Reklama

Z cheerleadera stał się piłkarzem. Ryoya Morishita ma podbić Ekstraklasę

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

09 lutego 2024, 11:58 • 8 min czytania 9 komentarzy

Do gry w piłkę zachęciła go koleżanka w przedszkolu. Na uniwersytecie najpierw grał na perkusji, tańczył i śpiewał, a później został kluczowym piłkarzem. Ośmieszając bramkarza, sprawił, że japoński klub sięgnął po Polaka. Teraz Ryoya Morishita ma być czołową postacią Legii Warszawa. Daleko mu do typowego Japończyka. Na zgrupowaniu w Turcji błysnął śpiewaniem przerobionej przyśpiewki kibiców i znakomitą grą na prawym wahadle. Legia ma być dla niego przystankiem – klubem, z którego wybije się do jednej z pięciu najsilniejszych lig w Europie.

Z cheerleadera stał się piłkarzem. Ryoya Morishita ma podbić Ekstraklasę

Samolot z Azji wylądował w Warszawie godzinę wcześniej niż miał. To zaskoczyło wszystkich, dlatego na lotnisku nie było nikogo z klubu. Przeciętny piłkarz, o którego transferze jest głośno, pewnie zacząłby się z tego powodu denerwować, narzekać, ale Ryoya Morishita, nowy zawodnik Legii Warszawa, zachowywał się zupełnie inaczej. Stał i czekał spokojnie, ze swoim agentem, o świcie na opustoszałym lotnisku. Kiedy do budynku wszedł Marcin Szymczyk, fotoreporter i redaktor naczelny serwisu Legia.net, Japończyk był przeszczęśliwy. Zaczął się uśmiechać, dowcipkować. Jako że po angielsku mówi tak sobie, w rolę tłumacza wcielał się jego agent. Nie było żadnego marudzenia na brak profesjonalizmu. Morishita był wręcz zachwycony, gdy Szymczyk wyciągnął aparat.

Przerobiona przyśpiewka kibiców

To, że przeczy stereotypowi o przeciętnym Japończyku, który żyje w swoim świecie i ma problem z aklimatyzacją na innym kontynencie, pokazał też na zimowym zgrupowaniu Legii w tureckim Belek. Pierwsza scenka: po jednym z treningów kapitan drużyny, Josue, pokazuje mu, że ma wytatuowaną postać z japońskiej bajki. Morishita od razu wie, o kogo chodzi. Przypomina sobie piosenkę z bajki, śpiewa ją i tańczy. Cała drużyna ma ubaw po pachy. I druga scenka: Japończyk idzie na trening. Osoby, które są blisko, słyszą, jak łamanym polskim podśpiewuje przerobioną wersję piosenki śpiewanej przez kibiców. Jego wersja brzmi: „Tylko Mori, ukochany Mori, bramkę dziś wpierdoli, ten samuraj nasz!”.

Szymczyk: – W Turcji słyszałem to dwa razy. Pewnie wiedział, co to znaczy i puszczono mu też melodię. Nie wiem, kto go tego nauczył: koledzy z szatni czy sztab, ale od razu wybuchnąłem śmiechem.

https://twitter.com/golaszewski_p/status/1747559950463746348

Reklama

Jeżeli ktoś dokładnie pozna historię nowego zawodnika Legii, nie będzie zaskoczony tymi obrazkami. Niektórzy japońscy dziennikarze opisują Morishitę jako naturalnego następcę Yuto Nagatomo: wieloletniego reprezentanta kraju, znanego z gry m. in w Interze Mediolan. Powód? Skończyli ten sam prestiżowy uniwersytet – Meiji. Morishita zaczął grać w piłkę w wieku siedmiu lat, zachęcony przez… koleżankę w przedszkolu. Jego pierwszym idolem był Zinedine Zidane, a później Holender Georginio Wijnaldum.

W Meiji przez pierwszy rok prawie w ogóle nie grał w piłkę. Był za to jednym z ważniejszych… cheerleaderów: grał na perkusji, krzyczał coś przez megafon, stale napędzał kibiców. Nawet później, po spotkaniach, często sięgał po megafon i szedł rozmawiać z fanami. Japońska piłka uniwersytecka jest zdaniem wielu najsilniejsza obecnie na świecie. Morishita, gdy już zaczął grać, poprowadził Meiji do trzech uniwersyteckich tytułów mistrza Japonii z rzędu. Dzięki temu znalazł się w zespole, który w 2019 roku reprezentował Japonię na Uniwersjadzie w Neapolu. Jego drużyna w finale pokonała Brazylię, a obok niego występowali w niej m.in.: Reo Hatate (dziś Celtic Glasgow), Ayase Ueda (obecnie Feyenoord) i Kaoru Mitoma, teraz reprezentujący angielskie Brighton.

Razem do 1060 złRazem do 1060 zł

Razem do 1060 zł

  • Wpłać min. 50 zł i postaw swój pierwszy zakład w aplikacji Fuksiarz.pl
  • Jeśli trafisz to wygrana jest twoja, w przeciwnym razie otrzymasz zwrot 50 zł w gotówce
  • Oferta tylko dla użytkowników Weszło

18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.

Biega z prędkością 34 km/h

Adam Błoński to znawca piłki azjatyckiej i twórca serwisu „Azja Gola”. Gdy nasza kadra wylosowała Japonię w grupie w mistrzostwach świata w Rosji w 2018 roku, pomagał sztabowi Adama Nawałki rozpracować przeciwnika. Błoński oglądał kilkadziesiąt spotkań ligi japońskiej z udziałem Morishity i jest pod wrażeniem tego, że działaczom Legii udało się sprowadzić tego piłkarza.

– Według mnie tylko raz wcześniej polski klub ściągnął japońskiego gracza, który wydawał się być u szczytu swoich możliwości albo blisko niego. Chodzi o 2016 rok, kiedy Śląsk Wrocław pozyskał Ryotę Moriokę. Jeżeli Morishita zostanie dobrze pokierowany, na pewno przyniesie dużo pozytywów Legii. Jego wielkim atutem jest niesamowita prędkość. W ostatnim sezonie J1 League był czwarty pod względem sprintów. To chłopak, który ma manię rozwijania się, ciągłej pracy nad sobą. W ubiegłym roku ludzie z jego klubu, Nagoyi Grampus Eight, wspominali, że w krótkim odstępie czasu polepszył swoją maksymalną szybkość z 31 do 34 km/h. To imponująca liczba, zwłaszcza jak na gościa, który kiedyś opowiadał w wywiadzie, że w dniu meczu powinno się jeść, co się chce, a on osobiście uwielbia pochłaniać czekoladę. Do samego biegania można by zatrudnić sprintera z Jamajki, ale Morishita ma też świetne umiejętności techniczne. Jest obunożny i ma tę rzadką umiejętność, że potrafi obiec kolegę z drużyny na prawej stronie, dostać piłkę, ściąć z nią do środka i w stylu Arjena Robbena oddać strzał z lewej nogi, ale to samo zrobi też analogicznie po drugiej stronie boiska. Poradzi sobie na prawej, ale i na lewej stronie boiska. Daje dużo opcji w konstruowaniu składu – wymienia Błoński w rozmowie z Weszło.

Reklama

Ryoya Morishita podczas zgrupowania w Turcji.

„Wyglądał rewelacyjnie”

Szymczyk obserwował Japończyka podczas treningów i sparingów w Turcji. – Od razu było widać, że ma niesamowite pokłady energii. Bardzo szybko się zaaklimatyzował i czuł się w drużynie jak u siebie w domu. Stało się tak też dzięki jego umiejętnościom piłkarskim. Kiedy Paweł Wszołek miał jeszcze kontuzję i Morishita wystąpił na prawym wahadle, wyglądał rewelacyjnie. Szybki, z łatwością wybiegał na wolną przestrzeń, dzięki czemu – takie miałem wrażenie – złapał wspólny język z Josue. Imponowało mi to, jak szybko przemieszczał się z jednego pola karnego do drugiego. Później wystąpił na lewej stronie i nie było źle, ale miałem wrażenie, że te jego olbrzymie atuty nieco zniknęły. Może to kwestia nabrania pewnych automatyzmów. Powinien być wzmocnieniem Legii. Jeżeli będzie zdrowy, trener Kosta Runjaić na pewno często będzie z niego korzystał – tłumaczy Szymczyk.

Podobną opinię o Japończyku mają osoby decyzyjne w Legii. – On się bardzo szybko wpisał do drużyny, bo rzeczywiście gdyby był tylko fajny, to pewnie różnie mogło być, ale on jest też bardzo dobrym piłkarzem. I inni zawodnicy to widzą. To spowodowało, że de facto stał się członkiem rodziny właściwie od razu – tak o Japończyku wypowiedział się w rozmowie z „Super Expressem” właściciel Legii Dariusz Mioduski.

Japończyka uważnie oglądał w akcji dyrektor działu skautingu Legii, Radosław Mozyrko. Morishita trafił na Łazienkowską jako zawodnik, który może wystąpić na obu wahadłach, ale też ewentualnie w środku pola, ofensywnie, jako „dziesiątka”. – Wszechstronność i zmiany pozycji są częste u japońskich piłkarzy. Wynika to z tego, że są szkoleni bardziej ogólnopiłkarsko i część z nich poradziłaby sobie na każdej pozycji oprócz bramkarza. Podam przykład: Wataru Endo w Shanon Bellmare był prawym obrońcą, w Urawie Reds grał jako stoper w ustawieniu z trójką środkowych obrońców, a po transferze do Europy został najpierw defensywnym pomocnikiem, a później „dziesiątką”. Dziś jest w Liverpoolu – opisuje Błoński.

Szymczyk uważa, że w Legii Morishita nie był próbowany w środku pola, za napastnikami, ze względu na tłok na tej pozycji. – Są Josue, Bartosz Kapustka, Marc Gual i inni. Pozycja Wszołka na prawej stronie jest mocna, więc Morishita będzie prawdopodobnie walczył o miejsce na lewym wahadle z Patrykiem Kunem. W ofensywie ma według mnie od niego więcej atutów, ale nieco gorzej wypada w obronie. Pytanie też, gdzie będzie występował Yuri Ribeiro. Jeśli Portugalczyk nie będzie tworzył trójki środkowych obrońców, to on również może zostać wystawiony na lewym wahadle – analizuje.

Sprawił, że ściągnęli Polaka

Pytam Błońskiego, jakie minusy ma nowy nabytek Legii. – Można pójść w banały i mówić o słabszych warunkach fizycznych. Ale przecież Roberto Carlos miał podobne, a był wybitnym lewym obrońcą. Przyczepiłbym się trochę do skuteczności dośrodkowań. W lidze japońskiej wykonywał wiele sprintów i miał dużo zagrań z boku boiska, ale to nie przekładało się na asysty tak, jakby mogło. Zdarzały mu się przerzuty przez całe pole karne. Zobaczymy, jak będzie w Legii, gdzie w ataku znajdzie lepszych partnerów do finalizowania akcji – mówi Błoński.

Specyficzny był debiut Morishity w J1 League. Był zawodnikiem Sagan Tosu – klubu, który właśnie odbudowywał się po wydaniu dużych pieniędzy na piłkarzy pokroju Fernando Torresa czy Isaaca Cuenki (były gracz Barcelony). Szastanie finansami i ściąganie Hiszpanów albo przereklamowanych graczy z Bałkanów doprowadziło do utraty płynności finansowej. Drużyna w zasadzie zbankrutowała, działaczy nie było stać na nikogo. Zespół objął zatrudniony za małe pieniądze Koreańczyk Kim Myong-hwi i postawił w pierwszym w składzie na dziewięciu debiutantów, w tym Morishitę.

Pierwsza kolejka w lidze: spotkanie z ówczesnym mistrzem kraju, Kawasaki Frontale, które w tamtym czasie ładowało przeciwnikom średnio trzy gole na mecz. Morishita wybiega na boisko, gra na prawej obronie i musi toczyć pojedynki z Brazylijczykiem Leandro Damiao oraz swoim kolegą Mitomą, dziś graczem Premier League. Mecz kończy się niespodziewanym bezbramkowym remisem, a nowy zawodnik Legii powiedział po nim w japońskich mediach: „Jeżeli to mnie nie zabiło, to już nic mnie nie pokona”.

W sierpniu 2020 roku strzelił pierwszego gola w J1 League. Uderzeniem z około 30 metrów ośmieszył doświadczonego bramkarza FC Tokio, Akihiro Hayashiego. „Ściągnijcie mi lepszego bramkarza, niekoniecznie z Japonii” – miał powiedzieć po tamtym spotkaniu i tamtym golu działaczom trener zespołu ze stolicy Japonii, Kenta Hasegawa. Włodarze FC Tokio pamiętali te słowa. Trochę to trwało, ale w końcu pozyskali… Jakuba Słowika.

Wśród japońskich dziennikarzy panuje opinia, że Legia będzie dla Morishity najprawdopodobniej tylko przystankiem w karierze. Zawodnik od kilku lat chciał trafić do Europy, a zespół z Warszawy wybrał kosztem oferty z kanadyjskiego Vancouver Whitecaps.

– Nie ulega wątpliwości, że Morishita wybrał klub, z którego będzie chciał się wybić do jednej z pięciu najlepszych lig w Europie. To już teraz zawodnik z potencjałem na regularne powołania do reprezentacji Japonii. Sporo zależy od tego, co stanie się z obecnym selekcjonerem. Jeżeli Hajime Moriyasu, mający swoich ulubieńców, zwłaszcza w linii obrony, zostanie zwolniony, szanse Morishity na regularne powołania bardzo wzrosną. Na razie ma dwa mecze w kadrze. Debiutował z Salwadorem, co prawda Japonia wygrała to spotkanie 6:0, ale w kilku momentach zjadła go trema i popełniał drobne błędy. Na pewno Morishita ma wystarczające umiejętności, by regularnie, na wysokim poziomie grać i dla Legii, i dla reprezentacji Japonii – kończy Błoński.

WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:

Fot. Marcin Szymczyk, FotoPyK

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

9 komentarzy

Loading...