Jeśli Kamil Kuzera był symbolem Korony Kielce, w której grał przed dekadą, Nono jest symbolem drużyny, którą stworzył jako trener. Nawet jeśli nie widać tego w liczbach, które zwykle służą do rozliczania ofensywnych pomocników.
Wystarczy kilka haseł, by stery przejęła wyobraźnia. Włoski kucharz, niemiecki samochód, brazylijska modelka, hiszpański ofensywny pomocnik. Nie trzeba wdawać się w szczegóły. Badać konkretnego przypadku. Myśli płyną już wartko wokół wszystkich wcześniejszych przykładów, w których dana zbitka oznaczała gwarancję jakości. Kiedy więc Korona Kielce zimą zeszłego roku ogłaszała podpisanie kontraktu przez Nono, jej kibice mieli pełne prawo oczekiwać, że do siermiężnej kadry zbudowanej pod futbol Leszka Ojrzyńskiego, Paweł Golański postanowił dodać trochę wirtuozerii. Kiedy rok później dyrektor sportowy mówi o Hiszpanie, że idealnie wpasował się do zespołu, trzeba mu przyznać rację. Jednocześnie jednak w niczym nie przypomina tego, kogo wszyscy spodziewali się w nim zobaczyć.
Jak na ofensywnego pomocnika, w dodatku z Hiszpanii, Nono kompletnie nie ma liczb. Przynajmniej tych rozumianych potocznie, jako bezpośrednich udziałów przy zdobytych bramkach. Aktualny sezon i tak wygląda pod tym względem nieźle. 32-latek ma trzy gole i cztery asysty. Jeśli jednak zagłębić się w szczegóły, wrażenie jest już gorsze. Dwa z trafień zaliczył z rzutów karnych. Jedna z asyst przeciwko Puszczy Niepołomice (5:3) to krótko rozegrany z Martinem Remaclem rzut rożny, po którym Belg strzelił gola z dystansu, zgarniając ponad połowę zasług. Nawet takich konkretów podbramkowych Hiszpan w trakcie roku spędzonego w Polsce miał jednak niewiele. Poprzednią jesień zakończył bez gola, ledwie z dwiema asystami. Łączny dorobek trzech goli i sześciu asyst w 36 spotkaniach na polskich boiskach, przy blisko trzech tysiącach minut spędzonych na murawie, wygląda mizernie. Gol z udziałem Nono pada średnio raz na 313 minut, czyli w co czwartym meczu. Polska liga widziała już znacznie wydajniejszych Hiszpanów.
ABONAMENT NA PIERWSZY SKŁAD
Mimo to trener Kamil Kuzera, kiedy tylko mógł, zawsze wystawiał Nono w podstawowym składzie. Jedyne mecze, jakie opuścił od momentu transferu do Polski, to dwa, w których musiał pauzować za kartki. Nigdy nie miał kontuzji. Nigdy nie usiadł w lidze na ławce z innych powodów. Dwa razy trener próbował dać mu odpocząć w Pucharze Polski przeciwko rywalom z niższych lig, ale ostatecznie i tak wprowadzał go z ławki na 45 i 55 minut. Jeśli uznać, zgodnie z angielskim powiedzeniem, że dostępność to najlepsza jakość, na liczby Hiszpana można spojrzeć przychylniejszym okiem. Trener znajdował dla niego miejsce w roli ofensywnego pomocnika lub fałszywego skrzydłowego, bez piłki ustawiającego się bliżej linii bocznej, a w fazie posiadania schodzącego do środka. W trakcie jego pobytu w Kielcach tylko Dominick Zator i Miłosz Trojak przebywali na murawie dłużej.
Takie przywiązanie do niedającego konkretów pod bramką ofensywnego piłkarza może na pierwszy rzut oka dziwić, biorąc pod uwagę, że to właśnie ofensywa jest największym problemem kielczan. W ataku trener Kuzera rotował pomiędzy Jewgienijem Szykawką a Adrianem Dalmau. Po bokach pomocy biegali Jacek Podgórski, Dawid Błanik czy Mateusz Czyżycki. Wśród ofensywnych pomocników Remacle wygryzł ze składu Ronaldo Deaconu. Powody, by niczego nie ruszać, miał Kuzera od pasa w dół, zestaw Zator – Malarczyk – Trojak – Godinho (a wiosną Briceag) każdy kibic Korony wyrecytowałby obudzony w środku nocy. Z przodu jego zespół kulał. Miał problemy ze zdobywaniem bramek. W osiemnastu rozegranych meczach ligowych uzbierał ledwie dziewiętnaście goli, z których pięć przypadło na wymykającą się wszelkiej logice strzelaninę z Puszczą.
Byłyby więc powody, by czasem spróbować zagrać bez Nono. Hiszpan ma jednak atuty, którymi wyróżnia się na tle ligi i które czynią go nieocenionym dla stylu gry preferowanego przez Koronę. W opartej na pressingu drużynie Kuzery Hiszpan jest piranią, agresywnie doskakującą do przeciwnika natychmiast po stracie, jeszcze bardzo daleko od bramki przeciwnika. Zwykle to od środkowych napastników oczekuje się wykonywania pracy defensywnej już na połowie rywala. Nono to z kolei przykład „defensywnego pomocnika” ustawionego tuż za plecami napastnika. Pracowitej mrówki, która nie zabezpiecza przestrzeni bezpośrednio przed własną obroną, a stanowi pierwszą instancję pressingu. Pod względem zachowania po stracie piłki, dyscypliny w powrocie pod własną bramkę, Korona wyróżnia się w skali ligi. Potrafi nie tylko w kilka sekund wyprowadzić groźną kontrę, ale też w kilka sekund po stracie zabezpieczyć się przed potencjalnie niebezpieczną kontrą rywala. I to właśnie Nono odgrywa w tym elemencie pierwszoplanową rolę.
AGRESJA W DOSKOKU
W statystyce „akcji defensywnych”, czyli wszelkich zagrań mających aktywnie doprowadzić do odebrania piłki, Nono zajmuje według StatsBomb pierwsze miejsce w lidze w przeliczeniu na czas gry. Hiszpan średnio ponad 34 razy na mecz stara się odzyskać posiadanie piłki. Biorąc pod uwagę, że efektywny czas gry w meczach Korony wynosi 50 minut, 32-latek wykonuje tego typu akcje blisko raz na minutę gry. Co charakterystyczne, w pierwszej piątce pod tym względem jest jeszcze dwóch innych graczy Korony – Podgórski i Remacle – co dużo mówi o stylu gry kielczan. To Hiszpan nadaje mu jednak ton.
Nono jest na pierwszym miejscu w skali ligi również pod względem doskoków pressingowych, nawet biorąc pod uwagę, jak często w posiadaniu piłki jest jego zespół. Średnio blisko pięć razy na mecz Hiszpan odbiera rywalowi piłkę w trakcie pięciu sekund od dopadnięcia do rywala. W tej statystyce kroku dotrzymuje mu Yoav Hofmeister, inny kolega z drużyny. Różnią ich jednak strefy, w których operują. O ile Izraelczyk stanowi ostatni rygiel przed obroną, o tyle Nono ustawia się zwykle przynajmniej kilka metrów przed nim. Nie atakuje przeciwnika na alibi, by opóźnić jego atak i pozwolić partnerom ustawić się na pozycjach. Atakuje, by zabrać mu piłkę. Nie daje chwili spokoju w najbardziej zagęszczonej, newralgicznej strefie. I zwykle takie pojedynki wygrywa.
Wiele o sposobie gry zawodnika Korony mówi graficzne przedstawienie jego statystyk w platformie StatsBomb. Gdyby jego radar przedstawiał żółto-czerwoną, doskonale okrągłą tarczę, trzeba by mówić o pomocniku kompletnym, idealnym zarówno z piłką, jak i bez niej. W przypadku Hiszpana bardzo wyraźnie widać zarówno ograniczenia, jak i elementy, w których jest wręcz wybitny. Granice wykresu stanowią statystyki 5% najlepszych i najgorszych w danych elementach zawodników z danej pozycji grających na przestrzeni sezonów w pięciu najsilniejszych ligach Europy. Można więc na ich podstawie ocenić, jak dany zawodnik wypada w porównaniu do najlepszych fachowców od danej dziedziny.
Wykres Nono pokazuje jego braki w sprawach, których zwykle oczekuje się od ofensywnych pomocników. Nie tylko mizernie wypada pod względem goli i asyst. W bardziej szczegółowych statystykach typowo ofensywnych też się nie wyróżnia. Średnia celność podań poniżej 80% sugeruje wprowadzanie więcej chaosu niż porządku. Wbiegnięć z piłką w strefę bezpośrednio przed bramką nie ogląda się u niego często. Udane dryblingi czy uczestniczenie w prowadzących do stwarzania groźnych sytuacji wymianach podań też nie są jego mocnymi stronami. Lepiej jest pod względem bezpośrednio stwarzanych kolegom okazji bramkowych, czyli ostatnich podań.
Ale prawdziwą wartość Nono dla Korony widać w trzech aspektach, którymi może się równać z najlepszymi w Europie specjalistami na tej pozycji: doskoków pressingowych, odbiorów piłki w pressingu i zdobywanych rzutów wolnych. Dane StatsBomb sugerują, że pod tymi trzema względami Nono należy do wąskiej elity. Wynik 99 percentyli w doskokach pressingowych oznacza, że w ligach top 5 tylko 1% pomocników osiąga wartości zbliżone do Nono. Rzadko w polskiej lidze trafia się ktoś, kto w jakiejkolwiek statystyce zakręciłby się w takich rejonach.
Idealne wpasowanie się przez Nono do zespołu, o którym mówił Golański, objawia się właśnie w grze bez piłki. Styl gry wprowadzony przez Kuzerę wymaga bardzo dużej aktywności bez piłki ze strony zawodników przednich formacji i ciągłego myślenia, co się stanie, gdy to rywal ją przejmie. Hiszpan do takiej gry pasuje znakomicie. Razem z Remaclem, Podgórskim, czyli jednym z najlepszych „defensywnych skrzydłowych” w lidze oraz Hofmeisterem, Nono tworzy jedną z najtrudniejszych do sforsowania linii środkowych w Ekstraklasie. Myśląc o dostaniu się pod bramkę Korony, rywale mają prawo kalkulować, że łatwiej będzie zagrać z pominięciem drugiej linii. O ile oczywiście Nono akurat da ich obrońcom czas i miejsce, by posłać dokładne długie podanie. Bo zwykle to brak czasu i przestrzeni jest największym problemem, gdy ma się go obok siebie.
Tego typu aspekty sprawiają, że Korona zbierała jesienią znacznie więcej pochwał niż punktów. Mecze z jej udziałem zwykle oglądało się przynajmniej przyzwoicie, bo w drużynie Kuzery zawsze jest sporo ruchu bez piłki. Kielczanie zakładali w poprzedniej rundzie piąty wśród najbardziej agresywnych pressingów w lidze – przegrywając jedynie z Legią, Lechem, Rakowem oraz Radomiakiem. Zaliczali najwięcej doskoków do piłkarzy prowadzących piłkę. Zaliczali w ten sposób najwięcej odbiorów. Mieli najsilniejszy nawyk atakowania rywala natychmiast po stracie, nawet na połowie przeciwnika. W ich meczach mało więc było wciąż częstego w Ekstraklasie kunktatorstwa – zostawania za podwójną gardą, wracania na pozycje głęboko w defensywie.
Korona potrafiła bronić w sposób zorganizowany daleko od własnej bramki. Jeśli chodzi o jakość sytuacji, do jakich dopuszczała przeciwników, należy do czołowej szóstki ligi. Xavier Dziekoński puścił jesienią mniej goli niż bramkarze Jagiellonii, Rakowa, Lecha, Legii i Pogoni, a jednak nikt nie wystawiał mu indywidualnych laurek. W przypadku Korony dobry wynik w kwestii straconych goli faktycznie był zasługą całej jedenastki bardziej niż bramkarza.
KONIECZNOŚĆ CHODZENIA NA KOMPROMISY
Korona nie bije się jednak o czołowe lokaty, a o utrzymanie, bo atuty Nono są jej atutami, a jego słabości, słabościami całego zespołu. Kuzerze i Golańskiemu udało się w Kielcach zbudować zespół bardzo dobry w agresywnej grze bez piłki. Ale zawodnicy, którzy potrafią taki sposób grania połączyć z wielkimi umiejętnościami z piłką przy nodze i konkretami pod bramką, są dziś poszukiwani na całym świecie i kosztują miliony. Polskie kluby, zwłaszcza te dysponujące bardzo ograniczonymi budżetami, muszą chodzić na kompromisy.
Zwykle do naszej ligi trafiają więc hiszpańscy magicy, którzy umiejętności techniczne mają nawet na poziomie La Liga, ale w ojczyźnie się nie przebili, bo zabrakło im pracowitości bez piłki i dyscypliny taktycznej wymaganej na najwyższym poziomie. Polskie kluby biorą ich z dobrodziejstwem inwentarza, bo pracusiów z odpowiednią dyscypliną zwykle im nie brakuje, a na rynku panuje deficyt ludzi z różdżkami w butach.
Korona wzięła hiszpańskiego ofensywnego pomocnika z przeciwnym defektem. Technicznie nieprzerastającego ligi tak, jak wielu jego rodaków, za to interpretującego grę w piłkę jako ciężką pracę fizyczną. Trudno się dziwić, że akurat w Kielcach takie podejście trafiło na podatny grunt. Banda świrów może być już pojęciem z odległej przeszłości, nikt nie oczekuje już od zawodników kilkumetrowych wślizgów i golenia się łyso. W dzisiejszym futbolu zaangażowanie i walka objawiają się już w inny sposób. Właśnie w taki, w jaki definiuje je Nono. Uśmiechnięty, niepozorny i drobny chłopak, na boisku doskakujący do rywala z entuzjazmem foksteriera. Jeśli Kuzera był symbolem Korony, w której grał przed dekadą, Nono jest symbolem drużyny, którą od roku tworzy jako trener.
Czytaj więcej o Koronie Kielce:
- Golański: Zawodnicy robią progres. Chcemy zarabiać na transferach [WYWIAD]
- Hofmayster: Mój pradziadek zbudował moje miasto, a dziadek przeżył Holokaust [WYWIAD]
- Prezes miejskiego klubu i wybory, czyli nic dobrego z tego nie będzie
Fot. Newspix