Reklama

Barcelona żegna się Pucharem Króla. Ludzi w szoku nie stwierdzono

Bartek Wylęgała

Autor:Bartek Wylęgała

25 stycznia 2024, 00:25 • 6 min czytania 33 komentarzy

Barcelona z jakiegoś powodu przyzwyczaiła nas w ostatnim czasie, że rozgrzewka jest skuteczna tylko wtedy, kiedy przedłuży się ją o dobre dwadzieścia minut. Widzieliśmy to przeciwko Betisowi, widzieliśmy to przeciw Realowi. W Katalonii zwyczajnie wolą sobie odpuścić początek spotkania, by później wejść na wyższe obroty. Ale dziś to nic nie dało. Athletic Bilbao wygrał po dogrywce 4:2 z Barcą.

Barcelona żegna się Pucharem Króla. Ludzi w szoku nie stwierdzono

Ta taktyka nie ma prawa działać w każdym meczu. Brutalnie się na niej Blaugrana przejechała w ostatnim El Clasico, które wpędziło Xaviego w dyskusję na temat sensowności jego projektu. Pewnie i słusznej. W ubiegłym sezonie jego podopieczni byli często krytykowani za brutalny pragmatyzm i grę zupełnie nieatrakcyjną dla przeciętnego widza. A w tym? Z jednej strony, trzeba docenić zdolność do przyjęcia dobrze uzasadnionych opinii, jakiejś chęci uatrakcyjnienia swoich meczów. Ale z drugiej chyba niekoniecznie w ten sposób. Barca od dłuższego czasu nie porywała swoją grą, ani trochę nie wyglądała jak zespół, który w przyszłym sezonie będzie gotowy na Europę.

Ten mecz miał być inny. To miała być okazja dla katalońskiego szkoleniowca do odpowiedzi na krytykę, która spadła na jego głowę po ostatnich wynikach. Wygląda jednak na to, że nie szukał zbytnio inspiracji w grze największych artystów futbolu. Zamiast tego znalazł ją wśród bukmacherów.

Atheltic Bilbao – FC Barcelona 4:2 pod dogrywce. Barcelona i turnieje – para niedobrana

Handicap to zakład, który odpowiada na pytanie „czy gdyby drużyna X zaczynała z Y bramek straty, to wygrałaby i tak?”. Prościej, to doliczanie goli jednej z drużyn jeszcze przed startem rywalizacji. W ten sposób nasz kupon może się okazać wygrany, nawet jeżeli wynik byłby remisowy.

Tyle że to zakład, który powinien zostać w obrębie bukmacherki. I wydawałoby się, że seria niedawnych przecież afer wokół niej powinno skutecznie odstraszać środowisko piłkarskie od romansu z tym rodzajem hazardu. Barcelona dość awangardowo natomiast oparła na nim swoje podejście do meczów.

Reklama

Pal licho, gdyby błyskawiczna bramki Gorki Guruzety byłaby jakimś wyjątkiem. Bywa, za takie właśnie przypadki kochamy futbol. Ale tym sezonie to już dziewiąta bramka stracona w pierwszych minutach pojedynku. „Duma Katalonii” notorycznie na boisko wychodzi zdekoncentrowana i dopiero po rozpoczynającym gwizdku układa sobie plan na spotkanie.

Dziś w pierwszej połowie oczywiście się udało. Robert Lewandowski generalnie grał tak, jak mniej więcej oczekiwalibyśmy przed pierwszym gwizdkiem. To nie ten sam Robert co sezon temu, absolutnie. Ale jednak tego dnia w najważniejszym momencie poszedł za akcją i odpowiednio wyczuł, kiedy należało nieco przycisnąć. Bramka kuriozalna, absolutnie losowa i taka, która pewnie jeszcze przez kilka tygodni będzie przez kibiców omawiana. Nie można jednak powiedzieć, że niezasłużona.

Oba trafienia dla Barcy, które widzieliśmy w pierwszej połowie to dzieci nagłego zmiany stylu gry, który nam pokazali goście. Przejście z niskiego pressingu i nastawienia raczej na kontratak z wysokości własnego pola karnego, do preferowanego w dzisiejszych czasach ataku od pierwszej linii. Dobrze, że Xavi jakoś zareagował na naprawdę mierny początek meczu. Tylko że widzimy tę sztuczkę naprawdę regularnie i czas się zastanowić, czy legendarny pomocnik dysponuje tak naprawdę innymi scenariuszami gry.

To może wystarczać, gdy piłkarze na boisku wyraźnie dominują nad przeciwnikami jakościowo. Dziś tak jednak nie było, bo gospodarze swojego obiektu bronili jak niepodległości. Chyba najlepiej to było widać na przykładzie Malcolma Aresa. 22-latek walczył o każdą kępkę trawy – w końcu już w pierwszych kilkudziesięciu sekundach meczu dosłownie głową próbował wybić piłkę spod nóg obrońcy Barcy, czym pośrednio doprowadził do bramki Guruzety. Ale przecież byli na boisku także bracia Williams, gdzie ten młodszy będzie się pewnie dziś w nocy śnił Julesowi Kounde, ani na chwilę nie dając mu spokoju. Starszy z kolei na boisko wbiegł niemal wprost z Pucharu Narodów Afryki, w którym brał udział jeszcze w niedzielę. Widać od początku było, że jego motywacja do gry w tym meczu nie była jedynie ruchem pod publikę, bo choć (początkowo) tradycyjnie już miał problemy ze skutecznością, to był nieocenioną pomocą w grze w rozegraniu. A rozstrzygające trafienie? Było tylko ukoronowaniem jego fantastycznej jakości.

Tytuł człowieka meczu należy się jednak bezsprzecznie Ernesto Valverde. Athletic tak na dobrą sprawę był w wyraźnych opałach wyłącznie pod koniec pierwszej połowy, kiedy Barcelona naprawdę niespodziewanie przyspieszyła tempo. Od czegoś jednak ma się fachowca na ławce, który w ciągu jednej przerwy zupełnie zmienił swój zespół. Skończył rozgrywanie zagęszczonym środkiem pola, a akcje od tamtej pory prowadził głównie skrzydłami. Nie były to drastyczne zmiany, ale skrojone akurat pod nową twarz przeciwnika. To, że ten zbytnio innych nie miał, działało dziś tylko na korzyść Basków.

Wszystkie drogi prowadzą do szatni

To wcale nie jest tak, że Athletic dziś był jakimś wzorem nie do doścignięcia. Absolutnie, ani trochę. To był cholernie zmotywowany zespół, gotowy gryźć każdą kępkę trawy. Mający szczęście, że akurat na ich ławce zasiada tak obyty w pucharach szkoleniowiec, który doskonale rozczytywał grę na boisku. Tyle że to wcale nie brzmi jak przepis na wygraną, a jak minimum wymagane do rywalizacji w rozgrywkach pucharowych.

Reklama

Xavi jest naprawdę niezłym trenerem ligowym. Może i w tym sezonie to nieco bardziej kontrowersyjna opinia. Sęk w tym, że kiedy jego pierwszy plan na spotkanie nie wypala, zupełnie się gubi. A w turniejach, gdzie każda drużyna próbuje w jakiś sposób zaskoczyć przeciwnika, przygotowując się pod ten jeden, konkretny mecz, to niemal dyskwalifikująca cecha. Dlatego, gdy spotyka się z tym trenerem w drabince, wystarczy być tylko Athletikiem. Drobny element zaskoczenia i niezła elastyczność taktyczna wtedy w zupełności wystarczy.

Nie będziemy ujmować indywidualnościom w Barcelonie. Dziś naprawdę ciężko się było przyczepić do poszczególnych postaci, bo piłkarze tacy jak De Jong niemal do samego końca zostawiali na boisku serducho, wierząc w wygraną. Lamine Yamal ponownie z kolei daje dowód na to, że jego organizm może być lekko wyeksploatowany, skoro po jednym ze sprintów złapał się za mięsień dwugłowy, ale także na swoją niezaspokojoną chęć gry. Kilka ciepłych słów zdecydowanie należy się Hectorowi Fortowi, bo 17-latek pomimo tego, że został wrzucony w sam środek pierwszej połowy po kontuzji Alejandro Balde dziś był chyba najpewniejszym punktem obrony Blaugrany. Tego nie da się Xaviemu zresztą odebrać. Mało jest w tej branży trenerów, którzy tak dobrze rozwijają konkretne postacie. Ale Barcelona chyba już wychodzi z kryzysu post-Bartomeu i pasuje ją na nowo rozliczać jak tuzę światowej piłki.

Zwycięska bramka nadeszła dopiero w dogrywce, jasne. Tylko mecz tak naprawdę spod kontroli wymknął się w momencie, kiedy Barca na początkach obu połów nie potrafiła zachować choćby minimum skupienia.

Athletic Bilbao – Barcelona 4:2 po dogrywce

G. Guruztea 1′, R. Lewandowski 26′, L. Yamal 32′, O. Sancet 49′, I. Williams 105+2′, N. Williams 120+1′

WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Nie Real, nie Barcelona, a Jordan-Sum Zakliczyn. Szczerze wierzy, że na około stumiejscowy stadion z atrakcyjnym dojazdem zawita jeszcze kiedyś Puchar Mistrzów. Do tego czasu pozostaje mu oglądanie hiszpańskiej i portugalskiej piłki. Czasem lubi także dietę wzbogacić o sporty walki, a numerowane gale UFC są dla niego świętem porównywalnym z Wielkanocą. Gdyby mógł, to powiesiłby nad łóżkiem plakat Seana Stricklanda, ale najpierw musi wymyśleć jak wytłumaczy się z tego znajomym.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka ręczna

Thriller w Lidze Mistrzów! Kielczanie odpadają po rzutach karnych

redakcja
2
Thriller w Lidze Mistrzów! Kielczanie odpadają po rzutach karnych

Hiszpania

Francja

Marcin Bułka nominowany do nagrody najlepszego bramkarza ligi francuskiej

Damian Popilowski
0
Marcin Bułka nominowany do nagrody najlepszego bramkarza ligi francuskiej

Komentarze

33 komentarzy

Loading...