Reklama

Twierdza Stadio Olimpico dalej trudna do zdobycia, choć Roma nie wygrała

Arek Dobruchowski

Autor:Arek Dobruchowski

07 stycznia 2024, 23:20 • 4 min czytania 0 komentarzy

Biorąc pod uwagę formę obu drużyn, to miał być hit tej kolejki Serie A. I z całą pewnością taki był, a przynajmniej pierwsza połowa. AS Roma na Stadio Olimpico ostatni raz przegrała 1 września i od tamtego czasu tylko raz zremisowała, wygrywając wszystko, jak leci. Atalanta Bergamo uszykowała armaty, wystrzeliła bomby prosto w twierdzę rzymian. I ją naruszyła. Nie była w stanie jej w pełni rozbić i obalić, ale sama przy okazji też mocno nie ucierpiała. Bitwa zakończyła się rozejmem. 

Twierdza Stadio Olimpico dalej trudna do zdobycia, choć Roma nie wygrała

Przed tym spotkaniem Atalanta mogła pochwalić się bardzo dobrymi statystykami w starciach z Romą na na Stadio Olimpico. Wygrała cztery z ostatnich ośmiu spotkań na tym obiekcie, a poprzedni raz gdy poniosła porażkę z Romą na wyjeździe to 2014 rok. Seria trwa.

AS Roma – Atalanta Bergamo 1:1. Rzymianie u siebie są nie do pokonania. Ale tym razem nie wygrali

W tym sezonie AS Roma przegrała u siebie tylko jedno spotkanie – 1 września z AC Milanem (1:2). Od tamtej pory dziesięć zwycięstw i tylko jeden remis – z Fiorentiną (1:1), gdzie od 64. minuty grała o jednego zawodnika mniej, bo z boiska wyleciał Nicola Zalewski, a kończyła spotkanie w dziewięciu, gdyż czerwoną kartkę zobaczył również Romelu Lukaku.

Z kolei Atalanta nie tylko ma lepszy bilans w bezpośrednich starciach, ale po prostu jest rozpędzona, bo wygrała cztery z ostatnich pięciu spotkań. To mogło nam zwiastować świetne spotkanie. Ale dobrze też wiemy, jak to bywa z tymi hitami w Serie A. Często to tylko koncentracja na defensywie i gra w szachy. W tym przypadku nikt nie chciał bronić oglądaliśmy mocno otwarte spotkanie.

I to też za sprawą szybkiego otwarcia. Atalanta golem na samym początku spotkania zmusiła Romę do odważniejszej gry. Swoją drogą trzeba podkreślić, że ta akcja bramkowa była przepiękna, a podanie Aleksieja Mirnaczuka wręcz nieziemskie. Anglicy mawiają na takie zagrania „magic touch”. I żal było tego nie wykorzystać, nawet jeśli Teun Koopmeiners nie jest ekspertem od gry głową. Pociągnął z „dyńki” i dał prowadzenie swojej drużynie.

Reklama

Romę rozjuszył ten gol. Ruszyła do przodu. Grała piłkę przyjemną dla oka. Z pierwszej piłki. Po odwodzie. Z przerzutami. Na klepkę. Romelu Lukaku rzadko był przy piłce, nie dochodził do sytuacji strzeleckich, ale był bardzo pożytecznym zawodnikiem dla drużyny. Piłka do „Big Roma”, a ten zastawka i cyk podanie prostopadłe do Dybali lub Zalewskiego. I gdyby nie świetna postawa Marco Carnesecchiego w bramce Atalanty, AS Roma prowadziłaby już do przerwy. 23-letni bramkarz popisał się kilkoma świetnymi interwencjami.

Zalewski kręcił Holmem, jak chciał, ale…

Choć trzeba podkreślić, że Carnesecchi popełnił jeden duży błąd. Pod koniec pierwszej połowy niepotrzebnie wyszedł z bramki i wypiąstkował piłkę przed siebie wprost pod nogi Nicoli Zalewskiego. Polak chciał od razu przelobować bramkarza. Golkiper zdążył ją jeszcze trącić, ale ta i tak wylądowała pod nogami Karsdorpa, który oddał strzał. Ten był zablokowany, ale na powtórkach było widać, że Ruggeri kopnięciem wyjętym z karate, pokiereszował Holendra. Sędzia po interwencji VAR i obejrzeniu powtórki, wskazał na wapno, a Dybala zamienił „jedenastkę” na gola.

Reklama

To nie był najgorszy mecz w wykonaniu Zalewskiego. Dużo się działo po jego stronie boiska, jeśli chodzi o akcje ofensywne. Prawy wahadłowy Atalanty Emil Holm miał ogromne problemy z reprezentantem Polski. 21-letni piłkarz Romy kręcił Szwedem jak wujek Romek siostrzenicą na weselu. Choć Bogiem a prawdą niewiele z tego wynikało. Bo często Zalewski albo za mocno sobie wypuszczał piłkę do przodu, albo źle podawał, albo był blokowany przez innych obrońców. Brakowało tej kropki nad „i”. I krytyka za to spotkanie pewnie go dosięgnie.

AS Roma – Atalanta Bergamo 1:1 (1:1)

P. Dybala 38′ (k) – T. Koopmeiners 8′

WIĘCEJ O WŁOSKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Entuzjasta młodzieżowego futbolu. Jest na tym punkcie tak walnięty, że woli oglądać Centralną Ligę Juniorów niż Ekstraklasę. Większą frajdę sprawia mu odkrywanie nowych talentów niż obserwowanie cały czas tych samych twarzy, o których mówi się, że są „solidnymi ligowcami”. Twierdzi, że szkolenie dzieci i młodzieży w Polsce z roku na rok się prężnie rozwija, ale niestety w Ekstraklasie dalej są trenerzy, którzy boją się stawiać na zdolnych młodych chłopaków. Aczkolwiek nie samą juniorską piłką człowiek żyje - masowo pochłania również mecze Premier League, a w jego żyłach płynie niebieska krew sympatyka londyńskiej Chelsea.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

0 komentarzy

Loading...