Nowa runda i tradycyjnie nowy Piast. Tak z przekąsem można podsumować końcówkę roku w wykonaniu gliwiczan. Gdy formalnie zaczęła się runda rewanżowa, podopieczni Aleksandara Vukovicia zerwali wydawałoby się wieczny pakt o nieagresji z rywalami i przestali remisować, a wreszcie zaczęli wygrywać.
Piast grał jesienią za dobrze, żeby przystępować do wigilijnego stołu jako drużyna kręcąca się wokół strefy spadkowej. Bardzo dobra gra w defensywie i mnóstwo stwarzanych sytuacji (które były po prostu marnowane) – prędzej czy później musiało się to przełożyć na zwycięstwa. Nie musieliśmy czekać do lutego. Najpierw pokonany przy Bułgarskiej został Lech, teraz z bagażem trzech goli do domu wraca Stal Mielec.
Piast Gliwice – Stal Mielec 3:0. Worek z bramkami rozwiązany
Do przerwy nic nie zapowiadało takiej kanonady. Oglądaliśmy dużo rąbanki w środku pola, jedni i drudzy męczyli się w ofensywie. Po przerwie za to gospodarze się rozkręcili i tym razem nie mogli narzekać na brak szczęścia.
Mateusz Kochalski nie interweniuje codziennie tak kiepsko, jak po łatwym – zdawałoby się – strzale głową Tomasa Huka. W zasadzie to nie pamiętamy podobnej wpadki w jego wykonaniu.
Kamil Pajnowski nie zawsze wybija piłkę prosto pod nogi rywala, który siłą rozpędu może dostawić nogę i strzelić gola. Nie zawsze, choć kolejny raz zawodnik ten pokazał, że w dłuższej perspektywie Ekstraklasa chyba go przerasta. Dziś wszedł z konieczności za kontuzjowanego Leandro i wypadł kiepściutko. Mocno maczał palce przy wspomnianej bramce i to po jego niefrasobliwym uderzeniu Chrapka w twarz podyktowany został rzut wolny, który szczęśliwie – a jakże – po rykoszecie na trafienie do siatki zamienił Damian Kądzior. Tym samym skrzydłowy “Piastunek” dołączył do elitarnego grona strzelców goli ze stojącej piłki w trwającym sezonie. Dotychczas znajdowali się w nim jedynie Bartłomiej Wdowik i Josue.
W Mielcu mają o czym myśleć
Stal wyglądała na ekipę totalnie wyprutą, mającą już dość tego roku. Nieporadność w tyłach i bieda z przodu – to dziś widzieliśmy. Ilja Szkurin znów bez sztycha, ponownie lepiej wypadł wchodzący z ławki Meriluoto. W doliczonym czasie japoński Fin oddał jedyny groźniejszy strzał gości w drugiej połowie. Krzysztof Wołkowicz rzadko kiedy miał piłkę, a gdy jeden jedyny raz źle ustawił się Ariel Mosór, nie skorzystał z naprawdę dobrego dośrodkowania Piotra Wlazły i nawet nie dał Karolowi Szymańskiemu sposobności do popełnienia błędu. Raz uczynił to Maciej Domański, ale na tym lista pozytywów przy jego nazwisku się kończy.
Co do Szymańskiego, Aleksandar Vuković od wyprawy do Białegostoku konsekwentnie stawia na niego w bramce i jak dotąd, nie żałuje. Dziś zaszalał jeszcze bardziej i od początku wystawił na szpicy debiutanta Piotra Urbańskiego. Cóż, 19-latek w najbliższym czasie chyba jeszcze problemów w ataku nie rozwiąże. Ma warunki fizyczne, ale brakowało mu opanowania i zdecydowania z piłką przy nodze. Po przerwie już na boisko nie wyszedł.
Piast może żałować, że kończy granie w 2023 roku. Przy dobrych wiatrach jeszcze można postraszyć potentatów, zwłaszcza że do rozegrania pozostaje zaległy mecz z Puszczą. Stal miała ostatnio lepszy czas, ale jeśli znów zamierza wiosną punktować znacznie gorzej niż jesienią, jej zaliczka na kolejne miesiące tym razem jest niepokojąco mała.
Fot. Newspix