Na Montjuic zobaczyliśmy jeden z najbardziej szalonych meczów sezonu, który tylko potwierdził, że Barcelona jest rozchwiana emocjonalnie. W te ponad 100 minut gry pokazała nam wszystkie swoje skrajne twarze. Dostaliśmy Barcelonę pełną wylewów w defensywie, wbijającą sobie gole, tracącą 16 bramek w ostatnich pięciu meczach. Obejrzeliśmy też znakomitą Barcelonę, która w mniej niż 11 minut jest w stanie strzelić trzy gole i wrócić z 0:2 na 3:2. Na koniec w świat idzie jednak rezultat 5:3 dla Villarrealu. Adiós Xavi? Na pewno adiós mistrzostwo Hiszpanii…
Chwaliliśmy Real Madryt za mentalność zwycięzców i do pewnego momentu powinniśmy też cmokać nad wielkim powrotem Blaugrany. Mieli kilkanaście minut, gdy grali jak z nut, pokazali mocny charakter i wychodziło im absolutnie wszystko. Była to jednak krótka cząstka meczu, w którym Katalończycy do samego końca grali o zwycięstwo, ale kończą jako mem i drużyna rozchwiana emocjonalnie. Mistrzowie takie spotkania zamykają i wygrywają. Kluby takie jak Barcelona, czyli doskonale atakujące i śmieszne w defensywie, kończą właśnie w taki sposób jak na Montjuic.
Dopiero co kibice Barcelony musieli przełknąć odpadnięcie w ćwierćfinale Pucharu Króla, a kilka dni przed własną publicznością z Villarrealem wskoczyli na huśtawkę nastrojów. Przez ponad 100 minut przeszli przez każdy możliwy stan kibica – dumę, wstyd, euforię, rozczarowanie, wściekłość, poczucie niesprawiedliwości… tam było dosłownie wszystko. I chociaż te emocje uzależniają, kończą jako przegrani z 10 punktami straty do prowadzącego w tabeli Realu Madryt.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1751310432873144488
Najbardziej dyskutowaną sytuacją pierwszej połowy była bramka dla zawodników Marcelino. Z pierwszej perspektywy wyglądająca na zupełnie legalną, stąd też tak długo celebrował ją Gerard Moreno, ale finalnie okazało się, że Alexander Sørloth wykonał tam koszykarski wyblok i zgodnie z przepisami sędziowie słusznie anulowali gola Villarrealu. Przysporzyło to tyle emocji, że temat meczu wydawał się już być znany.
Villarreal schodził na przerwę z prowadzeniem 1:0, bo po chwili Sorloth & Gerard Moreno zrobili to samo, ale już nie naruszając przepisów.
Druga odsłona gry to był jednak rollercoaster emocjonalny dla każdego. Xavi reaguje trzema zmianami w przerwie. Wskazuje jako winnych sytuacji Andreasa Christensena oraz Oriola Romeu, zdejmuje też nastoletniego Hectora Forta. I ma ruszać po swoje…
Nic bardziej mylnego. Joao Cancelo zachowuje się jak junior i na złotej tacy daje bramkę Villarrealowi. Kolejne odcięcie prądu w defensywie, ale do tego Katalończycy zdążyli przywyknąć w ostatnim czasie. 2:0 dla ekipy Marcelino. Oglądamy drużynę, która gra na zwolnienie Xaviego i chce zakończyć ten cyrk raz na zawsze.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1751319070941548915
Ale następuje niesamowita odmiana. Po godzinie jest kryminał, lecz Barcelona rusza do szaleńczego ataku. Impet tych akcji jest imponujący. Pożerają przeciwnika. Wychodzi im wszystko do tego stopnia, że nawet złe przyjęcie piłki zdezorientowanego i nieobecnego Lewandowskiego kończy się asystą piętką do Gungogana. Gdy Niemiec nie trafia w piłkę w kolejnej akcji, asystuje Pedriemu. To wszystko wynika z tego, że zawsze ktoś jest głodny piłki, a Katalończycy atakują wściekle. 1:2. 2:2. 3:2. Zrobili to w 10 minut i 55 sekund. Szaleństwo!
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1751322730375364771
Do tego wielkiego powrotu w pierwszej kolejności poprowadził ich Ilkay Gundogan, który uczestniczył w każdej akcji bramkowej, a nawet był blisko wywalczenia rzutu karnego. Chociaż sędzia zmienił swoją decyzję po podejściu do monitora, bo uznał że odległość między Ilkayem a defensorem była zbyt bliska, by klasyfikować to jako nieprzepisową rękę. Blaugranę ciągnęli też Pedri i Lamine Yamal. To były trzy najjaśniejsze postaci tej drużyny.
Pokazali mentalność zwycięzców. Wyszli z dołka. Zagrali znakomitą, atrakcyjną piłkę. Ale mecz trwa trochę dłużej niż ten kwadrans, gdy zafundowali kibocom najlepsze co mieli. To jest właśnie różnica między Realem Madryt a Barceloną… ci pierwsi jeśli mają słabszy dzień, to zmęczą cały świat, ale dopiszą trzy punkty i w najbrzydszym stylu świata dowiozą ten rezultat na doświadczeniu. Barcelona odrobiła, umyła ręce i już chciała schodzić do szatni z poczuciem dobrze wykonanego zadania.
I wtedy Goncalo Guedes wbił na 3:3 po kontrataku. Portugalczyk dostał autostradę i zrobił z tego użytek. Nie szkodzi, że przed jego wypożyczeniem prezes Benfiki powiedział, że z tak rozwalonymi kolanami nie jest w stanie grać w piłkę dłużej niż 20-25 minut. Na taką bramkę wystarczyło.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1751325086731112679
Przyznajemy: to mogło się potoczyć absolutnie w każdą stronę. Barcelona mogła kończyć w glorii, mogła wyjść na 4:3, miała ku temu mnóstwo okazji. Ale klasycznie – możemy sobie malować różne teorie jednak na końcu ten klub nie potrafi stawiać kropki nad i. Zamiast sieknąć jeszcze jedną bramkę i podkreślić ten fenomenalny potencjał ofensywny, zapamiętamy tę drużynę z totalnej amatorki w defensywie.
Bo tak trzeba nazwać okazję na 3:4. Mem za memem. Nieudolne blokowanie rywala. Wybijanie piłki na oślep. Bramkarz niepotrafiący złapać piłki. No wyglądało to tak komicznie, a Sorloth wbił piłkę do siatki w 99. minucie meczu.
Głowa chodziła nam w lewo-prawo jak w tenisie, ale to jeszcze nie koniec, bo Ronald Araujo mógł to jeszcze odmienić i wyrównać na 4:4. Wcześniej tak samo Barca mogła zamknąć mecz, gdyby lepiej zachował się Vitor Roque. Okazji było pełno, ale po prostu tego nie zrobili. A kto nie domyka swoich spraw, najczęściej na tym traci i cierpi.
Krótko i na temat:
Czy te bramki zakończyły erę Xaviego w @FCBarcelona ❓ pic.twitter.com/9Zx5pzvlut
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) January 27, 2024
Gdy Urugwajczyk rzucał butelką i wściekał się, że nie wyrównał, Villarreal wbił jeszcze jedną na spokoju na 5:3. Defensywa Blaugrany naprawdę wyglądała jak ser szwajcarski. Dziury, dziury i jeszcze raz dziury.
Kataloński zespół jawi nam się jako ekipa totalnie niestabilna emocjonalnie i pokazująca kilka różnych twarzy w jednym meczu. Ale to nie jest wina grających dzieciaków, tylko trenera, która nie potrafi jej nadać spokoju. Jeśli atakują, potrafią być w tym najlepsi na świecie. Ale jako zespół nie istnieją, bo w defensywie jest ją w stanie zaskoczyć każdy. Niezależnie, czy to trzecioligowiec, czy Villarreal, który nie potrafi wygrać spotkania (w sześciu poprzednich meczach zwyciężyli raz).
Kiedy już emocje ochłoną, możemy sobie uświadomić dwie rzeczy
- Barcelona jest w lidze 10 punktów za Realem Madryt. I to oznacza, że najprawdopodobniej żegna się z wyścigiem o mistrza Hiszpanii.
- A to z automatu oznacza, że jest w grze wyłącznie o Ligę Mistrzów. Rozgrywki, gdzie każdy moment niestabilności emocjonalnej jest brutalnie karany. Tam trzeba być bezbłędnym.
Adiós Xavi? Pytanie brzmi już jedynie: kiedy nastąpi to wyczekiwane pożegnanie…
BARCELONA – VILLARREAL 3:5 (0:1)
Gundogan 60, Pedri 68, Bailly 71 (samobój) – Sorloth 41, Akhomach 54, Guedes 84, Sorloth 90+9, Morales 90+12.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Kapuadi: Chcieli mnie złamać, ale nie złamali. Profesjonalizm mam w DNA
- Wiara zamiast zwątpienia. Jak Juergen Klopp zbudował kościół na Anfield
- Raport z Turcji: Widzew wstał po Gongu. Polski sędzia szastał kierami
- Raport z Turcji: Cracovia nie może spaść z ligi, a Rózga nie może nie zostać piłkarzem
- Trela: Kluby wiecznie wielkie. Kto w Europie najdłużej trzyma się na szczycie?
- Prezes miejskiego klubu i wybory, czyli nic dobrego z tego nie będzie
Fot. Newspix.pl