Reklama

Riza Durmisi w ŁKS: czy to ma prawo wypalić? „Wielkie umiejętności, kiepska mentalność”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

10 stycznia 2024, 16:36 • 11 min czytania 7 komentarzy

Grał w La Liga. Grał w Serie A. Grał w Ligue 1. 23 razy założył koszulkę reprezentacji Danii. Riza Durmisi jak na Ekstraklasę ma znakomitą przeszłość, a jak na zamykający stawkę ŁKS wręcz kosmiczną. Rzecz w tym, że to wszystko działo się już dość dawno i w kontekście teraźniejszości stanowi jedynie taką samą ciekawostkę jak to, że wystawiony na listę transferową Zagłębia Sosnowiec Juan Camara zaliczył kiedyś dwa występy w Barcelonie i ma wspólne zdjęcia z Xavim czy Iniestą.

Riza Durmisi w ŁKS: czy to ma prawo wypalić? „Wielkie umiejętności, kiepska mentalność”

Od momentu transferu do Lazio kariera tego zawodnika to jeden wielki zjazd, czego finałem był poważny uraz, półroczne bezrobocie i podpisanie kontraktu w Łodzi.

Riza Durmisi – nowy piłkarz ŁKS [HISTORIA]

Umiejętności duże, mentalność kiepska

Przez ostatnie pięć i pół roku Durmisi rozegrał zaledwie 50 meczów, z czego 19 dotyczy pierwszego sezonu w Rzymie. Jeżeli ograniczymy się do statystyk od sezonu 2019/20, wyjdzie nam zaledwie 31 występów, dających łącznie 1620 minut. Dla porównania: Paweł Wszołek tylko minionej jesieni uzbierał w Legii ponad 2500 minut. Przepaść.

Co gorsza, można mieć niemal stuprocentową pewność, że jeżeli Duńczyk nie zmienił swojego podejścia do futbolu i życia, jego pobyt w Łodzi zakończy się totalną klapą. W takim wypadku nikt nie powinien być zaskoczony, gdyby nie wypełnił nawet półrocznej umowy, którą podpisał z beniaminkiem.

Reklama

Jeśli bowiem coś poza kontuzjami blokowało rozwój jego kariery, to właśnie kiepska mentalność. Do walorów czysto piłkarskich nikt nie ma wątpliwości: to jest kawał grajka. Potwierdzają nam to Polacy, którzy dzielili z nim szatnię w Salernitanie w sezonie 2020/21 (5 meczów).

Technicznie bardzo dobry zawodnik, super do gry kombinacyjnej, dobry duch szatni, kontaktowy. Ma duże doświadczenie, pograł trochę z prawdziwymi piłkarzami – mówi nam Tomasz Kupisz, obecnie ponownie zakładający koszulkę Jagiellonii Białystok.

Umiejętności fenomenalne. Wybiegany, techniczny, finezyjny, ale nie był tytanem pracy i pierwszym wyborem trenera. Dużo było sytuacji, w których nie patrzyliśmy na niego jak na wzór do naśladowania w podejściu do obowiązków. Do tego często miał problemy zdrowotne – nieco więcej do powiedzenia w tym drugim aspekcie ma obrońca Cracovii, Paweł Jaroszyński.

Grający dla Danii Albańczyk urodzony na terenie Macedonii

Nie chodzi o to, że Durmisi będzie w szatni konfliktowy i zacznie psuć atmosferę. To po prostu gość o lekkomyślnym, zbyt swobodnym podejściu do życia, który szybko potrafi stracić motywację. W Leganes dobrze zaczął i najwyraźniej uznał, że dalej wystarczy dawać z siebie 50 procent, co skończyło się utratą miejsca w składzie i obrażeniem na trenera. W Tenerife, swoim ostatnim klubie przed ŁKS-em, zagrał 8 minut i doznał poważnej kontuzji kolana. Przeszedł operację i pewnie wróciłby na boisko szybciej, gdyby nie lekceważył zaleceń lekarzy, przez co jego przerwa znacznie się wydłużyła.

Być może niektóre rzeczy kiedyś przyszły mu zbyt łatwo i zbyt szybko. Nie trudno wtedy o życiową sodówkę komuś będącemu wnukowi albańskiego emigranta, który uciekł z Macedonii do Danii. Durmisi jako dziecko mieszkał w miasteczku Ishoj z rodzicami, wujkami i trzema kuzynami. – Tylko mój ojciec miał pracę, więc tylko on mógł sobie pozwolić na spanie w pokoju. Resztę przestrzeni podzieliliśmy – wspominał.

Reklama

Już jako 19-latek stał się ważnym ogniwem Broendby. Na początku rotowano go między lewą pomocą a lewą obroną, z czasem ugruntował swoją pozycję na tej drugiej pozycji. Zanim wyruszył w świat, był już reprezentantem Danii, choć oczywiście – jak to on – musiał w niektórych kwestiach dolać oliwy do ognia. Zanim jeszcze ktokolwiek zaprosił go na zgrupowanie, ujawnił, że propozycję złożyła mu federacja macedońska, jako że urodził się w Tetowie. Stwierdził jednak, że gdyby selekcjoner Morten Olsen go powołał, wolałby grać dla Danii. Olsen odpowiedział mu, żeby najpierw udowodnił wartość na boisku, a potem składał deklaracje w prasie. Mimo to już wtedy przyznał, że rozważa powołanie tego piłkarza i koniec końców Durmisi wystąpił za jego kadencji siedem razy.

Brak powołania na mundial bolesnym ciosem

Nie przeszkodziło mu to po eliminacyjnym meczu z Albanią, który był dopiero jego drugim spotkaniem w duńskich barwach, stwierdzić, że najchętniej reprezentowałby Albanię ze względu na swoje korzenie, lecz tamtejsza federacja nigdy się nim nie zainteresowała. Odpowiedział tym samym na teksty albańskich kibiców, wyzywających go od zdrajców.

Wcale nie czuję się zdrajcą, ale prawdziwym Albańczykiem. Mam albańskie korzenie z Tetowa i jak już mówiłem, dokonałem wyboru po tym, jak zobaczyłem, że żaden z działaczy AFL nie wyraził zainteresowania moją osobą. Dorastałem w Danii, zdobyłem tam wykształcenie, a kiedy przyszedł czas na podjęcie decyzji, nikt inny się do mnie nie odezwał, dlatego zdecydowałem się grać dla tego kraju, ponieważ musiałem myśleć o sobie jako piłkarzu – tłumaczył.

Tą szczerością na pewno sobie nie pomógł. Jednej strony i tak w pełni nie udobruchał, a drugą przynajmniej częściowo do siebie zraził. Cały Durmisi.

Był jednak na tyle przekonujący na boisku, że trudno było go nie powoływać. W latach 2016-2017 należał do etatowych reprezentantów i podczas eliminacji do MŚ 2018 wystąpił m.in. przeciwko Polsce w Warszawie (porażka 2:3). Na mundial do Rosji jednak nie pojechał, choć znajdował się w szerokiej kadrze sporządzonej przez Age Hareide. Ostatnie półrocze w Betisie miał już słabsze i często siedział na ławce na rzecz Juniora Firpo, którego później Barcelona wykupiła za 20 mln euro. Quique Setien w trakcie rozgrywek przeszedł na ustawienie z trójką stoperów i w roli wahadłowego Firpo bardziej mu pasował.

To największe rozczarowanie w moim życiu. Było mi bardzo ciężko i do tej pory nie doszedłem do siebie. Boli to tym bardziej, że od pierwszego dnia byłem częścią zespołu, który tworzył trener Hareide. Teraz jednak jestem bardziej zmotywowany niż kiedykolwiek wcześniej. To doświadczenie sprawi, że się rozwinę – komentował w duńskich mediach.

Jego zdaniem zaszkodziła mu łatka ofensywnego bocznego obrońcy. – Ludzie błędnie to zinterpretowali, uznając, że skoro jestem mocny w ataku, to automatycznie niedomagam w defensywie. Czy nie sądzicie, że Marcelo czy Jordi Alba również mogliby ucierpieć przy takim podejściu, gdyby grali w zespołach, które rzadziej dominują? – pytał retorycznie.

Nie zgadzał się także z tym, że mocno obniżył loty w Betisie. – W tym sezonie występowałem znacznie częściej niż się ludziom wydaje. Rozegrałem 24 z 38 meczów, z czego 23 w pierwszym składzie. Pokonałem Realem Madryt na Bernabeu, zajęliśmy szóste miejsce w lidze. Ci, którzy grali przeciwko mnie, wiedzą, że również w obronie jestem mocny. Muszę udowodnić, że jestem najlepszym lewym obrońcą w Danii, żeby wrócić do reprezentacji – podsumował.

Riza Durmisi w barwach reprezentacji Danii.

Świetny czas w Betisie i zainteresowanie Liverpoolu

Plan się nie powiódł, więcej w narodowych barwach już go nie zobaczyliśmy. W czerwcu 2019 otrzymał jeszcze powołanie na eliminacje Euro 2020, ale nie podniósł się z ławki.

Całościowo przez dwa lata w Betisie Durmisi pokazał się z bardzo dobrej strony i przez większość czasu miał miejsce w składzie. Dwa z trzech goli strzelonych w barwach „Los Verdiblancos” dotyczyło derbów z Sevillą, co tym bardziej zwiększało sympatię kibiców do jego osoby.

Za czasów Betisu współtworzył mieszankę doświadczenia z młodością. Z jednej strony weterani Joaquin i Ruben Castro, a po drugiej Dani Ceballos, Fabian Ruiz, Nahuel, który teraz jest w Śląsku i właśnie Durmisi, wówczas traktowany jako młody, obiecujący lewy obrońca. Ostatecznie wypromował się do Lazio, mimo że w Betisie trafił na dość burzliwy czas: czterech trenerów na przestrzeni dwóch lat – opowiada Michał Mitrut z Canal+, który podczas pracy w Eleven Sports nieraz komentował mecze z jego udziałem.

W Hiszpanii dał się zapamiętać jako bardzo dobry wykonawca stałych fragmentów. Był jednym z czołowych asystentów Betisu w La Liga. Podobała mi się jego werwa w grze. Zwłaszcza w Gran Derbi przeciwko Sevilli było widać jak rozpiera go energia. Uwidaczniała się wtedy bałkańska, albańska krew, która płynie w jego żyłach. Zawsze postrzegałem go jako zawodnika grającego z dużą determinacją. Jednocześnie uchodził za skromnego człowieka. Nie skłamię, jeśli powiem, że był uwielbiany przez kibiców Betisu – dodaje.

W tym okresie kilka razy łączono go z Liverpoolem i w pewnym momencie sygnalizowano, że transfer latem jest mocno prawdopodobny. – Miałem oficjalną ofertę z Liverpoolu. Alberto Moreno zdecydował się jednak zostać na Anfield, a pozbycie się go było jednym z warunków mojego przyjścia. Czekałem na to – mówił sam zainteresowany kilka lat później.

Riza Durmisi w barwach Betisu.

Niebyt w Lazio

Ostatnie miesiące w Betisie obniżyły jego notowania, ale i tak Andaluzyjczycy sporo na nim zarobili, oddając go do Lazio za ponad 7 mln euro.

W Rzymie dostał pięcioletni kontrakt, który wygasł dopiero latem ubiegłego roku. W jakikolwiek sposób przydatny dla stołecznego klubu był tylko przez pierwszy sezon. Simone Inzaghi w Serie A dwa razy wystawił go od początku, osiem razy wpuścił z ławki. Większość czasu Durmisi spędził na ławce, przeplatając to leczeniem kilku urazów. Trudno było mu wygrać rywalizację z Senadem Luliciem, będącym kapitanem zespołu. Trochę nadrobił w Lidze Europy, w której zagrał siedem razy i dotarł z kolegami do fazy pucharowej, gdzie lepsza okazała się… Sevilla. Musiało boleć podwójnie.

Simone Inzaghi – trener od sukcesów po kosztach

Duńczyk na dłuższą metę nie przekonał i w Lazio szybko przestał być potrzebny. – We Włoszech mu nie poszło, być może dlatego, że to głównie lewy obrońca, a nie lewy wahadłowy. Moim zdaniem jest stworzony do gry w systemie z czwórką – zauważa Mitrut.

Rozpoczęła się seria wypożyczeń:

  • do OGC Nice (4 mecze)
  • do Salernitany (5 meczów)
  • do Sparty Rotterdam (9 meczów)
  • do Leganes (11 meczów)
  • do Tenerife (1 mecz)

W międzyczasie Durmisi trzykrotnie po pół roku przebywał na miejscu w Rzymie, ale znajdował się totalnie poza orbitą klubu (jesień 2019, jesień 2020, jesień 2021). Dochodziło już do tego, że Maurio Sarri nawet nie zabrał go na obóz przygotowawczy, a oficjalna strona „Biancocelestich” nie uwzględniała go w kadrze pierwszego zespołu.

Riza Durmisi w barwach Lazio.

But na twarzy Macrona

Gdy w 2020 roku letnie okno transferowe zostało wydłużone aż do października, ze względu na opóźnione dokończenie wcześniejszego sezonu przez koronawirusa, Durmisi mocno liczył na powrót do Broendby. Był tak nastawiony na ten ruch, że gdy w ostatnim dniu jego były klub zamiast niego zdecydował się ściągnąć na lewą obronę Blasa Riverosa, dał upust swojej wściekłości w mediach społecznościowych. – Byłem po słowie z Broendby, do czasu, aż dowiedziałem się z mediów, że biorą kogoś innego. Nawet mnie nie poinformowali. Nie tak traktuje się osobę, która oddała życie temu klubowi. Ze względu na to wypożyczenie odrzuciłem wcześniej oferty Celty Vigo i Alanyasporu – nie krył rozgoryczenia.

Najwięcej pretensji miał do dyrektora sportowego Carstena V. Jensena. Ten bronił się, mówiąc, że Durmisi był tylko jednym z rozważanych wariantów i nigdy nie było naprawdę blisko jego sprowadzenia. – Zgłosił się do nas na ochotnika, więc zbadaliśmy temat. Musiały się zgrać trzy czynniki: sportowy, ekonomiczny i czasowy. W tym przypadku żaden się nie zgadzał. Riza ostatnio grał bardzo mało, więc powrót do formy trochę by mu zajął, a nie było widoków na dłuższą współpracę niż dziewięć miesięcy. Poza tym kwestie finansowe okazały się nie do przeskoczenia, a my musimy szukać oszczędności – punktował Jansen.

Durmisi raz na jakiś czas lubi „podpalić” w mediach społecznościowych. Głośno zrobiło się o jego poście, w którym zamieścił zdjęcie Emmanuela Macrona z butem na twarzy po zamachach w Nicei z października 2020. Tunezyjski terrorysta zabił wtedy trzy osoby w tamtejszej katedrze. Duński obrońca jako były zawodnik OGC tym mocniej przeżył tę historię. Jednocześnie jako muzułmanin uważał, że prezydent Francji źle poradził sobie z całą sytuacją. Podkreślił przy tym, że jest przeciwko terroryzmowi, a za wolnością słowa.

Riza Durmisi w barwach OGC Nice.

Mało pozytywnych punktów zaczepienia

Skoro muzułmanin, to od razu na myśl nasuwa się ramadan, który zawsze jest wyzwaniem dla zawodowych sportowców. Będzie on trwał od 10 marca do 8 kwietnia, czyli w środku ligowych bojów w Ekstraklasie. Podczas tego okresu wyznawcy islamu nie mogą jeść i pić przed zachodem słońca. Trudno stwierdzić, jaki jest obecnie jego stosunek do wyznawanej wiary. W 2018 roku mówił w dzienniku „AS”, że przestrzega postu i nie wpływa to na jego formę. Cztery lata później, gdy zaczął grać w Leganes, to samo źródło napisało o nim jako „niepraktykującym muzułmaninie”. Piotr Stokowiec zapewne wolałby drugi wariant.

Po nieporozumieniach z Broendby Durmisi stracił kolejne miesiące i dopiero zimą 2021 wylądował w Salernitanie. Rok 2022 mógł być dla niego światełkiem w tunelu. Dla Sparty i Leganes razem rozegrał 20 meczów, co było kolosalną zmianą na plus po wcześniejszych wojażach. Wszystko przekreśliła jednak końcówka pobytu w Leganes i późniejsza kontuzja w Tenerife. Od 25 lutego 2023 nie wystąpił w oficjalnym meczu.

Przed tym sezonem pisano, że jego zatrudnienie rozważają Udinese i Sivasspor, intratną ofertę mieli złożyć Arabowie, a przez chwilę Duńczyka przymierzano też do Śląska Wrocław. Koniec końców nigdzie nie podpisał kontraktu i jesienią miał dużo czasu dla rodziny – w rozmowie z oficjalnym kanałem ŁKS-u w ten sposób argumentował brak zaczepienia się w którymś klubie. Cóż, nas nie przekonał.

Postawmy sprawę jasno: jeżeli Riza Durmisi niczego nie zmieni w swoim sposobie myślenia, to biorąc pod uwagę rok bez gry i wcześniejsze chude lata, nie ma żadnych podstaw, aby wróżyć mu powodzenie w Łodzi. – Nie dam sobie ręki uciąć, że odpali. Jeśli podpisałby kontrakt na rok, to mógłbym się zakładać, że jesienią będzie brylować. Wiosną może być o to trudniej. Zazwyczaj tacy piłkarze potrzebują więcej czasu na odbudowę – Michał Mitrut również nie jest optymistą.

Jedyną nadzieję stanowi fakt, że Durmisi trenował z ŁKS-em już od połowy grudnia i normalnie przepracuje okres przygotowawczy – o ile ominą go kontuzje, a w tym przypadku to zawsze niewiadoma.

8 stycznia, w dniu ogłoszenia jego transferu do Polski, skończył 30 lat. To idealny moment, by wreszcie dojrzeć mentalnie. Kolejnej szansy, aby jeszcze cokolwiek znaczyć w futbolu, prawdopodobnie już nie otrzyma. Jeżeli teraz coś nie przeskoczy mu w głowie, nie widzimy szans, żeby ten ruch nie został wkrótce zapisany po stronie licznych niewypałów autorstwa Janusza Dziedzica.

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK/Newspix/Accredito

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

7 komentarzy

Loading...