FC Kopenhaga przegrała 1:3 z Manchesterem City w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów na Parken. Po raz kolejny Duńczycy nie mieli większych szans w starciu ze zwycięzcą Champions League, ale indywidualnie popisał się 25-letni polski bramkarz.
– Wszyscy wiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudne spotkanie i to nas nie zaskoczyło, ale od początku spotkania graliśmy dość naiwnie. Ten trzeci stracony gol też był zupełnie niepotrzebny, szkoda, że nie daliśmy sobie większych szans w tej rywalizacji. Robiłem, co mogłem, aby utrzymać drużynę w grze, ale się nie udało – mówił golkiper po meczu w duńskim Viaplay.
My spotkaliśmy się z Kamilem Grabarą kilka dni przed rywalizacją z Manchesterem City, aby porozmawiać szerzej o tym dwumeczu. Wracaliśmy pamięcią do momentu, gdy w poprzedniej edycji piłkarze Pepa Guardioli wygrali 5:0, a hiszpański szkoleniowiec i tak chwalił oraz wyróżniał Grabarę.
– Wydaje mi się, że musiał kogoś wyróżnić z grzeczności, a nie było już kogo, więc wybrał mnie. A tak poważnie: inaczej bym na to patrzył, gdybym grał w tenisa i chodziło o moje indywidualne występy, ale jak mogę być zadowolony po 0:5 w Lidze Mistrzów? Nie no, wtedy to był żenujący performance. Wstyd – wracał pamięcią polski bramkarz.
Teraz po spotkaniu w fazie pucharowej Champions League również jest chwalony, bo zaliczył aż 12 interwencji, a mimo wszystko Kopenhaga straciła trzy bramki i na niewiele zdadzą się jego parady. I pewnie Grabara teraz odpowiedziałby podobnie: to nie tenis, żeby świętować indywidualne zagrania…
WIĘCEJ NA WESZŁO: