graniu swojej najlepszej siatkówki.
Skubiszewski: – Skoro awansowaliśmy do turnieju finałowego, to cel się zmienia. Nie jedziemy do Krakowa na wycieczkę. Chcemy wygrać puchar.
Fot. Adam Starszyński / Wojciech Szubartowski
WIĘCEJ O SIATKÓWCE: