Reklama

Geniuszom wolno więcej. Czy „nielubiany” Josue powinien zostać w Legii? [KOMENTARZ]

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

11 stycznia 2024, 17:57 • 6 min czytania 72 komentarzy

Dziennikarz Łukasz Olkowicz powiedział, że Josue jest nielubianym zawodnikiem w szatni i ma tam zupełnie inny wizerunek niż na zewnątrz wśród kibiców. Kiedy ważą się losy przedłużenia kontraktu z 33-letnim Portugalczykiem, to z pewnością mocny osąd rzutujący na jego osobę. Myślę, że Josue na pewno jest postacią budzącą skrajne emocje, bardzo krewką, polaryzującą i grającą w ekipie Kosty Runjaicia na specjalnych zasadach. Nikt nie musi biegać mniej niż kapitan Legii, co pewnie nie każdemu się podoba. Nie wszyscy go kochają, ale nie zgodziłbym się ze stwierdzeniem Olkowicza. Szatnia Legii musiałaby być bardzo słaba, żeby dać się ustawiać człowiekowi, który dwa lata temu przyleciał do Warszawy.

Geniuszom wolno więcej. Czy „nielubiany” Josue powinien zostać w Legii? [KOMENTARZ]

– Myślę, że Josue nie jest lubiany w Legii. Ma inny wizerunek w szatni niż na zewnątrz. Sam stawiam pytanie w moim artykule, czy artystom wolno więcej? Dostał ogromną wiedzę od Kosty Runjaicia i części piłkarzy być może to się nie podoba, ale też on odpłaca się golami, asystami, nieszablonowymi zagraniami. W szatni Legii dzisiaj panuje Josue i długo, długo nikt. Runjaić dba o jego zdanie, wysłuchuje go, części szatni może się to nie podobać, ale on broni się na boisku. Słyszałem też takie głosy, że klub będzie grał lepiej bez niego, bo jest przewidywalny w ekstraklasie, ale dwa najsłabsze mecze ze Śląskiem i Jagiellonią Legia zagrała bez niego – mówił dziennikarz Łukasz Olkowicz w programie „Okno Transferowe” w Meczykach.

Takie kulisy to część zajawki dużego cyklu tekstów Łukasza Olkowicza o warszawskim klubie, ale mam problem z takimi stwierdzeniami jak „nielubiany Josue”. Przede wszystkim dlatego, że to niezwykle trudne do oceny w 30-osobowej szatni wypełnionej głównie wybujałymi ego. Każdy chciałby być samcem alfa, więc kiedy ktoś wychodzi mocno przed szereg, nie każdemu może się to podobać.

Miałem okazję poznać Josue, robić z nim wywiady czy obserwować z bliska, jak funkcjonuje w grupie podczas każdego wyjazdu Legii w Lidze Konferencji. I absolutnie nie powiedziałbym, że jest nielubiany. To oczywiste, że ma swoją grupkę, na czele z Yurim Ribeiro czy Gilem Diasem ze względu na język portugalski, ale nie chodzi własnymi ścieżkami. Powiedziałbym tak: bardzo specyficzny gość, niezwykle dobry człowiek i bardzo silny charakter. Czasem rozmawiasz z nim o przyziemnych rzeczach i zaskoczy cię bardzo nietypowymi stwierdzeniami. Ale w porządku, to jego zdanie. Nie gryzie się w język, zwraca ci uwagę, jest szczery, wchodzi w dyskusję, potrafi skrytykować.

A wiemy, jak to wygląda: nie każdemu pasują silne osobowości. W zasadzie mało komu.

Reklama

Powiedziałbym, że Josue jest właściwą postacią jako kapitan drużyny. Nie tylko dlatego, że odjeżdża umiejętnościami czy wizją gry, ale jest bardzo zaangażowany w sprawy klubu. Zresztą budowanie drużyny, gdzie on nie jest centralną postacią, absolutnie nie miałoby sensu. Taki Josue rzeczywiście mógłby z czasem stanowić jakiś problem. Ale tutaj widzimy go w pierwszoplanowej roli – prowadzenia do sukcesów, kłótni z rywalami czy sędziami, walki o sprawy Legii, kontaktu z kibicami czy nawet zaangażowania w akcje charytatywne albo marketingowe klubu.

Jeśli ktoś nie lubi Josue, a z pewnością znajdą się takie jednostki w szatni, to wynika to wyłącznie z rywalizacji silnych charakterów. Albo dużego ego, bo każdy chciałby być pierwszoplanową postacią i działać na specjalnych warunkach.

Rzucę hipotetycznymi sytuacjami: Marc Gual w Jagiellonii był najważniejszym zawodnikiem, wszystko kręciło się wokół niego i jako gwiazda został królem strzelców ligi. Teraz gdy jest pytany o słabsze liczby, odpowiada, że ma zupełnie inną rolę: pracuje na drużynę i z tego jest rozliczany. Ale pewnie wolałby mieć status Josue. Ernest Muci bardzo często słyszy od Kosty Runjaicia, że musi ciężej pracować w defensywie, nie może się wyłączać, bo jego ponadprzeciętne umiejętności i talent to nie wszystko. Z pewnością znacznie starszy i doświadczony Josue nie jest rozliczany na takich samych warunkach. Juergen Elitim zawsze czuł się kreatywnym rozgrywającym, ale teraz również pracuje więcej w cieniu, a praktycznie w każdej akcji oddaje piłkę do Portugalczyka. Przyszedł do klubu i musi znać miejsce w hierarchii, nie każdy może sobie pozwolić na taką brawurę jak kapitan. To zwykłe boiskowe obserwacje z trybun, bo nie jest sztuką zauważyć, że Josue może sobie pozwolić na więcej niż inni.

Ale za przywilejami idą również wymagania i obowiązki.

Josue nie miałby takiej swobody, gdyby nie był piłkarzem z innej planety. Gdyby nie wprawiał w zachwyt kibiców i nie posyłał kosmicznych asyst. Liga Konferencji była najlepszą reklamą jego talentu, gdy widział znacznie więcej niż inni, a nawet przeciwnicy zachwycali się, co z piłką wyprawia ten 33-latek, który ślamazarnie rusza się po boisku. Gdy wracaliśmy z Mostaru, zapytałem go, kto z Legii mógłby grać w dzisiejszej Aston Villi prowadzonej przez Unaia Emery’ego.

– Erni Muci. Ale gdyby nie był takim sleepy boy. No i oczywiście ja, gdybym był młodszy i szybciej biegał – rzucił z charakterystyczną dla siebie szczerością i poklepał się po klatce.

Reklama

Niektórych może to wkurzać, ale Josue nie gra pod siebie, tylko naprawdę dba o sprawy drużyny. W Alkmaar został wskazany przez ochroniarzy jako ten cwaniak, który rzucał się do wszystkich, bo oczywiście był w pierwszym rzędzie. Ale to on od razu mówił, że nie wyda policji samego Radovana Pankova, tylko jedzie z nim na komisariat. Nie stał bezczynnie, tylko pierwszy stawał w obronie kolegów, chociaż finalnie to on był wyciągany z autobusu jak kryminalista i spędził noc w areszcie.

Kiedy zaczyna się rozróba, Josue jest w pierwszy w obronie drużyny.

Jest szczery bardziej niż inni, często pewnie bezczelny, mający swoje spojrzenie na świat i specyficzne zasady. I pewnie dlatego w połączeniu z niezwykłymi umiejętnościami został wybrany na kapitana przez Kostę Runjaicia. Na pewno nie można mu jednak zarzucić, że nie jest zaangażowany w życie tej szatni. Kiedy do Warszawy przyleciał uśmiechnięty, wesoły Japończyk, to Josue pierwszy wziął go pod swoje skrzydła. Od wejścia zabrał Ryoyę Morishitę i powiedział: kolego, pokażę Ci, o co tu chodzi.

Starć w szatni Legii jest wiele. Jak w każdej innej szatni. Nie raz Josue z kimś się pokłócił, poszarpał, posprzeczał. Czasem o to, że ktoś pracował na mniejszych obrotach, czasem że nie podał mu piłki w odpowiedniej sytuacji. Pamiętajmy jednak, że nie mówimy o jakiejś sterylnej grupie, tylko szatni piłkarskiej, gdzie 30 facetów uważa, że są najważniejsi na świecie. Tam musi dochodzić do spięć.

Pewnie gdybym przeprowadził anonimową ankietę w swojej pracy, również wyszłoby, że jestem nielubiany. Dla kogoś w porządku, dla innych gość, z którym nie można znaleźć wspólnego języka. I tak byłoby w każdej pracy – przy dużej grupie ludzi zawsze znajdą się sympatie i antypatie.

Gdyby jednak Josue był powszechnie nielubiany i powodował irytację drużyny, bardzo zdziwiłoby mnie, że szatnia z Arturem Jędrzejczykiem, Rafałem Augustyniakiem czy Pawłem Wszołkiem nie zrobiłaby z tym porządku.

Jeśli ktoś się wkurza, to bardziej o to, na jakich specjalnych zasadach działa Josue i dlaczego wolno mu więcej. Albo dlaczego to on jest bohaterem numer jeden.

Ale koniec końców to w nim zakochują się kibice – Legia dawno nie miała takiego magika w składzie i zarazem tak wyrazistej postaci poza boiskiem. Jestem sympatykiem osobowości Portugalczyka, bo dodaje mnóstwo kolorytu do ligi wydrenowanej z kolorowych postaci. Pozostaje bardzo mocnym charakterem i z pewnością nie każdemu to odpowiada, ale powiedziałbym, że finalnie bardziej zjednoczył, niż poróżnił szatnię Legii.

Przed Jackiem Zielińskim i Kostą Runjaiciem niewątpliwie jednak trudne zadanie. Już dzisiaj wszystko kręci się wokół Josue i trzeba znać jego instrukcję obsługi – być może wyczaruje asystę z kosmosu, ale pressing nigdy nie będzie tak dobrze zorganizowany, jeśli brakuje dynamiki jednego z ofensywnych graczy. Josue zawsze trochę ci zabiera, ale bardzo dużo oddaje. Pytanie, kiedy przyjdzie ten moment, gdy ten bilans się odwróci. Póki co jednak nadal 33-latek jest twarzą Legii, połykającą tę ligę umiejętnościami.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix.pl

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

72 komentarzy

Loading...