Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie wydarzeń z Alkmaar. Prawnik Legii przyznaje, że przebiega ono sprawnie i dynamicznie. Ministerstwo Spraw Zagranicznych żąda wyjaśnień, ale odbija się od ściany. Dariusz Mioduski po powrocie z meczu Ligi Konferencji zapowiadał, że nie odpuści. Minęły już ponad dwa miesiące. Dlaczego Holendrzy nie ponieśli jeszcze żadnych konsekwencji, choć istnieją jawne dowody na przemoc wobec właściciela stołecznego klubu i mocne przesłanki o dyskryminacji wobec Polaków?
Stadion Legii, wypełniona po brzegi sala konferencyjna, kilkanaście godzin po meczu w Alkmaar. Dariusz Mioduski pokazuje nagrania, na których widać jak holenderskie służby popychają nim niczym workiem ziemniaków. Opowiada o systemowej polonofobii, szykanowaniu kibiców, skandalicznym traktowaniu klubowych oficjeli i piłkarzy. „Nie odpuścimy”, ofensywnie zapowiada. Od tej salwy grzmotów i tłumaczeń minęły dokładnie dwa miesiące i osiem dni.
Legia wciąż niczego nie wyjaśniła.
Wobec Holendrów nie zostały wyciągnięte żadne konsekwencje.
Podobno nie padło nawet ani jedno „przepraszam”.
Piłkarze w areszcie, Runjaic w taksówce
Szóstego października, w rzeczonej sali konferencyjnej na stadionie Legii, Dariusz Mioduski wygląda na człowieka, który ruszy niebo i ziemię, żeby tylko walczyć o wizerunek stołecznego klubu. W Holandii działy się niewiarygodne sceny. Przed zespołem z Warszawy zamknięto bramy stadionu, zanim ten zdążył się spakować i wrócić do autokaru. Polska delegacja została uwięziona. Gdy prosiła ochroniarzy o otwarcie bram, ci twierdzili, że wokół jest bardzo niebezpiecznie, bo kibice Legii mogą w każdej chwili zaatakować. „Ale kogo? Nas? Nasi kibice?”, dziwili się przedstawiciele warszawskiego klubu, lecz służby były nieprzejednane.
W efekcie sytuacja eskalowała.
Gdy Dariusz Mioduski próbował wyjaśnić tę sprawę, spotkał się z jawną agresją funkcjonariuszy. Relacjonował na konferencji prasowej:
– Wyciągnąłem telefon. Powiedziałem, że nagram to zajście, bo jest nieakceptowalne. I wtedy to się stało. Wyrywali mi ten telefon i wyrzucili. Musiałem za nim iść. Próbowali nie dopuścić, bym go odzyskał. Wtedy zostałem ileś razy brutalnie uderzony.
– Ileś razy? – padło pytanie z sali.
– Przez cały czas trwały mocne przepychanki. A później jeszcze kolejne. Próbowałem przedostać się do wozu, którym transportowano Josue i Pankowa. Chciałem jechać z nimi na komisariat. Obok niego stali policjanci z pałkami. Brutalnie mnie odepchnęli.
Doszło do przepychanek. Josue i Pankov nie wrócili z drużyną. Spędzili tamtą noc w areszcie. Serb odepchnął jednego z prowokatorów. Musiał zeznawać, później usłyszał zarzuty. „Traktujecie nas jak zwierzęta” krzyczy Josue, opuszczając teren stadionu AZ z kajdankami na rękach. „Powiedziano nam, że jeśli nie wypuścimy jednego piłkarza, konkretnie Pankowa, to dojdzie do szturmu na autobus z pałkami i tarczami. Mówili, że zrobią rozróbę”, grzmi Dariusz Mioduski.
Kosta Runjaic wsiadł w taksówkę i jeździł po holenderskich komisariatach, szukając zawodników, bo nikt nie chce powiedzieć polskiej delegacji, gdzie oni są. Do tego dochodzi polonofobia. Kelnerzy wypraszają z restauracji kibiców, którzy posługują się językiem polskim. Bez konkretnego powodu. Bo tak. Żeby wejść na mecz, polscy kibice muszą pojechać do oddalonej o osiemdziesiąt kilometrów Hagi, bo tylko tam mogą odebrać bilety. Istny absurd. W samym Alkmaar legitymowano wszystkich, którzy przyjechali znad Wisły.
Prawnik Legii złożył zawiadomienie do prokuratury
Skoro padły mocne i logiczne zarzuty, a Legia wyglądała na zdeterminowaną, to dlaczego Holendrzy jeszcze nie odpowiedzieli za swoje czyny? Pytamy o to Marcina Kondrackiego z kancelarii Kondracki Celej, która reprezentuje Legię, jej piłkarzy i członków sztabu w związku z wydarzeniami w Alkmaar.
– Nie powiedziałbym, że nic się w tej sprawie nie wydarzyło. Kancelaria w imieniu klubu złożyła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dotyczy ono z jednej strony zachowań o charakterze dyskryminacyjnym względem polskich obywateli z uwagi na ich przynależność narodową, z drugiej – użycia przemocy oraz podejrzenia przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy policji oraz ochrony stadionu klubu AZ Alkmaar. Pokrzywdzonymi w tej sprawie są osoby wchodzące w skład oficjalnej delegacji Legii Warszawa oraz kibice. Postępowanie prowadzi prokuratura okręgowa w Warszawie. Jest ono od początku prowadzone bardzo sprawnie i dynamicznie. Prokuratura przesłuchała już wnioskowanych przez nas kilkudziesięciu świadków. Prawnicy Kondracki Celej aktywnie uczestniczą w tych czynnościach, reprezentując pokrzywdzonych.
– Kim są przesłuchiwani świadkowie?
– Przesłuchano osoby wchodzące w skład oficjalnej delegacji klubu oraz kilku piłkarzy. Kończymy etap przesłuchiwania świadków wskazanych w zawiadomieniu. Bezpośrednio po zdarzeniach w Alkmaar do klubu zgłosiło się wielu kibiców, którzy doświadczyli dyskryminacji i przemocy. Złożyliśmy wniosek ich przesłuchanie.
– To wszystkie działania?
– Prokuratura wystąpiła także do Holandii z europejskim nakazem dochodzeniowym o przekazanie szeregu danych dotyczących tego zajścia. Strona holenderska potwierdziła, że przyjęła ten europejski nakaz dochodzeniowy, natomiast do dnia dzisiejszego nie udzieliła jeszcze odpowiedzi. Prokurator podejmie decyzje o dalszych działaniach.
– Jakich konsekwencji wobec Holendrów oczekujecie?
– Jeżeli ustalenia śledztwa potwierdzą podejrzenie popełnienia przestępstw objętych postępowaniem, polska prokuratura powinna skierować do sądu akt oskarżenia przeciwko funkcjonariuszom holenderskiej policji i ochroniarzom, którzy dopuścili się przemocy wobec polskich obywateli.
– Jakie są rokowania, że uda się to zrobić?
– Z punktu widzenia pełnomocnika, nie mam wątpliwości co do tego, że doszło do popełnienia przestępstw o charakterze dyskryminacyjnym. Poszkodowani są członkowie delegacji i kibice. To, czy polskim organom ścigania uda się ustalić konkretnych sprawców i wyciągnąć wobec nich konsekwencje, w dużym stopniu jest uzależnione od współpracy ze stroną holenderską, wobec czego trudno mi powiedzieć, jakie są rokowania.
Holendrzy zbywają nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych
Wygląda więc na to, że cała polska strona – Legia, jej kancelaria czy prowadząca śledztwo prokuratura – jest uzależniona od otwartości do współpracy Holendrów, czyli od czegoś, co tak naprawdę nie istnieje. Wymowna jest choćby prośba o udostępnienie nagrań z monitoringu: prokuratura przygotowała oficjalny dokument, Holendrzy go odebrali i w temacie wciąż nie wydarzyło się nic.
Pewna nadzieja Legii w tym, że sprawa stała się polityczna.
Po tym jak późną nocą po meczu z Alkmaar zaczęły do nas docierać doniesienia o tym, jak została potraktowana Legia, obserwowaliśmy jeden z nielicznych momentów, gdy polska piłka klubowa trafiła do mainstreamu. Telewizje informacyjne żyły ekscesami, które – ze względu na systemową polonofobię, która jest absolutnie niedopuszczalnym zjawiskiem, zwłaszcza na terenie wspólnotowej Unii Europejskiej – oburzały nie tylko kibiców Legii czy kibiców jako środowisko, a każdego Polaka. Trudno przejść obojętnie wobec informacji, że gdzieś niedaleko wyrzuca się z restauracji rodaków tylko dlatego, że mówią w naszym języku.
Rinke Rooyens, holenderski producent telewizyjny, członek oficjalnej delegacji Legii w Alkmaar, opowiadał przed kamerami warszawskiego klubu:
– Ludzie nie wiedzieli, że jestem Holendrem. Obserwowałem, że źle mówili o Polakach, że będą źle traktowani, jak robotnicy. Od początku w mieście dało się wyczuć rodzaj stresu. (…).
– Poczułem przejaw dyskryminacji. Gdy byłem potem w busie AZ i powiedziałem w formie żartu: „Chłopaki, robicie mi wstyd, ja jestem Holendrem i przez następne dwa lata będę słyszał o tym, jak Holendrzy organizują mecz”, to od razu była agresja w stosunku do mnie. Mówiono, że nie rozumiem, co się dzieje i że dla nich to pierwsze spotkanie międzynarodowe z nowym szefem ochrony.
– Gdy dotarliśmy na stadion, było dużo policjantów z psami, pojawiła się policja szturmowa. Obserwuję, co dzieje się w Holandii po pandemii i – moim zdaniem – ich podejście nie polega na szukaniu rozwiązań, tylko na dużej eskalacji.
Do pomocy Legii włączają się organy państwowe. Ministerstwo Spraw Zagranicznych reaguje natychmiastowo. W wydanym dwa dni po meczu oświadczeniu pisze o „nieakceptowalnych sytuacjach”, „słownej oraz fizycznej przemocy” oraz „uprzedzeniach narodowościowych”. Podobnie jak prokuratura, która nie może wyegzekwować nagrań z monitoringu, także MSZ natrafia na holenderski mur. Polskie służby konsularne zwróciły się ze standardową prośbą o wyjaśnienie zdarzeń przy autokarze Legii, powodów zatrzymania zawodników i nakreślenie ogólnej sytuacji przed i po meczu.
Biuro rzecznika prasowego ministerstwa przekazuje nam: – Polskie służby konsularne prosiły o poinformowanie, jakie środki prewencyjne były podejmowane od środy 4 października br. zarówno przez gminę Alkmaar, jak i holenderską policję względem kibiców Legii Warszawa. Powoływały się na sygnały o bezzasadnych przeszukaniach obywateli RP, co miało nastąpić wyłącznie na podstawie posługiwania się językiem polskim, o konieczności opuszczenia miasta przez obywateli RP. Strona holenderska odniosła się do zadanych pytań merytorycznych poprzez odesłanie do udostępnionego wcześniej wspólnego oświadczenia gminy, klubu, policji i prokuratury. W komunikacie tym została zawarta informacja o podjętych środkach zapobiegawczych w związku z rozgrywkami. W tym kontekście polskie służby konsularne prosiły o poinformowanie, jakie środki prewencyjne były podejmowane od środy 4 października br. zarówno przez gminę Alkmaar, jak i holenderską policję względem kibiców Legii Warszawa.
Innymi słowy: nasz kolejny organ został kompetnie zbyty.
Burmistrz Alkmaar daje bany
Oświadczenie, jakie wydała policja, gmina, prokuratura i AZ, można bowiem przeczytać w internecie.
Oto dwa najbardziej znamienne fragmenty.
Pierwszy:
Prokurator Generalny Digna van Boetzelaer: „Decyzja prokuratury o aresztowaniu zawodników nie została podjęta pochopnie i została wcześniej omówiona z policją. Zatrzymano podejrzanych o poważne przestępstwa, które prokuratura – jak w każdym przypadku – dokładnie oceni.”
Polskie media kreują obraz, że to piłkarze byli ofiarami działań policji, jednak wcale tak nie jest. To zawodnicy zastosowali przemoc. Zatrzymanie to poważny środek, policja nie robi tego bez powodu. Na pewno nie z zawodnikami po meczu międzynarodowym.
I drugi:
Burmistrz Anja Schouten: „Kibice, którzy stosują nadmierną i niedopuszczalną przemoc wobec policji i stewardów, nie są mile widziani w naszym mieście. Badamy wraz z zainteresowanymi stronami, czy i w jaki sposób możemy zakazać gościom o takim profilu ryzyka udziału w europejskich zawodach.”
Dariusz Mioduski przypominał po wydarzeniach w Alkmaar, że burmistrz tego miasta nawet publicznie mówiła, że „nie życzy sobie w mieście Polaków”, co miało podkręcać atmosferę niechęci wobec kibiców znad Wisły. Po meczu holenderska prasa rozpisywała się o obraźliwych wiadomościach, jakie miała odbierać pani Schouten i jej współpracownicy od – jak to określały tamtejsze media – „polskich trolli”. Burmistrz miasta blokowała wręcz każdego Polaka (!), który w tamtym czasie kliknął „follow” przy jej koncie na portalu X/Twitter. – Kliknąłem „obserwuj”, sprawdziłem po dziesięciu minutach i… faktycznie miałem zbanowane konto – potwierdza dziennikarz „Piłki Nożnej” i „Prawy Futbolu”, Paweł Gołaszewski. Niedługo później lokalna polityczka schowała swoje konto za kłódką.
Krok dalej poszedł Marcin Bratkowski, odpowiadający za komunikację i PR firmy Superbet, który urządził lekką prowokację. — Postanowiłem powołać na Twitterze do życia Martijna van Bratkenbauma. Mieszkańca Alkmaar, fanatyka tulipanów i zwolennika władz miasta, lokalnych mediów i policji, z lekkim zacięciem ksenofobicznym. Niestety, wrota do profilu pani prezydent miasta pozostają zamknięte nawet dla niego, założona tam kłódka wymaga akceptacji każdej prośby o możliwość obserwowania. Martijn odniósł jednak pewien sukces szpiegowski, bo tuż przed “zakłódkowaniem” wślizgnął się na profil gminy Alkmaar i teraz obserwuje go jako szpieg w oblężonym mieście — opowiadał w „Przeglądzie Sportowym”.
Opary absurdu.
Holendrzy walczą o swoje
Swoje postępowanie prowadzi UEFA. Jak słyszymy w Legii, jest ono ekstraordynaryjne, co oznacza, że federacja zbiera materiały i nie jest zobowiązana sztywnymi terminami. Znacznie szybciej, po ledwie kilku dniach, UEFA ukarała kibiców Legii (zakaz wyjazdowy na kolejny mecz pucharów) i nałożyła na klub piętnaście tysięcy euro kary. Po burdach w Birmingham doszło do tego pięć kolejnych spotkań zakazu i sto tysięcy euro grzywny (za informacjami „Sky Sports”).
Holendrzy twierdzą, że Polska wymyśliła sobie swoją narrację i sami przechodzą do ofensywy. Wobec Radovana Pankova postawili konkretne zarzuty, co oznacza, że odbędzie normalny proces sądowy w Holandii. W Legii słyszymy, że ma zostać przesłuchany w styczniu. Możliwe, że nie będzie musiał stawić się osobiście w Alkmaar, istnieje bowiem scenariusz, w którym w Holandii reprezentuje go prawnik Legii, a piłkarz przedstawia swoje stanowisko poprzez wideorozmowę.
Bartosz Zasławski, rzecznik prasowy Legii, mówił nam: – Ogólnie mówiąc, ponieważ nie ma bezpośredniego przełożenia na prawo polskie, w kwestii Radovana chodzi o naruszenie nietykalności cielesnej. Klub wynajął holenderskiego prawnika, który pracuje z nami od początku sprawy. Jest wysokiej klasy specjalistą, dział prawny ma z nim stały kontakt i monitoruje sytuację. Jesteśmy spokojni i przekonani o naszej niewinności.
Holendrzy szukają haka na Radovana Pankova. Legia go broni
Jak jeszcze Holendrzy chcą ukarać Legię i polskich kibiców? Szereg informacji przekazuje nam biuro rzecznika prasowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
– Strona holenderska (niezależnie od postępowania UEFA) podjęła dochodzenie w sprawie, przesłuchiwani są świadkowie, analizowany jest monitoring i materiał dowodowy. Na początek przyszłego roku zostały wyznaczone przesłuchania w sądzie. Polskie służby konsularne mają zostać przez holenderską policję oficjalnie poinformowane o wyniku dochodzenia po jego zakończeniu – do zakończenia oficjalnego śledztwa nie będą przekazywane bieżące informacje w sprawie.
– W związku z wydarzeniami wokół meczu AZ Alkmaar – Legia Warszawa 5 października br. władze holenderskiego miasta, zarząd klubu, policja i prokuratura zdecydowały się (m.in. w wyniku polskiej presji) zlecić szeroko zakrojone dochodzenie w sprawie. Zespół Audytu Piłki Nożnej i Bezpieczeństwa, niezależny organ doradczy powołany przez holenderskie Ministerstwo Sprawiedliwości i Bezpieczeństwa, zlecił niezależnej firmie doradczej Berenschot analizę sytuacji wokół meczu AZ-Legia. Dochodzenie w sprawie incydentu rozpoczęło się 1 listopada i zakończy się w ciągu trzech do sześciu miesięcy.
– Zajście pomiędzy zawodnikami i działaczami polskiego klubu a ochroną AZ Alkmaar bezpośrednio po meczu nie jest objęte dochodzeniem, ponieważ jest już badane przez prokuraturę. Nie są również objęte dochodzeniem komunikaty w mediach społecznościowych i sieci internetowej dotyczące fali mowy nienawiści kierowanej przez kibiców Legii względem władz miasta i klubu w Alkmaar (w wyniku wydarzeń podczas meczu AZ Alkmaar z Legią Warszawa burmistrz, gmina, a także lokalna społeczność stała się przedmiotem zmasowanego ataku mowy nienawiści w mediach społecznościowych, gdzie np. logo holenderskiego klubu przerabiane było na swastykę).
Kibice AZ nie przyjechali do Warszawy
– Zapraszamy do Polski na Legię. Może wtedy pokażemy wam, jak wyglądają bezpieczeństwo, gościnność i dobra atmosfera? – pytał pokojowo Dariusz Mioduski dzień po przylocie z Alkmaar.
Ale AZ nie skorzystało z tego zaproszenia. Holenderski klub postanowił nie rozpoczynać sprzedaży biletów, choć gdyby tylko chciał, dostałby zagwarantowaną przez regulacje UEFA pulę. „Doszliśmy do wniosku, ze nie da się zagwarantować naszym kibicom bezpieczeństwa”, czytamy w oficjalnym oświadczeniu rywala Legii. I zaraz obok: „Klub odradza kibicom także samodzielną podróż na mecz”.
Legia deklaruje, że chciała przyjąć gości i w żaden sposób nie utrudniałaby im życia. Wygląda jednak na to, że AZ dalej gra w swoją grę. Trener przyznał wczoraj, że drużyna nie odbyła przedmeczowego spaceru, bo „otrzymała sugestię, by nie prowokować”. Holendrzy wciąż w żaden sposób nie pofatygowali się, by w jakikolwiek sposób wyjaśnić to, co wydarzyło się już ponad dwa miesiące temu.
WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:
- Holendrzy szukają haka na Radovana Pankova. Legia go broni
- Legia Warszawa vs AZ Alkmaar. Kursy, typy i analiza
- Janczyk z Birmingham: Błędne koło przemocy. Legia, Aston Villa, kibice i policja – wszyscy przegrali
Fot. FotoPyK