Kolega taksówkarza wiózł Jo Nesbo z lotniska. Barman widział Nesbo przechodzącego ulicą obok jego baru. Sprzedawczyni poprawia rząd z kryminałami Nesbo na półce w księgarni. Kibice Molde śpiewają piosenkę skomponowaną przez zespół Nesbo. I lubią przekonywać, że zanim najsłynniejszemu współczesnemu pisarzowi z Norwegii wysiadły kolana, wyrastał tu na poprzednika Ole Gunnara Solskjaera i Erlinga Brauta Haalanda.
1978 rok, finał Pucharu Norwegii U-19, Molde-Mjondalen. Błoto w polu karnym, piłka grzęźnie w śniegu, blondyn z „10” na plecach podaje do boku. Kolega z „6” przejmuje futbolówkę, ściga się z przeciwnikiem, kiwa na skrzydle do linii końcowej boiska i dośrodkowuje wprost na głowę ustawionego na jedenastym metrze od bramki wspomnianego blondyna z „10” na plecach. Lob nad bramkarzem, pada gol, dość ładny. Chłopak tonie w objęciach kolegów. Czuje się trochę jak Pele po trafieniu na 5:2 przeciwko Szwecji w finale mundialu z 1958 roku.
Blondyn z „10” to Jo Nesbo.
Snorre Strand w latach osiemdziesiątych był piłkarzem Molde, po karierze przeniósł się do pionu administracyjnego, w klubie pracuje już prawie cztery dekady. – Nesbo był młodym, zdolnym, perspektywicznym piłkarzem. I tak, jego karierę zatrzymały paskudne kontuzje kolan – mówi nam.
Nesbo sam w mieście
W 2021 roku angielski „Guardian” poprosił Jo Nesbo o felieton z gatunku „lato w mieście”. Norweg napisał o samotności. Koledzy nurkowali w wodach fiordów, grillowali z rodzicami na kempingach, odwiedzali dziadków na wsiach, wspinali się po górach, ruszali w samochodowe trasy po skandynawskich drogach. Miał ich za zdrajców i dezerterów. Sam chodził na plac zabaw, kopał na żwirowym boisku, odbijał piłkę od ściany szkoły, dla draki celował w okna pokoju nauczycielskiego i uciekał przed dozorcą. Wyobrażał sobie, że to Wembley.
„Proste podbicie, mocny strzał, rok wcześniej było tak samo. I jeszcze rok wcześniej też. Lato to samotność. Lato to tworzenie wszechświata z prostych elementów rzeczywistości – piłki nożnej i szkolnego boiska. Jedyne, co pozostaje w tym pustym mieście, to podreperować słabszą nogę, oczywiście lewą. I odliczać dni do końca wakacji, aż wrócą kumple, piłka pójdzie w ruch i zobaczą, że jestem lepszy niż byłem. Zresztą, wystarczy mi sześciu, będziemy grać trzech na trzech, dopóki nie zrobi się tak ciemno, że ledwie widać będzie piłkę. No i mama krzyczeć będzie z balkonu, że czas kończyć, bo kolacja”.
Do prowincjonalnego Molde przeniósł się z Oslo jako ośmiolatek. Pięćdziesiąt lat później w „Guardianie” opowie, że na widok pustych szkolnych boisk ściskać go będzie w gardle. Z czystego sentymentu, w końcu „najlepszą częścią wakacji jest ich koniec”. Wtedy właśnie z kempingów i fiordów wracali koledzy. I można było grać w piłkę.
Mit wielkiego talentu Nesbo
Za dzieciaka podziwiał Jana Fuglseta, wyborowego strzelca w czasach pół-amatorskości futbolu w Norwegii. Nesbo chciał być taki sam. Nade wszystko strzelać gole i skupiać na sobie całą uwagę. „Newsweekowi” opowie, że był strasznym egoistą, pazernym, grającym na siebie, całującym piłkę po każdym strzelonym golu, lekceważącym pracujących na jego trafienia kolegów, którzy podobno za nim nie przepadali, nic w tym chyba dziwnego.
Innym jego idolem był Harry Hestad, bramkostrzelny snajper i legenda Molde, podobnie zresztą jak Fuglset. Plotkowało się nawet, że imię policjanta Harry’ego Hole’a, bohatera najsłynniejszej serii kryminałów spod pióra Nesbo, pisarz podkradł Hestadowi. To jednak nieprawda, norweski „Harry” to podobny przypadek jak polski „Janusz” czy osiedlowy „Seba”. Po prostu: „buc”. Ciekawsza jest już etymologia nazwiska Hole, bo tak nazywał się gliniarz we wsi, w której mieszkała babcia pisarza i niedoszłego piłkarza.
Nesbo w Molde przez chwilę dzielił szatnię z Hestadem i Fuglsetem, trafił też na Age Hareide, późniejszego piłkarza Manchesteru City i Norwich, a lata później selekcjonera reprezentacji Danii, która pokonywała Polskę 4:0 w eliminacjach do mistrzostw świata 2018.
– Jakim Nesbo był piłkarzem, faktycznie tak egoistycznym, jak sam to przedstawia? – pytam.
Snorre Strand: – Występował głównie jako napastnik, dużo przy tym dryblował, grał na siebie, każdą nadarzającą okazję wykorzystywał do strzału. Czy miał talent? Tak, wyróżniał się wśród rówieśników. Sprawdzam teraz dokładnie, że w latach 1977-1979 zanotował trzynaście występów w pierwszym zespole Molde, a w 1978 wygrał mistrzostwo i puchar Norwegii z zespołem U-19.
Dziennikarz Tor Hammero napisze po latach na blogu, że w tym miejscu dochodzi do najważniejszego przekłamania. Kibice Molde istotnie wiązali bowiem nadzieje z młodziutkim Jo Nesbo, który seryjnie zdobywał korony króla strzelców w rozgrywkach młodzieżowych i juniorskich, a następnie przebił się do seniorskiej drużyny, ale nikt o zdrowych zmysłach na tak wczesnym etapie nie wróżył mu jakiejś niebywale wielkiej kariery, jak nierzadko sugerowali to Norwegowie, gdy Nesbo w 1997 roku po wydaniu „Człowieka nietoperza” stał się klasykiem.
Jak Nesbo nie został Klinsmannem
Podobały mu się stroje Arsenalu. Brat pozostawał jednak nieprzejednany, dziesięcioletni Jo miał dwa dni, żeby wykuć na blachę skład Tottenhamu. I tak właśnie Nesbo został fanem Spurs. W latach dziewięćdziesiątych jeden sezon spędził tam Jurgen Klinsmann. Pisarz raczej żartobliwie będzie przekonywał później w „Newsweeku”, że gdyby nie kontuzje, mógłby w piłce osiągnąć tyle, ile Niemiec.
W 1979 roku zatrzymały go zerwane więzadła. Lekarze powiedzieli, że już po ścięgnach, buty trzeba zawiesić na kołku, nie ma szans na profesjonalną karierę. Nesbo zapałał nienawiścią do futbolu. Czuł wstręt do meczów. Gdy odpalił transmisję finału Pucharu Norwegii, w którym Molde przegrało z Brann, ponoć rozpłakał się tak bardzo, że znajomi i bliscy nie wiedzieli, jak go ratować. Wydawało mu się, że gdyby nie cholerne kolana, biegałby po boisku i pomógłby Molde pokonać Brann.
Tymczasem znalazł się na życiowym zakręcie. Za dużo poświęcił piłce nożnej i marzeniom o transferze do Tottenhamu, żeby móc dostać się na dobre studia w Oslo. Miał talent do pisania, w szkole wysmarował choćby opowiadanie „Dzień w lesie”, za które w obawie o socjopatyczne skłonności wezwano go na dyrektorski dywanik, bo gdy inne dzieci rozwodziły się o spaniu pod namiotem, zbieraniu grzybów, klasycznych walorach flory i fauny, on uśmiercił wszystkich bohaterów. Nic z tym darem do konstruowania fabuł nie zamierzał jednak robić, zaciągnął się do wojska, odbył trzyletnią służbę, dostał się na nudziarski – w swoim mniemaniu – kierunek zarządzania, po którym kosił gruby hajs jako makler giełdowy i analityk finansowy. Nigdy później nie będzie już tak daleko od White Hart Lane…
Piłka uczy przemocy
Jo Nesbo pierwszą książkę napisał dopiero jako dorosły facet, na chwilę przed czterdziestką, kiedy też rzucił sztywniacką robotę analityka giełdowego. Podobno jednak drogę do pisarskiej kariery wyznaczył sobie już w liceum podczas słuchania pretensjonalnych gadek zmanierowanych kolegów w knajpie Kaffestova w Molde. Każdy z nich chciał zostać nowym Fiodorem Dostojewskim. Planowali tworzenie wielkich powieści, które wstrząsną Europą. Toczyli ożywione dyskusje, palili papierosy, ubierali się w płaszcze, fascynowali się cyganerią. Bez choćby jednej zapisanej strony.
On sam stał się wyjątkowo płodnym autorem. Przez ponad dwie dekady wydał dwanaście powieści kryminalnych o Harrym Hole’u, pięć z serii dla dzieci o doktorze Proctorze i jeszcze jedenaście innych książek, w tym udane uwspółcześnienie szekspirowskiego „Makbeta” i wyśmienitego „Syna”, który powstał w opóźnionej reakcji na informację, że jego ojciec w czasie II wojny światowej walczył po stronie nazistów. Przetłumaczono go na pięćdziesiąt języków, a napisany przez niego serial „Okupowani” o ataku Rosji na Norwegię obejrzała na skandynawskim rynku rekordowa liczba widzów.
Książki Nesbo epatują przemocą, pływają we krwi, praktycznie nie ma tylko złych albo tylko dobrych bohaterów, większość z nich ma skłonności do sadyzmu. Norweg często przyznaje, że w opisach morderstw, gwałtów, pedofilii, uzależnień czy innych najróżniejszych paskudztw zdarza mu się przesadzać. Nieprzypadkowo, gdy Anders Breivik zastrzelił sześćdziesiąt dziewięć osób na wyspie Utøya, dziennikarze z całego świata z pytaniami o wiwisekcję natury tej zbrodni pytali właśnie Nesbo.
Oto fragment wywiadu Nesbo dla „Gazety Wyborczej”.
„Mieszkał pan w Molde, spokojnym mieście. Kiedy zaczęły pana fascynować przemoc i okrucieństwo?
– Przemocą zacząłem się interesować już wtedy, kiedy uświadomiłem sobie, że mogę popchnąć brata i siłą odebrać mu cukierka. I że jak kogoś zaatakuję na boisku, to odbiorę mu piłkę.
Kontuzje, które zakończyły pana marzenia o byciu piłkarzem, były przypadkowe?
– Zdarzyły się właśnie podczas odbierania mi piłki. Najpierw jedno kolano – jeszcze się nie wyleczyło, a ja poszedłem na kolejny mecz, dostałem w drugie i wtedy był już koniec. Ale nigdy nie miałem pretensji do faulujących. To był futbol, czyli zabawa. Przemoc jest wszędzie – w grze w piłkę, w zabawie, w walce o przetrwanie. Społeczeństwo bez przemocy byłoby trochę nudne”.
Di Derre na stadionie w Molde
W latach dziewięćdziesiątych, zanim rozpoczęła się jego kariera pisarska, dał się namówić na śpiewanie, granie na gitarze i komponowanie tekstów dla popowo-rockowego zespołu Di Derre. Kapela błyskawicznie wydała cztery płyty i wyrosła na jedną z najpopularniejszych w Norwegii. Pewnego razu Jo Nesbo zadzwonił do Molde z propozycją nagrania kilku piosenek, które będzie można puszczać na stadionie. Żartował, że musi się jakoś odwdzięczyć za przedstawianie go jako kandydata na wspaniałego zawodnika.
– Na Molde zawsze przychodziło pół miasta, wszyscy wszystkich znali, oglądali nas w akcji. Po latach stałem się okrutnie przereklamowany. Ludziom wydaje się, że miałem jakiś wielki talent do piłki, a to nieprawda, choć niespecjalnie mi takie opinie przeszkadzają – śmiał się pisarz, gdy na stadionie Molde przepytywali go dziennikarze TV 2.
Prawda, co mówi Nesbo, że całe Molde ogląda piłkarzy na trybunach? – pytam.
Odd Erik Skavold Lystad, prowadzący podcastu FasitMolde: – Molde to małe miasteczko, na stadion przychodzi średnio siedem tysięcy kibiców, czyli jedna trzecia całej populacji. Ludzie żyją tym klubem. Zarzuca nam się nierzadko, że na Aker Stadion panuje marna atmosfera, bo jest cicho, nie ma ultrasów, ale w ostatnich latach coś drgnęło, trybuny są żywsze, pojawiają się oprawy, doping się niesie, czuć większą ekscytację.
Snorre Strand: – Nesbo wciąż kibicuje Molde. Mieszkańcy Molde to wiedzą. Wszyscy lubimy jego książki. I muzykę, oczywiście.
Odd Erik Skavold Lystad: – Tak, wiemy, że kibicuje Molde. Uwielbia to miasto, koncertuje czasami na naszym stadionie, zresztą główna przyśpiewka, którą intonujemy choćby po golach na Aker Stadion, to właśnie dzieło jego Di Derre.
Nie taki jak Solskjaer i Haaland
W 2003 roku dopytywano go, czy będzie oglądał paździerzowy mecz Molde z Aalesund. Odpowiedział, że akurat tego dnia wychodzi jego „Pentagram”, więc musi skupić się na spotkaniu autorskim i zaplanowanych po nim wywiadach, ale Molde wygra na pewno, bo przecież zawsze wygrywa, nawet jak przegrywa, taka jest optyka kibica.
Gdy przez lata klub nie dokładał niczego do gabloty z trofeami, Nesbo uspokajał w mediach, że w końcu przyjdzie czas na wymarzone mistrzostwo Norwegii. Rozpętywał burzę, gdy grzmiał, że woli, aby Molde przegrywało pod wodzą ekstrawertycznego Odda Berga niż wygrywało ze sztywnym i zdystansowanym Gunderem Bengtssonem u sterów. W 2014 roku gazecie „VG” relacjonował zaś, że będąc na wakacjach w Grecji, wznosi toast za trzecie zdobyte przez Molde mistrzostwo Norwegii.
Nesbo mawia, że żyjemy w czasach rozrywki. Politykę sprzedaje się w serialowym papierku. Filmy i literatura prześcigają się w utrzymywaniu uwagi widzów i czytelników coraz to bardziej wymyślnymi obrazami i scenami. I piłka nożna nie jest tu wyjątkiem. – Cały kraj pamięta cud z Marsylii, kiedy na MŚ 1998 pokonaliśmy Brazylię. Cały świat wspomina, jak Diego Armando Maradona przedryblował pół drużyny Anglików i strzelił im gola w 1986 roku. To jest ta wartość rozrywkowa, choć akurat, żeby dostać taki spektakl, my, biedni kibice, najpierw musimy przeboleć niezliczoną liczbę smutnych meczów pomiędzy kiepskimi zespołami. Często jesienią, przy paskudnej pogodzie i przenikającym zimnie. Wiecie, miałem pecha, dopiero byłem na stadionie Ullevaal, gdzie oglądałem mecz Norwegii z Luksemburgiem. Całkowicie zmarnowane dwie godziny, czułem się oszukany, ale cóż, taki los, że trzeba czekać – mówił pisarz w TV 2.
Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów
- Postaw kupon singiel za min. 2 zł zawierający zakład na zwycięstwo Biało-Czerwonych w starciu z Portugalczykami
- Jeśli kupon okaże się wygrany, to na twoje konto bonusowe wpłyną dodatkowe środki w wysokości 600 zł
- Tylko dla nowych użytkowników. Rejestracja zajmuje 30 sekund!
Kod promocyjny
18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.
Przed finałem Ligi Mistrzów z udziałem Tottenhamu w 2019 roku napisał dla „VG” o kibicowaniu Spurs. Gorzka to była rzecz o kulturze „prawie wygrywania”, czyli de facto kolejnych latach rozczarowań w kluczowych fazach rozgrywek Premier League czy Ligi Mistrzów. Przekonywał, że Tottenham łatwo pokochać i trudno znienawidzić, bo jest jak zwykły człowiek: pęka pod presją. Mniej więcej wtedy w „Aftenposten” poproszono go o wskazanie piłkarzy Spurs, którzy mogliby być bohaterami jego książek. Odpowiedział, że stróżem porządku byłby Hugo Lloris, a zabójcą… Harry Kane.
W „Upiorach” dwóch dilerów narkotyków ubrał w koszulki Arsenalu. – Nie mogli mieć koszulek Tottenhamu, bo t-shirty Arsenalu są czerwone, a przecież to jest logiczne, że dzięki temu takich dilerów jest dużo łatwiej zauważyć na ulicy – tłumaczył w „Guardianie”. W „Karaluchach” Harry Hole jedzie do Bangkoku, gdzie w hotelowej windzie rozmawia na temat Norwegii z Tajem, który mówi, że słyszał o pewnym sławnym Norwegu. Hole pyta, czy to Henrik Ibsen albo Edward Munch. Oczywiście, że nie. To Ole Gunnar Solskjaer.
Kto jest najpopularniejszym byłym piłkarzem Molde – Ole Gunnar Solskjaer, Erling Braut Haaland czy Jo Nesbo? – pytam.
Odd Erik Skavold Lystad: – Haaland jest aktualnie bezkonkurencyjny. Strzela kosmiczną liczbę goli w Manchesterze City. Wygrał z nim Premier League i Ligę Mistrzów. To pierwszy strzał każdego na świecie człowieka, którego spytasz o nazwisko piłkarza z Norwegii. Solskjaer na podobny status mógł liczyć przez wiele, ale to wiele lat. Kibice pamiętają jego słynnego gola z finały Champions League w 1999 roku przeciwko Bayernowi. Ikona złotych czasów Manchesteru United. Starsi wybiorą więc Solskjaera, młodsi zaś Haalanda. A Jo Nesbo? Trochę mnie zaskoczyłeś, bo nie sądzę, żeby wielu ludzi łączyło go z piłką nożną. Dla przytłaczającej większości to mistrz kryminału, ewentualnie członek popularnego zespołu Di Derre. Tylko fani Molde mogą powiedzieć, że miał również spory talent na boisku.
Czytaj więcej o Norwegii:
- Wielki piłkarz z małego miasteczka. Bryne – tu dorastał Erling Haaland
- Lekcje od pilota, intensywność i oddana społeczność. Kulisy sukcesu Bodo/Glimt
Fot. Molde FK